czwartek, 29 września 2016

Ksiądz...

Jak przyjemnie poczytać czasem nasze narodowe epopeje... Łzawe opowieści z gatunku "płaszcza i szpady", w których bohater przez osiemset stron balansuje na krawędzi utraty zdrowia, życia, czci i chwały, a najczęściej wszystkiego jednocześnie.

W takich opowieściach zawsze niebagatelną rolę pełni kościół. To zwykle pośród kleru znajdujemy największych patriotów. Oni są najsumienniejszymi obrońcami ojczyzny i tylko na nich można polegać; jedynie im zaufać...
Tylko oni są bardziej transparentni niż szkło i przezorniejsi od szpaka.
Nie wiem czy szpaki są przezorne, ale pasuje mi to słowo.
Załóżmy, że jestem naiwny i w to uwierzę, ale...
Pisarze klasy Żeromskiego lub Sienkiewicza, których beletrystyka jest wystarczająco sugestywna, aby przekonać tygrysa do przejścia na wegetarianizm, gruntownie mijają się z prawdą, wcale tego zresztą nie kryjąc.
Bo pisarstwo "ku pokrzepieniu serc" miało inne zadania. Wówczas należało wzmóc ciśnienie, takie od pasa w dół, wzmagające ochotę do walki o wolność rozparcelowanego kraju.

Dziś nie ma tego problemu i... tu leży problem!

Prawica wiecznie karmi nas swoim bełkotem wyimaginowanego poddaństwa wobec sadystycznej Unii Europejskiej opanowanej masońskim spiskiem i przesiąkniętej żydowskimi konotacjami.
Starając się stworzyć wrażenie wszechogarniających nas intryg - nakazuje walkę.
Świetnie! Tyle, że walkę z wiatrakami też opisano już przed wiekami. Zainteresowanych odsyłam do Cervantesa...
Konsekwencją tych działań jest wysyp tworów pokroju Międlara, który w swoim chorym umyśle kreuje się zostać kolejnym przeorem Kordeckim.
Nie jestem największym znawcą losów bohaterskiego obrońcy Jasnej Góry, ale wiem, że faszyzujący Jacuś nie godzien jest wyczyścić księdzu Augustynowi nawet butów, że o całowaniu ran jego nie wspomnę. Chciałoby się powiedzieć: jakie czasy, taki Kordecki...
Nie znaczy to wszakże, że przestanę zachwycać się Trylogią, bo wciąż jestem tym samym leżącym pod  kołdrą naiwniakiem, z wypiekami na twarzy czytającym po raz czterdziesty mój ukochany "Potop".
Nie znaczy to również, że moja "naiwność" nie dostrzeże różnicy pomiędzy dobrą literaturą, a obrzydliwym zakłamaniem.





środa, 28 września 2016

Najnowsze odkycie w walce z niechcianą ciążą: Skok z szafy.

Muszę w końcu wyrazić swoje zdanie o in vitro.
Skrzętnie omijałem ten temat, bo nienawidzę wypowiadać się o czymś, co służy jedynie za pożywkę dla mas w sezonie ogórkowym. Termin "ogórkowy" nabiera zresztą ostatnio nowych znaczeń...
Z przykrością jednak stwierdzam, że ów sezon z każdym rokiem ulega wydłużeniu, a w trakcie rządów obecnego "establishmentu" panuje właściwie bez przerwy.
Zresztą... czemu się tu dziwić? Taki przeciętny ludź, uczestnik miesięcznic i niedzielnej sumy, nie wykazujący potrzeby dzielenia się przeżyciami wznioślejszymi niż poranna kupa i uciskający berecik, nie potrzebuje wiele, aby wykazać się aktywnością na polu przekonywania wszystkich co do tego, jaki z niego kretyn.
I jak to typowy katol...
Kocha nienawidzić.
Nauczony miłości do bliźniego swego, powtarzający codziennie wykutą na blachę mantrę o PO, KOD i potrzebie skazania na śmierć Tuska; łykający każdą ilość podawanych mu na bieżąco bredni o jego misji zbawcy wszelakich grzeszników, jest klinicznym przykładem, wbijanej kowalskim młotem do pustego łba, ideologii nazizmu.
Chciałbym napisać: przykład idzie z góry, ale będzie to nadinterpretacja. Większość posłów pis nadąża za inteligencją z równą wprawą jak ja za Usainem Boltem na setkę.
I jak tu mogą dziwić ich wystąpieniom w sprawie in vitro!?
Teatr zacofania poparty wrodzoną tępotą, nieuctwem, ślinotokiem na widok sutanny i przekształcania sejmowej mównicy w ambonę, potęguje atmosferę nienawiści wszystkich do wszystkiego. Zauważyliście z pewnością, że każdy prawicowiec przemawia ze wzrokiem skierowanym w lewą stronę sali i odwrotnie?
Jakiekolwiek porozumienie jest więc wykluczone! Wszyscy chcą wojny, a in vitro pracuje jako katalizator.
Ale to tylko kolejny ogórkowy temat. Rozbudzający wprawdzie najniższe instynkty i lotny, ale wciąż tylko zastępczy. Kolejne igrzyska.

Rzecz jasna mam i ja o nim swoje zdanie. O przerywaniu ciąży także, ale ani myślę wpisywać się w ten intelektualny chłam prowadzący w prostej linii do równania się z wrzeszczącym motłochem. Najwstrętniejsze jest jednak to, że na podobne tematy wypowiadają się najczęściej ci, którzy z tysięcy powodów wypowiadać się nie powinni. I znów zostawię tu niedopowiedzenie, bo wszyscy i tak doskonale wiedzą o kogo mi chodzi.

Opublikowałem niedawno, na swoim profilu, parlamentarną wypowiedź ministra finansów Szwajcarii o najnowszych dyrektywach unii w sprawie ilości przypraw na sprzedawanym mięsie.
Biedak!
Prawie popłakał się ze śmiechu cytując nawalonych jedenastą kawą urzędników odpowiedniego resortu. Płakałem razem z nim.
Wsłuchując się w wypowiedzi naszych posłów, powodów do płaczu mam znacznie więcej.
Jaka szkoda, że są to tylko łzy zawodu; że naród umyślił sobie wybrać przedstawicieli o tak skondensowanej głupocie. 

P.s.
Zerknijcie w wolnej chwili na stronę Pro-life.pl.
Kto ich, do ciężkiej cholery, zmusza do życia przeciw własnym wartościom? Ja?
 
 
I wszystko jasne. 
 
 
Co ona urodziła oprócz nienawiści?


sobota, 24 września 2016

Mamy nową rasę: "Pislanckie osły"

Byliśmy kiedyś na wczasach w Bułgarii. Obok miejsca, w którym mieszkaliśmy było puste pole gdzie koczował uwiązany osioł. Codziennie budziły nas jego denerwujące ryki. Wiecie zapewne o czym mówię, bo każdy zna to ośle: Yyyychyyyy, yyyychyyy!
Kompletna beznadzieja.
Nie jestem wielkim znawcą genealogii osłów, ich pochodzenia i przeznaczenia. "Przeznaczenie" to słowo klucz w moim dzisiejszym wystąpieniu, ale zacznę od pochodzenia.
I otóż dowiedziałem się, że osioł domowy ma "kuzynów". Są nimi: dziki osioł indyjski, dżigetej z pustyni Gabi, kułan i onager! Najbardziej charakterystyczny jest onager, najmniejszy, zaledwie metrowej wysokości, który żyje w Persji i Syrii. Posiada mniejsze uszy, ma za to pokaźniejszy ogon...
Gromadzi wokół siebie do dwunastu samic i jest głową stada.
Chwilowo większość się zgadza...
Onager jest bardzo opiekuńczy, wyszukuje dla swoich "żon" odpowiednie pastwiska, sygnalizuje konieczność ucieczki i...
Uwaga!
Jest gotów oddać życie za bezpieczeństwo oślic!
Tu byłbym sceptyczny.
Z drugiej strony też się Kaczorowi nie dziwię, bo któż oddałby życie za posłankę Sobecką?
Przez posłankę Sobecką, albo na jej widok, to owszem, ale żeby zaraz "za"...
Brnę dalej.
Rozpacz u osła objawia się przez osowiałość...


...rozpaczliwy ryk...


...i niespokojny oddech...


Jego słynne porykiwanie ma podłoże psychiczne, a dorosły samiec, zwłaszcza w okresie rui, nieprawdopodobnie się wydziera.


Na koniec należy dodać, że osioł w młodym wieku należy do najbardziej miłych i wesołych zwierząt nieparzystokopytnych.


Najwyższa pora przejść do meritum. Przeznaczenie osła!
Osły służą do niczego! Przynajmniej te z rasy pislanckiej!
Nie pochodzą z Syrii, nie są opiekuńcze, nie udomowiono ich jeszcze i najwyższa już pora, abyśmy na naszej szerokości geograficznej znali je jedynie z wycieczek do Zoo.

Z oślicami sprawa jest trudniejsza...
Mam uzasadnione podejrzenie, że to jednak inna rasa. Amerykańskie, tak poszukiwane od dziesięcioleci, najzwyklejsze, a odnalezione przeze mnie w dalekiej Polsce: Yeti!




Przepraszam wszystkie prawdziwe osły za swój dzisiejszy wpis.

Dlaczego pis wygrał wybory i ma szansę wygrać kolejne...

Jest późna noc, a mnie pobolewa żołądek i nie mogę zasnąć; ale jest też wreszcie cicho i mogę się lepiej skupić.

Zacznę od narażenia się wielu miłośnikom kotów.
Każdy właściciel takiego czworonoga przysięgnie na wszystkie świętości, że jego kot jest bardzo mądry. Rozumiem to, ale pozwolę się nie zgodzić, bo wszystko zależy od punktu odniesienia. Mądry w stosunku do kogo? Do ludzi? Nie. Do innych kotów? Już bardziej... ale to my, za wszelką cenę, próbujemy odnieść ich "inteligencję" do naszych standardów. Rozmawiamy z nimi, nakazujemy i zakazujemy uważając, że one wszystko rozumieją podczas gdy tak wcale nie jest. Tysiące lat obcowania z ludźmi wykształciły w nich pewne odruchy i zachowania, jest to jednak w dalszym ciągu jedynie zwierzęcy instynkt. Gdyby były rzeczywiście tak mądre nauczyłyby się rozpalać ognisko i zbudowały szkoły. Nie będę tego rozwijał, bo wszyscy wiedzą o co mi chodzi niezależnie od tego, czy się ze mną zgadzają, czy nie.
Niestety... Homo Sapiens (traktuję ten termin jako spore nadużycie), zachowują się podobnie. Wystarczy im micha i dobry pan, który będzie zawsze ponad nimi. Przyjmują to z pokorą łasząc się i przymilając. To tyle w kwestii zwierząt...
Zajmijmy się teraz ich panem.
Przy całym wstręcie jaki żywię do pisu, muszę przyznać, że swoje zwierzątka potrafili wychować! Konsekwentnie bredząc przez całe lata te same idiotyzmy, wyłowili wszystkie jednostki najbardziej podatne na potrzebę posiadania kogoś, kto podstawi im żarcie i uwolni instynkty. Konsekwencje działań pisu są spektakularne, zaś reszta dowiedziała się jednego...
Trzydzieści kilka procent wyborców to żaden Sapiens.
Ok.
Tyle, że to oni są dziś górą co mnie za diabła cieszy.

Wyobraźmy sobie, że pis z Kaczorem to wzburzone jezioro, który do dna przyczepił wszystkich wyborców prawicy w formie pływających po wierzchu boi...
Każdy ruch wody miota nimi na wszystkie strony, ale to tylko przymocowane do dna boje, falują więc bez szansy na wolność. Zresztą wcale takiej nie znają, nie chcą nawet poznać. W jeziorze nie widać już wody, zaś na brzeg docierają rozproszone grupki tych, którym jezioro zablokowało dalszy masz.  
Bezradność wnika w szeregi koczujących, którzy także inteligencją nie grzeszą. Rozpalają ogniska i debatują. Co pewien czas dowódca artylerii każe wystrzelić pocisk, ale to na nic. Nawet nie wpadnie do wody. Brak odpowiedniego dowódcy i ślamazarność reszty dopełniają stan chaosu. Rozmowy ciągną się w nieskończoność...

Dla mnie rozwiązania są trzy.
- Można owe jezioro próbować obejść, ale to strasznie długa droga...
- Można dalej strzelać, ale i armat i kul zdecydowanie za mało...
- Można się także rozpędzić i skoczyć; spróbować przejść bo bojach suchą nogą topiąc po drodze ile się da, siekąc mieczami, czerpiąc z tego radość i satysfakcję.  Moim zdaniem inaczej się dziś nie da.
Drugi brzeg wcale nie jest daleko, tylko brak motywacji i... jaj!
Przypomnijcie sobie pierwsze zwycięstwa Chmielnickiego! Brak dowódców, buta magnatów, kompletny bezwład...
Przypomina Wam to dzisiejsze czasy?
Dlatego chamstwo rządzi!
Dlatego też rzesza zblazowanych intelektualistów, wygładzająca w miękkich fotelach zmarszczki na swoich dupach wyobraża sobie, że zrobi coś "siłom i godnościom osobistom".
Gówno prawda!
Zżyma się na mnie kilka osób abym dał już spokój imć Pęciakowi, z którego drwię, i którego wyszydzam jak mogę. Nie wiem czy mi go jest szkoda i wcale mnie to interesuje. To tylko mała boja na na wzburzonym jeziorze szaleństwa Kaczyńskiego, która służy mi jako podparcie dla kopyt mojego konia. Powiedzmy... kucyka, bo żaden ze mnie trybun ludowy.
Na koniec, jak nigdy, mam prośbę do czytających...
Udostępnijcie mój dzisiejszy wpis.
Jeżeli pozwoli on zwlec z fotela choćby jedną odważniejszą, inteligencką dupę, i zapłodni ją do działania, to moja nieprzespana noc nie pójdzie na marne.









     

czwartek, 22 września 2016

Totalny szowinizm

To wszystko wina kolegi. Wcale bym dzisiaj nie pisał, bo mam lenia, ale on mnie zapłodnił. Wcześniej widocznie zapłodnili też jego...
...ci cholerni naukowcy z Niemiec i Anglii! Całe lata przejadali kolejne granty, zaopatrywali swoje laby w najnowsze mikroskopy, teleskopy i dźwiękoszczelne okna, by wreszcie zorientować się, że oto:

Kobiety mają bardziej rozwinięte mózgi!
I kropka.
Nie wiem od kogo mają bardziej rozwinięte te mózgi, bo o tym naukowcy nie napisali, ale zakładam, że od mężczyzn.

Osobiście sądzę, że badania były powierzchowne i nie dotknęły istoty problemu. Rozmiar nie czyni nikogo lepszym (hmmm... nie ciągnę tego tematu), zaś stopień komplikacji często przeszkadza.

Załóżmy, że na działce rośnie sobie mały krzaczek bzu. Obok niego ktoś posadził takąż tuję, która wprawdzie nie kwitnie w równie spektakularny sposób co bez, i wcale tak zachwycająco nie pachnie, ale, jakby to ująć... zna swoje miejsce w szeregu. Wie jak można się wyróżnić bez anektowania coraz większej przestrzeni, bez siania kolejnego niepotrzebnego badyla, który produkuje następnego, a ten jeszcze trzy inne.
Bo tuja dyskretnie pnie się do góry wiedząc, że to ona będzie całe lata przykuwać uwagę dostojnym wyglądem. Bez zaś, zmieni się w burzę przeszkadzających łyntów, służących przez większość roku za dyskretne miejsce dla tych działkowiczów, którzy przesadzili z ilością wypitego piwa.
Widzicie więc, że "bardziej rozwinięte" nie musi być synonimem jakości, tak jak bardziej rozwinięta przysadka mózgowa... 

Kobiety z bardziej rozwiniętymi mózgami będą chciały mnie teraz przyłapać na braku logiki w moim wywodzie, bo przecież "Bez" to rodzaj męski...
Niedoczekanie wasze!
Pracowałem kiedyś z pewnym gościem, do którego codziennie dzwoniła jego mama. Wcale nie był maminsynkiem...
Ilekroć usłyszał w słuchawce głos mamy mówił: Tu ja!
Zgadnijcie jaką miał ksywę?

Rzeczony "Bez", w odmianie żeńskiej, może nie jest chwastem, ale jego genetyczna potrzeba ogarniania coraz większych przestrzeni jedynie po to, alby raz w roku zakwitnąć, i uschnąć, nie przekonuje mnie jakoś...
Tu pojawia się kolejne pytanie...
Dlaczego natura poskąpiła facetom zaszczytu posiadania bardziej rozwiniętego mózgu?
To trudne pytanie i przydałby się kolejny przykład..

Wchodzę do Biedronki. W alejkach panuje wielopokoleniowy feminizm. Dostrzegam jedynie dwóch facetów chyłkiem przedzierających się na alkohole po dwusetkę "Parkowej"; ale to prostacy i nie ma czego od nich wymagać. Większe, i bardziej rozwinięte mózgi, dostojnie zmagają się z kolejnymi alejkami.
Pech chce, że "na pieczywie", sufit podpiera ogromny słup zwężający przejście, a przede mną kroczą dwa rozwinięte, acz niemłode już mózgi, pchające przepastne kosze. Jeszcze puste.
Dzyń, dzyń! Przystanek pierwszy. Dokładnie przy słupie.
I co by tu kupić? Bagietkę? Nieeee. Bułki? W żadnym razie! Krojony chleb? Może? To takie piękne jak każda kromka wysycha oddzielnie! Ale też nie... raczej pączek, to jest to!
- Jestem za gruba...
Fakt. To akurat da się zauważyć.
Chleb, bułki, bagietka... Chleb, bagietka... Pączek!

Jeszcze nie klnę...
Patrzę z miłością na zamordowane i sztywne ryby w lodówce. Skąd znam ten zapach... 
- Krysiu! Weź sobie pączka!
- Zjadłam rano dwa.
- No, k... wa, smacznego! - życzę szczerze w myślach i czekam.
Dwa rozwinięte mózgi poszybowały wreszcie osiem yardów i znienacka, lotem koszącym, zawinęły w lewo. Być może dlatego, że na wprost była ściana z wędlinami, ale nie wiem...
Przy kolejnym słupie obie się zgięły, wypięły i zastygły. A fuj! Na mnie nie liczcie.
Zapach z lodówki wyraźnie się nasilił...
Potrzeba ominięcia dwóch rozwiniętych mózgów wzrasta w postępie geometrycznym. Uważnie oglądam regały szukając drogi górą, bo moje "Przepraszam" odbija się od wypiętych, acz bardziej rozwiniętych mózgów, i wraca echem.
Pocieszające jest jedynie to, że drogę do kolejnego słupa  oddziela kilka poprzecznych alejek. Oczywiste jest, że tam się zatrzymają.
Zdawałoby się, że mój logiczny wywód za chwilę się potwierdzi, ale nie!
Kryśce zaczyna coś wibrować w torebce i cała Biedronka faluje w rytm Alfa Boys:
- Słoneczny dzień a w tłumie ludzi ona
  Taką dziewczynę mógłbym mocno kochać
  Gdzie mam cię szukać czy wpadniesz w moje dłonie
  Niech ktoś mi powie moje serce całe płonie

- No nie mogę teraz rozmawiać, bo jestem w Biedronce. Tak, Jadzia też. Kupujemy! Nie, nie ma ludzi...
Pewnie, że nie ma, bo wszyscy stoją za wami!
No to chyba mam tyle do powiedzenia w temacie rozwiniętych bardziej mózgów.


Jaka szkoda, że nie idzie do Biedronki!

poniedziałek, 19 września 2016

Trzecia katastrofa smoleńska

Żona sprzedała mi niusa. Polski film pnie się w górę niczym poparzony koczkodan. Wszystko za sprawą ministra spraw wewnętrznych, Mariuszka naszego kochanego, ksywa "Dziubek", Błaszczaka. Poleciał właśnie do USA gdzie najwidoczniej nawpierdzielał się nieświeżych hamburgerów i trysnął. Tom Cruise zagra, znaczy... powinien zagrać w polskim filmie. Najlepiej Łupaszkę! Albo może  Bruzdę? Nie! W Bruzdę wlezie Mel Gibson. Jak wytrzeźwieje.
Kurde balans!
Ale się nam kroi świetlana przyszłość!
Kriogeniczny Disney już nakazał się podgrzać, a John Wayne czyści właśnie swoje spluwy. Ponoć M.M., B.B. i C.C. wylizują wycieraczkę Antosia Krauzego, ale mają przerąbane, bo i tak w rolę Inki wcieli się Schwarzenegger.
Muzykę napisze Chopin, a Michał Anioł zajmie się scenografią.

Przypomniał mi się dowcip...

Przychodzi Ziobro do Misiewicza i mówi:
- Te, Misiek! Wylazły mi hemoroidy i potrzebuję czopek.
- Jaki?
- Może być.

Wypuszczanie tych wariatów za granicę powinno być zakazane. Znów źle napisałem. Kraje, do których lecą, nie powinny ich wpuszczać. Też nie tak! Już sam nie wiem... bo jeśli w Ameryce tyż zacznie rządzić Donald T. to gdzie te biedaki będą mogły pojechać?
Niech se na razie latają.
Najlepiej od razu z całą ekipą filmową.
Wyczerpałem temat?


sobota, 17 września 2016

Do pracy! Rodacy! Do fabryk, do roli! Czyli... Urodzeni 11 listopada

Szkoda by mi było zmarnować taki temat...
Chodzi o ten nowy Zodiak i jego trzynasty znak - Wężownik...
To mityczny Asklepios, syn Apolla i kogoś tam, nie pamiętam...  Jeden z herosów.
Oj przydałby się taki trzynasty wojownik! Pod jego znak mogliby się bzykać pislamiści płodząc swoje niepokalane potomstwa między jedenastym listopada, a dwunastym dniem grudnia. Zapewne wszyscy celowaliby w 11 listopada, bo to byłoby takie narodowe...
Pojawia się jednak problem z innym kalendarzem. Tym z krzyżykiem w tle. Bywa niedokładny, ale żarliwe modły generała dywizji, Sławoja Leszka "Flaszki" Głodzia, zawsze miały, i będą zawsze mieć wielką moc sprawczą.
A za litra Siwuchy wymodli nie tylko płeć, wzrost i kolor oczu, ale także potencjalne dyrektorowanie w PKN Orlen.
Wystarczy się do niego zwrócić, a ustali nawet godzinę poczęcia. Będzie to najpewniej jedenasta jedenaście.
Antek, do dzieła! Ja ci nie wstyd zasmucać kraj jedynaczką!
Szczere kondolencje dla Oli...
Kaczorku! A Szczypińska? Walcz dokąd jeszcze żyjesz! Kraj bezpotomnie zostawisz? A gdzie sukcesja?
A taki Jaki...
Pewnie jeszcze może...
Pracuj koleś także tam gdzie cie nie chcą! Przesyłając garść plemników w odpowiednie miejsce jedenastego marca może zdarzyć się cud! Wawel poczeka. 
Tak wielu z nas zawdzięcza tak wiele tak niewielu... Tak "niewielum" chciałoby się powiedzieć, ale to chyba jakiś neologizm.
Rekapitalizując...
Wężownik jest nam potrzebny. Będzie w przyszłości odpowiedzią na wiele dręczących nas pytań typu:
- W której go teczce przywieźli?
- On z jedenastego listopada, niepokalany!
- Aaaaaaa! To szacun!
I wszystko jasne!
Smutno mi, że nowy, zodiakalny, kalendarz jest tylko mokrym snem amerykańskich naukowców. Sam jestem rozdarty, bo urodziłem się 21 maja, a to raz Bliźnięta, a raz Byk. Częściej Byk. Na szczęście, bo te Bliźniaki mnie jakoś nie przekonują... 



czwartek, 15 września 2016

Kibole i politycy

Niemal w rok po śmierci Zygmunta II Augusta, ostatniego króla z dynastii Jagiellonów, w kwietniu 1573 roku, zebrał się sejm elekcyjny.
We wsi Kamień, pod Warszawą.
Jak zapewne wszyscy wiedzą, wybrano na nim francuskiego kandydata, Henryka de Valois. Większość wyborców, nie umiejących poprawnie przeczytać tego nazwiska, spolszczyła je zaraz na Walezy i tak już zostało do dziś.
Krótko potem wysłano do Francji okazałą delegację polskiej szlachty. Jakież zdziwienie wywołała ona na francuskim dworze! Okazało się bowiem, że ów zimny kraj na wschodzie Europy nie składa się z samych polarnych niedźwiedzi, a z doskonale wykształconych ludzi, znających język francuski nie gorzej od autochtonów.
Reszta tej historii dorównuje długością panowaniu Henryka. Nie ma co ściemniać, była ona krótka i żałosna, ale zostawiła nam pewną naukę...
Stworzyliśmy w Europie pozytywne wrażenie odnotowane w annałach.
Powiecie: A kogo to teraz, w mordę, obchodzi?
Nie wiem kogo, choć powinno, bo jesteśmy dziś na etapie cofania się przed wiek szesnasty.
Za sprawą polityki pisu.
Już sam fakt, że ich guru (będąc doktorem!), jest kompletnym obcojęzycznym analfabetą, ośmieszającym siebie i kraj na arenie międzynarodowej, jest kpiną!
A zidiociała ksenofobia nie przysporzy nam zwolenników.
Może za wyjątkiem Północnej Korei, bo nawet Orban, po ostatniej rozmowie z Kaczorem powiedział, że spędził sześć wspaniałych godzin w towarzystwie psychopaty i kompletnego debila.
Ciekawe dlaczego nasze media o tym nie mówią...
Przełożę to na język polski.

Wczoraj Legia Warszawa, na oczach kiboli spod znaku faszyzujących apologetów pislandii, dostała żałosny łomot od Borussi Dortmund. W normalnym kraju byliby się grzecznie rozeszli do domów pod czujną opieką odpowiednich służb, ale przecież nie u nas! My, doceniając ich wkład w odbudowę prawej i sprawiedliwej Polski, dajemy im wolną rękę. I co z tego, że ich hasła i zachowanie nie mieszczą się w żadnych europejskich normach? Przydają się Kaczorkowi, a to dla niego jest najważniejsze. Ma głęboko w dupie potencjalne straty, bo dla niego liczą się wyłącznie osiągnięte korzyści i płynący z nich wymierny zysk. Musi pokazać, że dysponuje nie tylko legionami zidiociałych emerytów. Ma też młodszych, przesiąkniętych ideologią wysublimowanej sprawiedliwości wodza; musi także mieć bardziej dosadne formy zastraszania, trzeba przecież jakoś przegonić z ulic KOD i inne szumowiny...
A ta banda wściekłych psów nadaje się do takich celów wręcz idealnie.
Jeszcze raz to przetłumaczę...

Taplamy się w tym naszym bagnie uważając się za pępek świata; przyzwyczajeni do naszych standardów nie wiemy, że można inaczej. Wszystko wychodzi na wierzch w konfrontacji z Europą. Dopiero tam wypada z butów polska słoma. Przepocona brakiem higieny, odrzucająca smrodem i powalająca zaściankowością. Kompletna żenada. Tak samo jest na polskich stadionach. I kto z kogo bierze tu przykład? Z tego co wiem idzie on z góry...




poniedziałek, 12 września 2016

Jubileusz

Ten wpis będzie moim pięćsetnym... Nie, żebym się tym jakoś namiętnie rajcował, ale nie mam także powodów do zmartwień. Moje notowania wyłącznie rosną i przyjemnie łechcą  moje ego. I pewnie za chwilę mógłbym stać się jakimś popieprzonym celebrytą z uśmiechem Jennifer Lopez, poprawić sobie piersi, kupić różowe szpilki i zacząć jeść rukolę. Mógłbym także... Ech! Tyle mógłbym, gdybym nie miał tego wszystkiego tak głęboko w dupie.
Moje wpisy traktuję wyłącznie jako odskocznię od codzienności, taki lekki trening szarych komórek przed zaśnięciem; także formę komunikacji z ludźmi, którą, nie ukrywam, niezmiernie to lubię.
To z jednej strony...
Jak mawiał Tewie Mleczarz - strony są co najmniej dwie...
Z tej "drugiej strony" wygląda to tak:
Jako nieuleczalny malkontent, a zarazem dość uważny obserwator, któremu, na dodatek, przydarzają się czasem wręcz niesłychane przygody, po wielokroć czuję potrzebę podzielenia się nimi.
Dzieliłem się z Wami 499 razy. Dziś mam lenia. Nie znaczy to wszakże, że pięćsetny wpis będzie nudny.
Wręcz przeciwnie.
Skoro przebrnęliście już poza ten przydługi wstęp, to przypomnę opublikowaną wcześniej historię mojej próby zatankowania paliwa.
Na pierwszy rzut oka potrzeba wlania ropy do baku nie wygląda na śmieszną... Zawiedziecie się!

Historia wyglądała tak:

Jak to przed każdymi świętami...
Zabiegani ludzie z kocikwikiem w oczach i przypiekającym się karczkiem w piekarniku, zasuwają po mieście jak dźgnięte szczury.
Ja także.
Wpadłem więc jak bomba paliwka popić.
Niestety, cała stacja zastawiona była rusztowaniami i miała tylko jeden wolny dystrybutor, a z naprzeciwka podjechała paniusia z tatą, chyba..., jako pasażerem. No to czekam...
Zawsze mnie ciekawiło, pisałem już o tym, dlaczego tankowanie zajmuje kobietom tyle czasu?
To słuchajcie, bo już wiem! Nie rozumiem, ale wiem.
Wysiadła z auta młoda dziewczyna. Poprawiła zsuniętą na oczy, czerwoną czapeczkę, zamknęła kluczem drzwi i obeszła samochód dookoła.
Otworzyła drzwi kluczykiem, uruchomiła mechanizm otwierania wlewu. Zamknęła kluczykiem drzwi i zaczęła tankować.
Zamknęła wlew, otworzyła drzwi kluczykiem, wypięła się na minutę. Zamknęła drzwi przednie i otworzyła tylne.
Wypięła się na minutę i znalazła torebusię.
Zamknęła drzwi kluczykiem i poszła zapłacić.
Nie było jej dobre dziesięć minut i wróciła chłepcąc kawusię.
Otworzyła drzwi kluczykiem i wypięła się na minutę.
Zamknęła drzwi kluczykiem, poprawiła zsuniętą na oczy czerwoną czapeczkę, i zaczęła wykonywać jakieś dziwne czynności w okolicach lusterek.
Kolejne kilka minut.
Mnie już zaczyna trafiać, ale jestem jeszcze spokojny i czekam...
Otworzyła drzwi kluczykiem i wsiadła.
Myślę - odjedzie!
Nie tak prosto!
Coś jej nie pasowało przy przedniej szybie. Wysiadła, zamknęła drzwi kluczykiem i zaczęła oglądać szybę od zewnątrz.
Otworzyła drzwi kluczykiem i potem bagażnik.
Zamknęła drzwi kluczykiem, wyjęła jakąś ścierkę i zaczęła dłubać przy przedniej szybie.
Otworzyła drzwi kluczykiem i zrobiła to samo od wewnątrz.
Wysiadła i zamknęła drzwi kluczykiem otwierając po raz kolejny bagażnik.
Włożyła ścierkę, trzasnęła klapą i otworzyła drzwi kluczykiem.
Wsiadła, ale coś jej nie konweniowało w dystrybutorowych cyferkach. Wysiadła, zamknęła drzwi kluczykiem i zamarła przed dystrybutorem na dobre dwie minuty.
Wreszcie poprawiła zsuwająca się na oczy, czerwoną czapeczkę, otworzyła kluczykiem drzwi i wsiadła.
Myślę...
Jak teraz nie odjedzie, to mam w aucie takiego tępego noża, którym czasem smaruję sobie masłem pieczywo. Zaraz wysiądę, przetnę jej tętnicę i ogólnie poharatam.
Nie pojechała.
Cofnęła pół metra i ponownie zaczęła oglądać cyferki dystrybutora przez szybę, ale widocznie cyferki się rozmazywały, bo cofnęła jeszcze o pół metra. Niestety, opadająca na oczy czerwona czapeczka ponownie coś w niej zblokowała. Wysiadła więc i poprawiła czapeczkę. Gdyby w tym momencie zamknęła drzwi kluczykiem byłym ją zabił. Wyczuła to chyba więc tylko obeszła samochód kolejny raz analizując odczyt dystrybutora.
Wsiadła i poprawiła czerwoną czapeczkę.
Myślę teraz, że chyba tylko moja rozdymająca mnie wścieklizna wypchnęła ją poza obrys dystrybutora na tyle, że mogłem podjechać.

Nie wyglądała na idiotkę. Była nawet ładna. Tylko ta jej cholerna i wiecznie opadająca na oczy, czerwona czapeczka oraz natłok jej fobii, zbrzydziły mi ją do cna.
Operacja tankowania zajęła jej 23 minuty.
Mój bus dojechałby w tym czasie chyba do Koluszek.

Życzę Ci, kobieto, Wesołych Świąt i pocałuj tatę przy jajku. Niekoniecznie ode mnie.
Gdyby przyjechała jeszcze Maybachem...
Ale ten jej bolid marki Daewoo Matiz, w kolorze złotym, miał taką górę rdzy na bokach, że chyba tylko zamknięte na kluczyk drzwi trzymały go w kupie.
No to wreszcie zrozumiałem dlaczego tankowanie zajmuje kobietom tyle czasu.
Uff!


sobota, 10 września 2016

Zapach pomidorów

Siedzą dwie przyjaciółki w parku, na ławce, i milczą...
No co? To był dowcip, można się śmiać!
Rzucam pisanie o polityce i politykach do czasu, aż się we mnie ponownie przeleje żółć i będę musiał jej trochę wypluć. Dziś mam ochotę powrócić do historii, do czasów o dziesięciolecie wyprzedzających narodziny syna mojego; stanu wojennego i innych słów, które tu pasują i rymują się z "...ego", czy coś takiego.
Kolegowałem się wówczas namiętnie z pewnym Witkiem B. mieszkającym w kamienicy obok. Przesiedziałem u Witka wiele miesięcy. Dziwaczny rozkład jego mieszkania był dodatkową atrakcją naszej przyjaźni i pozwalał na zachowanie sporej dozy autonomii, bo, od szalenie zresztą sympatycznych jego rodziców, oddzielał nas długi korytarz, wielki przechodni pokój i takaż kuchnia. Większość wieczorów spędzaliśmy grając namiętnie w karty albo domową wersję ruletki.
Ponieważ oba te nałogi przyciągają jak magnez i inne, cały pokój spowijał papierosowy dym i kwaśny zapach bimberku jego ojca, który tenże namiętnie wypędzał i chomikował po szafkach, w owym przechodnim pokoju.
Eldorado.
Wystarczyło dokupić zagrychę, ale też niekoniecznie, bo bimber najczęściej przepijaliśmy świeżym mlekiem. Dziś bym się nie odważył...
Tak było od wiosny do jesieni, bo na jesień...
Pani B. - zawołana gospodyni i doskonała kucharka, zaczynała zmieniać działkowe produkty w słoiki. Gotować je, kisić, suszyć czy tam marynować. Większości smaków nie pamiętam, wiem tylko, że były cholernie dobre. Pamiętam jeden.
Niedojrzałe zielone pomidory, marynowane na wzór konserwowych ogórków. Poezja dla smakowych kubków, idealna przegryzka niekoniecznie do alkoholu. Mierzyłem się z tymi wspomnieniami przeszło trzydzieści lat, ale właśnie dziś zobaczyłem na rynku niedojrzałe zielone pomidory! Jutro szaleję!
No kurde nie mogę się jednak powstrzymać...
Szalone przewidywania tuby pislandii i ich filmowego odpowiednika dobrej zmiany wzięły w łeb. Właściciele pustych kin do bezpłatnych biletów dodają bezpłatne czipsy i popcorn, a i tak bezpłatna cola strumieniami się po fotelach nie leje. Finansowa, intelektualna i historyczna klapa. Tak oto pis likwiduje kolejne gałęzie biznesu. W tym przypadku kina.
A wystarczyłoby zatrudnić odpowiednich ludzi i Oscar murowany!
Już podrzucam spóźnione, acz genialne pomysły.
Starszy Stuhr powinien zagrać Tupolewa, a młodszy dwa silniki.
Dla Krzysia Pieczyńskiego widziałbym rolę pierwszej wybuchającej bomby; drugi wybuch był, niestety, wynikiem podawanej na pokładzie fasolki  po bretońsku, taka reakcja...
Moja ulubiona idiotka, omc profesor i namiętna rozsiewaczka głupoty, miss Pawłowicz, robiłaby za mgłę, którą wszak ktoś przecież musiał tam rozsiać, a największy twardziel naszego kina i propagator Łodzi, Boguś Linda, byłby pancerną brzozą.
Numer 154 powinien zagrać dwudziestosześcioletni Bartuś Misiewicz, który od dziesięciolecia  lojalnie zaspokaja potrzeby Antosia.
No i powiedzcie... Dlaczego ja wolę pamięć o niedojrzałych zielonych pomidorach?


    

czwartek, 8 września 2016

Przekażmy sobie znak pokoju...

Pewnie już o tym pisałem, nie pamiętam, ale nie uczestniczę w żadnych akcjach popierania czegokolwiek i kogokolwiek. Kierowanie do mnie takich próśb mija się z celem. Jestem pod tym względem wybitnie wybitnie aspołeczny.
Nie poprę zatem akcji środowisk z gatunku LGBT (cokolwiek by to nie znaczyło) i ich prób znalezienia dialogu z katolikami. Oba środowiska interesuję mnie tak samo słabo i oba budzą we mnie znaczącą niechęć.
Nie przyswajam potrzeby tak namiętnego eksponowania własnej odrębności i nie rozumiem czemu ma to służyć...
Wiem, że gdyby nie wystąpienia czarnoskórych w RPA, apartheit prawdopodobnie miałby się dziś doskonale, ale to nie ta liga.
Namiętne całusy dwóch podstarzałych, wąsatych i łysiejących tłuścioszków z wyciętymi na tyłku spodniami, mocno kłócą się z moim pojmowaniem estetyki. We własnej sypialni niech robią co chcą, wisi mi to całkowicie, ale może niech dotrze do takiego kogoś oczywista prawda, że niewielu interesuje długość języczka i smak śliny jego partnera. A wymalowany i nieogolony dziad w pobłyskującej cekinami kiecce jest obrazem nędzy i rozpaczy.
Takim zachowaniem nie zjednuje się sympatii...
Katole nie są lepsi. Ich przekonanie, że homoseksualizm uda się wyleczyć jest żałosny. Nie są w stanie wybawić nikogo z niczego, bo opierają wszystko na bazie wiary w swojego boga. Ktoś jej pozbawiony nigdy tego nie zrozumie.
Jest jeszcze jedna przyczyna, najgorsza ze wszystkich...
To, że przy nich jest racja! To oni wiedzą wszystko najlepiej! Jak to słyszę - chce mi się rzygać. Monopolu na mądrość nie ma nikt, niezależnie od wyznania, posiadanej inteligencji czy czego tam jeszcze...
Przekonania babulinki po trzech klasach szkoły powszechnej nie są dla mnie przejawem mądrości; są efektem indoktrynacji bezczelnych hien żerujących na jej głupocie.
To może przekonają mnie do swoich racji owe hieny?
Never!
Żaden zakłamany tłuścioch w sutannie, spędzający pół dnia na tylnej kanapie najnowszego Audi, nie przekona mnie do niczego.  Jego wiara jest jego interesem, a mnie, jak to zaznaczyłem powyżej, żaden "interes" kompletnie nie interesuje!


środa, 7 września 2016

Una Betata czyli próbuję być obiektywny...

Posłanka Klempa, chyba nie tylko posłanka, bo także jakaś tuba Dudy, jest zagrożona. Straszono, że utną jej głowę!
Poprosiła o ochronę borowików. Nie dla siebie, dla rodziny, bo una się nie boi utraty ściętej głowy.
I moim zdaniem słusznie .
Dla posłanki to strata niewielka, a dla ogółu kompletnie bez znaczenia
Ale ochronę dostała.
Una się tym oczywiście nie chwali, una to tylko podkreśla w każdej rozmowie.
Zapewne bezustanne obcowanie z kilkoma wysportowanymi mięśniakami z słuchawką w uchu łechce ją tu i ówdzie niepomiernie, ale una się z tym nie zdradzi, bo una jest ponad to.
Tyż słusznie, bo nocne zmazy posłanki interesują niewielu.
Szczerze wątpię w realne groźby pod adresem tej pani. Podobne do niej przypadki raczej leczy, a nie ochrania.
Ale zamierzony cel osiągnęła.
Nastraszyła oto bowiem, i tak już drżących emerytów z podgatunku wyznawców "radia marysia", że istnieje w kraju grupa jeszcze głupszych od nich.
A na to pozwoleństwa być nie może!
I paraduje teraz w aureoli męczennicy, w otoczeniu fizoli w garniakach nawet do kibla, w żaden sposób nie narażając budżetu państwa na finansowe straty i wysyłając jasny przekaz:
- Jestem kobietą!
  Wodą, ogniem, burzą, perłą na dnieeee...
  Wolna jak rzekaaaa
  Nigdy, nigdy nie poddam sięęęęęęę!
Bo posłanki wyznające pislam są także kobietami! To dla mnie wielkie odkrycie i zdumiewająca nowość!
Jeżeli bowiem rzeczywiście istnieje ktoś, kto chciałby "odciąć pecynę pani Beatki", to jest to z pewnością znudzony masturbacją osiemnastolatek z okolic Małkini, którego maczeta nie daje mu zasnąć, a jego wirtualne groźby pod jej adresem są wyłącznie dodatkową podnietą, dla której wydajemy kolejny milion na ochronę tej bezmyślnej osóbki. 
W to uwierzę!
Miałem nieprzyjemność wysłuchać dziś półgodzinnej rozmowy z panią Kempą i narzuca mi się tylko jedno...
Dlaczego pani Straszydło nie dodała jej żadnej teki, aby miała coś do osłony na wypadek ataku szaleńca "z maczetą"?
Dla mnie Pis jest jak polio.
Aby go rozpoznać, należy go najpierw wyizolować i zidentyfikować jako wirusa...
Ale to dziki szczep, nie poddający się schematom leczenia...
I dlatego potrzebne jest działanie nowatorskie... Takie z gatunku "doktora Who".
Ogólnopolska integracja na rzecz pozbycia się plamy na honorze naszego państwa...
W końcu to chyba nasze państwo, za które staramy się być odpowiedzialni...
Wstyd!





poniedziałek, 5 września 2016

To jest do dupy!

Panowałem nad swoimi emocjami długo, ale dziś mi się ulało i będę niegrzeczny.

Bo to jest tak...
24 godziny na dobę siedzi przez komputerami zgraja pojebów i czyta publikowane wpisy. Na wszelkie tematy. Zwłaszcza te o polityczne, bo to one wzbudzają najwięcej kontrowersji.
Siedzą i siedzą, i myślą, co by tu odpisać...
Olśnienie przychodzi po godzinie, ale za to jakie nowatorskie!
- To jest do dupy!
Ślina pociekła im z radości po brodzie, czknęli i podrapali się z satysfakcją po dupie  Ale ulga dla mózgu!
- Przykopałem chamowi! - pomyśleli, bo przecież...
- Jak on śmie tak pisać? Wszak ten wspaniały kościół, zbudowany z emeryckich darów przelewanych na konta ojca Rydzyka, jest naszym symbolem wiary! a te malowidła na ścianach! tu Inka, a tam Łupaszka! sami patrioci! módlmy się! a ta Gronkiewicz-Waltz! skurwiała Żydówka! zarabiająca miliony i na potęgę oszukująca wszystkich, którzy jeszcze żyją, to... zwyczajnie: Do gazu!

Ostatniego zdania już nie napiszą. Coś się wprawdzie kolebie w niedotlenionych mózgach, ale przetransponować tyle wiadomości na język polski raczej się nie da.
I utykają na krótką chwilę w martwym punkcie, ale przecież mają kolejne wpisy... A w nich tyle zdań, które ich: "To jest do dupy!", tłumaczy wszystko.
Przędź się przędź wrzeciono...
Doba mija za dobą.
Co kilka godzin geniusz Kaczyńskiego podsyła poprzez swoich wyznawców kolejne pomysły jakby tu wszystko rozpieprzyć.  Wkurwieni internauci, popierający Platformę (no jakżeby inaczej, przecież innych nie ma!), protestują, a natykając się co chwila na tłumaczące dokładnie wszystko, i jakże odkrywcze zdanie: "To jest do dupy!", zwijają pod siebie ogon i umykają w popłochu zmiażdżeni inteligencją ich autorów...

Pewien pisowski intelektualista zadał dziś rozwinięte pytanie, że jemu zadano pytanie:
"Zadano mi pytanie, "czym różni się faszyzm od KOD " Ja twierdzę że niczym...odpiszcie czym się różni ? (oryginał)...
Posłałem mu encyklopedyczną wiedzę o faszyzmie, ale on nie dostrzegł różnicy.
Po chwili dołączyli inni apologeci Kaczora...
Czy to nie są skończeni debile? 
Czym się różni Kaczyński?

Andrzej Szargan Tym samym czym prezes od uczciwego człowieka
Mirosław Pęciak
Mirosław Pęciak No masz rację ! taki sam jest prezes uczciwy jak uczciwy jest uczciwy człowiek...
Dariusz Sobala
Napisz odpowiedź…

Sławek PL
Sławek PL Dariusz Sobala jedzie tylko po PiS a nie uzewnętrznia swoich sympatii politycznych. Sprawa jest jasna. PO albo KOD ewentualnie PSL. Panie Dariuszu nie każdy członek ONR jest łysy!!!!
Dariusz Sobala
Dariusz Sobala Ale większość pislandczyków ma nierówno pod kopułą. Współczuję... Może z wrodzoną głupotą łatwiej się żyje, nie wiem, bo nie dane jest mi doświadczać tego typu przyjemności.
Mirosław Pęciak
Mirosław Pęciak A żałuj może byś zmądrzał jako człowiek...
 
To oczywiście mały fragment. Zauważyliście tę moc zdań rozwiniętych? Z przyjemnością je pochłaniam, bo każde z nich zawiera taką kupę intelektualnego gówna, że każda ameba się topi ze śmiechu. Najsmutniejsze jest jednak to, że nie ma z tym syfem jak walczyć. 
To czym się różni intelektualista z pis od zwisającego na ogonie szympansa? Ja twierdzę, że niczym.
A wszystkie szympanse przepraszam. 
W jednym mają rację. Prezes bardzo się różni od uczciwego człowieka, bo taki sam jest prezes uczciwy człowiek, jak uczciwy jest uczciwy człowiek...
Jestem kompletnie załamany :)
 


sobota, 3 września 2016

Chory i Portier

Właśnie zadałem sobie trud przebrnięcia przez słowa apelu smoleńskiego.
Znając niechęć ludzi normalnych, ale jakże słusznie leniwych, do babrania mózgów podobnymi pierdołami, przedstawiam jego obszerne fragmenty.
Idiotyzm tego tekstu jest przerażający...

"Wzywam wszystkich polskich patriotów - żołnierzy, funkcjonariuszy, urzędników, duchownych, obywateli, którzy swoją służbą i pracą utrwalali wolność, suwerenność i niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej, a wypełniając patriotyczny obowiązek, odeszli na wieczną wartę.

STAŃCIE DO APELU!"

To początek...
Sensu w nim za grosz. Pomijając oczywistą oczywistość, że każdy najpierw jest obywatelem (dla Antosia to rybka), a dopiero później staje się żołnierzem albo duchownym (tak więc obywatel powinien być na miejscu pierwszym), ale w tak zwanym "międzyczasie" zginął, to stawanie  nieboszczyków do jakichkolwiek apeli jest wykluczone. Chiba, że czegoś nie wiem?
Przeczuwam tu jakąś przenośnię, ale Antek jako znany poeta...

"Przywołuję do nas Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Zwierzchnika Sił Zbrojnych, Lecha Kaczyńskiego wraz z Małżonką, Marią Kaczyńską oraz ostatniego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie, Ryszarda Kaczorowskiego."

Przeczuwałem od dnia katastrofy, że zginęły w niej góra trzy osoby i autopilot, ale oto Antoś "WZYWA..."

"...szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego generała Franciszka Gągora, dowódcę Sił Powietrznych generała pil. Andrzeja Błasika, dowódcę operacyjnego Sil Zbrojnych generała Bronisława Kwiatkowskiego, dowódcę Marynarki Wojennej admirała floty Andrzeja Korwetę, dowódcę Wojsk Lądowych generała broni Tadeusza Buka, dowódcę Wojsk Specjalnych generała broni Włodzimierza Potasińskiego oraz dowódcę Garnizonu Warszawa generała dywizji Kazimierza Gilarskiego... STAŃCIE DO APELU!"

Jest postęp, a zdolności pionowania tragicznie zmarłych dowódców ma chłopina we krwi.
Na koniec przywołuje generałów w sutannach (Ci to mieli zajebisty awans!); i "woła" całą resztę swoim ptasim trelem:  STAŃCIE DO APELU!"

Poczułem się niemal tak, jakbym srał pod krzaczkiem, w którym produkuje się jakiś maestro...

A jeżeli ktoś ośmieli się mnie teraz krytykować, to niech najpierw zastanowi się kto tutaj, i z czego, robi sobie jaja! Jest mi ogromnie żal życia tych ludzi, współczuję rodzinom dotkniętych tragedią, ale to Antek z Kaczyńskim próbują zbić na tym polityczny kapitał, a powiedzenie "hiena cmentarna" nabiera rzeczywistego wymiaru.
To oni uaktywniają działania trolli i faszystów z onr, to na nich spoczywa odpowiedzialność za sprowadzenie nas do roli europejskiego klauna, za którą będziemy się wstydzić kilka kolejnych dziesięcioleci.
To przez nich nie mogę pisać swojego bloga koncentrując się na kolejnych fazach gotowania zupy szczawiowej i opieprzania wegetarian za udawanie wielkiej miłości do ciecierzycy. 
I jak się ten "Apel" ma do innych wydarzeń z naszej historii? Konia z rzędem temu, który mi to wytłumaczy! W jakich to bitwach zginęło jednocześnie tylu dowódców i ich lornetek, a ocaleli żołnierze?
Absurdalność wplatania katastrofy na lotnisku w Smoleńsku jest odwrotnie proporcjonalnie pełna do mózgów jej autorów; jest jaskrawym przykładem ich oszalałej samowoli i nieliczenia się z nikim i niczym.
Efektów wyimaginowanej historii, podawanej nam przez pis, daleko szukać nie trzeba, bo już teraz większość przyciasnych moherków przecież wie, że Jezus był Polakiem i katolikiem!
No cóż... Staniecie niebawem i wy do swojego apelu. 
Mam w kieliszku trochę winka, ale jak słusznie zauważył Jędruś z Kmiciców: Zdrowia nieboszczyków się nie pije.

P.s.

Serdeczne Dzięki za tak szeroki odzew na mój ostatni wpis. Poczułem się niemal jak J.K. Rowling w noc przed wydaniem siódmej części Harry Pottera. Nasz Chorry Porrtier nie zapewni mi takiej kasy, ale przyjemność obcowania z podobnie do mnie myślącymi ludźmi, jest jak miliard funtów kobiety, która swoje bajki pisze dla przyjemności. Czynię to i ja.

A o to nasz Chory i Portier...








czwartek, 1 września 2016

Prezydent Wszystkich Polaków

Z ogromną niechęcią poruszam dzisiejszy temat ponieważ jest on już tak wyeksploatowany, że moje trzy grosze niczego nowego nie wniosą, a ja tylko się zdenerwuję. Ale spróbuję.
Nie wypada mi źle mówić o prezydencie. Wybrano go i jest. Koniec.
Nie wiem kto go wybrał, bo nikt dziś nie chce się do tego przyznać, ale na miejscu jego wyborców codziennie plułbym sobie w twarz, przed lustrem, przy myciu zębów lub goleniu.   
Nie lubię tego człowieka i omijam jego buźkę w telewizorni jak mogę. Nie ma do powiedzenia niczego, co chciałbym usłyszeć, a nabijanie się z niego kompletnie mnie nie kręci. Żałosny, mały człowiek...
Wydawałoby się, że nie mając ponad sobą nikogo na ważniejszym stanowisku w kraju, powinien potrafić wznieść się na swoją wysokość. Nic z tych rzeczy! Woli być tubą gównianego pokurcza i jego partyjki; woli się ośmieszać niż rządzić, woli nawet klęczeć niż rządzić. Porażając obrazem człowieka bez charakteru i bez własnego zdania ośmiesza siebie, kraj... I mnie!
Bo moje inteligenckie dąsy są dla mnie cholernie ważne!
Nie tak wyobrażam sobie rolę prezydenta i wstydzę się za niego. Wypowiada się w imieniu czterdziestu milionów ludzi! Jeśli nie czuje na swoich barkach tego brzemienia, to niech poda się do dymisji!
Do cholery ciężkiej!
Ja wypowiadam się jedynie w swoim, a mimo to ważę słowa!
On permanentnie kłamie i przeinacza fakty.
Ku uciesze prymitywów. Rzecz w tym, że jego indoktrynacja i tak niczemu nie służy, bo ci już od dawna są tak nią zainfekowani i głupi, że jego rola sprowadza się do eksponowania własnej niekompetencji. Jestem niemal pewien, że podczas któregoś kolejnego występu zapewni świat piastowskim pochodzeniu Kaczora. Po jego wypowiedziach mam ochotę tylko bluźnić.

W amerykańskich filmach o mafii jest taki schemat...
Wszyscy są przerażający, ale najbardziej szef. To symptomatyczne, że jest to najczęściej jakiś niepełnosprawny kurdupel z przysypiającym wzrokiem i ugrzecznionym językiem; wzbudzającym wszakże niemal paniczny strach u każdego dwumetrowego osiłka z galerią pistoletów pod garniturem. Ale siła ich uzbrojenie nigdy nie idzie w parze z inteligencją. Pewnie dlatego się go boją...
Dostrzegacie analogie?
Czy Kaczyński jest nosicielem dziewiątego dana w karate? A może osobiście rozwalał konkurujące z jego gangiem watahy łamiąc ich kończyny i rzucając nimi o lodówki, jak jakiś pieprzony Steven Segal?
Nie!
Gdyby spotkał prawdziwego bandziora będąc sam w ciemnej uliczce, zapewne kaczorowe portki pokryłyby się natychmiast żółcią z przodu i brązem od zadka.
A jednak rządzi...
Jego moc polega więc na tym, że otoczył się uzbrojonymi w fanatyzm debilami, nad którymi łatwo mu zapanować. Duda jest tego klinicznym przykładem.
Panie Prezydencie!
Do sprawowania tego  urzędu potrzebne są jaja, a nie nawazelinowany tyłek!
Już się wkurzyłem i muszę skończyć!