środa, 30 listopada 2016

List czwarty.

Duszko Ty Moja!
Jakom to ostatnio Ci napisał, ku stolicy zmierzam. Trudna to droga i nieprzyjaciółmi, jako dobra kasza skwarkami, usiana. Wczoraj niewielki oddział Szwedów zdusiłem, co dwór szlachecki zrabować pragnął. I anim się spodziewał jakim bonusem los mnie za to obdarzy. Ocaliłem ci ja, prócz dostojnego szlachcica i kilku czeladzi, jego córkę, pannę, która kubek w kubek do Ciebie podobną! Toż mi dopiero dziękować poczęła, żem ich od szwedziny uwolnił. Co ja Ci duszko tłumaczyć dalej będę... Godniem się sprawił i w krzyżu od wczoraj jakoś łatwiej się zginam, co nie jest bez znaczenia, bo huk pracy przede mną. Słuchy mnie dochodzą jakoby książę Bogusław, z niewielkim oddziałem takoż ku Warszawie ciągnie, ale przed nas się wyforsował i wszystkie wina zatruwa, za co Zagłoba ryczy jak wściekły niedźwiedź i szablą nawet muchy przegania, tak że lepiej do niego od kilku dni nie podchodzić. Dlatego, com wczoraj gorzałki przy Szwedach znalazł, to mu dałem. Szlachcic kolaskę dla niego dołożył i dwie dobre szkapy, bo dobudzić nie można go wcale. Swoim chrapaniem wszystkie konie teraz straszy, a jak przestanie, to swojej córuchnie bełkocze.
Gęba zresztą nigdy mu się nie zamyka, a na Bogusława, o to wino, to już taki zawzięty, że strach!
Opowiadał, jako to za młodu do Moskwy pojechał i w komitywę z Iwanem Groźnym wszedł wielką. Kiedyś pono jakiś klecha za głośno na cara buczał. Że to Boga się nie boi i morderca z niego wielki. Widać jednak, że nielichego stracha przed Iwanem zaraz poczuł, bo skrył się gdzieś i próżno było go szukać. Na końcu Zagłoba w jednym zakonie klechę odnalazł i przed majestat za kaptur przywlekł.

- Do Boga chcesz się schronić? - dziwnie uradowany car do trzęsącego się mnicha syknął... - To spoko, pomogę...
Kazał go nad rzeką, na beczce z prochem posadzić, i lont podpalić.
Z klechy tylko wiatr został.
Takie to przyjemności Zagłoba i dla Bogusława przewiduje jak tylko w nasze ręce wpadnie, o com specjalnie nie krzyw, bo pomysł wcale, wcale...
Tak to mi droga ku stolicy w radości i pracy zbiega, a Ty się na mnie nie złość za mój wczorajszy wyskok, boć i Ty bez grzechu nie jesteś, co mi na łożu śmierci, pocięci przez Butrymów, Uhlik, Rekuć i Kulwiec Hippocentaurus wyznali.

Na zawsze Twój Jędruś

P.s.
Ta przechrzta Kuklinowski, zanim bok mi zaczął przypiekać, że o innych atrakcjach nie wspomnę, od jakiegoś Szweda aparat pożyczył i fotkę mi pstryknął, którą teraz Tobie, ku mojej pamięci, przesyłam.

wtorek, 29 listopada 2016

Panna Sadurska czyli najnowsza odsłona świętego Mikołaja

Niejaka panna Gośka Sadurska z pis, pokonała czterdziechę jakoś przed rokiem. Mam wielki zaszczyt jej nie znać. Usłyszałem o niej dopiero dzisiaj, ale to żaden powód, abym nie wystrzelił na moim blogu jakiegoś wpisu o pannie Sadurskiej. Panna Sadurska bowiem jest kolejną idiotką zaczynającą kreować własny debilizm na forum ogólnym.

Tako rzecze panna Sadurska...
"To jest absurd, żeby ludzie sami decydowali na co mają wydać swoje pieniądze."

Panno Sadurska...
Przyrzekam, że jeżeli najdzie mnie ochota kupić nowy stół, bądź pakę papieru toaletowego, i niekrojoną angielkę, iść do toalety publicznej na siku, albo polecieć na Marsa, nieomieszkam się panny Sadurskiej zapytać, czy aby rozsądnie wydaję swoje pieniądze. Każdy wakacyjny pomysł obiecuję wpierw skonsultować z panną Sadurską.
Mam jutro zamiar dokupić sobie kilka par slipków w kolorze blue, bo podchodzą pod mój kolor oczu, a w lodówce dostrzegłem brak pomidorów...
Kończą mi się także jajka i przyda mi się trochę wyciąganych chusteczek, ale tego z panną Sadurską skonsultować do jutrzejszego poranka chyba nie już zdołam i będę miał wyrzuty sumienia, że zadecyduję za pannę Sadurską. Obiecuję wszakże, że to tylko z powodu braku czasu.
Nieokiełznana mądrość posłanki pis, panny Sadurskiej, z pewnością rozjaśni problem wszystkich samotnych matek, których mężowie nawracają się właśnie na poglądy pisu w pierdlu za niepłacenie alimentów, czy kupić na wigilijną kolację margarynę i dwa jajka, czy tylko paczkę smalcu.
Nie od rzeczy będzie też wspomnieć o skretyniałych emerytach...
Czy na pewno potrzebne im są piguły podtrzymujące trzymania moczu, czy jednak lepiej siadać co pięć minut na kiblu, a nadwyżkę przesłać do Torunia?
Problemy narastają, ale to już kłopot panny Sadurskiej, Szefowej Kancelarii Prezydenta RP.

Ogłaszam więc akcję wysyłania zapytań do panny Sadurskiej, czy wolno komukolwiek, cokolwiek kupić, bez wcześniejszego zapytania panny Sadurskiej o pozwolenie.
Liczę na szeroki odzew mojej akcji...



niedziela, 27 listopada 2016

Tylko winni się tłumaczą...

To jest pierwszy, a zarazem ostatni raz, kiedy zniżę się do poziomu tłumaczenia niektórym, dlaczego nie urodziłem się wielbłądem.
Wielbłąd wygląda tak:


... A to jestem ja, niestety...


Co więcej... Pokażę także zdjęcie owocu o nazwie: pomelo, które wygląda tak:


Trzy jakże różne zdjęcia, a tyle mają wspólnego..
Zacznijmy od końca. Pomelo zwyczajnie śmierdzi, przynajmniej dla mnie, ma skórkę grubości bełchatowskiej odkrywki, pod którą czai się jakaś wata, a dostanie się do jadalnej części owocu zajmuje dwadzieścia minut. To nie jest koniec problemów. Należy oddzielić właściwy miąższ (trudne słowo, chyba jakieś żydowskie!), od otaczającej go skórki... (kolejne dziesięć minut).
Barowałem się wczoraj z pomelo, więc wiem.
Efekt był mizerny...


... ale tylko pozornie. Został sam smak.
I właśnie o niego chodzi w moich wpisach. Bardzo żałuję, że sporo ludzi najpierw widzi wielbłąda, później mnie i pozornie brzydki zapach, a na końcu dopiero wyczuwa smak. Czytania od końca jednak nie polecam. 
Cieszę się jednak, że dotyczy to bardzo niewielkiej grupy osób, bo niemal na cztery tysiące otwarć, takich leniwych było mniej niż dziesięciu.
Do nich kieruję ten wpis. Niestety nie umiem obierać pomelo w tak idealny sposób:


Nie o to przecież zresztą chodzi...








piątek, 25 listopada 2016

Nareszcie ktoś to rozgryzł...

Popłakałem się ze śmiechu. I chyba popuściłem w gacie.
Znalazłem listę... zresztą... Co się będę wysilał, opublikuję pewną jej część. Komentarz będzie na końcu.
Achtung! Achtung!

Oto lista Żydów!

Nazwiska autentyczne (rodowe) niżej wymienionych osób zostały ustalone w oparciu o:
1) Dane tajne kartoteki ludności Polski przy Centralnym Biurze Adresów MSW (nr arch. 1/6526/1 – data archiwacji 9.07.1984, nr rejestracyjny 14750-99 – data rejestracji Wydz. III-2, SUSW Warszawa).
2) Relacje osób znających osobiście wielu spośród wykazanych.
3) Dane ujawnione przez historyków w ich licznych publikacjach.

No to zasuwamy...

1. Stefan Niesiołowski – Aaron Nusselbaum
2. Mieczysław Rakowski – Mojżesz Rak
3. Lech Wałęsa – Lejba Kohne
4. Jan K. Bielecki – Izaak Blumenfeld
5. Janusz Korwin-Mikke – Ozjasz Goldberg
6. Jerzy Stuhr (aktor) – Josek Feingold
7. Włodzimierz Cimoszewicz – Dawid Goldstein
8. Jarosław i Lech Kaczyńscy – Kalkstein 
9. Jan Kobuszewski – Weisleder
10. Marian Krzaklewski – Dawid Zimmerman
11. Jacek Kuroń – Icek Kordblum
12. Aleksander Kwaśniewski – Izaak Stoltzman
13. Jolanta Kwaśniewska -Konty – Kohn
14. Magda Umer (piosenkarka) – Humer
(córka zbrodniarza UB)
15. Andrzej Zoll – Rojeschwanz, b. prezes Tryb. Konst.
16. Leszek Balcerowicz – Aaron Bucholtz
17. Marek Borowski – Szymon Berman – jego wuj – Jakub Berman
18. Marian Hemar – Jan Marian Herscheles
19. Kalina Jędrusik – Makusfeld
20. Olga Lipińska – Fajga Lippman
21. Jan Rulewski – Fikelman
22. Janusz Zaorski – Jakub Bauman
23. Ludwik Dorn – Dornbaum

Dobra... Znudziło mi się wymieniać dalej. Cała lista to 260 nazwisk, ale to nie wszystko.
Najpiękniejszy jest komentarz, którego fragmenty pozwolę sobie także przytoczyć.

Większość Żydów zajmuje kluczowe stanowiska w masmediach, kulturze, polityce i gospodarce.
Żydzi twierdzili, ze w obozach zginęło 3 ml 400 tys. czyli 100% ludności żydowskiej z przedwojennej Polski! Ostatnie kalkulacje podają 110 tysięcy.

W 1989 przeprowadzono „holocaust” na narodzie polskim postanowieniem tajnego rzadu żydowskiego, Sanhedrynu brukselskiego: Międzynarodowy Fundusz Walutowy zdewastował kraj „prywatyzacja” i lichwiarskim zadłużeniem przeprowadzonym głownie przez Żydów Sachsa i Sorosa.
Obecna elita polityczna to dzieci morderców, jak W. Cimoszewicz i M. Borowski. Ich rodowód polityczny to PKP, PPR, PZPR, UW i UP.

Żydzi zmienili nazwiska, niektórzy nawet imiona rodziców i obecnie pozują na najlepszych Polaków.

Plany Żydów:
– wyniszczyć kraj finansowo;
– pozbawić 5 milionów pracowników posad poprzez zrujnowanie zakładów pracy, nawet tych które przetrwały od 1918 roku;
– zrujnować rolnictwo aby 3 miliony rolników emigrowało „za chlebem”;
– „oczyścić” kraj z inteligencji patriotycznej;
– wyludnić kraj innymi sposobami do liczby 15 milionów Polaków, którzy będą służyć kolonizatorom żydowskim za wyrobników;
– zwiększyć opłaty za uniwersyteckie studia i naukę w szkołach średnich, aby Polacy mieli tylko podstawowe wykształcenie niezbędne do najemnej pracy w resorcie usług i pracy robotniczej według schematu wypracowanego na Palestyńczykach.
To tylko krótki rys naszej najnowszej historii, ale warto go poznać i z tą wiedzą dokonywać wyborów.
Opracował
Ryszard Nowak

Nie potrafię powiedzieć, który to z Ryszardów Nowaków jest twórcą tej listy, ale gość tym wpisem
odstrzelił sobie jaja i przestrzelił obie stopy. Musiał stanąć w karkołomnej pozycji.
Żeby tak na jednej liście Kuronia, Sthura i Braci? Toż zagłada pisu! Gdzie tu logika? Gdzie wartości, dobra zmiana i inne gówna, które próbują nam wcisnąć?
Zwracam szczególną uwagę na plany Żydów...
Rodzina Kalksteinów, z seniorem rodu na czele, rzeczywiście niszczy kraj finansowo, wyludnia go na potęgę, rujnuje rolnictwo, kolonizuje resztki, którzy jeszcze nie zdążyli skąd spieprzyć, i oczyszcza kraj z inteligencji, ale... 
...kilka tysiącleci pracy u podstaw, a tu tylko "schemat wypracowany na Palestyńczykach"? 
No i najcenniejsze zdanie:
"To tylko krótki rys naszej najnowszej historii, ale warto go poznać i z tą wiedzą dokonywać wyborów."
Po mojemu to jest tak:

Kobuszewski nawiązał współpracę ze Sthurami, Magdą Umer i, tu ważna wiadomość! Januszem Zaorskim (jego brat widocznie Żydem nie jest...), w celu propagowania poezji Herberta i Szymborskiej, w wyniku czego przyszedł na świat Wałęsa, Balcerowicz i Janusz Korwin-Mikke. 
Ale... 
Friedmann ma weksel Szapira z żyrem Glassa, rewindykator jest Barmsztajn... On daje dwadzieścia procent, franko loco towar jest u Lutmana, tylko ten towar jest zajęty przez Honigmanna z powodu weksel Reuberga. Za ten weksel Reuberga można dostać gwarancję od jego teścia Rozencwajga, tylko on jest przepisany na Rozencwajgową, a Rozencwajgowa jest chora...

Ja wiem, że wszystkie Ryśki to fajne chłopaki, ale ten Nowak to naprawdę powinien pierdolnąć się czymś ciężkim w swoją rozencwajgową pecynę, bo oprócz jaj, odstrzelił sobie także napletek, w którym skrywała się jego cała mądrość.
Niedowiarkom z przyjemnością udostępnię link do wpisu Ryśka.





 

Trzeci, odnaleziony, list Kmicica do Oleńki.

Uwielbiam staropolszczyznę. Dzisiejszy język nie jest nawet w połowie tak kolorowy.
No pojedźmy nim dzisiaj...


Oleńko Ty moja!
Jakom ci to niedawno napisał, największą kolumbrynę pod jasnogórskim kościołem w cholerę udało mi się rozpieprzyć, z czegom jest niesłychanie dumny. Alem też w ręce tego przechrzty Kuklińskiego później wleciał, któren najpierw bok mi osmalił, a potem dziewictwa pozbawił, z którego to powodu do dziś w rozkroku chodzę. Podobno jakiś Sienkiewicz nawet o tym napisał, ale z prawdą się minął, bom wówczas Kuklińskiego oszczędził, z moim zaganiaczem wcześniej dogłębnie go obeznając. Nie ienkiewicza, a Kuklinowskiego rzecz jasna. Ale... jako to wówczas pod Częstochową białogłów był niedostatek, wiszącego Kuklińskiego także oba młode Kiemlicze swoimi zaganiaczami później nadpsuli, to mógł i na mrozie skostnieć. Tego już nie wiem.
Chciałem na Śląsk się zaraz udać, alem to księcia Bogusława po drodze spotkał, który to mojego najlepszego konia do swojej stajni na przechowanie wziął i trzymał.
Nie wierz żem jego wrogiem...
Z niego taki sam pies na baby, jak ze mnie, ale też i naiwniak, bom mu najbrzydszą babę w okolicy wcisnął .
A było to tak...
Przejeżdżałem ci ja niedawno przez Sędziejowice. Pieczę nam miastem sprawuje jakiś okoliczny warchoł słynący z tego, że wziął za żonę najohydniejszą babę w okolicy. Zagłoba, na jej widok, zarzygał swoją chabetę od uszu po zad, że o mijanych drzewach nie wspomnę. Wymyśliliśmy tedy, aby ową babę księciu promulgować w zamian za mojego ogiera...
Umyślny list wziął, sięgnął konia batem i pojechał.
Nie trzeba było długo czekać jakom się dowiedział, iż książę Bogusław na skrzydłach miłości do Sędziejowic pomknął. Nie straszne było mu nawet nazwisko, które brzmi bardziej jak niemowlęca kupa. Pielucha, czy inne świństwo... konia mi wcześniej odsyłając. Ale że wściec się na mnie musiał! To i bardzo dobrze, po tym, jak mi cię duszko zbrzuchacił, za co potępiony na wieki wieków będzie. Amen
Tyle dobrego z owej przygody wynikło, że książę na widok babsztyla rozkazał ją pod lodem natychmiast spławić, co imć Zagłobie mocno się spodobało, bo dawnymi czasy w Bakczysaraju podobno tak samo uczynił. Myślę jednak, że ten wiecznie opity dziad łże jak pies, bo gdzież u Turka miałyby być rzeki lodem skute?
Dlategoż Bogusław w infamię mnie zaraz wpędził rozgłaszając, żem się na króla chciał porwać i do Carolusa odstawić w czym łże jak pies, a ty w to nie wierz!
Do Warszawy się teraz udaję bom w drodze posłyszał jakoby, pod królewską nieobecność, jakiś zaprzaniec do władzy się dorwał i Rzeczypospolitą rujnuje, a na to mojej zgody być nie może! Takoż i siedząc na swojej inflanckiej kobyle właśnie, list ów kończę, bo mój lewak tak mocno na heretyckich dupach się stępił, że muszę go wreszcie dobrze przed stolicą naostrzyć.
Ostańcie z Bogiem, Twój Jędruś.



  

środa, 23 listopada 2016

Piękne, prawda?

Poddaję się!
Chwilowo jeszcze nie wiem, kto zaczął banować moje wpisy w dwóch, z trzech największych grup, w których ośmieliłem się to robić, ale osiągnął swój cel!
Nawrócił mnie!
Dzisiejszej nocy w zasadzie nie przespałem kotłując pościel i pocąc się jak norka (nie mam pojęcia czy norki się pocą, ale fajnie to brzmi...), a rankiem wstałem odmieniony bardziej niż trener Legii po ośmiu batach.
Pokochując (to jeden z moich neologizmów) naszą Najukochańszą Panią Premier Szydło...
Mój wredny stosunek do Ministra Antoniego Macierewicza przeobraził się w uwielbienie; na samą myśl o uśmiechu Naczelnika Jarosława Kaczyńskiego co i rusz wstrząsa mną orgazm i boję się wychodzić z wanny bez pampersa.
No i Pani Profesor!
Jezu! Ten uśmiech, figura... Jestem w szoku! Jak mogłem dotychczas nie zauważyć jej uroku!? Inteligencji, sexappeal'u wręcz, że posłużę się obcą i nieznaną mi pisownią.
Nie wiem jak przetrwam najbliższe siedemnaście dni do kolejnej miesięcznicy, ale będą to męki. Obiecuję kupić i rozpalić największą gromnicę z najgrubszym knotem, ale i obłożyć się lodem, by uniknąć samozapłonu w trakcie podniosłych uroczystości, na które serdecznie wszystkich zapraszam.

Dobra, idę poleżeć pod zakrystią.

Wróciłem. Ale tam fajnie! Ten dotyk gładzonego morską trawą marmuru na schodach, zapach kadzidła i niebiański głos proboszcza podczas mszy rezurekcyjnej, wprawił mnie w amok. Wróciłem rozgorączkowany śpiewając godzinki i wywijając kupionym w Watykanie różańcem z różanego drzewa. Ale zapach! 10 ojro sztuka, ale na tym nie można oszczędzać!
Wstąpiłem do fundacji Ordo Iuris i Komitetu Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej "Stop Aborcji".
Kupiłem kropidło, infułę i Pierścień Rybaka, cztery ojro sztuka, od dziwnie mocno opalonego chudzielca w turbanie.
Jakże się cieszę, że nareszcie przestała mi przeszkadzać pączusiowa buźka Prezydenta Dudy Kochanego Naszego, którego popieram całym sercem.

Aż wreszcie się obudziłem naprawdę.
Ale ulga!

   
Czujecie bluesa?

wtorek, 22 listopada 2016

Czarniejszy odcień czerni

Miałem dziś nie pisać, ale chyba jestem już uzależniony...
Jak tu zresztą nie być, skoro spotykam takie kwiatki:

"Potrzeba wyrazistego poszanowania Bożego prawa, aby stanowione prawo ludzkie nie było ponad nim i nie dochodziło do łamania sumienia człowieka, lekceważenia tego, co etycznie i moralnie dobre - mówił w sobotę przewodniczący Zespołu ds. Ruchów Intronizacyjnych, biskup opolski Andrzej Czaja."

To ciekawe... Okazuje się, że bóg napisał jakieś prawo! Ciekawe, czy dodał autograf? A może słitfocię?

Syndrom oddawania Inflantów zawsze mnie niepomiernie burzył; owieczki wy moje! wypad na pastwisko! to ja! wasz pasterz, a ty, najładniejsza, zostajesz!
Szlag mnie trafia jak jakiś sukinsyn w sutannie wypowiada się o etyce, moralności i jakimś wydumanym łamaniu człowieczego sumienia. Faceci w czerni są do strawienia jedynie z Tommym Lee Jonesem i Willem Smithem, a jej polska wersja, to opływająca w luksusy mafia kościelnych oszukańców. W zamian za ich dobre słowo trzeba im fundować merole, beemy, kawior i tysiąc nowych kościołów rocznie.
A gówno!
Wyraźnie czują gorąco pod laczkami i robią się coraz bardziej napastliwi.
A to jest oznaką słabości.
Wyszukujcie sobie swoich kosmitów stojąc najlepiej przed lustrem, tam zobaczycie największą ich ilość.
"Trupi synod" zakończył obrady chyba w końcu IX wieku.
Dziś ani pora, ani czasy, przyzwalające na osądzanie nawet nieboszczyków.
Tak mi się jakoś przypomniało, chyba związku z pomysłem wylizujących podłogi przed zakrystią ciućmoków pragnących zdegradowania generała Jaruzelskiego. 
I przypomnijcie sobie własnych proroków z czasów drugiej wojny światowej.
A jest co przypominać!  


Pierwsza opowieść z cyklu: Erotyczne wyznania posłów

Chce mi się...

Boski Wiatr, nasz Jarosław z woli bożej - Kaczyński, ostoja demokracji, protoplasta piastowskiego rodu Kuprów, synchroniczny lingwista, półbóg i mokre marzenie ugandyjskich pederastów, rzekł:



Fakt.
- "Koń jaki jest, każdy widzi. Zarys konia jest mniej więcej taki sam".


Mniej więcej... ale tylko w parze:


Idzie sobie koń, a tu na drzewie siedzi krowa...
- Co ty tam robisz? - pyta...
- Śliwki se jem.
- Przecież to brzoza!
- Mam śliwki w reklamówce, debilu!
- A śliwowicę?
- Tyż. Spieprzaj dziadu, bom nie sama.
- A z kim?


- Zmień lepiej gałąź.
- Na którą?
- Tę po prawo.
- Aleś ty durna!


A jak mam to zrobić, tak?


- Głupia krowa...


- Shitbull! Przecież wiesz, że u mnie wszytko zawsze odwrotnie... Ty mój draniu, mniam, mniam...


- Ciszej, bo ci szczęka stanie w poprzek. Polecimy w ślinkę?


Yes, yes, yes! Ale więcej to tylko po ślubie, bo jestem:


- To wreszcie na coś się przydasz.


- Oj tam, oj tam... Wiesz... Jak tak nie ciebie patrzę z góry, to ciepło mi się robi na sercu.
- Pierdzielisz... Cycek wpadł ci do zupy! Złaź z gałęzi, będę delikatny...


- Osz Ty mój Dżejmsie...


- Przy Tobie czuję się taka napakowana...


Jak to powiedział Jerzy Urban...
"I tak powiedziałem więcej, niż wiem..."

Nie znaczy to wszakże, że ja nie powiem kiedyś jeszcze więcej. Jeżeli mi się oczywiście zachce.

poniedziałek, 21 listopada 2016

Gimnazja do gazu

Przeczytałem wczoraj wypociny jakiegoś prawicowego blogera na temat gimnazjów i wyrządzonych przez nie szkód w społeczeństwie Najjaśniejszej.
Okazuje się, że system 6+3+3 tworzy pokolenie BEZCELSÓW, ludzi bez celu znaczy... Taki półgłówek po dziewięcioletniej edukacji jest właściwie na granicy samobójstwa; jak przeżył trzy kolejne lata szkoły średniej, to już w ogóle jakiś pieprzony cud!
Skąd to wiemy? Ano z amerykańskich filmów! Do tamtejszych szkół chodzi się bowiem jedynie w celach towarzysko-erotyczno-sportowo-niepotrzebnych.
I tak PO, Tusk i zażydzone lewaki chcą wychowywać naszą młodzież? A sio od naszej edukacji! Osiem lat podstawówki rozwiąże wszystko! My mamy taki program, na kolana!
Nie chce mi się przytaczać jego gładkich zdań kompletnie o niczym, ale nie mogło się przecież w nich obejść bez Gazety Wyborczej i TVN. To zawsze jest sól z pieprzem dla smakowych kubków kaczorowych lizodupów, których nie może zabraknąć w żadnej ich zupie.
Przecież nie chodzi o to, żeby napisać coś odkrywczego; trzeba dać karabin. Na kule też przyjdzie czas. Armia zbawienia maszeruje w jedynie słuszną stronę, koszary powoli się wyludniają (przepraszam za słowo "wyludniają"), chwilowo uzbrojone jedynie w pancerne różańce i wyczesane na cito mohery, ale za to z naczelnikowym słowem na sztandarach. Mój ci on, mójci!
Kurde!
Jakie to szczęście, że ja nie zaliczam się do nieszczęśników, którym dane było skończyć gimnazjum, bo proszę...
Czasem udaje mi się nawet sklecić zdanie podrzędne. Mało tego! Mam własne zdanie na wiele tematów nie wplatając w nie żadnych bogów ani zwycięstwa Trumpa. Czuję wręcz jak ta ośmioklasówka rozdęła mój mózg wyplatając sieć skomplikowanych połączeń niedostępnych dla baranów po sześcioklasówkach!

W sumie to nawet wiem czym kierował się autor wpisu, od którego zacząłem...
W starożytnej Grecji otóż "gimnazjon" był najczęściej rodzajem parku wraz z budynkiem przeznaczonym do uprawiania ćwiczeń fizycznych. Później, coraz częściej, organizowano w nim tylko towarzyskie spotkania i bezsensowne dysputy o niczym.
Grecja to jakoś przeżyła.
Nie można tego powiedzieć o starożytnym Rzymie, w którym gimnazja zapoczątkowały jego degrengoladę już od czasów Nerona. 
Odnoszę jednak wrażenie, że gimnazja to pikuś. Najgorsze były siedmioklasówki, bo to kończący je elektorat, właśnie dziś, sprawuje rząd dusz. Efekty widzimy.
I tak na koniec...
Mój syn jest ofiarą gimnazjalnej edukacji, w efekcie której jest tylko dziesięciokrotnie mądrzejszy od swojego taty i czterokrotnie o mamy... No... dwukrotnie...
Jeżeli jednak likwidacja gimnazjów ma być rozwiązaniem wszystkich naszych bolączek, to jestem "za". Proponuję przy okazji zlikwidować sejm, senat, naczelnika, kapuśniak i wigilijnego karpia.   
A co w zamian?
Siedemdziesiąta siódma miesięcznica...



sobota, 19 listopada 2016

Rozwiązanie

Napisałem przedwczoraj, że znam rozwiązanie na nurtujący normalnych ludzi problem, jak pokonać rozpełzłą głupotę sygnowaną kretyńskim hasłem: Prawo i Sprawiedliwość.
To jest i proste i trudne zarazem.
Trudne, ponieważ skuteczność trwającego ataku klonów zaskoczył nawet samych atakujących, a łatwe, bo to atak ślepakami. Po pierwszym odruchu padnięcia na glebę, w wyniku ogłuszającego hałasu, broniący normalności wstają. Wyraźnie bowiem zaczynam dostrzegać rosnącą panikę wśród moherowych krzyżowców ze świętej stajenki najświętszego naczelnika, bo ten powoli zaczyna nie dawać sobie rady nawet z zapięciem własnego rozporka.
Ten sam problem mają jego wyznawcy.
Co tu ukrywać...
To nie jest grupa specjalnie natrętnych intelektualistów... (jakoś nie mogę przypomnieć sobie szanowanego w całym świecie nazwiska kogoś wyznającego pislam), a popierające ich doły, to ludzie bez własnego zdania powielający do obrzydzenia śpiewki o Tusku i sztyletach.
Wystarczy pislamskiej Hydrze zwyczajnie urwać łeb, a ma cała masa sześcioletniej galaretki bez żelatyny, rozleje się po lodówce.
Później to już tylko szmata, ciepła woda i mycie. To chyba mój najkrótszy wpis, ale mam nadzieję, że wystarczający...


piątek, 18 listopada 2016

Pielucha i wszystko jasne

Miałem dziś pisać o czymś innym, ale stopień mojego wk...nia jest tak duży, że zwyczajnie nie mogę się na niczym innym skoncentrować.
Autostrady są zbudowane w złe strony! Ten, kto to wymyślił najarał się kościelnego kadzidła i przyjął opłatek wysmażony z czystej marychy.
A niech mu tam... jako zwolennik wszelakich używek rujnujących zdrowie, acz poprawiających samopoczucie, jestem za, ale nie w pracy!
Ja jestem po pracy, więc mogę teraz popuścić wodze wyobraźni próbując zgadnąć co, w najbliższej przyszłości może pislamistom zacząć jeszcze przeszkadzać...
Proponuję im rzucić anatemę na Anglię, Australię, Cypr, Maltę, Nową Zelandię, Samoa, Indie, Pakistan, Sri Lankę, Papuę Nową Gwineę i, w mordę, Bangladesz "tesz"... za lewostronny ruch w tych krajach. Powinno zabronić podcierania się lewą ręką w niedziele i święta. Żegnanie się lewiczką powinno karane być wrzuceniem do Wisły w worku z trzema kotami i szczurem. A wyprzedzanie na drogach? Toż to zwyczajne świętokradztwo! Po lewackim pasie!?
Prawicowcy powinni poddać się zabiegowi odrąbania lewej ręki bez narkozy i amputacji lewego jaja. Na autostradach, i innych drogach na terenie Najświętszej, wszystkie zakręty wręcz muszą kierować zidiociałych kierowców jedynie w prawo, co stworzy zacieśniającą się, i genialną w swojej prostocie sieć dróg dookoła kraju, z ostateczną płatnością pod bazyliką Najświętszego Serca Jezusowego w stolicy, które, ironią losu, bije po lewej stronie.
Bóg był chyba lewakiem.
Jak już pisałem lewak to taki sztylet, ale kogo to obchodzi!
Osłanka Pawłowiczówna powinna dostać urząd naczelnego cenzora Najświętszej. Porównywalny stan debilizmu funkcjonuje jedynie w mateusiakowych pieluchach. Tę babę widziałbym na stołku dyrektora wydziału paszportowego.
Wybaczcie, ale zaczyna brakować mi wyobraźni, co byłoby można w tym kraju jeszcze spieprzyć i do czego się doczepić, ale spoko...
Równoległe byty w połączeniu z bardzo odmiennym stanem świadomości pislandzkich trolli już niedługo dostarczą nam kolejnych objawień.



czwartek, 17 listopada 2016

W imię mądrości...

Nareszcie zrozumiałem dlaczego pis tak bardzo spieszy się ze zmianą dosłownie wszystkiego. Początek nie będzie szczególnie odkrywczy, ale doczytajcie spokojnie do końca...

Od czasów poprzednich rządów Kaczorów i ich wyimaginowanej IV RP, Jarek miał osiem lat na przemyślenie wszystkich błędów, które popełnił. Największym z nich było słabe oparcie w tej części naszego społeczeństwa, które historia, a za nią Sienkiewicz, określił w powieści "Ogniem i Mieczem" mianem: "czerń".
Ciemna, acz jakże liczna masa pospólstwa, najbardziej podatna na, jak byśmy to dziś powiedzieli, ideologię niszczenia wszystkiego tego, czego ich prostackie mózgi nie umieją ogarnąć, posłużyła wówczas Chmielnickiemu zaledwie jako tarcza ochraniająca Kozaków przed niepotrzebnymi stratami. A ponieważ była ich taka masa, nie przejmowano się, że takowych zabraknie. Ci, z kolei, szli ochotnie na śmierć, bo poczuli się dowartościowani i mogli nareszcie popróbować zemsty nad znienawidzoną kastą swoich ciemiężycieli. Z ich punktu widzenia był to niemal zaszczyt. Gwałcić, grabić, mordować i przepijać łupy - to wszystko czego potrzebowali...

Mam  taką swoją teorię, może wcale nie jest ona zresztą taka moja, nie wiem i nie pamiętam, ale zgadzam się z nią w pełni.
Wyobraźmy sobie niewielką społeczność, żyjącą w izolacji od innych, powiedzmy... osiem tysięcy lat temu; mającą swoje mity i żyjącymi wedle swoich praw. Kiedyś takie mity były ludziom zwyczajnie potrzebne do życia i obejmowały niemal wszystkie jego dziedziny. Było wiadomo jak jeść, jak się ubierać, co kochać, czego się bać lub nienawidzić. Taka ówczesna biblia i dziesięć przykazań. To wystarczało.
Aż tu raptem, pewnej pięknej niedzieli, dotarła inna społeczność. Z innymi mitami, wedle której także można nieźle żyć. I zaczął się problem dla obu...
Pozabijać się w imię własnych wartości? A może przejąć tą lepszą cześć, zasymilować się, rozwinąć?
Tak zrodziły się podstawy nauki i filozofii - ludzie zaczęli mieć wątpliwości...

No właśnie! Co robi dziś pis? Ano odwraca naturalny rozwój. Próbuje nas odizolować w imię wyimaginowanych "wartości".
Że podobno miłość, honor i ojczyzna, że nie oddamy Chinom Związku Radzieckiego, że ble ble ble.

Kaczyński, genetyczny kombinator, nie mający pojęcia o ekonomii wie jedno: wykształconym społeczeństwem rządzi się trudno, bo należy mieć ku temu, choćby, intelektualne podstawy. On ich nie ma. Jest za to wściekłym cwaniakiem żerującym na głupocie innych. To jego baza, trzon i kapitel.
Tak skonstruowana kolumna wprawdzie jakoś stoi, ale w zapadającym się piasku i prędzej czy później zacznie się zapadać. Musi się zatem spieszyć! Ilość odrodzonej głupoty prędzej czy później przejdzie w jakość. Ba! Już przechodzi!
Ogromnej, przyznaję to z bólem, części dzisiejszych społeczeństw nie zależy na rozwoju i dobrze im z ich własną głupotą. Zawsze znajdzie się taki Trump, Kaczyński czy Putin, który w łopatologiczny sposób powie im to, co chcą usłyszeć.
To Wy jesteście wielcy, a Bóg Was kocha...
A w efekcie?
To szwagier mojego kota produkuje talerze, na których najlepiej się jada.
Napisałem to niedawno...
Jestem zdruzgotany intelektualną cofką współczesnego świata. Syndrom "dzieci we mgle" przypomina mi rozmowę na migi z niewidomym o kolorach.


wtorek, 15 listopada 2016

Fobie, czyli... i hate my body

Amerykanie mają kolejny problem. Angelina Jolie waży ponoś już tylko 39 kilo...
Nie chcę być złośliwy...
Właściwie to chcę być!
Gdyby nie pozbyła się swoich okazałych cycków, ważyłaby pewnie ze 45! Brzmi trochę lepiej, co?
I chyba wygląda także. Ponoć jednak, jak donosi "National Enquirer", sławna córka sławnego taty cierpi na raka, anoreksję i paranoję. To trzy, pozornie wystarczające powody, do utraty wagi.
Ale czy aby na pewno?
Pomińmy nowotwory. Każdy panicznie się ich boi, ale dotyczy to tylko tych, którzy są zdrowi. Chorzy na raka zmieniają swój stosunek do choroby i, po chwilowym załamaniu, próbują z nią jakoś żyć, a więc nie o tę chorobę chodzi.

Każda kobieta uważa, że jest za gruba, wiele z nich wcale się zresztą nie myli, ale obraz wychudzonej do granic przeżycia kobiety, jest potworną męką dla oczu.
Raz w życiu miałem ogromną nieprzyjemność widzieć anorektyczkę. Nie pamiętam gdzie to było, ale raczej w Szwecji...
Łażąc po jakimś zaciemnionym i wyludnionym markecie, kątem oka dostrzegłem nadchodzącą zjawę. Pomyślałem... Kostucha po mnie przylazła i zadrżałem ze zgrozy.
Ale zaraz obudził mnie rozsądek... Żeby kostucha w mini, w Lidlu, w południe? W Jönköping?  Nieeeee! Tak, to było tam... Nonsens tego spotkania był tym większy, że ów szkieletor kupił cztery butelki piwa. Pewnie zrobiła zapasy na cały rok.
Jestem absolutnie przekonany, że kobiety częściej zapadają na choroby psychiczne. Nie mają po części innego wyjścia, bo przedwczesna śmierć męża zmusza je do rozmowy z psami, kotami i straży żyrandola.
Zachęcam wszystkich do prostego testu. Ilekroć przechodzę obok cukierni, a mam ich wokół siebie pewnie z piętnaście, liczę ilość stojących w kolejce mężczyzn. Mało mam do liczenia, bo stoją zwykle same kobiety. Jakoś nie chce mi się wierzyć, aby kupowały ciasteczka wyłącznie dla ukochanych mężusiów. Siedem tysięcy kalorii w postaci zapieczonej melasy z jagodami, szczególnie po kolacji, rozładowuje większość kobiecych stresów prawie do rana, a odpowiednio dobrana porcja Alugastrinu z suplementem na idiotyzm, rozpuszczona w kawowym likierze i bezą, bezapelacyjnie pozwoli dotrwać do pobudki.

Piszą, że Angelina ma anoreksję i paranoję. Dal mnie to jest to samo. Miała przystojnego męża i spoko życie, ale powiedzieli jej żeby nie jadła ciasteczek i obcięła sobie cycki. Gratuluję inteligencji.
Po części to się jej nawet trochę nie dziwię. W kraju gdzie jeden grubas, jednym krokiem, jest w stanie naruszyć wątłą równowagę uskoku San Andreas, niemal nie wypada nie zachorować na łeb.
Pewnie dlatego mają teraz Trumpa za prezydenta. Za cztery lata zostanie nim myszka Miki. 

A tak z drugiej strony...
Widział kiedyś, ktoś, anorektyka?
- O bejbe! Chcę być taki szczuplusi, mieć taką kościstą dupkę... A to mięcho na bicepsiku! Oł noł! Moje kości są takie seksowne! Yes, yes, yes!
Kpina!



Jutro robię naleśniki na ostro z mięsem i pieczarkami.
Pojutrze walnę golonkę w piwie, a na piątek i sobotę przewiduję wątróbkę. Angie, wpadaj! Puszczę ci TVP1 i obżerającą się w sejmie Pawłowiczównę.
Nie! Lepiej nie, bo paranoją nie są dotknięci tylko piękni i bogaci.

poniedziałek, 14 listopada 2016

Mózgożerom mówimy kategoryczne NIE

Powrócę na chwilę do mojego wczorajszego wpisu o lewakach...
Nie jestem aż takim ciołkiem, aby nie wiedzieć, że słowa miewają różne znaczenia, ale nie mam aspiracji robić tu za profesora Miodka. Daleko mi do jego wiedzy i inteligencji, zajmę się więc czymś na swoją miarę... 
Napiszmy więc pozornie niewinne słowo: kosmita i poprzyjmy je zdjęciem...


Zakładam się o dychę, że nikt nie wie, czy aby tak mogą oni wyglądać, ale wystarczy dołączyć takie...


... i wszystko staje się jasne! Wystarczy to coś jedynie rozebrać...
Wybaczcie na chwilę, ale zrobiło mi się niedobrze...

Już ok, ale dzisiejszego śniadania to ja już nie strawię.

Nieopisana demagogia kato-prawicy próbuje zjednoczyć naród poprzez wysysanie mózgów. Zdaję sobie sprawę, że istnieją jednostki, którym jest on całkowicie zbyteczny, a jeśli już, to działa w systemie zero-jedynkowym przyjmując wiadomości na poziomie "tak" i odrzucając resztę z poziomu "nie". Taki program.

Trzeba teraz posłużyć się przykładem...

Od roku słyszę mniej więcej to samo.
- "My mamy genialny plan i chcemy to wszystko tak cudownie ułożyć. Prosimy! Przyłączcie się do nas! Wyciągamy dłoń!"

Gówno wyciągacie, nie dłoń! Dajecie podprogowy sygnał cymbałom z poziomu permanentnego "tak" do nienawiści, bo doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że nikt myślący was nie poprze. To forma pozbywania się wrogów.
"My jesteśmy tacy kochani, a oni są przeciw!? Zdradzają nasz kraj, naszą kulturę. Zdradzają naszego najukochańszego naczelnika. To świry, których trzeba tępić!"
To jest prawdziwy przekaz!
Ciąg dalszy jest oczywisty. To pełne wyrachowania działania zmierzające do wytępienia opozycji, która mogłaby zagrozić panoszącej się głupocie; jeszcze chwila, a usłyszymy o tysiącletniej Rzeczypospolitej!

Przykładem takich działań jest propagowany język z kompletnie kretyńskim słowem: "lewak".
Z moich wiadomości wynika, że po raz pierwszy użył go Lenin określając do tych, którzy ponoć byli bardziej na lewo od niego. 
Co więc mamy?
Pseudo-prawicę odwołującą się do historii najgorszego sortu komunistów. To wielka sztuka być  skrajnie lewicowym prawicowcem, dla których największym zagrożeniem jest wydumana lewacka lewica; a ja jestem zdecydowanie za głupi abym mógł to komuś wytłumaczyć.
Oni też mają z tym wyraźny problem; skala zapętlenia się w opisywanym absurdzie spoczęła na dnie, a wyłowić mogą ją jedynie ci, którzy nad nią się nie zastanawiają.
Jakież to proste!
Tam są lewaki, Żydy, masoni i Tusk, a tu my, świetlista przyszłość w Chrystusie!
Żywię wielką nadzieję, że to jednak zdecydowana mniejszość.
 
Znowu naszły mnie torsje...

Wiecie dlaczego Lenin wymyślił to słowo?
Wcześniej nazywano ich anarchistami...
Przyznaję się!
Jestem anarchizującym lewakiem i skarbnikiem loży masońskiej bez napletka. Jestem także zbyt kulturalny, aby powiedzieć prosto w oczy wszystkim kosmitom: Pocałujcie mnie tam, gdzie słońce nie dochodzi.
Nie!
Nie mogę jeszcze skończyć!
Wśród masonów jest taka zasada...
Dla kogoś, kto został najwyższym dostojnikiem loży, kolejnym etapem kariery będzie zdegradowanie go do najpośledniejszego jej członka. Tak więc... 
Jeżeli Jarek został już naczelnikiem, to za niedługo powinien czyścić miejskie szalety...
Czego sobie i Wszystkim serdecznie życzę.

sobota, 12 listopada 2016

Instrukcja obsługi prezerwatyw

Jest taki dowcip...
Casanova kładzie na wielkie łoże z baldachimem przeuroczą niewiastę, rozbiera siebie i ją... hmmm... ocenia wzrokiem jej potencjalną wartość, po czym zaczyna nakładać prezerwatywy.
Zakłada pierwszą, drugą, trzecią... dziesiątą i... spinacz na nos. Lekko zdezorientowana oblubienica więc pyta:
- Rozumiem, że chcesz się zabezpieczyć, ale po co ci ten spinacz?
- Ne lubię smrodu palącej się gumy...

Powinno być mi sądownie zakazane przeglądanie niektórych wpisów. Póki co, takiego zakazu jednak nie mam, a więc przeglądam...
Pech chciał, że trafiłem na taki:

"- Problem z gumą! Pomóżcie! czy specyfiką gumy jest to że nie trzyma się ona na penisie? Czy każdy tak ma, czy tylko mój chłopak? On musi trzymać ją jedną ręką, bo mu spada! Wkurza mnie to, ale nie wiem, czy tak wszyscy mają czy nie, bo to jest mój pierwszy partner. Dodam że spada mu nawet guma typu "close fit". Proszę o poważne odpowiedzi!"

No to jedziemy na poważnie. Na początku tylko dodam, że pomieszałem odpowiedzi internautów z własnym przemyśleniami.
Efekt wyszedł zaś taki...

U nasady należy spiąć go takim zipem, albo zacisnąć cybancikiem na śrubkę. Nie od rzeczy byłoby obtoczyć wacka w technologicznej soli. To sprawdzona przez drogowców metoda wiązania wielu płynów, które i tak, w większej części, składają się z wody. Nadwyżką można by wysypać oblodzone schody.
Powiedzmy.
W przypadku braku soli proponuję mąkę ziemniaczaną. Może się także zdarzyć, że Twój chłopak zwyczajnie źle ją zakłada, ale i tu rodzi się problem - jak będzie lepiej?
Na lewą stronę...
A może do góry nogami? Zawsze może naciągnąć ją, w sumie, także na jajka. Rozwiązaniem mogłyby być jakieś szelki inspirowane pasem do podwiązek. Mógłby także naciągnąć
gumę na maxa zawiązując na dupie skomplikowany supeł. Tu zostawiam pole do popisu własnej pomysłowości.
W przypadku pojawienia się kolejnych kłopotów należałoby przemyśleć zamiany na gumy zimowe o zdecydowanie mniejszym poślizgu; z łańcuchami włącznie. Musisz też porównać, tak na wszelki wypadek, różnicę w wielkości jego prawego fackersika z rzeczonym już wackiem, bo nam trudno ocenić, który jest większy.

Dla owej dziewczyny jest to na pewno istotny problem dlatego starałem się być rzeczowy.

Inna pisze zaś tak:

"- A z kolei mój chłopak używa rozmiaru xl i jeszcze jest za ciasna wpychamy do połowy, a potem się nie da! Gdzie mogę kupić większe? Proszę o pomoc i poważne odpowiedzi!"

Narzuca mi się natychmiast poważna wątpliwość...

Tego się raczej nie wpycha do środka, to się zakłada na wacka, a dopiero potem się wciska... Mam rację?
W razie czego w Kauflandzie można kupić jednorazowe worki 135 litrów z takimi, jakby to ująć, ściągaczami na końcu. Z braku odpowiednich worów są do nabycia 60 litrowe plus gumki-recepturki. Większe obwodowo rozmiary wymagałyby jednak pocięcia w poprzek opony z tylnych kół traktora.
W sumie to raczej powinnaś się cieszyć. Nie wiem jak dla kobiet, ale facetowi to częściej pochlebia niż przeszkadza.
Osobiście, na jego miejscu, wynająłbym ostatnie piętro w hotelu Grand i żył w luksusie.
Ponieważ jednak twój facet ma problem z naciągnięciem największej nawet prezerwatywy, to powinnaś się raczej cieszyć.
Pewien internauta wyraził to jasno.
- Daj mi jego numer telefonu. Kazimierz z Płocka.
Inny znowu zamartwia się pytając...
- Pracujesz w stadninie w Janowie, czy w innym malowniczym miejscu?

Dla mnie jawią się dwa rozwiązania, oba dotyczą placówek użyteczności publicznej, zwanych potocznie: Sex Shop.
Fachowa obsługa i wielość propozycji, zapewni każdej kobiecie nie tylko brak opisywanych problemów z pulsującymi wackami, ale także, ogólnie, pozbycie się niedopasowanego chłopa. I co z tego, że made in Japan?

Nie ważne pochodzenie i płeć, liczy się uczucie!
No to... Upojnej nocy. Mam nadzieję, że się przydałem.




czwartek, 10 listopada 2016

Czego mężowi robić nie wolno

Nie wolno mu, po primo, niepotrzebnie się odzywać! To chyba największy błąd jaki może w domu zrobić, natychmiast bowiem jakoś się narazi. Za żadne skarby nie powinien mówić:
- Zostaw te śmieci, ja je później wyniosę.
Bo po piętnastu minutach usłyszy?
- Godzinę temu miałeś wyrzucić śmieci!
- Ależ tak, Kochanie.
Po kolejnym kwadransie pozornej ciszy, bo przecież kątem oka widzimy, że zona siedzi na gwoździach, dochodzi nas syk...
- Pięć godzin temu powiedziałeś, że wyrzucisz śmieci!
- Ależ tak, Kochanie.
- Na tobie to nigdy nie można polegać!
- Ależ tak, Kochanie.
Sprawa powraca z dokładnością atomowego zegara, cztery razy na godzinę, wydłużając kobiecą dobę odwrotnie proporcjonalnie do ilości wyczuwanych na siedzeniu gwoździ. Czwarty kwadrans jest zazwyczaj skondensowaną historią rodu męża, do pradziadków włącznie, która nie brzmi specjalnie optymistycznie na przyszłość, a nasze: Ależ tak, Kochanie! jest jej katalizatorem.  
No to co powinniśmy odpowiedzieć?
Oczywiście nic!
Ale i w takim przypadku sprawa zostanie osądzona w trybie pilnym, bo pani prokurator, sędzina i obrończyni w jednym, takie wash and go go, dawno wydały już wyrok i teraz tylko szukają paragrafu.
Jedynym rozwiązaniem byłoby wyrzucenie tych cholernych śmieci tuż po naszej deklaracji, ale i to się często nie sprawdza.
Zaraz do tego wrócę...

Mój kierownik z biura, w którym pracowałem lat siedem, przeprowadził się do nowego bloku. Tuż po przeprowadzce nawiązał oczywiste kontakty z sąsiadami. Stały tam tylko bloki, bo budowlańcy zapomnieli, że ludzie muszą do nich także jakoś dotrzeć.
To był pretekst...
Wyposażenie mieszkania w domofony i komórki pod blokami był syntezą.
- Paweł!
- No cześć, co tam?
- Masz kombinerki?
- W komórce.
- Zejdź.
- Kaśka! Idę do komórki, Karolowi wyszły kombinerki.
- Na spacer? - czujność Kaśki spowodowała odłożenie pilota - Wracaj zaraz!
- A co? Masz w planach spowodowanie pożaru?
- Ty to taki głupi jesteś, że strach!
- Weź śmieci!
- Ależ tak, Kochanie.

Jak to miło ze strony architektów, że zaprojektowali chociaż ogólnospożywczy sklep z piwem, będący we władaniu innego mężczyzny, także nie lubiącego wyrzucać śmieci bez powodu.
Bo śmieci to pretekst. Dla każdej płci potrzebny do czegoś innego...



środa, 9 listopada 2016

Czy to aby rzeczywiście jakiś wybór?

Kiedyś, w ubiegłym tysiącleciu, odbywałem praktyki w jakimś zakładzie produkującym maszyny szwalnicze. Kazali mi poznawać różne działy zabezpieczające ich produkcję skomasowane w czteropiętrowym budynku.
Chyba jakoś raz na tydzień zmieniałem piętra.
Pierwsze zajmowała ślusarnia.
Rządził w niej pewien mistrz ślusarski noszący na łysej pałce rudawy tupecik. Wszyscy udawali, że nie dostrzegają debilnego wyglądu swojego szefa, a on udawał, że o tym nie wie. Harmonia trwała pewnie latami... I wówczas napatoczyłem się ja.
Nie, nie zarwałem mu go z czerepa!
Była jesień i pora zbierania grzybków. Zakład wynajął autobus, który zapełnili fani łażenia po lasach. Pojechaliśmy.
Jakoś za Zgierzem wszyscy zdążyli się już nawalić i poszli spać. To normalne o 3 rano. Ślusarski mistrz także.
Woń sosnowych igieł rozbudziła z letargu skacowane towarzystwo w bliżej nieokreślonym miejscu w Polsce, i gromada zbieraczy runęła, czasem bardzo dosłownie, drzwiami, i oknami tyż, ze wzrokiem utkwionym w leśną ściółkę, celem nazbierania reklamówki podgrzybków. Wśród nich runął także ślusarski mistrz. Nie pamiętam dziś swoich osiągnięć, ale po zbiorach mistrz w tupeciku nie chciał się za cholerę odliczyć. Krótka akcja zlokalizowała go w nieodległych krzakach, ale bez tupecika, niestety.
Kolejna akcja pod kryptonimem "Tupecik dla mistrza", osiągnęła cel i już po chwili na nieprzytomnym, łysym łbie mistrza, tupecik ów wylądował, tyle że... tyłem do przodu! 
Od tamtego, pamiętnego, popołudnia nabrałem wielkiego szacunku do poczucia humoru ludzi pracy. Ilość komentarzy nachlanego ślusarskiego mistrza, w tupeciku tyłem do przodu, spowodowała, że chyba popuściłem w spodnie ze śmiechu. Chyba mu się to nawet należało, bo nie był to przyjemny osobnik.   

No i po co ja to wszystko piszę?

Ano po to, że jakoś trudno mi sobie wyobrazić kogoś na stanowisku prezydenta najbogatszego kraju na świecie, którego największym problemem jest własna grzywka. Lub jej brak...
I tak jak ów ślusarski mistrz... Wciąż chce mu się udawać, że nie wie, że my to wiemy...
Nie lubię tego człowieka. Zmarnował mi fajny wczorajszy wpis.
Zawsze darzyłem wielkim szacunkiem prezydentów USA. Dzisiaj nie mogę tak już powiedzieć. Głupota w natarciu!






Zabobony czyli obgryzanie lipy

Wznieśmy toast do św. Krzysztofa, aby pozwolił nam szczęśliwie wrócić naszymi samochodami do domu!
To mógłby być tytuł dzisiejszego wpisu, ale jest trochę za długi.
Postanowiłem otworzyć hurtownię w okolicach Częstochowy. Mam bowiem do sprzedania pełno beczek z olejem, na którym poganie usmażyli św. Jana, a w śmietniku wala mi się rdza z piotrowych kluczy, do szczypty której dodaję ampułkę wiatru sprzed betlejemskiej stajenki. Gratis! Dla zakochanych proponuję cukier, który, po wysypaniu na wycieraczkę, pomaga w uproszeniu duchów o modlitwę za szczęśliwość naszego gospodarstwa.
Posiadam drabiny, pod którymi można przechodzić i nietłukące się lustra. Ogromna galeria parasoli, które nie otwierają się w domu zawala wręcz moje półki; i milion guzików do chwytania na widok kominiarzy.
Drzazgi świętego krzyża pozwoliłyby odbudować tenże kilkaset razy i... rzecz jasna...
Mam lipową korę!
Wasze pątniczo-wędrownicze ząbki zalśnią już po przemieleniu kilograma tej cudownej substancji! Jeżeli bozia nie pozwoliła im jednak dotrwać do tej chwili - nie przejmujcie się! Trzeci garnitur całkowicie bezboleśnie przebije wasze dziąsła w siedemnaście mgnień najbliższej wiosny rujnując sny bezzębnych sąsiadów na całe lata.
Oferta jest właściwie nieograniczona i każdy znajdzie dla siebie coś, co pozwoli mu przetrwać atak kolejnych fobii.
Sam Tom Cruise, tuż przed swoją najlepszą rolą w filmie "Rejs", zmiażdżył dwanaście kilo sprzedawanej przez mnie lipowej kory i popatrzcie!


Jeżeli cuda, tylko na przedmieściach świętego miasta!
W najbliższych planach mam otwarcie podobnych hurtowni w Świętej Lipce, Fatimie, Lourdes i Kijowsko-Paczerskiej łwarze.

Specjalna oferta dla satanistów!
666 próbek moczu Mefistofelesa.

Na koniec...
Strzelając sobie w stopę dodam, że cała oferta dostępna jest, za darmochę, w Wiadomościach Telewizji Polskiej.

poniedziałek, 7 listopada 2016

W pislandii nawet grzyby nie chcą już rosnąć czyli... przepis

Jestem zupożerny. Nie zmienię tego i nie zamierzam. Po niedzielnym rosołku naszło mnie dziś na zupę grzybową, ale ponieważ z grzybami w tym roku kompletna lipa, miałem wątpliwości czy zdołam je gdzieś kupić. Do Warszawy mam spory kawałek i po pół kilo robaczywych grzybów, tych z sejmu, nie chciało mi się jechać, wybrałem się więc na pobliski ryneczek z nadzieją, że coś znajdę. No i się udało! Pół drogi do domu zajęło mi wąchanie podgrzybków, pół - prowadzenie auta. Wbrew pozorom nie zatrzymałem się w połowie drogi...

Teraz tylko podsmażona na maśle cebulka, pokrojone grzybki i... grzybowy ślinotok przechodzących pod oknami sąsiadów.
Niech cierpią!
Jeżeli właśnie narobiłem komuś apetytu na zupę grzybową, to mam właśnie sadystyczną satysfakcję, bo jestem kulinarnym wariatem, który wręcz kocha kuchenne zapachy.
Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie zmieszał owych cudownych zapachów z polityczną stęchlizną. Równowaga musi być. Nie myślę wszak dorzucać do swojej dzisiejszej grzybowej przypraw o smaku Pawłowiczówny i kaczego kupra; pojadę ogólnikami.
Po śmierci młodego Kuronia pozwoliłem sobie złożyć rodzinie kondolencje.
Ogromna lista wpisów, spośród których dociera świętojebliwy głos prawdziwych chrześcijan...
- K..a wreszcie zdechła!
- Je..ć żydów!
Jezusa też?
Nieporadność prawicowych mózgów poraża swoim ogromem. Za każdym razem, kiedy odpowiadam na jakieś zarzuty pod adresem moich tekstów, słyszę to samo...
Coś o PO, Komorowskim, Tusku, oczywiście o moim penisie bez napletka i żebym wreszcie zdechł.
Niedoczekanie! Postanowiłem żyć do czasu umieszczenia w specjalnym zoo wszystkich bezmyślnych, radiomaryjnych, tworów z gatunku homo catolicus. Matuzalem wysiada, ale może to jedyna droga przejścia do historii?
A może mam też drugą? Kulinarną?

Bierzemy kaczy kuper... Zdrapujemy pióra za pomocą mysich zębów pani profesor, doczyszczamy brodą Macierewicza, resztki wyszczypujemy za pomocą Szczypińskiej, dodajemy trochę Szyszko i nacieramy Sobecką dla smaku. Dodajemy zmielonego Legutko i zalewamy Zalewską. Macerujemy w miesięcznicach. Im dłużej, tym lepiej. Nieżyjącego od sześciu lat, doskonale już skruszonego Zająca, Porębujemy mieczem z Kurska. Zawijamy w Glińskiego i wysyłamy na Morawy. Wszystko  poprzeszywane szydłami. Na koniec kładziemy, i tak zbyteczną, górną wargę pani premier na czubku potrawy, zwanym, od pewnego czasu, i nie wiadomo dlaczego, Błaszczakiem. Wszystko zalewamy wywarem z Klępy.
Nie zaszkodzi parę kurek, a na deser: Mazurek, kawusia, tort Suski i Sfotygowane kluski.

Siedem gwiazdek Michelina!



sobota, 5 listopada 2016

Święta Magdalena od ogórków

Jest taki stary dowcip...


Blondynka dzwoni do swojej koleżanki i mówi:
- Przyjedź do mnie, to ci pokażę coś ekstra!
Przyjechała. Podekscytowana blondynka mówi:
- Mam takie coś w kuchni na ścianie, chodź to ci pokażę.
Idą do kuchni, blondynka gasi i zapala parę razy światło, mówiąc:
- Patrz, jest światło, nie ma, jest, nie ma...
- Ciekawe gdzie jest światło, gdy go nie ma?
Blondynka w ciemnej kuchni otwiera lodówkę i mówi:
- Tutaj!

Niewiele wiem o tytułowej Madzi, ale dysponuję darem wypowiadania się na tematy, o których nie mam kompletnie pojęcia.
Skądinąd...
Czasem lepiej nie wiedzieć o czym się mówi, bo to zabija odkrywczość.
Po nocnej polucji Millera, która zaowocowała kandydaturą Madzi na prezydenta kraju, pomyślałem:
- Pewnie na starość postawiła mu namiocik i stara się teraz odwdzięczyć...

Wiele można zarzucić pani doktor, ale z łóżka to bym jej jednak nie wygonił.
Taka moja męska słabość pomieszana z kryzysem wieku.
Zapewne na tym bazuje i ona. Współczuję mężowi...
Madzia ma jeszcze jedną, chyba najgorszą, wadę...
W nienapompowanym kole widzi jedynie brak powietrza u dołu. Nie zdając sobie sprawy z faktu, że za niedługo zostanie, po wsze czasy, tylko obiektem kpin i dowcipów, próbuje wszystkim wytłumaczyć dlaczego tak brzydko pachnie jej z uszu... Pewnie dlatego, że najnormalniej, nasr...e w głowie.
Nie chcę się zbytnio znęcać nad jej mężem, ale facet raczej nie poleciał na inteligencję. Za kilkanaście lat zostanie mu widok zabiedzonej kobiety w poważnym wieku, z którą nie będzie miał o czym rozmawiać.
Póki co jednak... powinien tryskać zadowoleniem, że jego żona asymiluje się z TVP 1 w celu głoszenia słowa bożego na antenie. Może nie jest to dla niej awans, ale nie wymagajmy za wiele. Samo klęczenie, z różnych powodów, nie jest takie złe. Mnie najbardziej urzekł dowcip o blondynce klęczącej prze sklepem, na drzwiach którego widniał napis: Ciągnąć.
No i co? Można pisać o niczym? Można!

 

piątek, 4 listopada 2016

Jarosław I Słabowity

Kaczyński otacza się samymi miernotami. To rozpowszechniona przywara zakompleksionych przywódców; na tle maluczkich wydaje się sobie ważniejszy, mądrzejszy i większy. To nietrudne. Jednak w obliczu czyjejś wielkości natychmiast się kurczy, maleje i ucieka. Tak było w przypadku uchwały sejmu w sprawie uczczenia pamięci Andrzeja Wajdy, w trakcie której jego miłość do samego siebie zaczęła cierpieć tak bardzo, że musiał demonstracyjnie wyjść z sali obrad. Pół biedy gdyby nie wrócił, ale nie! Wrócił, jak najbardziej! Tuż po głosowaniu! Wówczas wylazła z niego cała zawiść.
Jakież to jest żałosne!
Oglądanie świata poprzez pryzmat własnych kompleksów napawa mnie obrzydzeniem. Wielcy tak się nie zachowują. Wielkim zależy na dobru ogółu; wielcy nie wstydzą się się własnych słabości... Umieją takie przetopić w siłę. Warunek jest jeden - oparcie w autorytetach innych. Ale jak tu o takich mówić, skoro autorytet może być tylko jeden!? I nie szkodzi, że śmierdzi malizną; my wszak nie gonimy króliczka, my do właśnie dorwaliśmy i jest nasz! Nasz będzie sos i musztarda... Kupę zostawimy dla was, lewackie gnidy!
Głupota obecnie rządzących i ich popleczników najdoskonalej przejawia się w wypowiedzi lorelaj Terlikowskiej, która brzmiała jakoś tak:
- Mój mąż mówi do mnie: Żono, przyjmijmy nowe życie!

Wielu z czytających mnie posiada, posiadało lub będzie posiadać, współmałżonka. Wyobraźcie sobie teraz, kobiety, że mąż wyjeżdża do was z takim tekstem...
Co robicie?
- Jak przylazłeś tylko po gitarę, to bierz i spadaj, ale najpierw powiedz: Gibraltar!
Moja żona skwitowałaby to krócej...
- Popieprzyło ci się we łbie?
Wielkie słowa dla określenia małych spraw, a odpowiedź wciąż jednaka.
Jeszcze chwila, a cały pis wybuchnie od wzrastającego ciśnienia w opustoszałych pecynach, czego wszystkim normalnym i, wręcz sobie także... Serdecznie życzę.
Pokażmy zatem naszą mądrość małemu kaczorkowi, bo ten, jak niewielu, mądrości innych boi się najbardziej!


czwartek, 3 listopada 2016

Pod herbem Szekspira

Kilka razy w tygodniu jakieś osoby, bądź grupy osób, wpisują mnie na listy członków lubiących ich grupy... Ciekawe skąd tak dobrze znają mnie i moje poglądy, aby za mnie decydować?
Olewam takie propozycje i natychmiast odsyłam je w internetowy niebyt tym bardziej, że pośród nich dominują te z gatunku: Bóg cię kocha!
Ostatnio dostaję także smsy z wpisami w stylu:
- Ten człowiek zmarł, ale cały czas cię kocha! Przyjmij go do swojego serca i wsłuchaj się w jego słowa. Sms tylko 1,23 zł.
Podobny żer na idiotach mogę jeszcze zrozumieć, tych rozmodlonych napuszeńców - kompletnie nie, ale...
To w końcu ich życie i mogą z nim robić co chcą.
Obserwując różne internetowe wpisy, narzucają mi się pewne wnioski, którymi teraz chciałbym się podzielić.

1. Od prawa do lewa fruwa głupota...
    Wiele wypowiedzi to prosta linia, stykająca się jedynie z górą sinusoidy na wykresach chamstwa, 
    debilizmu i trzeszczącej ciemnoty.

2. Najczęściej ludziki, z tego gatunku właśnie, mają najwięcej do powiedzenia...
    - Zaczelem pisac bloga napialem juz siedem wpisów i mam dopiero 4 otfarcia...
    ...użala się któryś "bloger".
    Tak to jest jak pisze się w dialekcie mandaryńskim o Konfucjuszu.

3. Zdumiewa mnie parcie na komputerowe szkło, bo...
    ...komputer może mieć każdy, ale dlaczego od razu musi się chcieć kreować na ludowego trybuna
    wypowiadając się na każdy temat?

To jeden biegun.
Na drugim są niejedzący mięsa intelektualiści w zapadniętych fotelach po dziadku. Dysponujący zakresem słownictwa bogatszym niż Orzeszkowa, delikatniejsi od mydlanej bańki i równie nieprzystosowani do współczesności jak ci z bieguna pod nimi. Najzabawniejsze jest to, że ci mnie czasami czytają...
Nie pojmuję dlaczego?
Chyba jednak wyłącznie po to, aby wypomnieć mi mój nieładny (A Fuj!) język...
To prawda, nie grzeszę językowymi subtelnościami w swoich wpisach. Taki miałem zamiar od początku pisania bloga i będę się tego trzymał nadal...
Może jestem w błędzie, ale prawie wszystkie napisane przeze mnie słowa, można jednak znaleźć w każdym słowniku języka polskiego; te nie do znalezienia, są zaś moim neologicznym słowotwórstwem, o którym najwięcej może opowiedzieć moja ukochana żonusia.
Nie wiem, czy to jakaś okropna wada, wszak Szekspir wymyślił prawie dwa tysiące nowych słów i nikt go jakoś nie oskarża o nowomowę.
Reasumując...
Stokroć bardziej wolę narażać się na krytykę, którą, nota bene, szalenie lubię, niż pieprzyć najsubtelniejszą polszczyzną o tym, jak to szczepionka na raka powoduje przyrost nieletnich prostytutek; jaki ten nasz "rząd" jest kochany, bo daje cztery tysie każdej matce za urodzenie dziecka, które po tygodniu umrze w męczarniach! Dla kogo, ku...a, te pieniądze? Chyba tylko dla księdza za chrzest i pochówek!
Moja znajoma napisała szalenie mądre zdanie, które należałoby cytować w nieskończoność.
"Pis to nie partia, to stan umysłu"
Ja takie stany odmiennej świadomości będę tępił słowami, które obrazują to najpełniej. A wszyscy ci tym, którym się to nie podoba, mogą się pocałować...



wtorek, 1 listopada 2016

Salceson Tarczyński czyli... to nie jest śmieszny wpis!

Ekshumacje są potrzebne... Uważa poseł Tarczyński z pisu, powołując się badania szczątków Tutamchamona.
Gdyby ktoś znienacka dał mi kopa w dziób i poprawił liściem, w wyniku czego pierdyknąłbym bańką o jezdnię, po której przejeżdża właśnie przedłużony autobus miażdżąc moją czaszkę wszystkimi kołami po kolei, nie wymyśliłbym podobnej głupoty! Obawiam się jednak, że z niego jest jakiś lunatyk i wpadł do studia w trakcie letargu. To byłbym w stanie jeszcze zrozumieć, bo i ja miewam kretyńskie sny...

Dziś w nocy, na przykład, śniło mi się, że mojego syna atakuje sąsiad... Ja, chyba w ramach rewanżu za napaść, rozkwaszam mu pysk i zadeptuję prawie na śmierć co, o dziwo! sprawia mu jakąś dziką satysfakcję.
Samo tłuczenie bogu ducha winnego kolegi z podwórka było dla mnie dziwną przyjemnością do czasu, kiedy jemu nie zaczęło sprawiać to przyjemności; wtedy zaczęło mi śmierdzieć ohydą.
Jeżeli ktoś pamięta podobną scenę z "Nocnego kowboja" i homo - masochistę, tłuczonego słuchawką od telefonu przez głównego bohatera, to wie z jakimi uczuciami obudziłem się przed finałem mojego snu.
Krótko po przetrawieniu owych sennych koszmarów, usnąłem znowu...
Jakież te nasze mózgi dziwaczne, bo później śniło mi się tak...

Jakieś telewizyjne studio, a w nim dziennikarka z zaproszonym gościem. Zapala się światełko: "On Air", a dziennikarka wybucha śmiechem!
- Przepraszam Państwa - zaczyna. - Gościmy dziś w studio... (znów idiotyczny śmiech), pana profesora... (i jeszcze raz śmiech): Salcesona Pendereckiego!

Za żadne skarby nie wymyśliłbym podobnej głupoty! Obudziłem żonusię swoim kretyńskim śmiechem jakoś po siódmej rano i opowiedziałem co mi się przyśniło. 
Cały dzień łaził mi po głowie ów profesor Salceson Penderecki i do teraz śmieszy mnie imię: Salceson...
Przyszło mi na myśl, że pasuje ono idealnie dla imć Tarczewskiego; w końcu czego można spodziewać się po salcesonie? To tylko zmielone resztki z przyprawami. Przyprawami na bankowym koncie oczywiście.
- Popieprzyłbym bym dziś sobie, a w banku mam tego na kilogramy. Pieprz i wanilię... w pysku bulteriera. To lecę!
Argumenty nie do przecenienia.

Powiem szczerze... Mam już serdecznie dość komentowania debilizmów wypowiadanych przez rządzących. Nie rozumiem intencji, nie pojmuję zakończenia. Nie wiem czemu ma służyć rozpieprzanie wszystkiego za wszelką cenę? Przecież nawet oni nie są na tyle głupi, by wierzyć, że może się to udać. Dla mnie jest to masz ku wojnie domowej! I w imię czego? Ku uciesze grupy niedopieszczonych i sfanatyzowanych pojebańców mamy się zacząć zabijać? Obudować granice pancernym murem, zainwestować w rakiety do odstraszania coraz to nowych, pleniących się zewsząd wrogów, wykopać tunel pod Słowacją, do Orbana, i cieszyć się jacy to z nas demokraci? A w wolnych chwilach dławić się radością na widok dziobów Pawłowiczówny i Macierewicza? I tego NAJWAŻNIEJSZEGO... Jak mu tam... Kaczyński?

Być może, któregoś dnia obudzę się o poranku, podobnie uśmiechnięty jak dziś, ze świadomością, że
przeżyliśmy najgorsze i wraca do nas słoneczko normalności. Póki co jednak... droga do tego daleka. Nie wolno nam teraz wykazać się naiwnością i uwierzyć w dobre intencje oszołomów, bo niedługo najpierw potłuczemy w domu wszystkie lustra, zanim zdążymy się w nich przejrzeć i spojrzeć samemu sobie głęboko w oczy!