piątek, 29 grudnia 2017

Final cauntdown

Za dwa dni będziemy o rok starsi. Nie żebym się tym jakoś specjalnie martwił, szczerze mówiąc mam to gdzieś, bo tak jest każdego roku i zdążyłem przywyknąć. Z pewnością jest jednak spora grupa ludzi, którym ten fakt spędza sen z oczu. Po jaką więc cholerę wydawać na Sylwestra kokosy? Żeby potańczyć?
Jakiś rodzaj masochizmu?
Jak nie pasuje, to worek pokutny i do jaskini!
Albo się cieszymy i uchlewamy na sztywno, albo sandały, krzesiwo i zdechła wiewiórka...

Od razu przypomina mi się dowcip o policjancie, który poszedł w krzaki się odlać i wyjął nie tę pałę... Opisać efekty?

No to jak? Uśmiech czy rózga?

Oczywiście, każda zmiana jest stresująca i należy do niej przywyknąć. Szlachetny kac jest tu niewątpliwie naszym sprzymierzeńcem. Trzymajmy się go! Inaczej zgłupielibyśmy do cna. Najbliższa noc z niedzieli na poniedziałek powinna nam to uświadomić.
Bawmy się zatem, a wydając swoje ciężko zarobione pieniądze na skrywające się w każdym nas pokłady libertynizmu przekujmy je na kolejne miesiące borykania się z naszą nieciekawą rzeczywistością.

Życzę Wszystkim, w Nowym Roku, Żelaznego Zdrowia i Roześmianej Japy.
Bo czym tu się martwić?
Jarek za dwa dni też nie zrobi się młodszy...
Final countdown, heja i do przodu!
Kłaniam się Wszystkim
Darek

Oko Koguta

Najsamprzód... (jak to mówiła moja babcia...), opowiem o pewnym straszliwym komuchu. Jego życiorys to pasmo komuchowatej komuchowatości, której zwieńczeniem była bliska współpraca z Jaruzelskim i Urbanem; demonami z piekła rodem, mordercami, i setką innych synonimów od przymiotnika "zły".
Gdzie by tylko nie spojrzeć w PRL-owskie czasy, ów komuch przewija się przez nie z natręctwem rozwścieczonej zapachem Old Spice'a muchy tse-tse.
Taki, normalnie, wrzód na wrzodzie w otoczeniu postalinowskiej zgnilizny. Zawsze jakiś kierownik, jakiś dyrektor... ale zawsze też od komuszej propagandy. Członek ZWM, ZMP,  SDP, ZLP i PZPR.
Jestem niemal pewien, że nieraz zrobił loda samemu Urbanowi.
No i ten wygląd... Mały, łysy, głupia i nieciekawa gęba w wielkich brylach, a między palcami papieros.
Bardziej taki Serge Gainsbourg w wersji z PRL, choć do jego rozporka nie zdążyłem zajrzeć. 
Owóż ten zapluty karzeł komunizmu jest moim idolem! To Wiesław Górnicki.
Będąc już na emeryturze pisał wspaniałe felietony do tygodnika "Nie" pod pseudonimem Krewa. Czekałem na nie niczym matka Teresa na utratę dziewictwa.
Tak myślę...
Wierzcie mi! Mam straszliwie głęboko w dupie jego przeszłość. Chciałbym się z nim spotkać i porozmawiać. Chciałbym porozmawiać z Kopernikiem i Michałem Aniołem. Chciałbym posłuchać na żywo Kofucjusza, a co mi tam... Jezusa chyba też.

A kogo mogę posłuchać dzisiaj?
Jakiegoś pojebanego Koguta! Nocnych zmaz każdego buraka i gremialnie przechodzących na homoseksualizm, na widok tego młota, wszystkich polskich kur. Pewnie dlatego jaja zdrożały o sto procent.
I ojca profesora doktora habilitowanego Dariusza Oko.



wtorek, 26 grudnia 2017

Jestem zły!

Słowo! Nie miałem najmniejszej ochoty dziś pisać, ale się nie da!

Coś mnie wczoraj podkusiło i skomentowałem opublikowany w necie spicz Międlara. Jego wystąpienie gówno mnie obchodzi, ale fakt, że jest on promowany w grupie "Wspieram prof. Rzeplińskiego", przez faceta, który z całą pewnością uważa go za idiotę i faszystę, odrobinę się kłóci z moim pojmowaniem świata.
Spytałem więc po co go promować i czy ludzie, którzy to robią nie mają czegoś z mózgiem? Widywałem gorsze wpisy od mojego...
Pomijam rozsądną odpowiedź autora publikacji; reszta zobaczyła we mnie pisowca, któremu płacą za jątrzenie w grupie.
Olałbym te wpisy, bo ludzie są bardzo różni, a ze mnie żaden kaznodzieja i nie mam ambicji nikogo do siebie przekonywać.
I ok.
Może jestem jakiś specyficzny i nie rozumiem wielu rzeczy, ale mam spore podstawy mniemać, że każdy pies, w każdej wsiowej budzie, już wie, kim jest ten gówniarz Międlar, na co go stać i co ma do powiedzenia. Publikowanie jego wystąpień tylko po to, aby się co do tego upewnić, uważam więc za niepotrzebne. Delikatnie rzecz ujmując...
W moich postach wielokrotnie publikuję zdjęcia pisowskich oszołomów, ale zawsze przyświeca mi w tym określony cel. Tu takiego celu nie widzę.
Zostawmy to na chwilę.
Zerknąłem kwadrans temu na nowe publikacje  w grupie wspierających Pana Rzeplińskiego...
No i cóż tam mamy? Lecę po kolei...
- Fotka Pawłowiczówny
- Zdjęcia policjantów, chyba z miesięcznicy...
- Wzniesione ręce przeciwników pis z demonstracji
- Zdjęcie Kaczyńskiego
- Zdjęcie Przyłębskiej
- Zdjęcie Głodzia
- Radna pis skarży się na zbyt głośne karetki
- Wspieram wośp
- Ankieta. Na kogo byś dziś zagłosował? 

Nie mam siły przeglądać dalej, wybaczcie...
I tak jest w każdej z grup!
Od razu przypomina mi się scena z "Samych Swoich" i tekst syna Pawlaka:
"... bo jak ja się tak napatrzę na to kargulowe plemię, to nienawidzę ich, że strach!"

Jeżeli już faktycznie, dla własnego psychicznego komfortu, musicie co kilka minut upewniać się do swojej nienawiści względem pisowskiego plemienia, to do jasnej cholery, nie żeńcie się z nimi! Bo odnoszę wrażenie, że podświadomie wielu identyfikuje się z rozumowaniem Pawlaków.

I wierzcie mi...
Każdy ma dziś w domu telewizor i radio. Na każdej stacji przewałkowano te "niusy" setki razy zanim trafiły do netu.
Wszyscy o tym dawno już wiedzą i nie ma najmniejszej potrzeby rozgłaszać je po raz tysięczny jedenasty.

Nigdy, w historii świata, nikt nie miał lepszej okazji do głoszenia własnych poglądów na tak ogromnym forum.
To wielki przywilej, ale i wielka odpowiedzialność! Wypada więc kilkukrotnie przemyśleć czy rzeczywiście macie światu coś ciekawego do powiedzenia...
... zanim po raz kolejny rzucicie się na Facebooka, aby triumfalnie ogłosić, że jutro jest wtorek!


 

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Piszę tego posta właśnie dlatego, że mamy święta. Te, ponoć, najbardziej rodzinne i radosne w roku, w trakcie których największy nawet drań zamienia się anioła, a każdy anioł fruwa nad głowami napełnionych tonami dobroci schrystianizowanej części świata. Czasu pojednań, prezentów, życzeń, opłatków i rodzinnych spotkań przy suto zastawionych stołach.
Doceniam te tradycje i włączam się w nie bez szemrania. Bo tradycje warto kultywować niezależnie od światopoglądu i religijnych przekonań. Trudno także zaprzeczyć, że wkład chrześcijaństwa w owe chwile, czasem cokolwiek wymuszonych uniesień, jest ogromny. Skoro przetrwał tyle wieków - musi taki być.
Nie mam w zwyczaju rozwalać wyważonych przed laty drzwi. Tak jest i kropka. Historia kościoła to nie tylko pasmo cywilizacyjnej degrengolady.
Wiara nie czyni nikogo gorszym.
Będąc zaś niewierzącym dodam z przekąsem...
Lepszym także!
To wielka szkoda, że ci, którzy od dwóch tysięcy lat mienią się być ludźmi tej jedynej i prawdziwej wiary, nie umieją tego przyswoić.
Dlatego nie wymagajcie ode mnie do siebie szacunku! Nie może bowiem być tak, że ja jestem tym złym, a oni są, kurwa mać, tylko cudowni!
Wybaczcie mi tę odrobinę braku świątecznego parlamentaryzmu, ale nie po to piszę swojego bloga, aby się komuś przypodobać. Trzeba mnie brać takim jakim jestem albo olać.

Siadając do wigilijnej kolacji tradycyjnie stawiamy jedno puste nakrycie dla zbłąkanego wędrowca.
Powiedzcie mi więc moi, tak namiętnie rozkochani w miłości bliźniego katolicy, co byście zrobili gdyby w Wigilię, za waszymi drzwiami, pojawiła się wygoniona wojną z domu Syryjka z czworgiem dzieci?

Moje wigilijne talerze nie znają słowa nienawiść. Wasze też?
Śmiem wątpić!


piątek, 22 grudnia 2017

Kaszalot ze skrzydełkami

Są cztery rodzaje aniołków. A nawet pięć. Znam się na tym, wierzcie mi.

- Pierwsze to takie rzeźbione. Najlepiej w marmurze z Carrary, ale kogo dziś stać na taki luksus...

- Drugie, niemniej tanie, zobrazuje najlepiej zdjęcie...


Dobra chłopy, nie ma się czym podniecać, bo gotować to ona raczej nie umie. A za dwadzieścia lat, kiedy wypłynie z niej cały botoks... A fuj!

- Aniołki number sri są najlepsze. Mamy je w domu. Każdy sobie kiedyś jednego wybrał i wcale się z nim nie męczy.

No i są aniołki, a właściwie aniołek, który jest kwintesencją, syntezą rzekłbym, esencją, genezą, niemal jądrem i podwaliną wszystkich aniołków świata.
I tu musi paść fundamentalne pytanie:
- Gdzie on?

W pisie ci on! W pisie!
I żaden z niego Arakiba, Arazjel, Dagon czy Gabriel...

Zanim go jednak przedstawię, kilka wiadomości dodatkowych...
Nikt w biblii, ani żadnych innych mądrych księgach, nigdy nie dociekł prawdziwej płci owych niebiańskich stworków ze skrzydełkami. Faceci w kieckach skłaniają się ku młodym chłopcom, ale im się wszystko kojarzy z młodymi i nagimi chłopcami.
Historia nie zna także przypadków rozmnożenia się żadnego anioła z innym aniołem, ani z nikim innym. Są więc, najprawdopodobniej, bezpłciowe.
I to by się nawet zgadzało, bo anioł, któremu poświęcam mój przedświąteczny tekst, płci z pewnością nie ma. I niech Was nie zmyli jego imię ani fakt, że pochodzi z Zielonej Góry!

W trosce o zdrowie Waszych żołądków, przedstawiam wszystkim anielicę/anioła - Eleonorę Szymkowiak.


Myślicie, ze zapomniałem o piątym rodzaju aniołków? Otóż wcale nie!
Ten ostatni rodzaj składa Wam Wszystkim Najserdeczniejsze Życzenia Zdrowych i Wesołych Świąt! Bo piąty aniołek to ja ;)
Kłaniam się
Darek

środa, 20 grudnia 2017

Święta na opak czyli opłatek z kaczką

Przez pół wieku lubiłem święta i starałem w ich trakcie, i okolicach, jak najmniej deptać ludziom po odciskach.
W tym roku będzie podobnie. Postaram się być słodki ja wielkanocny mazurek. Albo może bardziej wigilijny. Jest jeszcze jakiś trzeci mazurek, chyba pisowski. Nieważne, na widok wszystkich dostaję arytmii i zdecydowanie wolę przejeździć tydzień na szmacie pod ścisłą kontrolą żonusi, niż próbować owych specyjałów.
Nie śmiem zanudzać dziś kogokolwiek długimi wpisami z filozoficznym podtekstem. Lepiej ubierzcie w domu choinkę lub postawcie w ogródku świecący ledami szkielet renifera.
Mam, naprzeciw swoich okien, dwóch takich nawiedzonych sąsiadów, których ambicją, w każde święta, jest wkurwianie współmieszkańców dyskoteką w ich oknach.
I muszę cierpieć, bo nie mamy zasłon.
Wracając jeszcze do świąt...
Umyłem dziś w kuchni podłogę. Wygląda identycznie jak przed myciem, ale znikły niektóre fobie i praca nie poszła na marne. Nie poszła w dwójnasób, bo w jej trakcie nawiedził mnie duch Baczyńskiego i rzekł bulgoczącym tekstem z odmętów wiadra tak:
- Napisz koleś kolędę, a będzie uzdrowiona dusza twoja.

Lulajże Kaczuniu, moja perełko,
Lulaj ulubione me pieścidełko


Zbawicielu drogi,
Jakżeś to ubogi,
Opuściłeś śliczne niebo,
Obrałeś barłogi


Był pastuszek bosy, na fujarce grał,
w górach pasał owce i w szałasie spał.
Nagle aniołowie z nieba w bieli przyfrunęli
obudzili go gdy spał, gdy spał.


Cicha noc, święta noc,
Narodzony Boży Syn
Pan Wielkiego majestatu
Niesie dziś całemu światu
Odkupienie win...

Dobrze ześ sie Jezu pod Giewontem zrodził
Bedzies w biołyk portkak i w cuzecce chodził
I mioł na mój dusik z piórkiem kapelusik
Hej kolęda, kolęda !


Wystarczy mi już tych kolęd.
Gdybym wszakże obraził czyjeś uczucia religijne do pana Kaczyńskiego, katolickich guseł i innych nonsensów, to nie przepraszam. W dalszym ciągu możecie, jeśli to lubicie, podcierać się do przodu. Mnie tam rybka. Znaczy... karp.



sobota, 16 grudnia 2017

Polski interes narodowy

Krzywousty wrócił z Brukseli dumny jak paw. Jak to dziś się mówi? Zaorał, przejechał walcem, wymiótł i rozjebał tam wszystko, co chciał.
Stolica Belgii padła na kolana.
Ta sama stolica, tyle że już całej Unii, oniemiała z zachwytu nad dziką inteligencją syna Krzywoustego Pierwszego. Znajomość siedemdziesięciu języków obcych, jego szarm, szyk i pobożność, spowodowały korki przed wszystkimi kościołami w Belgii. I w kilku meczetach. Ponoć jeden belgijski biskup się nawet wychłostał, ale on to robi codziennie.

Jak się zapewne domyślacie, kompletnie nic nie wiem o tej wizycie. Wiem, że była.
Jak bitwa pod Arnhem w pobliskiej oazie palaczy maryśki.
Zapewne także z powodu tej bitwy, będącej częścią większej operacji Market Garden, niemal cała wierchuszka z pislandii przeorała wszystkie markety i z ich przepastnych gardenowych magazynów rzuciła pod nogi powracającego z taczą, (tfu!) premiera, miliony biało-czerwonych róż.
A stało się to na lotnisku im. Chopina w Warszawie, który to port, owa banda bezmózgów, każe niebawem zaorać.

Ponoć w prehistorycznej stolicy polskiego lotnictwa - Baranowie, mają zbudować szpaler łuków triumfalnych dla kolejnych triumfalnych powrotów.
Swoją drogą to kaczka nie przemyślała wszystkiego przecież przemieszcza się tylko między Żoliborzem a Nowogrodzką.
Jakiś niewielki łuczek także i tam by się przydał.
Znów zapadłem się w wir oratorstwa, bo ja dziś przecież wcale nie o tym...

Od dwóch lat wiecznie słyszę o jakimś polskim interesie narodowym...
A to ktoś działa mu wbrew, a to nas okrada i wyprowadza nasze pieniądze, aby przechlać je później z kurwami w Panamie.
I nieodmiennie też powraca nazwisko: Soros.
Wszyscy go znają z nazwiska, ale prawie nikt nie wie kim jest.

A jest pisowskim strachem na nasze moherowe wróble. Trzeba się go bać, bo ma kasę i jest węgierskim Żydem. To wystarczy. Reszta to chuj.
Owóż to osiemdziesięcio ośmio letnie straszydło śmie finansować Fundację Batorego. To takie żydowsko-masońskie zgromadzenie największych szkodników Najjaśnieszej Kaczorowej.
To pewne, że oni ów "polski interes narodowy" mają w dupie.
Trza je wytępić!
Wszystkie sklepy powyżej 80 m2 trza wytępić!
Każdego biznesmena, od Słowacji po przylądek Horn, trza tyż wytępić!

No to już tak mniej więcej wiecie, kogo trzeba wytępić dla zabezpieczenia naszych interesów narodowych.
Aaaa! Jeszcze producentów prezerwatyw.
Jest taki kraj gdzie to zrobiono. Nazywa się Korea Północna, a jej wkład w światową demokrację jest niepodważalny.
Innymi słowy...
Globalizacja współczesnego świata jest BEEEE!
Wolno wyłącznie zarabiać i wydawać, a najlepiej oddawać, wszystko co się zarobiło, prawdziwym Polakom. Bo prawdziwy Polak ma żyć dostatnio z faktu bycia prawdziwym Polakiem. I cały świat ma na niego zapierdalać!
Obcy kapitał, z samej nazwy, jest "obcy", i wara mu od wszystkiego co polskie. Ma prawo tylko dawać!

Rozpisałem się...

Powiedzcie mi zatem, jak to tego wszystkiego ma się "nasz" katolicki kościół? To też aby nasz kapitał, który zostawia tu całe dochody? A może płaci jakieś podatki? A może nie trzeba go finansować? A może to taki nasz Jan bez Ziemi?
A może zwyczajna klika pazernych złodziei mająca w dupie nasz polski interes narodowy?
Panie Krzywousty! Zabierz pan połowę ich dochodów, to może uwierzę w dobre intencje tego waszego interesu, kurwa mać, narodowego!

I nie przyjmuj pan kwiatków w miejscach, które macie w planach zaraz zaorać, bo oprócz języków wypadałoby znać także savoir-vivre. 
Że o ekonomii nie wspomnę.


piątek, 15 grudnia 2017

Mój memoriał

Postaram się dziś obrazić kogo się tylko da...

Obudźcie się wreszcie do cholery! Wyleźcie z łóżka, zróbcie siku, umyjcie ząbki i nie zakładajcie szlafroka, a coś, w czym zwykle wychodzi się na ulicę. A jak już to coś na siebie wdziejecie, to pod żadnym pozorem nie włączajcie telewizora i zróbcie sobie śniadanie. Jajecznica smakuje o wiele lepiej bez oglądania telewizji. Od TVN24 do Trwam. A kiedy już się najecie, to nie zapieprzajcie od razu do telewizora, aby wysłuchać najświeższych wiadomości. I nie włączajcie radia! Przecież doskonale  wiecie co stało się dzień wcześniej i nie jest Wam potrzebny pięćdziesiąty do tego komentarz. Jeżeli zaś jesteście opętani taką potrzebą, to tym bardziej! Wysilcie własne mózgowe zwoje, przemyślcie to, co chcielibyście usłyszeć i... idźcie na spacer przemyśleć to jeszcze raz.
Skoro już musicie wyłącznie o tym myśleć...
A kiedy już się tak nagłówkujecie, to nie kupujcie natychmiast w mijanym właśnie kiosku żadnej gazety w celu sprawdzenia swoich przemyśleń.

Jeżeli jednak nie jesteście wciąż pewni czy macie rację, to wracajcie biegusiem na spacer!
Bo nie po to natura obdarzyła Was myślącym mózgiem, aby się on wam jedynie przelewał między uszami! 

Bardzo mnie brzydzą dzisiejsze czasy. Czasy, w których całym światem rządzi wyłącznie reklama.
Nie tylko ta tabletek na kaszel suchy i mokry (sic!) i nie tylko tony kretyńskich cukierków oduczających ponoć palenia.
Po pięć dych za sztukę.
I wcale nie tych, po którym Wasz wacek zadowoli całą dzielnicę okolicznych rozwódek, panien, wdów i niedopieszczonych mężatek.
Odpuszczę na chwilę obrażanie, bo przypomniał mi się dowcip.

Błaszczak spotyka kolegę ze szkoły i idą do knajpy napić się pepsi...
- No i co tam u ciebie? - pyta Mariusz.
- Mam firmę internetową. Ożeniłem się i mam dwoje dzieci...
- A te... sprawy?
- W sumie ok.
- Pokaż fotkę żony
- Masz! Z telefonu.
- No fajna! A może coś bez ubrania?
- Nie mam takich!
- A chcesz kilka?

Na moim blogu nie ma i nigdy nie będzie żadnych reklam. Tracę na tym z pewnością jakieś pieniądze, ale zyskuję niezależność.
Bo w reklamę zbyt często pakują się politycy.
W autoreklamę raczej...

To, przynajmniej dla mnie, takie kurewsko żałosne lokowanie produktu, w którym jedynym produktem są wyłącznie oni sami! Nie ma tu żadnego rozgraniczenia na prawo czy lewo, bo każdy z nich chce Was wyłącznie wyruchać. Może więc w trakcie porannego spaceru, pozwalającego na odpoczynek zamulonego polityką Waszego mózgu... takiego bez telewizji, internetu i gazet, dotrze do Was jakże oczywista prawda, że gość, mieniący się prezydentem Polski nie jest niczym innym niż tylko gównianym przykładem medialnej autokreacji. A wszystkie prośby o jego veto wyłącznie Was ośmieszają.
Duda od zawsze był wyłącznie podnóżkiem Kaczora, a wszystkie jego działania są tylko tego potwierdzeniem. To taki pistolet na wodę kompletnie nie umiejący strzelać. Nie szanuję go i olewam.
Panie Duda...
Może idź pan kiedyś sam na spacer i cokolwiek sam przemyśl. Ale nie na Nowogrodzką

Właśnie się doczytałem, że łódzki Plac Zwycięstwa ma być teraz placem im. Lecha Kaczyńskiego.
I co na to opozycja?
Łódzkie PO na takie dictum nawiedziła nagła sraczka, a SLD wykrwawia się w poszukiwaniu kolejnego swojego przywódcy. Kukiz opróżnia trzeciego Jasia Wędrowniczka, a PSL chyba chce zaorać nasz łagiewnicki las, ale żaden z nich, nawet przez sekundę, nie zapomniał o autokreacji.

Życzę Wszystkim miłego weekendu i długich spacerów o świcie na bardzo świeżym powietrzu.
Darek





środa, 13 grudnia 2017

Przedwigilijny Karp

Dawno nic mnie tak nie rozbawiło!
Ale może od początku...
Ten Karp ma imię... To Karp - Hanna, a więc właściwie to karpica.
Karpica jest wybitną wykładowczynią w szkole Rydzyka i światową sławą religioznawstwa, która swoje rybie zmazy publikuje w jakże poczytnym miesięczniku "Egzorcysta".
Doktor Hanna Karp, słowo honoru, że teraz nie zmyślam, jest z domu Karaś!
Nie mogę oprzeć się pokusie opublikowania dwóch zdjęć...
To jest karaś...

 
A to karp


Wybitne osiągnięcia dr Hanny Karp przypominają mi, jako żywo, innego doktora. Indianę Jonesa mianowicie. To niekończące się pasmo normalnie zajebistych odkryć.

Muszę napisać o tym kilka zdań!
Hanna "od ojca" nie okrywa głowy fedorą i nie obnosi się z biczem. Nie wyskakuje z samolotu w potonie i nie przekopuje Sahary w poszukiwaniu arki przymierza.
Ona naucza!
Nauczyła już Kaśkę Figurę i Kayah, wyedukowała Biedronia z Palikotem za ich uleganie niebezpiecznej modzie zgniłego zachodu objawiającej się obwiązywaniem lewego nadgarstka czerwoną nitką.
Dokładnie analizując doktorat pani doktor, wraz z falą kolejnych jej odkryć, szybko zorientujemy się, że praktyki wyznawców Ery wodnika, Szatana i Czarnej Makumby miały wiele wspólnego z sytuacją społeczno-polityczną w Polsce. Ale tylko do 2015.
Ojcem pani doktor nie był sir Henry Jones. Był nim jakiś Karaś z domu Karaś. Ale tylko fizycznym. Mentalnym zaś został jezuita Aleksander Postacki. Demonolog i autorytet toruńskiej wykładowczyni. Autor książki „Harry Potter i okultyzm”, który swoje osiągnięcia promuje obecnie Kazachom w Kazachstanie.
Biorąc pod uwagę powyższe fakty, nie powinno nikogo dziwić, że kariera naukowa dr Karp rozwija się nad wyraz pomyślnie, choć bardziej na styku z okultyzmem.
Niestety, to w zupełności wystarcza, aby doktor Karp, z domu Karaś, powołano na ekspertkę od mediów i nałożono karę na TVN24 w wysokości półtora miliona zyli polskich za telewizyjną relację z okupacji sejmowej mównicy.

Czasem mam tak, że zaczyna brakować mi słów już do określenia stanu skretynienia, w którym przychodzi nam żyć i cisną mi się na usta jedynie bluźnierstwa.
Nie chcę tego robić choć wierzcie mi, że mój zasób obraźliwych słów jest przeogromny.
Dodam więc tylko na koniec, że przygody Indiany Jonesa zarobiły już przeszło miliard dolarów. A toruński stawik z karpiopodobnymi tworami pokroju dr Karp, wygląda przy nim jak kupa nosorożca.

Pewnie czytają mnie teraz jacyś wędkarze...
Gdybyście chcieli złapać ogromnego, tłustego, kompletnie wam niepotrzebnego wam karpia, to zamiast robaka, załóżcie na haczyk pięć dolców i wywleczcie wreszcie z toruńskiej sadzawki cały ten śmierdzący chłam.
A gdyby się niechcący jeszcze odezwał... to od razu czymś ciężkim między oczy! I do śmieci!

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Pałac Kultury

Nie wiem czy wiecie, ale jest to najwyższy budynek w Polsce. Wraz z iglicą mierzy 237 metrów. Obrazowo rzecz ujmując...
Należałoby postawić na sobie stu czterdziestu jeden Jarosławów Kaczyńskich i dołożyć kota, aby pokonać wysokością ów dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego.

Nie jest to raczej najładniejszy gmach na świecie. Zaprojektował go pewien Lew na rozkaz jakiegoś Józka, ale...
Konia z rzędem temu, kto znajdzie mi w stolicy kawałek ładnej architektury. Całe jej socrealistyczne centrum jest przytłaczająco wstrętne i sprawia wrażenie obcowania z dnem wysuszonej studni. Takie klepisko otoczone betonem i porozdzielane trasami do wyścigu szczurów. Zawsze kiedy tam jestem marzę wyłącznie o tym, aby jak najszybciej stamtąd wyjechać.
Zwiedziłem w życiu kilka miast i wiem o czym piszę.
Zaraz pewnie dostanę stos jobów od Warszawiaków, ale jedźcie choćby do Torunia, albo do czeskiej Pragi... Wpadnijcie do szalonego Rzymu lub do Edynburga, pozwiedzajcie Pizę, Florencję, Sienę... angielski York i irlandzki Dublin, zobaczcie sobie Hamburg i duński Aalborg. To miasta z duszą, w których chce się zwyczajnie być. Czuć to na każdym kroku.

Pałac Kultury doskonale wpisuje się w ponury krajobraz nieładnego centrum Warszawy. Ospobiście uważam, że stanowi on nawet rodzaj wisienki na tym szaroburym torcie z betonu.
Ma tylko jedną wadę - jest za wysoki. O jakieś sto czterdzieści kaczorów plus kot. Bo wszystko co wyrasta ponad przeciętność jest wrzodem na dupie ludzi małych.

Pośle Kaczyński... Oprócz Pałacu każ pan także zburzyć budynki, w których mieszkało trzy i pół tysiąca rosyjskich robotników! I koniecznie zbudowany dla nich basen i kino. Później pozostanie ci przeorać jeszcze szesnaście grobów robotników, którzy zginęli podczas jego budowy, a na ich miejscu pierdyknąć jakiś obelisk ku czci brata.  

Jest w San Francisco taki most... Golden Gate.
Upodobali go sobie samobójcy i skaczą z niego namiętnie od siedemdziesięciu już lat. Nikomu z nich nie przeszkadza to, że aby na niego wejść, muszą zapłacić myto. Czego się jednak nie robi, aby zakończyć swoje życie w niebagatelnej scenerii...
Pałac ma podobny potencjał, a z tarasu widać nieodległą Wisłę.
Już w roku 1956 pewien Francuz, jako pierwszy, targnął tam się skutecznie na własny żywot. Kolejne próby, w wyniku których następni zdegustowani swoim życiem zapragnęli rozkwasić się o przypałacowy chodnik, były także udane.
Nie rozumiem myślenia ówczesnych komuchów, którzy, zamiast pobierać ekonomicznie wyliczoną opłatę za fatygę zdrapywania delikwenta z kulturalnych trotuarów, kazali szybko zabezpieczyć taras trzydziestego piętra stalową siatką. No i po co? Niech sobie skaczą do woli. Skok z takiej budowli powinien być zaszczytem. Trzeba raczej zacząć organizować wycieczki.
Samobójca@skokzpalacu.pl
Rzeczony już architekt Lew, Rudniew zresztą, przemierzył cały nasz kraj w poszukiwaniu narodowo-polskich cech projektowanej przez siebie budowli.
Optuję więc za zlikwidowaniem owej durnej siatki na tarasie trzydziestego piętra i gigantyczne rabaty dla skoczków. Szczególnie tych z pisu. Można by było im nawet za to dopłacać. I tak nie dolecą z kasą dalej niż na dół.
Czysta ekonomia! Krzywousty! Do roboty!
A jaka radocha dla gawiedzi! Niczym średniowieczne ścinki i podpałki. Można by dostawić kilka rzędów trybun i rozdawać lornetki krótkowidzom.
- Uuuuuuuuwagaaaaaaaaaaa! Naaaaaaaaa taaaarasie pojawiiiiiiiiiiił się koń o imieniu Maaaaaaaaazurek! Zagrajmy mu hymn.
- Na chuj nam swaboda polskiego naroda...
Albo...

Żółty jesienny liść,
Jak garsonka Beaty,
Leci właśnie z tarasu,
Obok lecą dukaty
La la la la la la la
La la la la la  la la


Zamawiam karnet.

P.s.

Nie wiem co powiedział wczoraj wuc na miesięcznicy, ale były to z pewnością słowa odkrywcze. Rozumiem, że cały czas dochodzi. Powiedzcie mi kiedy dojdzie.
Może wtedy zdradzi nam tajemnicę dokąd zamierza wywieść popałacowy gruz. Pewnie na mur wokół Nowogrodzkiej.


piątek, 8 grudnia 2017

Bezeceństwa czyli higiena części intymnych

Jest w pisie taki babsztyl, na widok którego ścina mi się białko. Nie pamiętam jak się wabi, ale jest ponoć profesorem i... wyjątkowo brzydką kobietą.
Zaraz ktoś zwróci mi uwagę, że nie powinienem tak pisać, że jestem niegrzeczny i takie tam inne...
Wybaczcie, ale jestem facetem i żebym nie wiem bardzo jak się starał, zawsze będę oceniał kobiety jako facet.
I daję głowę, że z drugiej strony jest tak samo.
To po pierwsze...
Po drugie zaś...
Uroda niejedno ma oblicze. Weźmy taką Dodę...
Owóż to coś, mieniące się profesorem, a słynące z niebanalnych poglądów zapewniło, że kobiety (faceci chyba też...) nie powinni myć się w okolicach krocza. Zważywszy, że jest to ekspertka Ministerstwa Edukacji i swoje słowa kieruje do młodzieży, wyrażam moje głębokie ubolewanie dla wszystkich nauczycieli WF, bo ich zajęcia, już niebawem, sprowadzać się będą wyłącznie do wietrzenia szatni.

Nigdy nie lubiłem bajek, bo są one prymitywnie głupie. Ich morały jeszcze bardziej. Zawsze pojawia się w nich przecież jakiś rycerz na białym koniu ratujący zaspane księżniczki. Oczywiście ów królewicz jest tuż po dramatycznej, acz zwycięskiej walce z trzygłowym smokiem. Ma pozłacaną zbroję i pachnie Old Spicem...
Powiedzcie mi zatem kochane moje księżniczki...
Naprawdę chciałybyście poczuć na swoich zaspanych karminowych usteczkach pocałunek księcia, który od trzech lat nie zsiadał z konia?  I nigdy nie miał czasu umyć sobie nóg, ani krocza, w pogoni za waszymi wdziękami? Choćby w mijanym strumieniu?
Nie przypominam już sobie, który to król chwalił się tym, że nie zdejmował całe lata butów, ale taki był.
Być może ciągnący się za nim smród przysparzał mu rzesze kolejnych kochanek, ale musiały to być kobiety wyjątkowo na ów smród odporne.

Kończę, bo już się wkurwiłem...
Gówno mnie obchodzi jakaś zmiana na stanowisku premiera. Myszka Miki byłaby lepsza. Odrażający fetor ciągnący się za faszystowską mafią zwaną pis, której jedną z twarzy jest owa "profesor" sprawia, że każda wzmianka o kimkolwiek z prawicy budzi we mnie organiczny wstręt.
A kaczorowe metresy, wyjaśniające katolicką wyższość smrodu nad czystością wyjaśniają, w którą stronę zmierzamy...
To bród, smród, ubóstwo i pożółkłe zębiska brzuchatego capa. I panie profesorki teolożki.
Sorki. Idę sobie zwymiotować.




środa, 6 grudnia 2017

Nie ma to jak modlitwa!

- "Szczera modlitwa owocuje poczęciem dziecka" - oznajmił niedawno biskup Wątroba.
Też dlatego gwałt nie owocuje poczęciem... - dodał inny facet w kiecce.

Gdybym chciał być bardzo złośliwy, wymieniłbym teraz kilka nazwisk pisowskich dziewoi, którym szczera modlitwa zaowocowała jedynie bolesnym obrzękiem kolan, ale oddajmy głos 

- "W rzeczywistości jestem bardzo ładna, bardzo miła dla miłych, życzliwa, łagodna i uśmiechnięta" - oceniła samą siebie Krystyna wstając pewnego popołudnia z sejmowej ławy w drodze do sejmowego wychodka celem wydalenia osiemnastego hamburgera.
Krycha! Mam to samo! To twój opis rodem z krainy łagodności. Jesteś ładna, miła i kropka.
Były to moje ostatnie w życiu słowa o tej osobie.

Przejdźmy zatem do ekonomii.
Nie tej globalnej, bo na niej kompletnie się nie znam, bardziej o domowej, czyli takiej, z którą wszyscy barujemy się każdego dnia.
Nieubłaganie nadchodzi koniec roku, a wraz z nim także święta i szaleństwo zbytecznych zakupów. Tylko po części rozumiem ich sens, bo nie wiem jak u Was, ale u mnie spora część niezwykle nieodzownych wiktuałów ląduje w śmieciach. Z wigilijnych potraw próbuję coś ponad połowę. Resztę ochrania "tradycja", z którą już nawet nie próbuję walczyć.
Tradition is tradition! 
Wrócę do tego za chwilę.

Ponieważ jestem bardziej mobilny, to zwykle ja robię zakupy. Rzadko kiedy zdarza mi się na zakupach zaszaleć. Nie widzę zresztą takiej potrzeby. Pieczywo, owoce, trochę wędliny, ser i warzywa; jakiś soczek. Czasem rybkę... Po cholerę nam więcej? Nie korcą mnie weekendy na Barbadosie i slalom wynajętym Bentleyem po Cyprze. Nie kupiłem nigdy konia pod wierzch i nie bywam w burdelach.
Zdecydowanie przedkładam gotowanie w domu nad fastfoodowe paskudztwa. Powiększa mi się  alergia na markety. Pokonywanie kilometrów z rozklekotanym wózkiem przed sobą jest bardziej niż bezsensownym zajęciem. Pobliski rynek zawsze dostarcza mi najświeższych produktów na miarę moich wymagań.
Po co nam więcej?
Jedna chata, jedno auto, jeden syn i święty spokój. Jeżeli komuś potrzeba czegoś jeszcze, to ok.
I tak większość wieczorów każdy z nas pierdzi w stołek przed komputerem lub telewizorem. Może jestem trochę tępy, ale kompletnie nie wiem czego więcej potrzeba nam na co dzień.

Nie użalam się nad sobą. Mam masę zainteresowań i spełniam się intelektualnie pisząc choćby tego  bloga.
Nie lubię pisać o sobie, ale teraz musiałem, bo kompletnie nie pojmuję po jaką cholerę musimy płacić największym nierobom w państwie tyle forsy! Do czego potrzebne takiemu Kaczyńskiemu pieniądze? Co on, kurwa, kiedyś sobie kupił? A może poszedł na siłownię albo na rower? Pojechał z zoną i dziećmi do Jastarni? Zaszalał na promocji lodów w Tesco?

I tak jest ze wszystkimi pajacami, którzy udają rządzących. A prawda jest taka, że wszędzie ich wożą, karmią i ubierają wyłącznie po to, aby mogli nas codziennie wkurwiać, ale... jak to czujnie zauważył Czaruś Pazura:

- Życie jest sinusoidą. Nie można grać całe życie...

Napychajcie się dalej hamburgerami i olewajcie polskie sprawy wyszukując jęzorem resztek żółtych zębów przed albumem z kotami. Zwiedzajcie Wietnam i pieprzcie dyrdymały w rocznice kolejnych rocznic. I kiście w skarpetach zarobioną kasę, bo niebawem zaczniecie doceniać marketowe promocje.
Ja zaś waszą przyszłość widzę tak:


Przepraszam tych biednych ludzi, którym zrobiłem niedawno to smutne zdjęcie.




środa, 29 listopada 2017

Kompleks Edypa

Ponieważ jestem kompletnym idiotą, ale lubię się czasem ciut dokształcić, wyguglowałem sobie takie temat:
Napisałem: "Cechy polityków"
No i już wiem.
Polityk to:

1. Uczciwość
2. Realne obietnice
3. Szacunek
4. Kręgosłup moralny
5. Pewność siebie
6. Samodyscyplina
7. Niezadowolenie ze stanu obecnego
8. Konstruktywna krytyka
9. Zdolności interpersonalne
10. Wewnętrzna równowaga

Po przeczytaniu powyższych rewelacji zrobiłem sobie herbatkę, której raczej nie lubię, ale która posiada jedną cechę: gorąca-parzy. To ona powstrzymuje mnie teraz od steku bluźnierstw cisnących mi się usta.

- Polityk i "Uczciwość" mają się do siebie tak, jak filmowa prawda o Godzilli walczącej z mega-rekinem na plaży w Międzyzdrojach.

- Ich "Realne obietnice" kojarzą mi się z filmową prawdą o Godzilli walczącej z mega-rekinem na plaży w Międzyzdrojach.

- "Szacunek"... Owszem, każdy polityk o niego zabiega. Mamy ich darzyć wielkim szacunkiem.

- "Kręgosłup moralny"... Szyjny czy piersiowy? A może bardziej ten lędźwiowy... Albo najlepiej jeszcze odrobinę niżej? Amatorom moralności poniżej lędźwi proponuję dużo wazeliny.

- "Pewność siebie" to u polityków cecha niezbędna. Któż inny bowiem odważy się nasrać na waszą wycieraczkę, zadzwonić i poprosić o papier?

- "Samodyscyplinę" oglądamy po prawej stronie sejmu. Jedynie tam intelektualne pokraki codziennie udowadniają światu jaką przyjemność sprawia im rola kaczego podnóżka. Sam wódz nie pozostawia zresztą co do tego żadnych wątpliwości pieprząc wszystko i przedkładając sejm nad atlas z kotami.

- Mamy także speców od "Niezadowolenia ze stanu obecnego". Na pierwszy plan wysuwa się tu poseł Niesiołowski, któremu wprawdzie trudno odmówić swady jego wystąpień i ich celności, ale, przynajmniej dla mnie, na zawsze zostanie współtwórcą ZCHN. Formacji mającej niebagatelny wpływ na odrodzenie się ksenofobów pokroju Tarczyńskiego czy Pawłowczówny. 

- "Konstruktywną krytykę" uprawia ponoć Nowoczesna. Być może... Zobaczę.

- Co do "Zdolności interpersonalnych" to stawiam na Piotrowicza. Nikt tak nie umie przekonać wszystkich do tego, jaki z niego kutas.

- "Wewnętrzną równowagę" trzeba zwyczajnie olać. To w polityce termin nieznany. Opisał go kiedyś Sigmund Freud i nazwał "Kompleksem Edypa". Bo żeby być dobrym politykiem trzeba najpierw zabić własnego ojca i spłodzić dzieci ze swoją matką.

Jakieś uwagi?



niedziela, 26 listopada 2017

Papież

Pierwszy i ostatni raz zobaczyłem na własne oczy JP2 13 czerwca 1987 roku. Jechał ulicą Piotrkowską do łódzkiej katedry, a ja przepychałem się do hufca Łódź - Śródmieście.
Byłem harcerzem. Takim trochę oszukanym, ale byłem.
To dziwne i trudne czasy.
Na szczęście niecały rok później pojąłem zonę i standardy dziwaczności życia w trudzie nabrały jakże odświeżających barw.
Dobra, nie będę sobie dalej bruździł, bo przecież nie o mój życiorys dziś chodzi.

Papież siedział w swoim papa-mobile i machał ręką. Trzydzieści sekund później znikł (a może zniknął?) mi z oczu na zawsze. Przejechał, a ja mogłem wreszcie przejść na drugą stronę ulicy.
Zero wrażeń.
Zapewne część czytających za chwilę oskarży mnie o obrazoburstwo, ale Wojtyła nigdy nie był moim idolem. Nie znosiłem wręcz rozpasanych ambicji budowania gigantycznych ołtarzy na całym świecie, na dwie godziny, dla jakiegoś Stand-upu.
Powiecie zaraz: To przecież nie on kazał!
Bidulek! Zaraz się rozpłaczę! On nie chciał, a oni mu budowali...

Największym przekleństwem katolicyzmu jest doktryna o nieomylności papieża. Pozwala ona wprawdzie przyznać, że kościół jest czemuś winien i można poprosić o przebaczenie, ale zawsze należy dodać, że stało się to w słusznej sprawie. Gdyby jednak coś, to zawsze można dopowiedzieć, że papa prosił o wybaczenie boga, nie zaś poszczególne grupy, które ucierpiały z winy chrześcijan. Wszystkim ogólnie wiadomo o wielkości wstawianej lipy, no ale jakże można negować kościelne kłamstwa!
I kółko się zmyka.
Kowal zawinił - cygana powiesili!
Doktryna działa, rozmodleni - zachwyceni, i można jechać z koksem dalej. Można, na przykład, zamknąć dzioby jakiejś mniejszości produkcją kolejnych świętych.
W tym nasz papa przebił wszystkich innych papieży do dnia sądu ostatecznego. Wyprodukował ich 480 sztuk! Uprościł procedurę kanonizacyjną, obniżył wymagania dla potencjalnych świętych i skrócił wymagany okres od śmierci kandydata do rozpoczęcia procedury beatyfikacyjnej.
No to do kogo modli się katolicka ciemnota?
Przykłady?
Służę uprzejmie...

- Alojzie Stepinac, prymas Chorwacji. Skazany na 16 lat więzienia za współpracę z ustaszami i nawracanie na katolicyzm niekatolickich Serbów. Prowadził politykę eksterminacji mniejszości w celu stworzenia państwa jednolitego religijnie. No jaki on cudowny był!
Chorwackie obozy koncentracyjne były często pod rządami ojców franciszkanów.

- Miroslav Filipovic-Majstrovic, komendant obozu w Jasenovacu, ksywa "Szatan", zabijał ludzi motyką.
- Petar Bzica zabił swoim ulubionym nożem 1360 osób.
Nawet, kurwa, faszyzujący Włosi ratowali przed nimi cywilów!
W roku 1998 Wojtyła ogłosił Stepniaca męczennikiem i uczynił świętym!

- Jose de Anchieta ksywa: "Miecz i żelazny pręt to najlepsi kaznodzieje".
Kazał wymordować, w szesnastym wieku, każdego "złoczyńcę" stawiającemu "opór ewangelii". Wojtyła nazwał go apostołem Brazylii i beatyfikował w 1980 roku.

- 3 września roku 2000 JP2 ogłosił błogosławionym papieża Piusa IX. Możecie o nim przeczytać w moim wcześniejszym wpisie, w który wkradła się literówka i zrobiłem z niego Piusa XI.

- Josemaria Escriva de Balaguer. Pierwszy prałat Opus Dei. Określany jako megaloman, pro-nazista, zarozumialec i antysemita. JPII wręcz go czcił i pospiesznie beatyfikował.

Nie mam najmniejszego zamiaru zanudzać czytaczy pełną listą beatyfikacyjnych "osiągnięć" papieża-Polaka, ale mam jeszcze jeden przykład ciśnie mi się pod klawiaturę...
Jest nią wstrętna jędza, znana pod ksywą: "Matka Teresa z Kalkuty", której o wiele więcej było do "gwiazdorstwa" niż miłosierdzia. Katolicka fanatyczka, która chrzciła nędzarzy na siłę przed ich śmiercią, a umierającym odmawiała pomocy lekarskiej i podawania środków przeciwbólowych tłumacząc, że: "Cierpienie jest piękne". Obłuda tego babsztyla symbolizować się może choćby jej stosunek do irlandzkiego referendum w sprawie rozwodów, w którym agitowała przeciwko nim tłumacząc jednocześnie księżnie Dianie, po rozwodzie z Karolem, jakoś tak:
- To dobrze, że już po wszystkim! I tak nikt nie byłby szczęśliwy.
Fanatycznie walczyła z aborcją. Papa Karol nie zdążył doprowadzić do jej beatyfikacji, ale od czego mamy jego następców...
Wiecie co mnie najbardziej ciekawi?
Pamiętacie pogrzeb JP2?
Na jego trumnie leżała biblia...
W pewnej chwili "boski wiatr", zapewne, otworzył księgę.
Ciekawe na której stronie i co chciał nam z niej przekazać. To cholernie intrygujące!
Nie mnie, bo dla mnie był to tylko wiatr, ale cholerna szkoda, że nikt nie wpadł wcześniej na pomysł włożenia w to miejsce zakładki...

Chciałbym w tym momencie skończyć, bo to fajny koniec, ale nie mogę...

Zwróćcie uwagę na to, do kogo mamy się dziś modlić?
To żaden papież i żadne beatyfikowane barachło.
To Lech! To on przebija dziś wszystkich. To jego kreują na boga.
Już wolę tego starego.

Podobno, w trakcie pontyfikatu JP2,  na katolicyzm przeszło trzysta milionów ludzi. Mam nadzieję, że śmierć mniej znaczącego Kaczora tylu samo ludzi odstręczy od pisu.


środa, 22 listopada 2017

Policja

Naskrobię dziś post o naszej kochanej policji, ale najpierw dwie mądrości od najmądrzejszych.

Kempa rzecze: Drzewa zagrażają kierowcą!Nie kierowcom tylko kierowcą!

Takie coś nazywają schizofrenią paranoidalną. Proponuję zmienić leki na mocniejsze.
Zrobiłem szybki rachunek sumienia i wyszło mi, że objechałem w życiu naszą planetę jakieś piętnaście razy, jako kierowca, i nigdy żadne drzewo mnie nie zaatakowało.

Szyszko zaś rzekł: "Dokonamy terminu..."

Panie wielki profesorze przez małe "p"... Dokonać to można "zmiany", "wyboru" albo "bohaterskiego czynu..." Pan dokonujesz "zamachu" i mam wielką nadzieję, że szybko dokonasz pan swojego "nikczemnego żywota". Nie pozdrawiam.

No to przejadę się po naszej policji, o której, nie wiedzieć czemu, nigdy nie napisałem.
A przecież  jest o czym, bo policjanci są najbardziej zastraszoną grupą zawodową w Polsce. Zdumiewa mnie z jaką łatwością, ci ponoć odważni ludzie, rozmiękli niczym wygotowany pampers. I to na widok tego oślizgłego płaza: Płaszczaka!
Jeszcze nigdy w historii polska policja nie wdepnęła w takie gówno jak dziś. O ile pamiętam to właśnie ona zawsze cieszyła się największym zaufaniem społeczeństwa.
Nigdy nie przebierałem w słowach więc i tym razem powiem to otwarcie.
Wybraliście sobie zawód, który może z was równie łatwo zrobić i bohatera i kurwę. Spacyfikowano was i wycięto wam jaja. Zniżono do rangi chłoptasiów na posyłki ustawiających barierki odgradzające rozmodloną ciemnotę od społeczeństwa.
Bronicie kilkuset przed milionami.
Czego się boicie?
Tej garstki oszołomów czy reszty, na którą dziś wychodzicie z pałami?
To nie ta garstka będzie was już niebawem rozliczać... płacić wam emerytury i pensje.
To my!
Oczywiście...
Można być wrodzoną idiotką jak Kempa...
Można być skurwielem pokroju Szyszki...
Można tym wszystkim także zarządzać jak pewien schorowany, brzuchaty, schizofrenik.
Wydaje mi się, że nadchodzi dla policjantów pora wyborów za kim się opowiadają. Mam nadzieję, że nie za propagowaniem "Mein Kampf", bo tego to już nikt wam nigdy nie daruje.

No to dałem kolejną okazję do usunięcia mojego posta z annałów internetu. Musicie jednak wpaść do mnie także po laptopa, bo wszystko zapisuję. Ostrzegam jednak, że mam trzy laptopy, komputer stacjonarny i kilka przenośnych pamięci. Przenoszę także wszystko w swojej głowie, a do niej dostęp mam wyłącznie ja.
Wesołych Świąt i mokrego dyngusa. 


niedziela, 19 listopada 2017

Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války

Dawno zrozumiałem, że z oczywistych przyczyn nie uda mi się wymyślić języka, który dotarłby się do zakutych pislandzich łbów. Takiego języka bowiem nie ma. Wypróbowałem to kilku kato-pislamistach sporadycznie komentujących mojego bloga. Rzucę z pamięci kilka przykładów.
Ktoś mi napisał...

Źle zacząłem. Wszyscy piszą bardzo podobnie. Brzmi to jakoś tak: "POwinnes sie POwiesic POjebancu".
Zakres słów przypomina pustynną florę, inteligencja jej faunę, a odkrywczość jest równa próbie znalezienia na Saharze ziarenka piasku.

Ostatni mój wpis raczył skomentować jakiś mózg o jakże polskim imieniu Zygfryd.
Przytoczę go w całości, bo gostek zapewne spędził całą noc na szlifowaniu swojej wypowiedzi. Brzmi on tak:
 
"Zyje3sz w normalnym Kraju widocznie ty masz braki i jak swędzi cię głowa to polecam szampon DX2,może przestaniesz pajacować". Koniec cytatu.
Tak wygląda zbliżenie pislandczyka z ideałem pozytywnej krytyki. 

Ten przydługi wstęp zapłodnił mój ptasi móżdżek i przypomniał mi kilka cytatów z opowieści Jaroslava Haska o dzielnym wojaku Szwejku. Dla jasności przekazu, mądrości Józefa Szwejka, ubogacę kilkoma fotografiami.

"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było".


"Zaczął przepytywać, co też pijają ci niby abstynenci; całkiem słusznie wyrozumował, że czysta woda byłaby nawet dla abstynentów napojem okrutnym".



"Chudych ludzi nieco trudniej zapamiętać, ponieważ jest ich na świecie bardzo dużo. Tworzą oni większość, jak to się mówi"

.
"Nie mogłem się dokształcać, bo mnie do czytelni nie wpuścili, a nawet wyrzucili, bo myśleli, że przyszedłem kraść palta".


"Gdyby wszyscy ludzie byli mądrzy, to na świecie byłoby tyle rozumu, że co drugi człowiek zgłupiałby z tego".



 "Nie zmieniłem się, bo nie miałem na to czasu".


"Bardzo mi przykro, ale w wojsku byłem poddany superarbitracji z powodu idiotyzmu i urzędowo zostałem przez nadzwyczajną komisję lekarską uznany za idiotę. Ja jestem idiota z urzędu".


"Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że wszystko jest w porządku, tylko kot jest gałgan i zeżarł kanarka, ale posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że kota już pan nie ma. Zeżarł pastę do butów i pozwolił sobie zdechnąć. Wrzuciłem go do piwnicy, ale do sąsiedniej".


"Z pustym żołądkiem nie ma co pchać się do latryny.
Jakie to głupie, gdy żołnierz zabiera z sobą różne niepotrzebne rzeczy i dźwiga ponad siły. Zmęczy się takim dźwiganiem, gdy wlecze tyle tobołów, i potem nie może lekko wojować.


"W ogóle dużo jest na świecie takich rzeczy, których robić nie wolno, ale można. Najważniejsze to żeby spróbować, czy zakazanej rzeczy zrobić nie można".

 

"Raczy pan znajdować się w burdelu, panie lejtnant. Ludzie bowiem różnymi chadzają drogami".


"Otom i ja – rzekł Szwejk wesoło. – Proszę o szklankę piwa. A gdzież pan Palivec? Czy też już w domu?
Zamiast odpowiedzi pani Palivcowa zaczęła płakać, wzdychać; każdym słowem wyrażała swoją rozpacz, akcentując osobliwie:
– Dostał… dziesięć… lat… przed… tygodniem.
– No, to już sobie tydzień odsiedział – rzekł Szwejk.



Niemałą część terytorium Chile zajmuje pustynia Atakama, na której nie ma życia nawet w postaci komórkowej. Jarosław byłby zatem najmniejszą na niej istotą. Szerokiej drogi! Wasz Józef Szwejk.

czwartek, 16 listopada 2017

Przeczytajcie to z uwagą do końca

No to pozwolę sobie ponauczać dziś tej historii, której nie wypada wręcz nie znać.
Proponuję więc kilka minut koncentracji. To nie boli. Będzie to wpis o ogromnych zasługach kościoła katolickiego.

Uczeni już dawno udowodnili, że wszystkie cztery, uznane przez kościół katolicki ewangelie, były po wielokroć przerabiane i poprawiane.

- Do trzeciego wieku wyznawcy chrystianizmu ni cholery nie słyszeli o wieczystym dziewictwie matki Jezusa.

- W roku 319 cesarz Konstantyn ustanowił prawo zwalniające kler od płacenia podatków i służby w armii.

- W roku 355 uwolniono biskupów spod nadzoru sądów świeckich.

- W roku 381, do obowiązującej dotychczas konstantyńskiej "dwójcy świętej" cesarz Teodozjusz dołączył trzecią osobę czyli tzw. "ducha świętego".

- W roku 391, pewnie w ramach podzięki za oświecenie ich duchem świętym, chrześcijanie spalili w Aleksandrii największą ówczesną bibliotekę na ziemi, w której przechowywano ok. siedmiuset tysięcy starożytnych zwojów. Zamknięto także wszystkie akademie kończąc tym samym jakiekolwiek nauczanie poza murami kościołów, a na soborze w Macon biskupi głosowali nad jakże istotnym problemem... Czy kobiety mają duszę?

- W roku 593 papież Grzegorz I wymyślił sobie czyściec. Tak celem uzdrowienia finansów kurii rzymskiej poprzez sprzedaż odpustów od kar czyśćcowych. W końcu trzeba było z czegoś im żyć.

- W roku 715  napisano modlitwy do matki Jezusa, a z dziesięciu przykazań usunięto drugie, które brzmiało: Nie uczynisz sobie obrazu litego, ani żadnej podobizny tego, który jest na niebie w górze i na ziemi nisko, ani tych rzeczy, które są w wodach pod ziemią. Nie bedziesz się im kłaniał ani służył.
Ponieważ jednak przykazań winno być dziesięć podzielono ostatnie przykazanie mówiące o niepożądaniu ani żony, ani osła, ani wołu... Na dwie części... No i znów dostaliśmy dziesięć przykazań. Jak mają Żydzi.

Niestety, powstał rodzaj próżni w obrazach, ale, jak można się było spodziewać nie na długo, bo już dziesięć lat później w Rzymie zaczęto czcić "Święte obrazy". Otworzono drogę do handlu obrazami, szkaplerzami, krzyżami i posagami. Biznes musiał się przecież kręcić...

- W roku 813 ustanowiono święto wniebowzięcia NMP.

- I tak, już w X wieku, cała Europa znalazła się pod panowaniem kościoła załamując całkowicie aktywność na polu medycyny, techniki, nauki, sztuki i handlu, a rozpoczynając tym samym najbardziej mroczny okres w historii Europy.
Pewnie pamiętacie nieprawdziwą datę chrztu Polski... To było właśnie wtedy.

- W roku 1095 papież Urban II wezwał rycerzy Europy do zjednoczenia i marszu na Jerozolimę inicjując pierwszą wyprawę krzyżową.
"Wyklęty będzie ten, który powstrzyma swój miecz przed rozlewem krwi" - ogłosił.

- W roku 1116 sobór laterański ustanowił "spowiedź na ucho". To oczywiście nigdy nie była, i nie jest do dziś, forma kontroli sprawowania władzy! To taki środowiskowy wywiad.

Szalenie ciekawy był rok 1204, w którym powołano "świętą inkwizycje". Głowy nie dam, ale dla mnie, był to wynik braku skutecznych działań kościoła w temacie sprawowania rządu dusz, ale sto lat "spowiedzi na ucho" wykryło wreszcie ten problem. Słudzy kościoła zamęczyli i spalili wówczas żywcem miliony ludzi.
Osiemset czterdzieści lat później, niejaki Adolf Hitler, doprowadził tę technologię do perfekcji. Nie wypada wszak pominąć z kogo wziął przykład.
Majątki "heretyków" przejmował kościół.
Jak na ironię inkwizytorzy byli najczęściej werbowani spośród dominikanów i franciszkanów ślubujących życie w ubóstwie. Pierwsza krucjata pochłonęła setki tysięcy istnień ludzkich, a pewien przeor, dowodzący wojskami krucjaty powiedział:
- "Trudno odróżnić wiernych od heretyków, dlatego trzeba zabijać wszystkich. Bóg ich odróżni..."
Zaś papież Innocenty III dodał:
- "Każdy, kto próbuje stworzyć własny wizerunek boga, niezgodny z dogmatem kościoła, musi być bez litości spalony".

- Kolejny papa, niejaki Grzegorz IX, na wszelki wypadek, zakazał czytania biblii po sankcjami kar inkwizycyjnych.

- W czternastym wieku wybuchła w Europie epidemia "czarnej śmierci". Kościół rzeczowo wyjaśnił, że winę za to ponoszą Żydzi.
Czuję, że odrobinę zanudzam swoich czytaczy, a więc przyspieszę...

- Od roku 1450 do 1750 nastąpił jakże chwalebny okres polowań na czarownice. Zamęczono setki tysięcy kobiet, a o czary możne było oskarżyć także dzieci pod warunkiem, że dziewczynki ukończyły dziewięć i pół roku, a chłopcy dziesięć. Młodsze dzieci torturowano wyłącznie w celu uzyskania zeznań obciążenia rodziców. W procesach o czary brane były pod uwagę także zeznania dwulatków. Tortury obejmowały takie przyjemności jak: łamanie kołem, wieszanie za ręce, biczowanie, przypiekanie, gotowanie w oleju, wbijanie kolców w oczy, wyrywanie obcęgami piersi i narządów płciowych, czyli... wszytko to, za co dziś płacą zwolennicy salonów sado-maso.

Na całe szczęście, dla nas, w roku 1492, niejaki Kolumb, odkrył Amerykę, a inkwizycja ruszyła tropami odkrywcy. Bulla papieska uprawomocniła zaś deklarację wojny przeciwko wszystkim narodom, które odmówiły przejęcia chrześcijaństwa. Wymordowano Azteków, Majów i cholera wie jeszcze kogo. Tysiące ton złota przywiezionego z Ameryki Południowej spowodowało załamanie gospodarki europejskiej, ale tylko na trochę, bo zajebiści Hiszpanie rozpieprzyli wszystko w trzydzieści lat.

- Chyba tylko z tego powodu w roku 1572, we Francji, wymordowano jedynie dziesięć tysięcy protestantów, a papież Grzegorz XIII napisał do króla Francji Karola IX:

- "Cieszymy się razem z tobą, że z boską pomocą, uwolniłeś świat od tych podłych heretyków".

Pewnie dlatego, już w osiemdziesiąt lat później, wprowadzono dogmat o niepokalanym poczęciu matki Jezusa.

W roku 1931 papież Pius XI wydał encyklikę "Non abbiamo bisogno", w której wyraża wdzięczność kościoła dla faszyzmu za zlikwidowanie wroga - socjalizmu. Dwa lata później Hitler oświadczył,  że "W chrześcijaństwie widzi niezachwiany fundament moralności i dlatego owowiązkiem jest utrzymywanie jak najlepszych stosunków ze Stolicą Apostolską". W czasie II wojny światowej Pius XI przyjmował na codziennych audiencjach niemieckich zbrodniarz wojennych udzielając im błogosławieństwa.

- W roku 1977 Paweł VI wyjaśnił, że kobieta ma zakazany wstęp do kapłaństwa ponieważ bóg był mężczyzną.

- Rok później papieżem zostaje skromny i postępowy Albino Lucciani. Wszyscy go uwielbiają. Zgadza sie na stosowanie środków antykoncepcyjnych i kobiet-księży. Sprzeciwia się celibatowi. Szybko postanawia zniszczyć mafijne struktury watykańskich finansów i oczyścić kościół z oszustów i aferzystów. Sporządza też listę 121 watykańskich purpuratów do natychmiastowego zdymisjonowania.
Jego pontyfikat trwał 33 dni.
Tuż red rozpoczęciem zaplanowanych czystek pechowo zjada niestrawny posiłek i umiera. Na wszelki wypadek nie zażądano sekcji zwłok, a jego testament się dematerializuje.
Nowym papą zostaje Polak. Gość z pewnością mądry i świetny aktor, lubiący także pisać.

Może przed tygodniem w pewnym kościele, w Polsce, kobieta w trakcie mszy rozwinęła plakat z sentencją Wojtyły. Wyedukowana katolicka tłuszcza wyniosła ją za to z kościoła na kopach, bo były w niej słowa o emigrantach i tolerancji.

No i tak na sam koniec...
Do dziś Watykan nie dopuszcza nikogo do archiwów inkwizycji, a wybitna "Encyklopedia Katolicka" twierdzi, iż inkwizycja: "dużo zdziałała dla rozwoju cywilizacji".

Długo szukałem pewnej książki o tytule: "Słownik Filozoficzny". Wydanie z początków lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wychodziłem ją w końcu i pilnuję niczym skarb.
Jest w niej hasło: Cybernetyka i wyjaśnienie...
- Reakcyjna pseudonauka stworzona na potrzeby kapitalistów. 

Nie chcę się specjalnie mądrzyć, ale działania każdego reżimu opierają się na tych samych zasadach. Pozwólmy więc jeszcze dłużej pogrążać nasz świat w ciemnocie. Nie chodźmy na wybory i siedźmy na swoich kanapach lamentując i publikując fotki Pawłowiczówny i Tarczyńskiego. Wszak nie opłaca się czytać tak długich postów jak ten.

- Czy chcesz aby pis rządził drugą kadencję? Jeżeli jesteś na "tak" - wyślij lajka. I koniecznie zawiadom wszystkich swoich znajomych, że idziesz spać.
Kurwa mać! W jakim ja żyję kraju?!


 

poniedziałek, 13 listopada 2017

Pierwszy wulkan w IV RP

To oczywiście Jarosław Pierwszy Dochodzący. Dziewięćdziesiąty pierwszy miesiąc dochodzi i nie może dojść.
Ja wiem, że produkcja plemników w siedemdziesięcioletnich jajcach przebiega opornie i trzeba się dobrze napocić, by dojść, no ale bez przesady!

Niestety, przypomniał mi się dowcip...

- Dlaczego mężczyźni nie mają piersi?
- Bo by im skóry na jajka nie wystarczyło.

A jak się ten stary kawał ma do Jarosława poza tym, że jest równie stary?
Ano tak, że wszystkim wiadomo, w które rejony spływa krew podczas dochodzenia.  
W sumie to gówno mnie obchodzi rozdział jego płynnej tkanki łącznej; gdzie jej ile dopływa i na jak długo. Nurtuje mnie, co się stanie w momencie, w którym wreszcie dojdzie.
Nastąpi to ponoć 10 kwietnia roku następnego.
Casanova sam to zapowiedział ze swojej drabinki.
Nie wiem jak Wy, ale ja nie chciałbym wtedy stać w jej okolicach. Po ośmiu latach permanentnego wzwodu dojście upodobnić może naszą stolicę do Pompejów, Herkulanum i Stabie łącznie i będziemy musieli czekać dwa tysiące lat na najbliższy lot Lotem. Może tysiąc, bo będzie wystawał Pałac Kultury i ludzie się jorgną którędy na Pragie.
Żartuję sobie rzecz jasna, ale szalenie mnie bawią steki bzdur płynące z ust złotoustego cysorza. 
Zapewne już od piątku, największe tuzy pisdokratów łamią swoje móżdżki z małym rozumkiem, jakby tu wybrnąć z deklaracji nadprezesa. Mają sześć miesięcy i zaręczam wszystkim, że na coś wpadną. Nie wiem na co, bo ja żyję w świecie równoległym i nie potrafię myśleć na ich poziomie. wydaje mi się jednak, że wpadną na to, by wuc dochodził dalej. I dalej... i dalej... Aż go wreszcie rozerwie.
Bo nie o to chodzi by złapać króliczka! A by gonić gooooo  Goł goł goł...



sobota, 11 listopada 2017

Independence

Będę dziś poważny i nie opowiem żadnego dowcipu.

Zrobiłem sobie dziś kwadrans z masochizmem i wysłuchałem prawie całego przemówienia naszego pączusia na obchodach. Nie wiem jak to wyglądało w tv, ale w radio jego wystąpienie zabrzmiało jak początkujący Adolf. Dużo krzyku i frazesów, a treści jak na lekarstwo.
Rozumiem, że funkcja prezydenta jest u nas marginalna i sprowadza się do robienia dobrego wrażenia na tych, którzy lubią świecidełka i bzdety, ale jednocześnie są na tyle głupi, aby czerpać radochę z wydawania ze swoich podatków 47 tys. złotych na kabiny do palenia tytoniu i 547 tysięcy na publikowanie nekrologów.
Jechać dalej z wyliczanką? 
Voilà...
72 samochody, 11 ciężarówek i dwa autobusy. Trzy skutery wodne,  luksusowa łódź "Cosrivia" i pięć kajaków; jacht "Casco". Z mniej emblematycznych luksusów wypada dodać Pałac Prezydencki, Belweder i kilka nieruchomości przy ulicach: Wiejskiej, Maszyńskiego i Frascati.
Pięć baniek duduś wydał na produkcję orderów i ich miniatur. Futerały do tychże to drobne pół banieczki. Drobny milion dwieście rocznie to codzienny monitoring mediów.
275 tysięcy kosztowało podatników złożenie kwiatów na grobie DżejPiTu, a 350 jakże owocna wizyta w Etiopii. 
Nie chce mi się za bardzo dziś pisać, a o dudusiu to już w ogóle, ale... do ciężkiej cholery!
Jeżeli w czasie państwowej uroczystości, w oficjalnym przemówieniu do narodu, prezydent kraju wymienia i wita serdecznie nawet sierżantów i szeregowych, to może wypadałoby przywitać także Przewodniczącego Rady Europy mimo, że jest nim Donald Tusk.
Popieprzyło się w główce od nadmiaru nieswojego bogactwa? 
A może poślubne klepanie biedy rodziny Dudów i codzienny chleb z nutellą, tak fatalnie wpłynęły na pamięć, że biedak zapomniał? 
A może zaprosił Tuska wyłącznie po to, aby go w ten sposób upokorzyć?
A może się go zwyczajnie boi?
A może nadprezydent mu zakazał?
A może...
Dopowiedzcie sobie sami, bo mnie przychodzą do głowy już same inwektywy dlatego jednak opowiem dowcip...
Dziennikarka zadaje prezydentowi pytanie:
- Fama głosi, że używa pan słów, których znaczenia nie rozumie lub nie zna. Czy to prawda?
- Niech pani powie tej swojej Famie, że może mnie pocałować w dupę i vice versa. 

No to teraz mniej więcej wiecie "Ile kosztuje suwerenność i niepodległość".


P.s.

Żonusia upiekła dziś kurczaka kupionego w Biedronce za kilkanaście złotych. Były do tego przysmażane jarzyny i winko. Wydaliśmy może cztery dychy.
I co, można?


Wrócisz koleś jeszcze kiedyś do nutelli!

piątek, 10 listopada 2017

Tylko dla kobiet i ludzi myślących

Pomyślałem sobie tak:
Jest teraz piątek 10 listopada, godzina szesnasta dwadzieścia osiem. Za oknem zrobiła się czarna noc i trochę pada. Fani futbolu zapewne zdążyli już kupić sześciopaka, dwie paczki czipsów i... sześciopaka... na wszelki wypadek. Mam ich więc z głowy.
Co bardziej nawiedzeni pojechali na miesiączkę kaczystów, młodzież zaczyna chlać w pubach, a żony podchmielonych już kibiców kombinują zaś jakby tu, jeszcze przed meczem, zdążyć przebrać się w coś zwiewnego i wleźć na seks czata.
Bo prawdziwy entuzjasta czegokolwiek nie zawraca sobie dupy pierdołami w stylu: żona, mąż, dzieci, karmienie rybek, Seweryn Krajewski, dotarcie do istoty istnienia lub zalegający stolec.
Innymi słowy udało mi się przeczekać oblężenie oszalałych zakupowiczów i mogę udać się do Biedronki po soczek, mineralną i kiść bananów, czyli wszystko to, bez czego mogę się doskonale obejść, ale jeszcze nie kupiłem; bo każdy sms spod adresu "Gosiunia" wprawia moje nerwy w szamotanie pępka.
- To nie kupiłeś migdałów?! Ani niejałowej gazy!
Powoli zaczyna do mnie docierać dlaczego kobiece torebki, z każdą kolejną, stają się coraz większe. Niedługo zaczniecie wlec je za sobą jakiś cholerny wór św. Mikołaja!
Odbiegłem od tematu...
Pod Biedronką od razu dało się dostrzec przygotowania do wojny. Tłumy jak na marszu czarnych  parasolek, o zaparkowaniu można zapomnieć, a w środku ludziska zabijają się dupami w pogoni za dobrą zmianą.
Jakże słuszną linię ma nasza partia!
Pisdokracjo!
Opamiętaj się wreszcie, bo od darowanego nam dobrobytu, ludziom kompletnie pojebało się w głowach! Tylko kupują, żrą i tyją. Tyją, żrą i kupują! Jak tak dalej pójdzie, to imć Konstanty z Radziwiłłów, podda kraj Szwecji i, jak to powiedział inny imć, radziwiłłowski przodek imcia Konstantego, Wielki Hetman Litewski, imć Janusz Radziwiłł herbu Trąby, przytoczy słowa wielkiego swojego przodka skierowane do pewnego prostaka, któren wabił się Kmicic...
- "Oddałem ten kraj Szwedom, aby ich orężem drugiego nieprzyjaciela pohamować, wyżenąć go z
granic, odzyskać, co stracone, i w jego własnej stolicy mieczem traktat wymusić...
Słyszysz ty mnie? Ale w onej skalistej, głodnej Szwecji nie masz dość ludzi, dość sił,
dość szabel, aby tę niezmierną Rzeczpospolitą zagarnąć."

Jest wielce prawdopodobne, że mecz reprezentacji Polski już się zaczął. Nie wiem, ale mam to w głębokim poważaniu, bo żadne igrzyska nigdy specjalnie mnie nie rajcowały. Żywię także nadzieję,  że obchody 91 miesięcznicy przeszły do historii także.
A Biedronka wciąż jeszcze otwarta...


Bo to Biedronka rządzi!

środa, 8 listopada 2017

Lepiej przy piwie myśleć o żonie, niż przy żonie o piwie

Każdy, w miarę normalny facet po ślubie, niejeden raz odbył z żoną rozmowę w stylu...

- Jadłeś już?
- Jadłaś już?
- Ty mnie przedrzeźniasz?
- Ty mnie przedrzeźniasz?
- Kocham cię...
- Tak, jadłem.

Domyślacie się pewnie, że dziś będzie seksistowsko. Polityki mam chwilowo po dziurki od nosa. Nigdy mnie ona zresztą specjalnie nie interesowała, a znając siebie wiem, że politykiem byłbym bardzo złym. Zeżarłaby mnie moja okropna wada - krytykanctwo mianowicie. Niemal codziennie narażam się żonusi z tego powodu. Wspólne oglądanie telewizji, a szczególnie jej ulubionych programów, niemal zawsze kończy się kłótnią.
- Czy ty lubisz kogokolwiek? - pada sakramentalne pytanie - Idź do telewizji i pokaż jaki z ciebie orzeł!
Z moją niewyjściową gębą nie chcieliby mnie, na szczęście, nawet w radio, zresztą... mowa nie jest moim żywiołem i o wiele lepiej spełniam się pisząc, czasem malując lub wykonując prace z gatunku tych... manualnych.
Dlatego jasny szlag mnie trafia kiedy widzę jakąś kosmiczną łamagę z upudrowanym noskiem, dla której nawet pchanie marketowego wózka wykracza poza granice jej manualnych zdolności. Co tu mówić o samochodzie, który ma trzy pedały, dwadzieścia przełączników i największego wroga kobiety - takie okrągłe coś przed sobą zwące się kierownicą. Żeby to miała choć na tyle roztropnego męża, który przyklei do tylnej szyby wielki papier z napisem w rodzaju:
ŻONA NIE JEST ŻADNĄ TERRORYSTKĄ, PO PROSTU TAK PROWADZI!

I żeby nie być gołosłownym...



Une tylko tak na chwilę! Bo im się spieszy...

Na szczęście moja żonusia dawno temu zdała już sobie sprawę z kompletnego braku jakichkolwiek zdolności w tym względzie i tę sprawę mam załatwioną na amen.

Jeżeli i wy, chłopy, macie w swoim aucie podobnie, to powinniście się jedynie cieszyć.
Niestety, życie zmusza nas czasem do wylezienia z auta i pakuje w codzienność. I wraz z zamknięciem samochodowych drzwi wpadamy w meandry kobiecej logiki. Jeżeli zdążyliśmy się już na nią nieco uodpornić, to wcale nas nie będzie dziwić dlaczego na księżyc latali tylko faceci.

Księżyc, a na nim dwie panie kosmonautki, których jedna mówi"
- Huston! Mamy problem!
- Co się stało?
- Nic
- To o co chodzi?
- Nieważne.

- Kochanie, sprawimy sobie wyśmienity weekend?
- Cudowny pomysł moja droga, do zobaczenia w poniedziałek.

Jakie to szczęście, że podrożała chociaż woda, bo nie tylko nam, ale i abstynentom wreszcie ktoś dobrał się do dupy

Ale, jak to niedawno zapowiadała moja ulubiona wiśniaczka z trybuny sejmowej:
Podwyżki wody nie będzie!

sobota, 4 listopada 2017

Wiara czyni czuba

Zacznę dziś na poważnie, choć wcale taki za chwilę nie będę.
W roku 1968, amerykański Sąd Najwyższy uznał nauczanie wierzeń religijnych jako faktów za  niezgodne z pierwszą poprawką do konstytucji. Niestety, wypaczone rozumienie zasad demokracji w tym kraju spowodowało, że około trzydziestu procent tłuściochów z USA wierzy, że świat ma sześć tysięcy lat, a wszystko to, co napisano w biblii jest świętą prawdą.
Trudno się nawet temu dziwić ludziom, którzy całe życie żrą wyłącznie hot dogi i hamburgery, a wszystko to popijają waniliowym shakiem lub colą.
To tyle na poważnie.
Marian Kowalski...
Kulturysta i wybitny współpracownik wybitnego brydżysty - Janusza herbu Korwin, niedoszły prezydent, niedoszły absolwent liceum ogólnokształcącego w Lublinie, niedoszły działacz onr-u i niedoszły pierwszy narodowiec RP, jest kreacjonistą.
Marian Kowalski nie pochodzi od małpy i zna słowo "genetyka". Ponieważ jednak jest łysy, a przez to i bardziej podatny na ataki tzw. "ciemnej energii" z kosmosu, jego życiowym celem jest pierdolenie dyrdymałów elicie podobnych do siebie intelektualistów spod szyldu kancelarii prawa i sprawiedliwości pod nazwą: Miesiączka Kaczor & Brocha.

Marian... stojąc którejś nocy na bramce pod dyskoteką, zadał sobie kilka niebanalnych pytań na poziomie znajomości genetyki bramkarza stojącego pod dyskoteką...

- Dlaczego tyle chlam, a mam tylko jedną wątrobę?
- Dlaczego jaszczurka, która iks razy spadła w przepaść to w końcu nie wyprodukowała skrzydła?
- Dlaczego na świecie wciąż żyją stonogi starsze od dinozaurów, które były najbardziej doskonałymi bytami - wyginęły?

Marian faktycznie powinien mieć dwie wątroby, a spadając tyle razy na łeb, powinien już wykształcić skrzydełka. Marian jest również żyjącym przykładem wyższości robactwa nad gadami. Mariana ewolucja ominęła szerokim łukiem.
Marian w jednym się wszak nie myli.
Genetyka Mariana (wg Mariana) pokazuje, że Marian jest bardziej zbliżony do świni, a nie do małpy nawet, ale tylko na niektórych odcinkach. 
Marian jest bowiem produktem bożym.
Mariana stworzył bóg i szczerze wątpię, czy aby można było gdzieś znaleźć bardziej dobitny przykład głupoty marianowego stwórcy.
Chyba tylko w Ekwadorze.


Chyba tylko w Ekwadorze


Dobranoc

czwartek, 2 listopada 2017

Moje Zaduszki czyli trzy wpisy w jednym i morał

Część pierwsza.
Mój halloweenowy psikus zdecydowanie się udał.
Wielu osobom do cna zbrzydziłem swoim wpisem całodzienne wyżywienie, a spora część rozstała się na pewien czas także ze słodyczami. Kilku amatorom piwa udało mi się nawet obrzydzić ów szlachetny napój.
No... bez przesady!
Choćby piwo było z gówna - nic mu w smaku nie dorówna.
Wiele osób przyznało, że z powodu mojego wpisu może nie przespać nocy.
Ponoć, na widok opublikowanych zdjęć... (tak piszecie...), część Waszych psów do tej pory ukrywa się jeszcze pod stołami, a koty poszarpały w domu firanki w dramatycznej ucieczce na karnisz.
Większość jednak skoncentrowała się na marszałku Terleckim i jego niebanalnej urodzie. Tych cytować mi się nie godzi, ale z każdym wpisem się zgadzam.
Osobiście jednak odnoszę wrażenie, że jego wygląd jest efektem wewnętrznego podciśnienia. Taki syndrom zapadającej supernowej.
Łatwo dostrzec, że panie z pisu mają najczęściej jakoś odwrotnie, ale gwiazdy są różnej wielkości i maści, a ze mnie żaden astronom.

Część druga.
Na cmentarzu Père-Lachaise w Paryżu pochowano wiele znakomitości. Spoczywają tam szczątki Abelarda (tego od Heloizy), jest grób Bizeta, Champolliona; genialnych malarzy - Delacroix, Pissarra, Jean-Auguste-Dominigue Ingres i Modiglianiego; Isadory Duncan, Moliera i Edith Piaf. Leży tam także Marcel Proust i Rossini. No i sam Oscar Wilde, ale o nim za chwilę...
Nie wypada przecież pominąć ikony lat siedemdziesiątych, mokrych snów setek tysięcy ówczesnych nastolatek (nastolatków chyba także...), hipnotyzującego Jima Morrisona z The Doors...
Genialną spuściznę Doorsów, ku mojemu zadowoleniu, odkrywają bowiem kolejne pokolenia młodzieży.


 

Nikomu z nich nie dziwię się nawet, że przynoszą na cmentarz alkohol i dragi, aby choć przez chwilę zintegrować się duchowo ze swoim idolem. To problem administratorów nekropolii, który mi wisi.
Grób Oscara Wilde otoczono dziwacznym plastikiem, bo towarzystwo wylizywało nagrobek...

 
Część trzecia.
Pewna niewiasta opublikowała wpis, który streszczę używając języka polskiego.
"Obudziłam się 4,30 nad ranem i wyszłam na taras zapalić. Nagle doszły mnie dźwięki gitary leżącej w pokoju. Wróciłam. Gitara leżała cicho na łóżku. Poszłam do kuchni napić się wody, a gitara zagrała "Rozkwitały jabłonie i grusze".
Mój dziadek grał to kiedyś na mandolinie. Kot wypadł z domu jak oparzony. Jak mam to sobie wytłumaczyć?" 
Wyobrażacie sobie kpiny internautów?
Nie będę ich cytował, ale uśmiałem się jak norka.

Morał.
Nie czytajcie moich debilnych wpisów. Nie zwiedzajcie cmentarza Père-Lachaise bez odpowiedniego zapasu LSD i nie wychodźcie nad ranem na taras. Pojedźcie lepiej na zachodnie wybrzeże Irlandii do Galway. W jego centrum stoi ławeczka z rzeźbą Oscara Wilde. Można ją lizać do wyczerpania zapasów śliny. Można także wsadzić jej dłoń między uda, albo, jak ja, usiąść grzecznie na kolanach.


Można także, w przyszłych wyborach, ponownie zagłosować na pis... do czego przyznało się kilka osób po przeczytaniu mojego wpisu.
- No jakie miałem wyjście - tłumaczą... - koalicja PO-PSL?
Odpowiadam wierszem...
"Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie
Chcieliście Polski, no to ją macie"

Zapamiętajcie te zdjęcia i morał, bo za chwilę pojedziecie do Paryża, albo do Galway, dupą po nieheblowanej desce, wsłuchując się z tarasu w dźwięki mandoliny dziadka.

poniedziałek, 30 października 2017

Ślubowanie

Czytajcie szybko, bo pewnie zaraz mi ten post ocenzurują i wywalą!


Przystępując do grona polskich myśliwych ślubuje uroczyście:
- przestrzegać sumiennie praw łowieckich,
- postępować zgodnie z zasadami etyki łowieckiej,
- zachowywać tradycje polskiego łowiectwa,
- chronić przyrodę ojczystą,
- dbać o dobre imię łowiectwa i godność polskiego myśliwego.






 









Tak mi się jakoś skojarzyło...