niedziela, 30 kwietnia 2017

Polskie zoo

Każdy pislandczyk jest opętany na jakimś punkcie.Weźmy tego cymbała od mordowania zwierząt, któremu zaczyna właśnie przeszkadzać Białowieska Puszcza. Sądzę, że przeszkadzała już od czasów swojej nieudanej inicjacji seksualnej z borsukiem. Tak słyszałem...
... bo borsuka można spotkać w dużych i starych kompleksach leśnych, a w takim otoczeniu czuje się znakomicie i ani w głowie bratać się czymś na kształt homo sapiensa. No to ów Szyszko postanowił wystrzelać wszystkie sarenki, jelenie, zające, kuropatwy, większość żubrów i wszystkie borsuki.
Uśmiechnięty borsuk wygląda tak:


Pewnie jeszcze do niego dziś wrócę, ale owo zdjęcie przypomniało mi inne stworzenie z pislandzkiego zoo z tabliczką:
- Uwaga! Prawdziwe zęby Zalewskiej!


Z takim zgryzem nawet mohery nie uwierzyłyby w jej geniusz. Jej trauma skomasowała się bowiem w jej źle wyedukowanej górnej szczęce, a borsuk nie miał w tym żadnego udziału. I tak oto krzywe zębiska jednej wariatki staczają biedne dzieci do pobierania nauk, w której zabrakło miejsca dla pani Skłodowskiej-Curie.

Myślicie, że to koniec? O nie! To początek!

Antek ma taki układ z Ziobrem Zbigniewa:
- Ja nikomu nie powiem, że wysłałeś na lotnisko do Smoleńska borsuka żeby rozpylił mgłę, a ty wyślesz Zalewską za stodołę Szyszki w celu przerobienia na wióry drzew, które ten pajac sam sobie nocą wyciął. I niech mu je później wysypie przed stodołą, bo wiórów nigdy dosyć.


- Zrobimy z nich klęcznik dla Jędrusia. W końcu nie wszystko co chodzi na dwóch nogach do ludzie! Weźmy takiego strusia...

Siedzą dwie małpy na drzewie i jedna pyta drugą:
- Co tam jesz?
- Banana.
- A czemu on taki brązowy?
- Jem go już drugi raz.
- Musimy mu zrobić ten klęcznik!




Wracając dziś z pracy minął mnie nowiutki bus, który na obu bokach informował napisem: "Jezus cię kocha". 
I Szyszkę? I Zalewską? I Ziobro?
Do Kim Dzong Una też pewnie pała...
No to niech wyśle Szyszkę na Saharę, Zalewską na Biegun, a Ziobrę do trzynastego wieku, a Antosiowi każe sobie wsadzić w dupę granat i zobowiąże mnie do wyjęcia zawleczki.
Chyba, że i on wszedł w etap dobrych zmian...

Mówią, że jeżeli bóg chce kogoś pokarać, najpierw odbiera mu rozum...
To komu, do jasnej cholery, próbuje odebrać go teraz?

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Porno i duszno

Definitywnie, acz niewielkimi kroczkami, będę się wycofywał z pisania o polityce i "politykach". Znudzili mnie, nie czuję veny i szkoda czasu.
Walt Disney, Albert Einstein, Robinson Crusoe, Czesław Niemen, Kaligula, Ringo Starr, a nade wszystko Marcel Proust... mieli politykę głęboko w dupie, a mimo to jakoś przebili się do historii. Wolę być w tym gronie!
Bo co mamy na drugim biegunie?
Hitlera, Stalina, braci Kaczyńskich, kardynała Richelieu i Rydzyka ze stadem otumanionych moherów. Mamy winę Tuska i popadające w ruinę cmentarze w Kozielsku, Starobielsku i Katyniu. Mamy problem.
Nie umiemy wyzwolić się z pajęczyny macierewiczowych łgarstw; opozycja żyje, żeby nie powiedzieć "wyłącznie żeruje" na głupocie rządzących nie dając nic od siebie, nie przedstawiając żadnej alternatywy i zniżając się do poziomu permanentnej negacji rządów idiotów.
Co by to było, gdyby nie było pislandii?
Boję się, że sami nie wiedzą... Chyba tylko pis trzyma ich przy życiu.
No to ileż ja mam o tym jeszcze pisać i po co? Toż wszyscy o tym wszystkim wiedzą więcej ode mnie. Każde pierdnięcie Kaczora roznosi smród po fejsie w milionach odsłon, każdy wietnamski lunch Pawłowiczówny opisano na tysiąc sposobów zanim ta zdążyła go strawić...
Przestaje mi się chcieć w tym uczestniczyć. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie...
 
Oczywiście mógłby teraz napisać coś w stylu: Dlaczego Macierewicz uśmiecha się tak szeroko?
I odpowiedzieć sobie i innym: Bo ta bezczelna świnia ma nas głęboko w dupie!
Ale po co?
Ktoś tego jeszcze nie wie?
A może tylko jeszcze sobie tego nie uświadomił?

Co więc w zamian?
Coś, co jest tematem równie lotnym i kontrowersyjnym, jak polityka? Mającym te same dwa wiecznie odpychające się bieguny...
Jest coś takiego.
Nazywa się pornografia.
Fala wyuzdanego seksu przed kamerami tworzona z dwóch przyczyn.
- Pieniędzy...
- ... lub przyjemności bycia kimś między zbokiem, a biznesmenem.
Tam także brak jakichkolwiek reguł, bo liczy się wyłącznie efekt.
Uda się podniecić?
Jeśli nie to kręcimy od nowa.
Coś wreszcie... kiedyś... zatrybi i wywoła na naszych ustach szeroki uśmiech Antosia.

Kiedyś, dawno temu, w swojej naiwności, wpisałem w jakiejś wyszukiwarce słowa: "White House" myśląc, że zobaczę jak mieszka Obama. Obok siedział syn.
I cóż się pokazało?
Ano właśnie to, co osobiście wolę oglądać bez siedzącego wówczas za mną małoletniego syna.

Ponieważ jednak pamięć ludzka bywa często zawodna, pozwolę sobie wszystkim przypomnieć gdzie powinien być mężczyzna podczas seksu od tyłu...
Zdecydowanie powinien być z tyłu...
Polityka jest homoseksualna, ale ja nie daję się nabić...
Może tak na koniec...

- Czy rozmawiasz z mężem w czasie stosunku?
- Jeśli zadzwoni...

- Co robi kobieta po stosunku?
- Przeszkadza...


- Co mówią do siebie jądra podczas stosunku?
- Szef zapierdala, a my się obijamy.

- Czemu leżysz jak kłoda?
- Bo rąbiesz jak dzięcioł.

- Wspaniale tańczysz.
- Ty też.
- Wspaniale obejmujesz.
- Ty też.
- Wspaniale całujesz.
- Ty też.
- Mam na imię Darek.
-
Ja też. - Wspaniale tańczysz.
- Ty też.
- Wspaniale obejmujesz.
- Ty też.
- Wspaniale całujesz.
- Ty też.
- Mam na imię Darek.
- Ja też.

Nomen omen...
Dobranoc


niedziela, 23 kwietnia 2017

Jestem wkurzony!

Pamiętacie zapewne trzecią część przygód Karguli i Pawlaków: pt. "Kochaj albo rzuć". Tę, w której pojechali do USA...
Koniec lat siedemdziesiątych, rządy Gierka i surrealizm w czystej postaci.
Kto mógł, spieprzał wówczas stąd jak najdalej.
Ja też chciałem, ale widocznie nie było mi dane...
Dziś wiem, że zrobiłem dobrze, bo dołączenie do Polonii w USA, byłoby mnie chyba zabiło.
Zaraz spotkam się z gigantyczną falą krytyki, ale ci, oderwani od naszej rzeczywistości głupole, pieprzą dziś takie farmazony, że nie sposób przymknąć na nie oko.

„Wyrażamy nasze poparcie i uznanie dla działań i dokonań rządu premier Beaty Szydło, między innymi dla kluczowych reform instytucji publicznych, i podejmowanych programów społecznych. (…) Szczególnie cenimy zasługi ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza w działaniach na rzecz rzetelnego badania katastrofy w Smoleńsku, a także za doprowadzenie do przełomowego dla Polski szczytu NATO” – podkreślają członkowie polonijnego Komitetu Obchodów Rocznicy Katastrofy Smoleńskiej."

Banda skończonych idiotów z wypłukanymi mózgami na zmywaku w McDonald's, która zapomniała języka polskiego w mowie i piśmie gdzieś przed stanem wojennym, do dziś rości sobie prawo do wyrażania opinii o polskiej teraźniejszości gówno o niej widząc.
Ale Polaczki, nie tylko ci zza oceanu, lubią kreować się na skrzywdzonych misiów. To zabezpiecza im pole do bycia kretynami, którymi tak bardzo lubią być.
Narodem wiecznie zastraszanym, na których uwziął się cały świat, rządzony oczywiście przez Żydów. Do spółki z masonami. 

Świat ma otóż głęboko w dupie narodzik na krańcach cywilizowanej Europy ze swoim wybujałym ego. Chwilowo jeszcze nas tolerują, ale nie mrugną nawet okiem w momencie, w którym przyjdzie nas zdeptać, olać i zaorać. Przestańmy się oszukiwać! Na mapie świata nie znaczymy wiele więcej niż jakiś zasrany San Escobar, a nasze dąsy warte są kociej łezki. Nie mamy zapasów ropy naftowej ani złota. Nie umiemy się dziś z nikim dogadać. Debilizmy w postaci jakiegoś smoleńskiego apelu wyłącznie nas ośmieszają.
Nigdy nie umieliśmy być wielcy, a teraz pokazujemy jak dobrze nam być nikim.
Amerykańskie komitety obchodów smoleńskiej rocznicy są właśnie jej przejawem.
Jestem już za stary, aby stąd wyjechać, ale...
Młodzieży Kochana! Spieprzajcie stąd jak najdalej.
Byle nie do Chicago!
Nie chce mi się, kurwa, już więcej pisać, bo jak patrzę na te mordy...



sobota, 22 kwietnia 2017

Majonez z grzybami

Coś się ostatnimi czasy za bardzo zafiksowałem w krytykowaniu pisu. Nie mam pojęcia dlaczego, bo to przecież tacy kochani ludzie. Wszyscy ich lubią, popierają i wrzeszczą o jeszcze. Tylko ja, jak ten Robinson Crusoe, naśmiewam się z pobożnej pani Sobeckiej i nie umiem dostrzec w wybitnym umyśle Antoniego Macierewicza żadnej wybitności. Rozdygotany nienawiścią do wszystkich, którzy nie kochają Brutusa Kaczyńskiego (tego, co to w prostej linii od Chrobrego pochodzi), jego jebana mać - Jarosław, wykręca każdy z pięćdziesięciu mięśni mojej twarzy już po sekundzie.
Pewnie dlatego na dzisiejszą kolację żonusia moja najukochańsza oczywiście, wymyśliła dla mnie kaczkę w buraczkach z uszami w sosie pomidorowym z jagodami... czy cóś takiego...
Uszy nie były z kaczki; były wymysłem jakiegoś nawiedzonego kucharza, bo rzecz zadziała się w restauracji. W ramach startera zjadłem coś, co z nazwy było tatarem, tyle że z anchois i w sosie majonezowo-borowikowym, przybrane dla niepoznaki jakimś kwiatkiem wyglądającym jak owoc łopianu popularnie zwany rzepem.
Nie powiem...
Wszystko było nawet zjadliwe... z wyjątkiem plasterków prześmierdłej sardeli zwanej dumnie anchios i pasującej do nieprzyprawionego tatara jak cygaro do noworodka.
Ilekroć mamy okazję bywać w restauracjach, a nie są to częste wizyty, zawsze drażni mnie ego kucharza, któremu wydaje się, że podanie soli i pieprzu uwłacza jego anielskiemu podniebieniu i kosmicznych umiejętności.
W efekcie, każdy taki powrót kończy się otwarciem lodówki i ukrojeniem kawałka kiełbasy, która  wyszła spod rąk niedomytego rolnika pod Andrespolem i fragmencie zwłok jego świnki pędzonej na kartoflach i zsiadłym mleku.
Bo prostakiem też trzeba umieć być!
Można się czasem spróbować odchamić idąc do kina lub nawet opery, można zjeść porcję  przegrzebków... ale wyłącznie po to, aby upewnić się, że rolnik spod Andrespola tworzy może nie tak wykwintnie, ale z pewnością smaczniej.
I na litość boską! Nie mieszajcie majonezu z grzybami!
Cała dzisiejsza kolacja upewniła mnie co do jednego...
Kaczka w buraczkach jest o niebo bardziej strawna od Kaczora w telewizji.

Zdjęcie użytkownika Małgorzata Sobala.


niedziela, 16 kwietnia 2017

O czym mysli mapła?

Pamiętam świetnie, miałem taką książkę o małpach, z lat trzydziestych ubiegłego wieku, ale nie mogę jej znaleźć. Zawsze brakuje mi cierpliwości to wertowania ich po kolei.
Nieważne.
Były w niej trzy zdjęcia tej samej małpy z różnymi minami. Jedna wyrażała radość, druga smutek, a trzecie chyba strach. Niezwykle sugestywne.
W dobie internetu i fotografii cyfrowej, mam zdjęcia lepszej i bardziej sugestywnej małpy.
Wabią ją Antoni.
Zatem...
Co wyraża twarz małpy?


Boisz się trochę... I słusznie, bo mam na ciebie kilka papierków!


A nie mówiłem?


Nie pękaj. Chwilowo zostaną u mnie...


Ma się tę władzę!


Ale uważaj...


Na twoje szczęście mam za godzinę spotkanie, więc powoli luzuję...


Z młoda i ładna menścizna.


Niemal mnie roznosi.


Luzik. Ta bomba ma tłumik!
Wytrzymam!


Nie wytrzymałem! Dżizus!


Tera to bym zajarał.


Trza wracać do polityki


Po jaki chuj ja tu przyjechałem?


Chyba po tę bombę z tłumikiem...


Ten pan zna się na tym lepiej. Kiedyś podał pani magister, w aptece, czopek na wiatry...


I tym zasłużył na medal. Mnie też go zaaplikował. Osobiście.


Trochę po nim ode mnie capiło, ale tylko przez pół godziny.


I, jak widzicie sami - pomogło!


Misiek. Zapracowałeś na Złotego Globa.


A wy możecie mi skoczyć...
I Maryja zawsze dziewica też!

sobota, 15 kwietnia 2017

Raj na ziemi

Przeczytałem gdzieś wypowiedź pewnego zagorzałego ateisty, któremu dokucza niemal każda minuta każdych świąt, które uważa za głupie, złe i bez sensu. Wpis był krótki i pełen jadu. Cóż... chłopina się wyżalił i pewnie zrobiło mu się lepiej. Gdyby był żarliwym katolikiem, poszedłby pewnie do spowiedzi, nagadał podobne dyrdymały do ucha jakiegoś faceta, dostał pokutę i poszedł na piwo.
Chyba słusznie zakładam, że wszyscy faceci mają podobnie...
- Ale mnie szef wkurwił, idę na piwo!
- Ale pieprzą w tej telewizji! Bez piwa nie da się tego oglądać!
- Dostałem awans i podwyżkę, trzeba to oblać!
- Jedziemy na grilla, trzeba kupić dużo piwa.

Ja jednak wcale nie o piwie dziś chciałem...

Nie uczęszczam na żadne katolickie uroczystości. Nudzą mnie. Nie czuję potrzeby wiecznego wysłuchiwania jaki to ze mnie grzesznik, i że żyjemy wyłącznie po to, by czuć się winnym każdego swojego oddechu na tej planecie w drodze do wyimaginowanego "ojca". Słowo "ojciec" ma tu znaczenie nadrzędne i jest rodzajem fetyszu, na którego nie wolno naszej nicości nawet zerknąć. Dlatego są zamienniki. Jest Jezus i jego matka, dziesiątki tysięcy błogosławionych, takich bardziej lub mniej, a stworzonych wyłącznie w celu bycia tubą tej najbardziej zapracowanej istoty wszech czasów. 
Podobny obrazek obserwujemy naszej scenie politycznej. Bóg jest jeden, ale w trzech osobach...
I ma do dyspozycji armię własnych świętych-nieomylnych. 

Consuetudo altera natura est i tylko ci najżarliwiej wierzący nie potrafią dostrzec podobieństw. Bóg stworzył ludzi na podobieństwo swoje. 
Czy aby tylko ludzi? 
A chore układy, politykę, przypadłości geriatryczne, debilizm i gradobicie to już masoni?

Kto nakazał zwracać się do księży się per "ojcze"? skoro ich naturalne dzieci zmusza się mówić im "wujku"?
Religia jest głupia i pełna niekonsekwencji, ale przecież nie może grzeszyć logiką coś, co jest przetworzoną bajką opartą na fobiach ciemnogrodzian.
To trochę tak jak z naszymi żonami. Jak już zabraknie im argumentów do tego, aby nas do czegoś przekonać - muszą walnąć piorunem i odpowiednio głośno zagrzmieć, a częstotliwość, w połączeniu z odpowiednią ilością decybeli, niemal zawsze przynosi oczekiwany efekt.
Taka forma mniejszych Zeusów z piorunem w dłoni.
Wychodzi więc na to, że każdy z nas chce być, a nawet bywa, czyimś bogiem. Nie ma więc sensu czcić cudzych bogów przez sobą. Wystarczy się tylko skutecznie przed innymi bronić.

Życie jest cholernie proste, powiedziałbym nawet: prostackie. Pewnie dlatego, od chwili tytułu mojego bloga, wciąż mi on się podoba.

Nie jestem zwolennikiem katolickich świąt, bo wcale mi się nie kojarzą ze świętami. Gdyby ich jednak nie było, należałoby je wymyślić z jednej prostej przyczyny...

Zalewająca fala permanentnego dołowania nas musi co pewien czas znaleźć gdzieś ujście, bo dawno byśmy się pozabijali.
Katolicka psychologia zawsze wędrowała nieznanymi drogami w niedostępne mi rejony, ale tę jej część zrozumiałem doskonale. Strach o władzę wymusza ulgi, ale i pozwala na większe zarobki w przyszłości. 
I tak na koniec...
Dlaczego na ostatniej wieczerzy pito alkohol, a nie sok z pomarańczy?
Bo ucztowali tam sami faceci. Nie oszukujmy się, żonaci... 
Wszyscy jesteśmy dziećmi jakiegoś boga, ale kobiety trochę bardziej.






czwartek, 13 kwietnia 2017

Przypowieść Wielkanocna

Zaczyna się zwykle tak samo.
- Musimy umyć okna...
- Ależ tak, Kochanie!
Szkoda, że mieszkamy na piętrze, bo pozimowe dziury w asfalcie i kilka kolejnych autobusów załatwiłyby sprawę za nas, znaczy za mnie. Poświęciłbym nawet jakiś dedykowany myciu okien płyn i wypełnił nim owe dziury. Kwietniowe słońce dokonałoby reszty. Od środka się przecież nie brudzą!
- Posprzątaj pokoje.
- Ależ tak, Kochanie!
Nareszcie liczba pojedyncza tzw. ukierunkowana!
Po kilku dniach kłótni sprawy się łagodzą na tyle, że możemy rozmawiać o właścicielu pilota.
Żeby się jednak za mocno nie odstresowywać, należy jeszcze dokonać świątecznych zakupów.
- Nie będziemy kupować dużo...
- Ależ tak, Kochanie!
Pojawia się półtora stronicowa lista, z grubsza jakieś dwie - trzy stówy, luzik. Na szczęście mam busa.
Trwa to, circa about, tydzień, w trakcie którego owa lista się mulitiplikuje się wieczorami i na rano lista jest jak nowa. Nietknięta i wciąż półtora stronicowa.
Zasiali górale rzeżuchę...
- Jednak trzeba dokupić jajek...
- Ależ tak, Kochanie! Dorzucę dwa swoje.  Na coś się wreszcie przydadzą.

Przedwielkanocny tydzień zmierza ku końcowi, mój strach o podłogę pod lodówką znów okazał się płonny, bo kuchenny parapet zrównoważył obciążenia.

Jutrzejsze kolorowanie jajek, półtora stronicowe zakupy i seria innych, drobnych czynności, zajmie mi czas, góra, do północy i wreszcie będę mógł zjeść w sobotę na śniadanie serek, bo zakupione, i dorzucone za friko moje własne jaja, ksiunc jeszcze nie poświęcił.
Później to już tylko wielkanocny obiad i można szykować się do roboty.
Good luck tonight...
Czy jakoś tak...
Antoś jest wielki!

Skoro przeżyliśmy wielki tydzień - nie ma się o co martwić. Teraz to już same przyjemności.

Dużo cierpliwości, pełnej kiesy i tony zdrówka po spożyciu półtora jedynie zdrowych i koniecznie poświęconych wiktuałów z półtora stronicowych list - życzy...
Darek





środa, 12 kwietnia 2017

Bomba z tłumikiem czyli...naleśniki to nie wszystko

Chyba jeszcze nigdy nie było tak, żebym odnosił się do swojego ostatniego wpisu. Dziś jednak uważam, że mam taki obowiązek.
No to jedziemy...
Wyobraźmy sobie grupę statystycznych emerytek czterdzieści lat temu...
Czytać toto za bardzo nie umiało, prało i sprzątało, robiło zakupy, gotowało smakowite babcine obiady i chodziło na niedzielną mszę. Jedyne imię, które znało poza własną rodziną to imię proboszcza. 
Wiem, że w tym momencie klasyfikujecie mnie gdzieś między chamem, a rasistą, ale spokojnie...
Czasy się odrobinę zmieniły, mamy panoramiczne telewizory i komóry, a ówczesne emerytki zbratały się już pewnie ze swoim bogiem; nowa fala starzejących się ludzi wydaje się być bardziej wyedukowana.
Czy aby na pewno?
Wkroczyła wszak w nasze życie wściekła indoktrynacja ścierwa o nazwie: "Radio Maryja" i prędkością światła cofnęła nas dużo przed owe czterdzieści lat mówiąc: Bóg, Kaczyński, zamach w Smoleńsku... Mordercy! Nie pozwolimy! Krzyż i Świątynia Opatrzności Bożej! Gromnice, peleryny z krzyżem i pod prezydencki pałac! Przed Wami przyszłość, musicie bronić własnego narodu od pleniącego się od wieków Żydostwa!
Jarosław! Jarosław!
Taki specjalistyczny uniwersytet trzeciego wieku dla osób, które wreszcie ktoś docenił mówiąc, że wreszcie coś od nich zależy.
No i namnożyło się nam orleańskich dziewic, po osiemdziesiątce, walczących z zakłamaniem nieznanego im świata.
Bo wbrew pozorom, od tych czterdziestu lat, nie zmieniło się wiele w ludzkiej mentalności; zmieniają się tylko osoby. I każda z nich chce być doceniona w inny sposób niż tylko mlaskaniem wnuków nad naleśnikami.
Cysorz uderza w tę właśnie grupę wyborczą, wyprowadza ją na ulice mamiąc obietnicami, których nawet nie próbuje realizować. Ale dla ludzi go popierających to bez znaczenia. Wreszcie to mają! To coś nieuchwytnego, dla czego opłaca im się rano wstawać.
Spora część elektoratu to młode i zaganiane trudami codziennego życia mamy. Tu widzę pracę u podstaw.
- Urodź wiele dzieci, opiekuj się nimi, a my damy ci ochłap. Jak już się zestarzejesz, to dokupisz sobie różaniec i pelerynę. Zapewnimy twoim dzieciom naukę na odpowiednio niskim poziomie, żeby przypadkiem za bardzo się nie wyedukowały i kółko się zatoczy.
To mnie irytuje najmocniej.
Jakaś młoda mama pochwaliła się na fb, że w ubiegłym roku dostała od pisu 12 tysięcy złotych, a PO nie dało jej nic przez lat osiem.
Czy jest tu potrzebny komentarz?
Nie zgadzam się z trzynastowiecznym pojmowaniem świata w wieku dwudziestym pierwszym. Musimy przegonić tę watahę szkodników za wszelką cenę i jak najszybciej. Nie znaczy to jednak, że musimy się także zniżać to ich poziomu fiksując się jedynie na walce.
Wiem, że takich jak ja jest ogromna większość, ale proponuję zastanowić się teraz po co to robimy? Ano właśnie po to, żebyśmy mieli czas dla siebie, żebyśmy wreszcie mogli tworzyć nasz świat na miarę własnych potrzeb, a nie rajcować się fobiami Kaczyńskiego. Zduśmy tę umysłową drętwotę teraźniejszości w imię rozwoju.
Nie powinno nam to wszystko przeszkadzać w naszym rozwoju, bo to także planowa robota.
- Tym, którzy nas nie chcą musimy tak napieprzyć w głowach, aby nie umieli zająć  się czymkolwiek innym poza nienawiścią.


Jestem zaciekłym wrogiem pislandli i wcale się z tym nie kryję, ale mam w życiu masę o wiele ciekawszych rzeczy do roboty niż komentowanie Sobeckiej i oglądanie kaczego dzioba.
I dlatego oglądam "Co ludzie powiedzą", a nie "Szkło kontaktowe".
I o tym traktuje mój wczorajszy wpis.


wtorek, 11 kwietnia 2017

Po prostu przeczytajcie to do końca

Już mi brakuje sił pisać o pislandii i ich mózgach. Czuję się tak, jakbym od pół roku na każdy obiad jadł  pomidorową z makaronem. Nie żebym jej nie lubił, ale ile można!
To głupi przykład.
Pislandia jawi mi się jako danie, na samą myśl o którym zawsze skręcało mi kichy. Jest w niej dokładnie wszystko to, czego mój żołądek nie jest w stanie strawić. Nazywa się czarnina.
Lepka słodycz i kacza krew... Dla mnie niejadalne.
Aby przywrócić sobie ostrość widzenia, od trzech dni oglądam serial pt. "Co ludzie powiedzą", którego kilkadziesiąt odcinków nabyłem drogą kupna przed laty.
Główna bohaterka, Hiacynta Bucket, taka trochę polska Dulska, zwyczajnie mnie załamuje...


...a jej serialowe teksty od dwudziestu lat są w historii.

- Ryszardzie... - to do męża - jeżeli już musisz się pocić, to rób to na tyłach domu.
- Młody człowieku... - telefon do kapitana statku, na rejs którego nie dotarła o czasie - Wprawdzie moja pozycja w lokalnej społeczności jest dość wysoka, nie pozwala mi ona jednak chodzić po wodzie. 

Geniusz scenarzysty, wybitne role aktorów i angielski humor w najlepszym wydaniu. Gdyby ktoś przypadkiem jeszcze nie widział - polecam!
Fiksowanie się na punkcie stada rządzących nami idiotów nie powinno przesłaniać nam świata. Świat jest piękny, szalony, ciekawy... często ironiczny, albo tak jak u nas obecnie, całkowicie bez sensu. Nie dajmy się jemu omamić.
Czytając przeróżne wpisy na Facebooku odnoszę wrażenie, że powoli tak właśnie się staje. Pozwalamy sobą manipulować zniżając się do poziomu pantoflarza umiejącego jedynie przytakiwać, skazanego na wieczne odnoszenie się do teorii tych, do których odnosić się nie chcemy.
Od prawa do lewa... każdy... chce, abyśmy, bez ustanku, wyrażali własne zdanie na ich temat! Musimy odnosić się do słów Kaczora, Schetyny, Petru czy Kukiza; najlepiej tak głośno, aby mogli nas usłyszeć. A ja pozwalam sobie nie wierzyć żadnemu z nich.
Nie wierzcie i Wy!
Nikt z nich, bez nas, by nie istniał. To oni zarabiają na Waszych, co tu ukrywać, małostkowościach...
Ja wiem, że to szalenie trudne, a każdy chce wykrzyczeć własne poglądy na jak największym forum.
Pojawia się tylko pytanie:
- Po jaką cholerę?
Chodźmy na każde wybory i głosujmy wedle własnych przekonań.
I tyle!
Resztę, ograniczonego wszak czasu, zostawmy dla siebie, bo czy się ktoś teraz ze mną zgadza, czy nie, żaden z polityków nam go nie wydłuży. To właśnie my, kompletnie nie wiem po jaką cholerę, staramy się to robić dla nich. Dopieszczać lub krytykować. Ganić, wznosić pod niebiosa... Ale zawsze być z nimi.
Osobiście i coraz wyraźniej, mam to głęboko w dupie. Spolegliwość nie jest w moim stylu i zawsze przeciw niej będę się buntował!
Tak na koniec...

Gdyby pani Bucket była moją żoną, z pewnością pewnego dnia byłbym ją ukatrupił i oddał na pożarcie robactwu. Ale to tylko genialny serial z lat dziewięćdziesiątych, z którego płyną o wiele większe mądrości niż te, o których napisałem...

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Ziemia jest płaska i kropka!

To udowodnione.
- Księżyc i Słońce unoszą się 600 km nad Ziemią.
- Nie ma grawitacji, jest tylko gęstość. Grawitacja to wymysł masonów!
- Gdyby Ziemia była kulą, oceany by po niej spłynęły.
- Niebo jest niebieskie, bo ponad atmosferą jest ocean.
- Samoloty nie mogą latać nad kulistą Ziemią, gdyż ona się obraca i każde lądowanie zakończyłoby się katastrofą!
- Skoro układ słoneczny podróżuje przez galaktykę, gwiazdozbiory powinny się zmieniać.
- Jeżeli Ziemia, na obszarze Europy powiedzmy, obraca się z prędkością ok. 1400 km na godzinę, to każdy podskok musiałby się wiązać z lądowaniem o kilka metrów dalej na zachód.
To oczywiste!
Ciekaw jestem jak wyliczono skoki o tyczce. Że też taki Bubka wycelował z lądowaniem. Nawet gdyby skakał z południa na północ, to i tak jego lądowanie zakończyłoby się w okolicach trybun.
To wszystko jednak pikuś przy skokach narciarskich na tzw. "mamutach" gdzie lot trwa dobrych kilka sekund...
Co tam zresztą jakieś skoki! Po jakiego kuta nam samoloty - balon by wystarczył. Unosimy się pięć metrów ponad glebę i czekamy aż spieprzająca poniżej nas Ziemia przeniesie nas na dowolną odległość.
Że też nikt na to jeszcze nie wpadł!?
Po co autostrady?
I jak tu, w mordę dolecieć na południe skoro wciąż cofało nas będzie na zachód??? Trza lecieć na południowy-wschód... czy jak?
Czuję własne zanikające zwoje mózgowe. Albert! Wstań z grobu i mi to, kurwa, wytłumacz! To co się dzieje to jakiś surrealizm!
Ale spoko!
Bo ja już wiem!
Poznałem przyczynę katastrofy smoleńskiej!
Antek!
Dawaj mi ten milion! Nie żadnej komisji!
Wprawdzie za słaby ze mnie fizyko-matematyk i nie umiem wyliczyć jak ominąć spieprzającą z prędkością 1400 km/h spod samolotowych kół brzozę, ale rozumiem skalę trudności. Żadne wybuchy, żadne parówki, winna jest gnająca na złamanie karku Ziemia.
Bliźniak takiego zadania się podjął, Macier powołał ekspertów, Sobecka pierdolnęła serią paciorków, a Tadek zebrał na wszystko fundusze z uratowanej stoczni w Gdańsku.
Złóżmy zatem, jeden na drugim, wszystkie płaściutkie móżdżki pislandczyków w tak zwaną "kupę", bo kupy chwilowo nikt jeszcze nie ruszy.
I podrzućmy ją wysoko do góry z nadzieją, że spadnie dopiero u wybrzeży San Escobar.
No i co?
Nie jest płaska?





niedziela, 9 kwietnia 2017

Tabletka "Dzień Po"

Zadałem już kiedyś to frustrujące mnie od dawna pytanie... Dlaczego lustro zmienia tylko prawą stronę z lewą, a nie robi tego z górą i dołem? Tak na mój prostacki rozum przecież powinno!
Proszę o wiarygodne wytłumaczenie mi tego fenomenu! 

Ale po kolei...

Mój nauczyciel fizyki, w liceum, był jednocześnie jego dyrektorem i niezmiernie rzadko znajdował czas na pracę u podstaw. Dostawaliśmy więc awansem oceny promujące nas do klasy wyższej. Dlatego ta gałąź nauki jest mi kompletnie obca. 
Inne gałęzie zresztą także i nie mniej. 
Najbardziej nie cierpiałem w szkole chemii. Moim krzyżem za to było poślubienie chemiczki i wspólne spłodzenie syna, który jest biotechnologiem zajmującym się czymś pomiędzy tymi naukami, na myśl o których dostaję czkawki. 
Była jeszcze matematyka... Podstawy całkowania, geometria wykreślna, różniczkowanie... Do dziś nie umiem mnożyć ani dodawać. O odejmowaniu napiszę później.
Kolejną nauką jest biologia. Moje wiadomości o niej ograniczyły się do pożyczenia czaszki plastikowego kościotrupa i nieudolnych prób narysowania jej z różnych stron. 
W sumie to najbardziej lubiłem w-f.
To przydługie wprowadzenie prowadzi mnie wprost pod prezydencki pałac. 
Już od jutra władze stolycy zamykają spory kawał miasta, nawet dla pieszych, z okazji miesiączki cysorza. Menstruacyjne gorączkowanie u mężczyzn zdarza się rzadko i dopiero teraz słusznie zostało docenione.
To chyba biologia...
W efekcie, każdego dziesiątego dnia miesiąca, u Jarka występuje tak zwana "faza złuszczania" czyli krwawienie miesiączkowe.   
Pod naporem napływającej krwi bowiem naczynia krwionośne pękają, a wynaczyniona krew odrywa martwiczo zmienione warstwy błony śluzowej. Wraz z wydzieliną gruczołów przedostaje się do jamy macicy i wypływa przez kanał szyjki oraz pochwę, na zewnątrz. 
Po czym spływa po drabince na asfalt. 
Ta nerwowość, podwyższona temperatura i ból brzucha... 
To widać! 
Zrozummy to, bo przecież gdzieś tam... wewnątrz... wyczuwa się skrywaną potrzebę czułości i zrozumienia.

Musimy zrozumieć kobiety! 
Bo Jarek jest przecież kobietą!
A te przekwitłe babsztyle w czerwonych pelerynach, dzierżące w dłoniach rozpalone knoty gromnic, rozumieją to najlepiej. Dlatego tak tłumnie walą pod prezydencki pałac. 

Nie chciałbym mieszkać w okolicach działań miesięczników. Wyjście do sklepu po pieczywo i śmietanę będzie się bowiem musiało wiązać z wynajęciem hotelowego pokoju lub targaniem namiotu, którego i tak nigdzie nie pozwolą nam rozbić.
Czy jednak aby dlatego musimy zamykać miasto?

To tylko biologia. 
Zanudzanie fizyką, matematyką i chemią odłóżmy na później. Sami dopowiedzcie sobie o przyspieszeniu działającym na ciało w swobodnym locie z drabiny i obliczcie prędkość uderzenia jarkowej pecyny o glebę. Nie trudźcie się także badaniem składu chemicznego pozostałości po nim. To woda święcona przez Rydzyka. C2H5OH ha ha ha i kupa bakterii. 
Co ma do tego tytułowa tabletka "Dzień Po"?
Może po niej uda nam się wreszcie wrócić szczęśliwie do domu. 
Po miesięcznicy...




czwartek, 6 kwietnia 2017

Bratdog milioner z Torunia



Niebywała seria cudów wlecze się za toruńskim Tadziem tak długą smugą, że nieunikniony proces  beatyfikacji będzie jedynie czczą formalnością. Jedynie wrodzona skromność owego redemptorysty powstrzymuje dotychczas zapędy szerokiej rzeszy jego wyznawców od nakazania biskupowi powołania Postulatora, który by odpowiadał za przygotowanie i przeprowadzanie takiego procesu.
W sumie to ciekawe... Istniał w historii jakiś święty, który przypadkowo jeszcze żył?
Tadek! Masz szansę!
Kurde. Teraz pomyślałem, że skala jego kontaktów może już wykraczać poza świat doczesny. Spytajcie może jakiejś swojej sąsiadki, z okna której dochodzą radiomaryjne zaklęcia i zdajcie relację na "ogólnym".
Dla mnie świętość Rydzyka jest niewątpliwa. To wszak w jego uświęconym obliczu błyska postać Mela Gibsona.
Spoko, nie opiłem się!
To właśnie boski Mel przestał doić namiętnie łyskacza tego samego dnia, w którym dowiedział się, że pierdzielnął go zaszczyt otrzymania nagrody im. Jana Kulentego wespół z ojcem Ti.

Dlaczego ksiądz kąpie się w majtkach?
- Bo nie chce patrzeć na bezrobotnych...

To głupi i nieprawdziwy dowcip. Pozycje rączych Rumunek między zakrystią, a plebanią, są niekwestionowane, a po konfesjonalnym wysłuchaniu spowiedzi typu:

- Proszę księdza, spałam z chłopakiem bez ślubu. Dziesięć razy...
- Oj piekło, córko piekło!
- Nie. Swędziało.

Linia "memory fajf" rozgotowuje się jak właśnie moje ziemniaki w krupniku, który warzę ku pokrzepieniu żołądków naszych amen.
Z przerwami na pisanie.
Zdecydowanie nie mam ochoty na opisywanie życia i szwindli tego capa Rydzyka. Za oknem marcują się jakieś zapóźnione w rozwoju koty, ktoś wyprowadził na wieczorną kupę psa, a z ulicy dochodzą wieczorne hałasy.
W ramach pracy nad wytępieniem z organizmu lewactwa, przeczytałem wspomnienia siostry Łucji... tej od objawień fatimskich.
Ja naprawdę staram się być otwarty na wszystko, ale podobnego steku bzdur nie czytałem jeszcze nigdy! Nie czytajcie tego gówna, chyba że śmigłowiec Rydzyka jest dla Was formą bratania się bogiem.
No to się strzeżcie...

 

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Oto słowo pis

Zaczyna mi już brakować słów określających wyczyny pislandii. Najlepiej określił to w CK Dezerterach kapitan Wagner mówiąc do von Nogaya:

- "Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych dostatecznie obelżywych słów, którymi można by było określić pańskie zachowanie".
Klasyk, ale i kulturalnym ludziom kiedyś puszczają nerwy, czego kapitan doświadczył chwilę później. Kreatury pokroju von Nogaya zeszły się w sektę i nazwały się pis.
No i teraz nie wiem... Mam ich zbluźnić czy wyśmiać? Może chwilowo z tym pierwszym poczekam, aż się odpowiednio nakręcę.
Jest taki czub, wabiący się chyba Bielan, który czyścił buty cysorza w jego jedynej w życiu zagranicznej podróży do Londynu. Ponoć robił tam także za tłumacza, bo kaczoland znajomością języków obcych słynie. Owóż, ów Bielan donosi, że musiał, bo Pani May nie mówi po polsku!
Ja pierdolę! Nie mówi? Gdzie się podobny fenomen jeszcze uchował? Toż każdy Angol, zasuwa Mickiewiczem lepiej od Słowackiego, a ona nawet nie mówi? I wzięli ją na premiera? Dlaczego?

Nie umiem mówić, myśleć, a tym bardziej pisać, jak pisowcy. Pozostaje mi się zatem odwołać do wypowiedzi chwilowo rządzących częścią z nas mędrców.
Wszystkie słowa poniżej są moją kompilacją ich wypowiedzi.

"Panie Marszałku, Wysoka Izbo, Ojcze Dyrektorze! Episkopat upoważnił PiS do odrzucenia projektu obywatelskiego. Proszę się nie odzywać, teraz ja mówię, pani myszko agresorko! Nie zajmujcie się miłością, tylko tym, czy ludzie mają pracę. A miłość zostawcie ludziom. W rzeczywistości jestem bardzo ładna, bardzo miła dla miłych, życzliwa, łagodna i uśmiechnięta. Kto jest przeciw, proszę podnieść rękę. Kto wstrzymał się od głosu, proszę podnieść rękę. Dziękuję. Nie widzę. To znaczy wszystko jedno, czy widzę, czy nie widzę. Dziękuję bardzo. Podaję wyniki głosowania. Jeśli nie ma dowodu, to jest bardzo poważna przesłanka, że taki dowód może istnieć…Jakie pan prawo studiuje? Takie normalne. Nie puściłem żadnego babola przez dwa lata. Panie marszałku, wysoka izbo, gdyby choć połowa informacji w mediach na mój temat była prawdziwa, już dawno z obrzydzenia dla samego siebie dokonałbym uroczystej egzekucji i samobójstwa, strzelając sobie w łeb na rynku Starego Miasta".

Uratowani! Uratowani jesteśmy! Bocian! Patrz! Bocian! Jak on żyje, to znaczy, że my też możemy. Bocian, bociuś! Za parę dni, proszę pana, to się dopiero zacznie: wywiady, autografy, wizyty w zakładach pracy… Zostawcie mnie! La la la.



niedziela, 2 kwietnia 2017

Wprowadzam zmiany w konstytucji

Zadałem sobie trud przeczytania Konstytucji 3 Maja. To samo zrobiłem z obecnie nam panującą...

No i jestem szalenie zdumiony, że Kaczyński zna Hamleta. Co z tego, że bardzo wybiórczo i tak na własne możliwości, ale zna.
A co mają do tego nasze konstytucje?
Już tłumaczę.
Któż, jak nie ów duński książę, wertując pożółkłe księgi, wypowiedział sławetne: "Słowa, słowa słowa...".
Tłumacząc na język pisowski, Hamletowi chodziło mu o to, że wszystkie księgi są do dupy, niczego nie tłumaczą i niczego w nich nie ma na temat zemsty. Wszak po co rodził się Kaczor? Aby móc jej dokonać za własne, choćby nawet i wyimaginowane, krzywdy.
I, podobnie do szekspirowskiego bohatera, zakłada maskę, dzięki której najlepiej oszuka świat swoich fobii. W najgorszym zaś wypadku będzie mógł od tego świata uciec. Jest jednak jedna, ogromna różnica...
Hamlet tylko udaje szaleńca!

No to wróciłem do konstytucji. 
Dużo pięknych słów, wspaniałych deklaracji i oczywistych obowiązków. Taka bardziej rozwinięta forma dekalogu. Oczywiste oczywistości i napuszony banał. Flagi, jedność poprzez tolerancję i Bóg dla chcących.
Nie żebym się czepiał... Jakieś podstawy obowiązują i pewnie trzeba to gdzieś zapisać, tyle że ten, który je łamie o Konstytucji wie, delikatnie mówiąc, niewiele.
W Polsce obowiązuje prawo Kalego.
Jak Kali ukraść krowę - to dobrze, jak Kalemu - źle!
Kaczorowi krowi kradli do samej emerytury i teraz jest mu źle. Mało inteligentnym współpracownikom także, a że krów ci nas dostatek...
Już im przecież Konstytucja doskwiera i chcieliby ją po swojemu ulepszyć. Nalęzy zatem do niej dopisać kilka konstytucyjnych wyjaśnień...

 1. Każdego kolejnego roku odbywa się ogólnonarodowe referendum z dwoma pytaniami:
- Czy rządzący politycy nadają się do sprawowania władzy w państwie?
- Jeżeli nie, to czy mają prawo do rządzenia w przyszłości?

2. Państwo wspomaga leczenie największych szkodników, ale wyłącznie w zamkniętych ośrodkach i tylko przez dwa tygodnie. Później niech leczy ich Bóg.

3. Obowiązuje zakaz utylizacji żmij w sukienkach. Płeć dowolna.

4. Jeśli ktoś kogoś oskarżył i rzucił nań podejrzenie o zabójstwo, zaś tego mu nie udowodnił, ten, kto go oskarżył, poniesie karę śmierci. (Kodeks Hammurabiego napisany 3500lat temu...)
Domyślcie się do czego teraz piję!

5. Nawzajem włościanie jakiejkolwiek bądź majętności od dobrowolnych umów, przyjętych nadań i z nimi złącznych powinności usuwać się inaczej nie będą mogli, tylko w takim sposobie i z takimi warunkami, jak w opisach tychże umów postanowione mieli, które, czy na wieczność, czyli do czasu przyjęte, ściśle ich obowiązywać będą. Zawarowawszy tym sposobem dziedziców przy wszelkich pożytkach od włościan im należących, a chcąc jak najskuteczniej zachęcić pomnożenie ludności krajowej, ogłaszamy wolność zupełną dla wszystkich ludzi, tak nowo przybywających, jak i tych, którzy by, pierwej z kraju oddaliwszy się, teraz do ojczyzny powrócić chcieli, tak dalece, iż każdy człowiek do państw Rzeczypospolitej nowo z którejkolwiek strony przybyły lub powracający, jak tylko stanie nogą na ziemi Polskiej, wolnym jest zupełnie użyć przemysłu swojego, jak i gdzie chce, wolny jest czynić umowy na osiadłość, robociznę lub czynsze, jak i dopóki się umówi, wolny jest osiadać w mieście lub na wsiach, wolny jest mieszkać w Polsce lub do kraju, do którego zechce, powrócić, uczyniwszy zadosyć obowiązkom, które dobrowolnie na siebie przyjął. (Konstytucja 3 Maja).

Ja wiem, że moje wpisy "na poważnie" nie cieszą się taką popularnością jak te, w których drwię ze wszystkiego. Mam nadzieję, że z tym będzie inaczej.