sobota, 29 lipca 2017

Wakacyjny wpis... Chyba mamy wakacje?

Znów przysparzam sobie wrogów...
Mamy jednak lato i może część z osób, potencjalnie będących chcieć mnie za ten wpis zaciukać, zwiedza sobie teraz Palermo lub Dolinę Pięciu Stawów i go nie przeczytają.
Co mi tam! I tak się nie boję.
Zdarza mi się nie jeździć autem. Rzadkie to przypadki, ale tak bywa. Mijam wówczas na chodnikach wielu ludzi. Znacie to? Może i ze mną kiedyś się minęliście?
Całkiem pokaźna grupa moich "mijaczy", w trakcie podróży trotuarami, z dziką rozkoszą popija tzw. "energetyki". Prym wiodą spasieni gimnazjaliści z litrową butlą jakichś szczyn z Biedronki za dwa zyle, które są dla nich zamiennikiem WF-u... Ponoć spalają kalorie...
Już sam pomysł chudnięcia poprzez jedzenie jest chyba największym kretynizmem w historii ludzkości.
Na szczęście mam to głęboko w dupie kto i czym się szprycuje dla lepszego samopoczucia, ale do licha...
Nie otwierajcie owych butli wprost na ulicy! Stańcie w jakieś bramie, najlepiej w przeciągu, i wybąblujcie to paskudztwo. Ku chwale Chińczyków!
Znów powinienem się wytłumaczyć...
Każdy "energetyk" nasączony jest tauryną... takimś czymś występującym w byczych wątrobach, spermie i ich moczu. Wprawdzie liczący się na rynku producenci energetycznych szczyn przekonują wszystkich, że ich tauryna jest produktem syntetycznym, ale po jaką cholerę męczyć laboratoria  wielką produkcją skoro chińskie byki mają wręcz nieograniczone możliwości produkcji własnej spermy; że o urynie nie wspomnę.
No to co pijecie? Może nawet w tej chwili? Mniam, mniam! Landrynek w wiadrze wody z byczą spermą dla smaku. Osiemnaście dziewięćdziesiąt w promocji za czteropak! Tylko do czwartego sierpnia!  
To chyba Red Bull tak mocno promuje zdrowy tryb życia...

I jak ja mogę, w tej chwili, nie dopieprzyć się do pisu?
No nie mogę! 
Ta pseudo-chińska grupa komunistycznych oszołomów przekazuje popierającym ich idiotom podobny przekaz.
- My teraz zrobimy sobie dobrze, rozcieńczymy efekt w obślinionej ziobrze, dodamy plwociny... i inne wydzieliny... pani profesor, cysorza, kilka włosków z bujnej czupryny Legutki i dzióbek Płaszczaka. Do tego koncentrat z Macierewicza. I duuuuuużo cukru z cukrowni w Straszydłowie. Firma "Rydzyk i Krzak" zapewnia nieustające dostawy.
Rydzyk Cola!
Heja!
I do przodu!
Jakieś veto?
Nie widzę!



Przed kupieniem kolejnego litra byczych szczyn proponuję dokładnie przeanalizować załączoną fotkę.
Smacznego!
Do tego pasuje hod dog. Dick Hot Dog. Tak po amerykańsku! A co!

czwartek, 27 lipca 2017

Biskup Pieronek na prezydenta!

Żonusia podrzuciła mi nowe powiedzonko: "Pierdolisz jak czerwony pasek na TVP Info". Zapewne jest w tym sporo ziaren prawdy, bo nie oglądam tego programu od lat. Czego zresztą można spodziewać się po tych, przywleczonych z Torunia, bezmózgach? Są jak stada gołębi, które wykluły się wyłącznie po to, aby jeść, latać i srać; darmowe latanie zapewniła im już telewizja, na michę też w niej zarobią, zatem... ich jedynym zajęciem zostało wszystko obsrywać. To specjaliści najwyższych lotów... (nomen omen).
Coś mi się ostatnio nie bardzo chce pisać. Jestem totalnie zbrzydzony wiecznie (ponoć) rosnącym poparciem dla pisu, nieustannymi kłótniami ich oponentów... ich bezsilnością. Coraz bardziej chaotyczny proces poszukiwania lidera, który umiałby wszystko połączyć w jakąś rozsądną całość i stworzyć jednolitą opozycję z dobrym programem - się nie uda. Po co więc na siłę ich szukać? Liderzy wyłaniają się sami.
Weźmy przykład z historii...
Gdyby tak Pani Pihowicz, Borys Budka i może jeszcze Frasyniuk, stworzyli jakiś triumwirat, to może... Śmiem jednak wątpić.To zawsze będzie przecież tylko łatanie dziur w podartych portach bez przyszłości.
Wyjeżdżając na wakacje na Wyspy Brytyjskie, wziąłem swoje ulubione spodnie. Nie były już nowe, ale jeszcze żyły. Były przewiewne i dobrze uszyte. Wyglądały tak:

 
Nie, żebym zaraz chwalił się swoim jędrnym tyłkiem, lubiłem je, bo były podobne do spodni, które nosił Hannibal Lecter w ostatniej scenie "Milczenia Owiec".
Zaczęły się jednak dramatycznie przecierać w okolicach kolan i było wiadomo, że nie dożyją do końca naszych wakacji. Postanowiłem więc im urządzić godny pogrzeb. Porwałem je na strzępy i pstryknąłem zdjęcie nieboszczyka w trumnie z dopiskiem, że oto kupiłem najnowszą kreację Armaniego za jedyne 149, 99 funciaków, wraz z paskiem, i puściłem do netu.

 
I w tym momencie zaczyna się przydługie motto mojego dzisiejszego wpisu.
Ktoś mi napisał, że mam nierówno pod sufitem, bo u niego można kupić podobne, ale w o wiele lepszym stanie za dychę, inny, że jestem zwyczajnie pojebany. Na szczęście moje fejsbukowe koleżanki zrozumiały dowcip. Najbardziej zaś zaintrygowała je wystająca z rozporka końcówka paska. Nie będę tego komentował, ale pasek został mile połechtany...

I tak to właśnie jest z naszą dzisiejszą polityką. Schodzone do cna indywidua robią wszystko, aby nawet we własnej trumnie pokazać się z jak najlepszej strony. I podobnie do zespołów grających progresywnego rocka, którzy także nie umieją nigdy zakończyć własnych kawałków i chcą je grać w nieskończoność, tak liderzy opozycji wolą pstrykać sobie zdjęcia nawet w trumnach byleby tylko nie wypaść z obiegu.
Potrzeba nam świeżej krwi. Potrzeba nam miliona parasolek skondensowanych pod jedną parasolką. Taką z kompletnie nieznanej firmy, o nieznanym nazwisku, która umiałaby porwać tłumy zagubionych i zdołowanych wciąż ludzi.

Był kiedyś, w byłej Jugosławii, Josif "Broz" Tito, który miał szczęście urodzić się w na tyle neutralnym miejscu, że nikt nie mógł mieć do niego żadnych pretensji. I to on został przywódcą. Dopiero kiedy go zabrakło Bałkany ogarnęła fala pobratymczej wojny. Pora znaleźć kogoś podobnego i u nas, bo zalewająca nas fala nienawiści niczego dobrego nie wróży.

Miałem niedawno wielką przyjemność wysłuchania rozmowy z biskupem Pieronkiem. To bardzo mądry i przyzwoity człowiek!
Może on?
Ponoć 98 procent naszego społeczeństwa to chrześcijanie...
A jeśli już, i za wszelką cenę, chcemy doprowadzić do wojny domowej, to zostaje tylko ojciec Tadeusz. I niech pojmie za żonę panią Ogórek. Pierwszą ładną kobietę, której nie chciałbym nawet zgwałcić!

niedziela, 23 lipca 2017

Od kilku dni trwa nieustanny protest niemal w całym kraju. I bardzo dobrze! Nie wolno dawać się oszukiwać, dwa lata to aż nadto. Pis musi odejść i kropka. Razem z prezydenciuniem. Nie wierzcie tej marionetce. Jego veta to ściema dla głupoli. Zakładam się o milion baksów, że każdy jego ruch jest najpierw sto razy konsultowany z wariatem. To mafia! Rządzi jeden - reszta to pistolety wodza.

Pojechaliśmy sobie na weekend.  W końcu jest lato i można się czasem opić w dobrym towarzystwie. Ja tam się opiłem. Nie piszę dla dzieci więc wolno mi chyba się przyznać... Syndrom dnia poprzedniego poczułem rano. Tak to bywa kiedy kac wyprzedzi klina, ale świadomość powrotu autem do domu cholernie skutecznie powstrzymuje, w miarę odpowiedzialnego kierowcę, od wyskokowych napojów.
Po co to piszę?
Ta pisowska swołocz nawaliła się bowiem w ostatni wieczór wyborczy i do dziś pieprzy jak ja po wczorajszej gorzale. No tak, ale im wolno, ich wożą kierowcy, i każdy ich odlot nie wiąże się z ryzykiem utraty prawa jazdy i spędzenia nocy "na dołku".
Ale ponieważ nasza policja zachowuje się jak osrany przebiśnieg, któremu brak mocy, aby samodzielnie przez to gówno się przebić - to właśnie nam przypadła rola zaaplikowania lodowatego prysznica na gołe dupy tych pijaków.

Nie lubię słowa suweren. Dla mnie ono niewiele oznacza i jest dziś wręcz obrzydliwie nadużywane. Suwerenami są królowie, pretendenci do tronów; suwerenem jest papież... Jest nim także ponoć i naród rządzący się w systemie demokratycznym. Różnica między nimi jest jednak ogromna. Jak król coś powie to wszyscy słuchają. A jak powie coś naród, to na ulice wychodzi policja i daje suwerenowi łomot. Nie nadużywajmy więc słów, które mają taką samą szansę na przebicie się jak ów przebiśnieg w niedźwiedzim gównie. Pewnie większość się w tej chwili na mnie poobrażała, ale nam dziś nie potrzeba wielkich słów bez znaczenia.
W oczach pisowców nie jesteśmy żadnym suwerenem. Są nim oni. Zapijaczone typy, które nie mają odwagi wytrzeźwieć i będą chlać do śmierci. Zostawmy więc słowa, uchwyćmy mocno w dłonie wodne armatki i zróbmy im najzimniejszy w historii prysznic; na gołe dupy. Później to już tylko kaftany bezpieczeństwa.
A my wreszcie na spokojny weekend.


Chyba, że wolicie się jeszcze poślizgać na tyłkach...

środa, 19 lipca 2017

Dość już pana, panie Kaczyński!

Nie chcę...
Nie!
Mam po dziurki od nosa pana facjaty. Pana starokawalerskich fobii, pana w ogóle!
Dotychczas tylko się z tego wyśmiewałem, ale dziś czara się przelała. Wywołujesz pan we mnie wstręt nieporównywalny z żadnym innym. Wymiotuję na pana widok. Pana małość wyzwala we mnie najgorsze instynkty, o których nigdy siebie nie podejrzewałem. Chcę na pana napluć. Niczego więcej nie jest pan wart! Nienawidzi pan świata, nienawidzi siebie, nienawidzi wszystkich. Jesteś pan życiowym nieudacznikiem popieranym przez grupę podobnych do pana zgorzkniałych profanów rzeczywistości. Dlatego właśnie, w przeciwieństwie do większości, nie interesuje się pan przyszłością.
Nie widzi pan w niej żadnych perspektyw.
Nie spłodził pan żadnych potomków, a pański ród wymrze wraz z panem. Na wieczność. Pewnie dlatego próbuje pan go dziś bronić kretyńskimi pomnikami. To kolejny przykład pańskiej głupoty. Pomniki bowiem to tylko złom! Wielu ludzi, większych od pana, znikło z historii bez śladu. Gardzę panem, panie Kaczyński! Gardzi panem większość Polaków. Pozostaje kwestią czasu jak długo pozostanie pan liderem ciemnoty. Oby jak najkrócej.
To chyba najkrótszy wpis w historii mojego bloga, ale uważam, że jest on i tak zbyt długi.
Strzel se pan w łeb. Może wówczas przejdzie pan do jakiejś historii... Stary i zużyty człowieczku bez przyszłości.
Czekam z utęsknieniem.

Dość już pana, panie Kaczyński!

niedziela, 16 lipca 2017

Żmija

Mam oczywiście na myśli tego wiecznie strzelającego jadem babsztyla o nazwisku Pawłowiczówna, pierwszej ideolożce pisu. Jej internetowe wpisy są aż nadto dobitnym przykładem na to, z jaką hojnością, naiwna komuna, rozdawała naukowe tytuły przygłupom. Być może z myślą, że podobne tłuki w przyszłości nie bardzo będą mieć jak i czym komuchom zagrozić. Ale na firmamencie ciemnoty pojawił się Jarosław Micron. Człowieczek wyznający całą biblię, której nie napisał towarzysz Stalin i Pawłowiczówna przeszła do ofensywy. Nie winię jej za to. W końcu każdy idiota pragnie znaleźć jeszcze większego, którego mógłby oklaskiwać. Drogi tych dwojga troglodytów zeszły się w roku 1989 przy... okrągłym stole.
Gwałtownie przemijająca uroda panny P. od tamtej pory idzie w parze z dramatycznym zanikiem jej komórek mózgowych. Rok 2007 był przełomem. To właśnie wówczas oba walory zanikły całkiem. I  żmii zostały tylko jadowe zęby. Rzecz w tym, że i one pozbawione są toksyn. Bo i po co skunksicy jad? Wystarczająco cuchnie i odstręcza wyglądem.
Oj... dobrali się w tym pisie jak w korcu maku. Bo za komuny to były tylko pojeby, a za Hitlera sami sadyści. W czasach bliskich Jezusowi, na szczytach rzymskiej władzy, ucztowali wyłącznie biseksualiści i bodaj "Boski August" miał ksywę: "mąż wszystkich żon i żona wszystkich mężów". O tysiącu lat średniowiecza nie da się także wiele dobrego powiedzieć, a później byli przecież jeszcze Napoleon i Czajkowski.
No to doczekaliśmy się i u nas łabędziego jeziora. Takiego na nasze możliwości; z Pawłowiczówną w roli Goeringa. Hitlera gra Kaczyński, Macierewicz to Werner von Blomberg, a Ziobro - wymalowany Franz Gurtner.
Rząd marionetek pod przywództwem Belzebuba. To wielka nowość w historii świata i tylko przywódcy piekieł taka sztuczka mogła się udać.
Odechciało mi się pisać. 
Siemanko


sobota, 15 lipca 2017

Stać Was na sobotni luzik?

Zastanawiam się... Jest sobota wieczór, jest dziwnie cicho i spokojnie, a ja zjadłem przepyszną kolację...
Ku uciesze wegetarian dodam, że żadne zwierzątko nie poniosło przy naszej kolacji żadnego uszczerbku na zdrowiu i życiu, więc po co mam się denerwować tymi pieprzonymi fajfusami z gównianego pisuaru? 
Pomidorki z serem Ricotto, bazylią, czosnkiem, oliwą i oliwkami, na grzance, łagodnie drażnią mi wątrobę. Moja śledziona rozmarzyła się jakoś, nerki odpoczywają, a grasica nareszcie doszła do wniosku, że może ponownie zacząć bezkarnie produkować tymozynę, że o tymostymulinie nie wspomnę. Dlaczego więc miałbym się właśnie teraz zaczynać denerwować jakimiś imbecylami z podgatunku kaczej dupy?
W lodówce czekają jeszcze zgrabnie pokrojone kawałki arbuza, na którego chwilowo nie mam już miejsca. Na wszelki wypadek także i piwo. Jest prawie sielankowo i chyba zaraz zdejmę spodnie, bo nic tak nie cieszy zadowolonego organizmu, jak ich brak. Zapewne i Wy teraz czujecie taką potrzebę. Ściągajcie zatem portki i nałóżcie na talerz kolejną porcję grillowanego karczku, słuszną łychę  musztardy; albo wgryźcie się w kaszankę. Oczywiście bez pominięcia zmrożonej lufy w plastikowym kubku. Bo życie nie składa się wyłącznie z masochizmu. 
Zidiociały kaczor do jutra nie zdechnie!
Czy Wy naprawdę myślicie, że jakiś fiut z pisu myśli teraz o kimkolwiek z Was? 
Zaręczam, że oni wszyscy mają Was teraz głęboko w dupie. Chlają za Wasze pieniądze wszystko to, co chla się właśnie na Karaibach. Z uśmiechem kostuchy... 
Na swoich kłamliwych gębach!
Najedzcie się więc dziś na tyle, aby jutro rano mieć siłę wstać, wsiąść w pociągi do Warszawy i pojechać rozpieprzyć to tałatajstwo raz na zawsze.
Ja się dziś chyba trochę za bardzo najadłem, a poza tym - nie lubię Warszawy. Kiedyś jednak przyjadę, ale na głodnego.



Bo polityką zajmują się wyłącznie głodni.
Smacznego!


czwartek, 13 lipca 2017

Dziś będę wszystkich wkur...ł

Nasze państwo jest od wczoraj komunistycznym syfem. Przeżyłem całą swoją młodość w podobnym syfie i wierzcie mi... doskonale wiem o czym piszę.
Jeszcze dziś wykręca mi kichy widok wściekłych przygłupów szumnie nazywających się rządem.
No i stare wróciło. Wpełzło właściwie. Kolejna grupa prymitywów ubzdurała sobie, że jest ważniejsza od reszty świata i prędzej doprowadzi do wojny niż przyzna się jakiegokolwiek błędu. Wzorzec bezmyślnie i bezskutecznie powielany od tysiącleci... świadczący jedynie o tym, że ludzka głupota, w połączeniu z pazernością i przerośniętym ego, zawsze prowadzi ku przepaści.

Jakież to symptomatyczne, że największy odsetek popierających dzisiejszy reżim, to ludzie wychowani na przemówieniach Gomułki i Gierka, wychowani w duchu:
- Bo mnie się należy, a stonkę zrzucili Amerykanie!
Zero własnego zdania, zero myślenia... Zero bezwzględne.

A może się mylę? To przecież możliwe.
Wyobraźmy więc sobie, co może się stać za lat dziesięć...

Od połowy 2017 roku nie działają w kraju sądy inne niż kapturowe. Wielki reformator praw i królewski minister (tfu!), Ziobro, cokolwiek już wyliniały, ale zawsze tak samo uśliniony, z wagą w ręku i zawiązanymi oczami, wciąż sprawuje posługę Wielkiego Inkwizytora. Wyroki są wyłącznie sprawiedliwe.
- Proszę wysokiego sądu! - mówi obrońca - Kowalski wyszedł do sklepu tylko po masło.
- Ale kupił też chleb!
- Jednak napisał wcześniej do ministerstwa z odpowiednią prośbą...
- Ale tylko w jedenastu egzemplarzach. Guilty!
- Bóg tak chciał.
  
Dwusetna miesięcznica...
To samo miejsce, ta sama drabinka, ten sam buc.
- Powoli dochodzimy do prawdy! Bo prawda musi ujrzeć światło dzienne! I my to robimy! Już niedługo! I żaden Kowalski kupujący masło i chleb w tym nam nie przeszkodzi!

Poseł Suski na komisji śledczej w sprawie Kowalskiego:
- Postuluję, aby masło i chleb nie były w całym kraju, a tylko w sklepach! Specjalnie się przejęzyczyłem. Tylko w sklepach spożywczych!

Macierewicz...
To Kowalski nasmarował brzozę masłem, a okruchami wysypał miejsce katastrofy. Nie wiem po co, ale kolejna komisja to wyjaśni.

Ta od edukacji. Nie znam jej nazwiska...
- To prawda! Młody Kowalski przyniósł kromkę chleba z masłem dla swojego katechety, ale mamy ich w każdej szkole przecież dwudziestu!

Na szczęście Pawłowicz nie żyje. Zmarła z przeżarcia. Zgadnijcie czym?

To nasza przyszłość w barwach narodowych. I albo się opanujemy, albo...

Przeczytajcie to raz jeszcze. A potem jeszcze raz... i jeszcze.
Aż do skutku.
I czyja to wina? Nie, nie Tuska! Tym razem to Kopernik.


wtorek, 11 lipca 2017

Policja czyli różowe stringi

Zabrali mnie do wojska chyba dwa lata po stanie wojennym. Wstrętny Jaruzelski zniósł go za wcześnie i nie załapałem się na zimowe wieczory przy koksowniku z gitarą. Pewnie dlatego założyliśmy własny zespół muzyczny, który umilał niemal każdą imprezę dla trepów w mieście. Ilości wypitej wówczas wódki zadziwiają mnie do dziś. I wszytko za friko. Tak było w każdy weekend, bo w tygodniu zajmowałem się niezwykle ważnymi sprawami. Malowałem obrazy. Nie mam bladego pojęcia ile moich "dzieł" poniewiera się do dziś za różnymi szafami lub po komórkach. Mam nadzieję, że kilka wisi także na ścianach. Byłoby mi miło, bo zawsze wkładam całe serce w prace, które przynoszą mi satysfakcję. Jakież to bowiem przyjemne robić to co się lubi i na dodatek czerpać z tego profity.
Zakładam więc, że ogromna większość wstępujących do policji kocha swoją pracę, a ludziom w mundurach bardziej niż innym, zależy na tym, aby chronić prawo i obywateli. Jest w tym wszak pewien szkopuł. Konieczność wykonywania rozkazów. Trudno wyobrazić sobie komendanta mówiącego tak:
- Krzysiu ty mój kochany podwładny! Weź Kaśkę, Piotrusia i zejdźcie łaskawie do samochodziku, którym pojedziecie do pareczku, by zakuć w kajdaneczki niedobrą menściznę łamiącą ławeczki. Niech bóg was prowadzi.
Powie raczej tak:
- Spierdalać do parku po tego chuja. Wypad!
Takie prawa rządzą mundurowymi i nie ma się na co obrażać. Liczy się operatywność..., chyba że Krzysiu maluje obraz dla komendanta, gra mu na gitarze nocne serenady i chodzi w różowych stringach.
Jednak każdy rasowy komendant, tym bardziej na służbie, musi odłożyć swoje nocne zmazy o pałeczkach i kajdaneczkach na rzecz skuteczności. Jest od tego jak dupa od srania. I nie jego zadaniem jest klękać na mszach w jasnogórskim anturażu całując rydzykową racicę. Nawet jeżeli to lubi...
Każdy dzień kończy się wieczorem i, do ciężkiej cholery, nie może tak być, aby potrzeba awansu determinowała zachowania ludzi mających dbać o bezpieczeństwo narodu.
A co obserwujemy dzisiaj?
Uginające się pod ciężarem mundurowych kościelne podłogi i rozmodlone głupie pyski z "naszym prezydentem" na czele.
Kto u nas czym rządzi i do czego to zmierza? Duda to fajdłapa, Szydło jest mało inteligentną marionetką...
O reszcie nawet nie chce mi się mówić...
Jeszcze niedawno miałem nadzieję, że choć policja i wojsko będzie umiała wyjść z tego burdelu z twarzą. Zawiodłem się srodze. Wasze różowe stringi przebijają przez mundury i zaczynacie wszyscy wyglądać jak na paradzie gejów. Różnica jest jedna. Oni to robią dla zabawy.
A wy dlaczego?


Dwadzieścia pięć groszy

Jakie to szczęście, że nie mam na imię Jarek i nie jestem bezdzietnym kawalerem na emeryturze. Jak to miło, że większość mężczyzn jest od niego wyższych i przystojniejszych. I jaka to radość obserwowania gwałtownego usychania drzewa genealogicznego rodu Kaczyńskich!
Pomyślcie o tym w taki sposób...
Już nigdy żaden potomek potomków Piastów nie będzie obrzydzał Waszego życia swoją facjatą z żadnej drabinki.
Mało tego!
Jakie to pocieszające, że spory odsetek wymierającej pislandii nie zhańbiło się przekazaniem własnych, a jakże wspaniałych genów następnym pokoleniom więc szansa spotkania na ulicy siódemki córek panny Pawłowiczówny zgasła. Lorelay Mazurek nie próbuje walczyć z jakże widocznymi na jej twarzy oznakami menopauzy. Stary kawaler Błaszczak epatuje wyłącznie swoim idiotycznym dzióbkiem. Widać tylko on mu może stawać. A taki Adaś Bielan...
Historia pis, to historia ludzi pokrzywdzonych przez życie, nieudolnych w kontaktach tete-a-tete i próbujących znaleźć dla nich zamiennik.
Co z tego wychodzi?
Muliste dno ziejącego smrodem bagna.
Otworzyłem wieczorem zimnego Redd'sa, wypiłem go duszkiem i włączyłem miesięcznicowego spicza z drabinki. Zagryzłem zęby i wysłuchałem w całości...
...ta płyta zacięła się osiemdziesiąt miesięcy temu i dotychczas nie znalazł się żaden DiDżej mający  ochotę ją (nomen omen) popchnąć...
To widać, słychać i czuć.
Ale to dobrze.
Wyobraźmy sobie bowiem, że Jarosław I Wielki zakochał się w życiorysie Augusta II Mocnego i spłodził, podobnie do Gucia, trzy setki nieślubnych dzieci. Ile to trzeba by wydać na pomniki największego fiuta Rzplitej!
Sex Shopy straciłyby rację bytu, a na każdym rogu każdej ulicy widzielibyśmy purpurowe twarze napalonych emerytek oddających hołd swojemu zbawcy.

Dwadzieścia pięć groszy zdrożeje nam niebawem paliwo. Jak zapewnia nasz "rząd", podwyżka w żaden sposób nie przełoży się na jego cenę. Oby...
Odnoszę jednak wrażenie, że dwadzieścia pięć groszy razy dwadzieścia trzy miliardy litrów sprzedawanego corocznie paliwa w Polsce zabezpieczy na jakiś czas popyt na alkohol dla pieprzących się właśnie teraz żuli popierających pis.
Od pewnego czasu prześladują mnie w snach obrazy tysięcy kaczoropodobnych sześciolatków mądrzących się na drabinkach.
I choć wiem, że to tylko sny - zaczynam się bać... A nuż okaże się, że Kaczyński pochodzi z dynastii Sasów i jeszcze może!...
A tak na koniec i całkowicie z innej beczki...

Jeśli pogrillowaliście w weekend i nałoiliście się browarami - to szacun. Jeżeli zaś wasze wątroby wzdychają do buraczanych kiełków i ugotowanej na parze cukini - serdeczne kondolencje.
Życie jest zbyt piękne, aby obrzydzać je sobie potrawami wymyślonymi przez szaleńców dla tych niedopieszczonych warstw społeczeństwa, które próbują wmówić innym, że kotlet z marchewki jest smaczny, a zblenderowana pietruszka z selerem oczyszcza mój organizm z toksyn.


Właściwie to nawet mają trochę racji, bo torsje po takim napitku oczyszczą mnie do trzeciego pokolenia wstecz i na dwa do przodu.
I po co? Mamy wszak Jarka - ksywa Lizol, który oczyści wszystkich ze wszystkiego.
Kolorowych snów.


Czy oni są w ciąży?

sobota, 8 lipca 2017

Niejadalny rydzyk

Ponieważ kompletnie nie interesuje mnie wizyta Trumpa ani opinie na jej temat, nie mam zamiaru napinać się na żaden komentarz. Ten milion znawców globalnej polityki, od prawa do lewa, w zupełności wystarczy. Mój głos jest więc zbędny.
Nie wiem także co wyczynia nasza prawica i jak bardzo prosi się o dziesięć lat pierdla za swoje dobre zmiany. Osobiście wolałbym wpuścić ich wszystkich na gęsto usiane pole minowe gdzieś pod... białoruską granicą. Komu się uda przeleźć - będzie u swoich. Stamtąd już tylko krok do Korei Północnej i ich mistrzów... ding dongów, czy jak oni się tam wabią.  

Opowiem dziś bajkę.

W czasach, w których Toruń nawet nie przypuszczał, że na świecie pojawić się może ojciec Rydzyk, a Wisła zachęcała podróżnych do kierowania się w opisywany rejon ze względu na łatwy do przebycia bróg, na ulicy Kopernika urodził się jeden Mikołaj. Po latach nudnej nauki został  prawnikiem, lekarzem, matematykiem, chemikiem, ekonomistą, wojskowym strategiem i wynalazcą chleba z masłem...
W wolnych chwilach tłumaczył wiersze z greckiego na łacinę.
Chyba rozumiecie dlaczego, dzięki takim ludziom, ów okres nazywamy Odrodzeniem... Smarując na jutrzejsze śniadanie chleb jakimś smarowidłem z Biedronki pomyślcie jak bylibyście durni gdyby nie Kopernik.
Zapewne wówczas przeczuł przyszłe najazdy ciemnoty na Toruń i Mikuś do Torunia więcej nie wrócił.
Zakotwiczył nad Zalewem Wiślanym, we Fromborku, opodal ruskiej granicy, i zajął się tym, co prawdziwe tygrysy lubią najbardziej.
Wlazł z krzesłem na dach, otworzył flaszkę i zaczął bezmyślnie gapić się w niebo.

Tymczasem w torunianie zamartwiali się, że ich miasto nie ma jeszcze nazwy. Z pomocą przyszli im nieudolni budowniczowie, którzy po pijaku wzięli się za budowanie. I wyszła im krzywa wieża.
Nawet Wisła się wtedy wkurwiła i zalała swoimi wodami brakorobów wraz z ich brakoróbstwem. 
Krzywa wieża zaś, nie mogąc wytrzymać uderzeń fal, pełna strachu wrzasnęła do rzeki:
- Wisło, Wisło, nie podpływaj tak blisko, bo ja runę!
A rzeka odpowiedziała:
- To ruń! 

Prawda, że lubimy bajki?

Niesiony echem krzyk Wisły dotarł do mniej inteligentniej części mieszkańców miasta bez nazwy... Nazmyślałem co niemiara, ale w bajkach wszak wyłącznie chodzi o morał. Będzie i on.

Nawalony niemieckim sikaczem Kopernik, lukając na nocny nieboskłon zobaczył, że coś mu się przesuwa, płynie i jeździ przed oczami. Siadł więc i napisał powieść: "O obrotach sfer niebieskich".  
Nie było to dzieło rangi "Kodu da Vinci" i słusznie trafiło na listę ksiąg zakazanych na lat przeszło dwieście. To także ono doprowadziło pewnego euro entuzjastę, o imieniu Galileusz, do jakże słusznej izolacji do końca życia.
"To ruń" trwa nienaruszony dzięki najsławniejszemu torunianinowi w historii, ojcu Tadeuszowi... I jego wizjom powrotu do odrodzenia średniowiecza. Trzymajmy ten kierunek z naiwną myślą, że kiedyś nareszcie nadejdzie prawdziwe odrodzenie.

Niewiele dziś napisałem o "ojcu" Rydzyku, mimo że to właśnie on miał być tematem przewodnim mojego wpisu, ale niewiele wiem o fiucie. Fiucie, który tak bardzo zohydził mi przepiękny Toruń, który zawsze był, po mojej ukochanej Łodzi, drugim miastem, w którym chciałbym zamieszkać.

Torunianie!
Wywalcie wreszcie tę gnidę ze swojego miasta, bo Wisła jeszcze nie powiedziała swojego ostatniego słowa...



wtorek, 4 lipca 2017

Dyplomacja czyli pani premier tańczy

Tuż po wyjeździe Trumpa zostanie ogłoszony gigantyczny sukces polskiej dyplomacji. Zapewne pislandia nie omieszka dodać, że prezydent USA specjalnie nauczył się naszego języka, bo móc podyskutować z Jarosławem Micronem o biznesie i najnowszych trendach w budownictwie jednorodzinnym. Będzie gites.

A co napisze Trump na Twitterze?
- Wróciłem z Rumunii. Wiało!

W zasadzie mógłby być to koniec mojego wpisu, ale nie poddam się tak szybko. 
Na dyplomacji znam się jak grubas z Detroit na robieniu dobrych samochodów. Jestem jednostką prostą jak metr bambusa i bardzo średnio udaje mi się wymuszona kurtuazja, bo zawsze kiedyś wylezie ze mnie prostak i cham. 
Ale nigdy idiota. 
Bo idiotów wyczułbym nawet przez pancerz Iron Mena, a na organicznie przaśną głupotę, wicie - rozumicie... taki intelektualny rustykalizm i wyfruwającą z butów słomę, mam wręcz śmiertelną alergię.
Gdyby chcieć zobrazować to zdjęciem, wyglądałoby ono jakoś tak: 


 Albo tak...


Zauważyliście? 
Nasza Pani Premier Kochana zawsze lezie za swoim mężem - myśliwym. Gdyby jeszcze włożyć w  premierowskie rączęta zakupy z Biedronki i plecak z granatami, to co by nam wyszło? 


Cygańska kontrabanda z czasów okupacji...

Gdybyśmy mieszkali w państwie wielkości Chin bądź Kanady, jako pierwszy postulowałbym podzielenie kraju na dwie części. Jedną zawiadowałaby dobra zmiana, a drugą lewaki. Po jaką cholerę mamy się wspólnie męczyć? Rozbieżności zrobiły się zbyt duże. Jak niedawno w byłej  Jugosławii. Chyba nie muszę przypominać do czego one doprowadziły...
Sęk w tym, że cysorz, i jego przydupasy, nie dadzą sobie odebrać nawet sri fingers ze swojego bodrera. I dlatego normalnym ludziom pozostaje stąd zwiewać dokądkolwiek. Jak w dowcipie o dwóch dziadkach rozmawiających na cmentarzu:

- Ile masz lat?
- 84 a ty?
- 95...
To tobie nie opłaca się już wracać do domu!

Jakoś tak właśnie, powoli, zaczynam się czuć...

sobota, 1 lipca 2017

Najbogatsze państwo świata


To oczywiście Watykan.
Zwiedzałem go dwukrotnie i pojadę tam kiedyś raz jeszcze. Z pewnością. Ale tylko z dwóch powodów...
Pierwsza to oczywiście Pieta Michała Anioła, a druga to... freski w Kaplicy Sykstyńskiej Michała Anioła...
Jest też kilka pomniejszych powodów, aby tam pojechać, ale o nich może później. 

Mozolne poznawanie historii ludzkości opiera się na badaniach osiągnięć naszych przodków; a to co napisali lub wymyślili, a to co zbudowali, a to co tam kiedyś wyhodowali i zjedli. Można też czasem przebadać jakąś mumię. Najlepiej egipską, bo późniejsza nauka na kilka tysięcy lat zapodziała szlachetną skądinąd umiejętność szacunku do cielesności. Było wszak o wiele łatwiej pobajdurzyć o potępionych duszach, diabłach i niebie dla nielicznych wybranych wprowadzając, bardzo zresztą wymierny w skutkach, strach przed próbami ich kontestowania.
Każda nieładna kobieta robi się giętka po usłyszeniu kłamstwa o jej urodzie. Każdemu idiocie wyrastają skrzydełka na wieść, że jest mądry.
Kościół połączył pochlebstwa ze strachem, dobudował niezrozumiałą filozofię i odpowiedni system "opieki" nad niepokornymi, by móc się rozwijać.
A co w zamian oferuje?
- Zgrzeszyłam ojcze... - tłumaczy się osiemdziesięciolatka (jakby jeszcze miała możliwość w jakikolwiek sposób zgrzeszyć...), wypasionemu trzydziestolatkowi w sutannie, przez kratkę. - Śniło mi się, że jadłam truskawki, Takie słodkie, ło Jezu! A mój stary wrócił do domu trzeźwy! To grzech?
- Grzech córko! Ale jeżeli pożegnasz się na pół roku z emeryturą to wiedz, że Bóg cię kocha!
- Jak i tak prawie już nie jem.
- I słusznie!

Bo wikariusz jest w stu procentach zależny od proboszcza, który niepodzielnie włada parafią. Taki Watykaniczek. Na ich możliwości. Całkowicie bez kontroli, pozapaństwowy. Bo parafia to enklawa i raj podatkowy. Ciemna strona Księżyca.
Co innego Diecezja...
To mały Watykanik. Tam już mają głęboko w dupie mokre sny emerytek o truskawkach. Tam liczą się pola truskawek, najlepsze parcele w miasteczku i zasługi miejscowych notabli dla Ciemnej Strony Księżyca.
Wkraczamy teraz w obszar idiotycznie nazywany polityką. Nadjeżdżają zastępy biskupów w audi A6. Sorki... w karocach. Gnijący tłuszcz w nieklimatyzowanych karocach leje się strumieniami, a truskawkowe zmazy osiemdziesięciolatek nabierają realnych kształtów. Dupska biskupów nie mają wszak miękko. Pod każdą z nich ukrywa się bowiem skrzynia na diecezjalne srebrniki zebrane wcześniej po parafiach. I nie są to wcale truskawki. 
Bo to jest tak:
Wikariusz chapnie z tacy dwie stówy na Rumunkę, flaszkę i coś na czarną godzinę. Proboszcz cztery - na Rumunkę, kilka pornosów, sześć flaszek, dwie gromnice i lekko przechodzoną beemkę. Na co chapie biskup to już nie wiem, ale są to z pewnością rzeczy wagi najświętszej. Każdy z nich musi się wszak złożyć na watykańskie myto. I w każdej sekundzie, od dwóch miliardów wiernych i z milionów parafii, płynie rzeka forsy do Watykanu.
I co owi wierni otrzymują w zamian?
Dobre słowo i obietnicę, że jeżeli już w końcu umrą, to wikary, za siedem stów, zmówi za nich paciorek. Nie licząc tacy. Bo o tacy już napisałem.
Policzmy to sobie...
Dwa miliardy... Od każdego wiernego dolara na miesiąc, razy dwanaście miesięcy, razy dwa tysiące lat... No, powiedzmy pięćset. Spróbujcie to sobie policzyć. Każdy z Waszych kalkulatorów wyświetli: ERROR
I co, można?

Nikt w Watykanie nie ma nawet najbledszego pojęcia ile, jedno z najmniejszych państw na świecie, ma pieniędzy. Większości to zresztą wisi i powiewa. Zdarzają się wszakże chlubne wyjątki. Taka włoska mafia na przykład, która powiesiła na londyńskim moście niejakiego Roberto Calvi za finansowe przekręty. Oszukać mafii nie mogą nawet bankierzy "Pana Boga". Ale Calvi był ponoć wolnomularzem więc wszystko jest jasne. Calviemu zarzuca się przekręty na półtora BILIONA DOLARÓW. Ogarniacie to? Był to rok 1982. Drugi rol panowania Dżej Pi Tu. Ciekawe czemu nikt o tym nie chce dziś wiedzieć?

Po co zatem jechać do Watykanu?
Aby na własne oczy zobaczyć jak historia mija się z prawdą.
Za oknem pada, a ja złapałem wisielczy humor. Opowiem więc dowcip...

Do domu wraca mąż. Zastaje w łóżku żonę ze swoim kolegą i wzdycha...
- Stefan, ja muszę, ale ty...

Zróbcie jutro, na koniec mszy, zrzutkę na swoich ojców... I koniecznie idźcie na następną miesięcznicę. Kleropodobni potrzebują kasy.
Półtora biliona dolarów zabezpieczy Wasze pięćset+ na tysiące kolejnych lat.








Trzeba tylko wiedzieć do kogo się zwrócić.