piątek, 29 grudnia 2017

Final cauntdown

Za dwa dni będziemy o rok starsi. Nie żebym się tym jakoś specjalnie martwił, szczerze mówiąc mam to gdzieś, bo tak jest każdego roku i zdążyłem przywyknąć. Z pewnością jest jednak spora grupa ludzi, którym ten fakt spędza sen z oczu. Po jaką więc cholerę wydawać na Sylwestra kokosy? Żeby potańczyć?
Jakiś rodzaj masochizmu?
Jak nie pasuje, to worek pokutny i do jaskini!
Albo się cieszymy i uchlewamy na sztywno, albo sandały, krzesiwo i zdechła wiewiórka...

Od razu przypomina mi się dowcip o policjancie, który poszedł w krzaki się odlać i wyjął nie tę pałę... Opisać efekty?

No to jak? Uśmiech czy rózga?

Oczywiście, każda zmiana jest stresująca i należy do niej przywyknąć. Szlachetny kac jest tu niewątpliwie naszym sprzymierzeńcem. Trzymajmy się go! Inaczej zgłupielibyśmy do cna. Najbliższa noc z niedzieli na poniedziałek powinna nam to uświadomić.
Bawmy się zatem, a wydając swoje ciężko zarobione pieniądze na skrywające się w każdym nas pokłady libertynizmu przekujmy je na kolejne miesiące borykania się z naszą nieciekawą rzeczywistością.

Życzę Wszystkim, w Nowym Roku, Żelaznego Zdrowia i Roześmianej Japy.
Bo czym tu się martwić?
Jarek za dwa dni też nie zrobi się młodszy...
Final countdown, heja i do przodu!
Kłaniam się Wszystkim
Darek

Oko Koguta

Najsamprzód... (jak to mówiła moja babcia...), opowiem o pewnym straszliwym komuchu. Jego życiorys to pasmo komuchowatej komuchowatości, której zwieńczeniem była bliska współpraca z Jaruzelskim i Urbanem; demonami z piekła rodem, mordercami, i setką innych synonimów od przymiotnika "zły".
Gdzie by tylko nie spojrzeć w PRL-owskie czasy, ów komuch przewija się przez nie z natręctwem rozwścieczonej zapachem Old Spice'a muchy tse-tse.
Taki, normalnie, wrzód na wrzodzie w otoczeniu postalinowskiej zgnilizny. Zawsze jakiś kierownik, jakiś dyrektor... ale zawsze też od komuszej propagandy. Członek ZWM, ZMP,  SDP, ZLP i PZPR.
Jestem niemal pewien, że nieraz zrobił loda samemu Urbanowi.
No i ten wygląd... Mały, łysy, głupia i nieciekawa gęba w wielkich brylach, a między palcami papieros.
Bardziej taki Serge Gainsbourg w wersji z PRL, choć do jego rozporka nie zdążyłem zajrzeć. 
Owóż ten zapluty karzeł komunizmu jest moim idolem! To Wiesław Górnicki.
Będąc już na emeryturze pisał wspaniałe felietony do tygodnika "Nie" pod pseudonimem Krewa. Czekałem na nie niczym matka Teresa na utratę dziewictwa.
Tak myślę...
Wierzcie mi! Mam straszliwie głęboko w dupie jego przeszłość. Chciałbym się z nim spotkać i porozmawiać. Chciałbym porozmawiać z Kopernikiem i Michałem Aniołem. Chciałbym posłuchać na żywo Kofucjusza, a co mi tam... Jezusa chyba też.

A kogo mogę posłuchać dzisiaj?
Jakiegoś pojebanego Koguta! Nocnych zmaz każdego buraka i gremialnie przechodzących na homoseksualizm, na widok tego młota, wszystkich polskich kur. Pewnie dlatego jaja zdrożały o sto procent.
I ojca profesora doktora habilitowanego Dariusza Oko.



wtorek, 26 grudnia 2017

Jestem zły!

Słowo! Nie miałem najmniejszej ochoty dziś pisać, ale się nie da!

Coś mnie wczoraj podkusiło i skomentowałem opublikowany w necie spicz Międlara. Jego wystąpienie gówno mnie obchodzi, ale fakt, że jest on promowany w grupie "Wspieram prof. Rzeplińskiego", przez faceta, który z całą pewnością uważa go za idiotę i faszystę, odrobinę się kłóci z moim pojmowaniem świata.
Spytałem więc po co go promować i czy ludzie, którzy to robią nie mają czegoś z mózgiem? Widywałem gorsze wpisy od mojego...
Pomijam rozsądną odpowiedź autora publikacji; reszta zobaczyła we mnie pisowca, któremu płacą za jątrzenie w grupie.
Olałbym te wpisy, bo ludzie są bardzo różni, a ze mnie żaden kaznodzieja i nie mam ambicji nikogo do siebie przekonywać.
I ok.
Może jestem jakiś specyficzny i nie rozumiem wielu rzeczy, ale mam spore podstawy mniemać, że każdy pies, w każdej wsiowej budzie, już wie, kim jest ten gówniarz Międlar, na co go stać i co ma do powiedzenia. Publikowanie jego wystąpień tylko po to, aby się co do tego upewnić, uważam więc za niepotrzebne. Delikatnie rzecz ujmując...
W moich postach wielokrotnie publikuję zdjęcia pisowskich oszołomów, ale zawsze przyświeca mi w tym określony cel. Tu takiego celu nie widzę.
Zostawmy to na chwilę.
Zerknąłem kwadrans temu na nowe publikacje  w grupie wspierających Pana Rzeplińskiego...
No i cóż tam mamy? Lecę po kolei...
- Fotka Pawłowiczówny
- Zdjęcia policjantów, chyba z miesięcznicy...
- Wzniesione ręce przeciwników pis z demonstracji
- Zdjęcie Kaczyńskiego
- Zdjęcie Przyłębskiej
- Zdjęcie Głodzia
- Radna pis skarży się na zbyt głośne karetki
- Wspieram wośp
- Ankieta. Na kogo byś dziś zagłosował? 

Nie mam siły przeglądać dalej, wybaczcie...
I tak jest w każdej z grup!
Od razu przypomina mi się scena z "Samych Swoich" i tekst syna Pawlaka:
"... bo jak ja się tak napatrzę na to kargulowe plemię, to nienawidzę ich, że strach!"

Jeżeli już faktycznie, dla własnego psychicznego komfortu, musicie co kilka minut upewniać się do swojej nienawiści względem pisowskiego plemienia, to do jasnej cholery, nie żeńcie się z nimi! Bo odnoszę wrażenie, że podświadomie wielu identyfikuje się z rozumowaniem Pawlaków.

I wierzcie mi...
Każdy ma dziś w domu telewizor i radio. Na każdej stacji przewałkowano te "niusy" setki razy zanim trafiły do netu.
Wszyscy o tym dawno już wiedzą i nie ma najmniejszej potrzeby rozgłaszać je po raz tysięczny jedenasty.

Nigdy, w historii świata, nikt nie miał lepszej okazji do głoszenia własnych poglądów na tak ogromnym forum.
To wielki przywilej, ale i wielka odpowiedzialność! Wypada więc kilkukrotnie przemyśleć czy rzeczywiście macie światu coś ciekawego do powiedzenia...
... zanim po raz kolejny rzucicie się na Facebooka, aby triumfalnie ogłosić, że jutro jest wtorek!


 

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Piszę tego posta właśnie dlatego, że mamy święta. Te, ponoć, najbardziej rodzinne i radosne w roku, w trakcie których największy nawet drań zamienia się anioła, a każdy anioł fruwa nad głowami napełnionych tonami dobroci schrystianizowanej części świata. Czasu pojednań, prezentów, życzeń, opłatków i rodzinnych spotkań przy suto zastawionych stołach.
Doceniam te tradycje i włączam się w nie bez szemrania. Bo tradycje warto kultywować niezależnie od światopoglądu i religijnych przekonań. Trudno także zaprzeczyć, że wkład chrześcijaństwa w owe chwile, czasem cokolwiek wymuszonych uniesień, jest ogromny. Skoro przetrwał tyle wieków - musi taki być.
Nie mam w zwyczaju rozwalać wyważonych przed laty drzwi. Tak jest i kropka. Historia kościoła to nie tylko pasmo cywilizacyjnej degrengolady.
Wiara nie czyni nikogo gorszym.
Będąc zaś niewierzącym dodam z przekąsem...
Lepszym także!
To wielka szkoda, że ci, którzy od dwóch tysięcy lat mienią się być ludźmi tej jedynej i prawdziwej wiary, nie umieją tego przyswoić.
Dlatego nie wymagajcie ode mnie do siebie szacunku! Nie może bowiem być tak, że ja jestem tym złym, a oni są, kurwa mać, tylko cudowni!
Wybaczcie mi tę odrobinę braku świątecznego parlamentaryzmu, ale nie po to piszę swojego bloga, aby się komuś przypodobać. Trzeba mnie brać takim jakim jestem albo olać.

Siadając do wigilijnej kolacji tradycyjnie stawiamy jedno puste nakrycie dla zbłąkanego wędrowca.
Powiedzcie mi więc moi, tak namiętnie rozkochani w miłości bliźniego katolicy, co byście zrobili gdyby w Wigilię, za waszymi drzwiami, pojawiła się wygoniona wojną z domu Syryjka z czworgiem dzieci?

Moje wigilijne talerze nie znają słowa nienawiść. Wasze też?
Śmiem wątpić!


piątek, 22 grudnia 2017

Kaszalot ze skrzydełkami

Są cztery rodzaje aniołków. A nawet pięć. Znam się na tym, wierzcie mi.

- Pierwsze to takie rzeźbione. Najlepiej w marmurze z Carrary, ale kogo dziś stać na taki luksus...

- Drugie, niemniej tanie, zobrazuje najlepiej zdjęcie...


Dobra chłopy, nie ma się czym podniecać, bo gotować to ona raczej nie umie. A za dwadzieścia lat, kiedy wypłynie z niej cały botoks... A fuj!

- Aniołki number sri są najlepsze. Mamy je w domu. Każdy sobie kiedyś jednego wybrał i wcale się z nim nie męczy.

No i są aniołki, a właściwie aniołek, który jest kwintesencją, syntezą rzekłbym, esencją, genezą, niemal jądrem i podwaliną wszystkich aniołków świata.
I tu musi paść fundamentalne pytanie:
- Gdzie on?

W pisie ci on! W pisie!
I żaden z niego Arakiba, Arazjel, Dagon czy Gabriel...

Zanim go jednak przedstawię, kilka wiadomości dodatkowych...
Nikt w biblii, ani żadnych innych mądrych księgach, nigdy nie dociekł prawdziwej płci owych niebiańskich stworków ze skrzydełkami. Faceci w kieckach skłaniają się ku młodym chłopcom, ale im się wszystko kojarzy z młodymi i nagimi chłopcami.
Historia nie zna także przypadków rozmnożenia się żadnego anioła z innym aniołem, ani z nikim innym. Są więc, najprawdopodobniej, bezpłciowe.
I to by się nawet zgadzało, bo anioł, któremu poświęcam mój przedświąteczny tekst, płci z pewnością nie ma. I niech Was nie zmyli jego imię ani fakt, że pochodzi z Zielonej Góry!

W trosce o zdrowie Waszych żołądków, przedstawiam wszystkim anielicę/anioła - Eleonorę Szymkowiak.


Myślicie, ze zapomniałem o piątym rodzaju aniołków? Otóż wcale nie!
Ten ostatni rodzaj składa Wam Wszystkim Najserdeczniejsze Życzenia Zdrowych i Wesołych Świąt! Bo piąty aniołek to ja ;)
Kłaniam się
Darek

środa, 20 grudnia 2017

Święta na opak czyli opłatek z kaczką

Przez pół wieku lubiłem święta i starałem w ich trakcie, i okolicach, jak najmniej deptać ludziom po odciskach.
W tym roku będzie podobnie. Postaram się być słodki ja wielkanocny mazurek. Albo może bardziej wigilijny. Jest jeszcze jakiś trzeci mazurek, chyba pisowski. Nieważne, na widok wszystkich dostaję arytmii i zdecydowanie wolę przejeździć tydzień na szmacie pod ścisłą kontrolą żonusi, niż próbować owych specyjałów.
Nie śmiem zanudzać dziś kogokolwiek długimi wpisami z filozoficznym podtekstem. Lepiej ubierzcie w domu choinkę lub postawcie w ogródku świecący ledami szkielet renifera.
Mam, naprzeciw swoich okien, dwóch takich nawiedzonych sąsiadów, których ambicją, w każde święta, jest wkurwianie współmieszkańców dyskoteką w ich oknach.
I muszę cierpieć, bo nie mamy zasłon.
Wracając jeszcze do świąt...
Umyłem dziś w kuchni podłogę. Wygląda identycznie jak przed myciem, ale znikły niektóre fobie i praca nie poszła na marne. Nie poszła w dwójnasób, bo w jej trakcie nawiedził mnie duch Baczyńskiego i rzekł bulgoczącym tekstem z odmętów wiadra tak:
- Napisz koleś kolędę, a będzie uzdrowiona dusza twoja.

Lulajże Kaczuniu, moja perełko,
Lulaj ulubione me pieścidełko


Zbawicielu drogi,
Jakżeś to ubogi,
Opuściłeś śliczne niebo,
Obrałeś barłogi


Był pastuszek bosy, na fujarce grał,
w górach pasał owce i w szałasie spał.
Nagle aniołowie z nieba w bieli przyfrunęli
obudzili go gdy spał, gdy spał.


Cicha noc, święta noc,
Narodzony Boży Syn
Pan Wielkiego majestatu
Niesie dziś całemu światu
Odkupienie win...

Dobrze ześ sie Jezu pod Giewontem zrodził
Bedzies w biołyk portkak i w cuzecce chodził
I mioł na mój dusik z piórkiem kapelusik
Hej kolęda, kolęda !


Wystarczy mi już tych kolęd.
Gdybym wszakże obraził czyjeś uczucia religijne do pana Kaczyńskiego, katolickich guseł i innych nonsensów, to nie przepraszam. W dalszym ciągu możecie, jeśli to lubicie, podcierać się do przodu. Mnie tam rybka. Znaczy... karp.



sobota, 16 grudnia 2017

Polski interes narodowy

Krzywousty wrócił z Brukseli dumny jak paw. Jak to dziś się mówi? Zaorał, przejechał walcem, wymiótł i rozjebał tam wszystko, co chciał.
Stolica Belgii padła na kolana.
Ta sama stolica, tyle że już całej Unii, oniemiała z zachwytu nad dziką inteligencją syna Krzywoustego Pierwszego. Znajomość siedemdziesięciu języków obcych, jego szarm, szyk i pobożność, spowodowały korki przed wszystkimi kościołami w Belgii. I w kilku meczetach. Ponoć jeden belgijski biskup się nawet wychłostał, ale on to robi codziennie.

Jak się zapewne domyślacie, kompletnie nic nie wiem o tej wizycie. Wiem, że była.
Jak bitwa pod Arnhem w pobliskiej oazie palaczy maryśki.
Zapewne także z powodu tej bitwy, będącej częścią większej operacji Market Garden, niemal cała wierchuszka z pislandii przeorała wszystkie markety i z ich przepastnych gardenowych magazynów rzuciła pod nogi powracającego z taczą, (tfu!) premiera, miliony biało-czerwonych róż.
A stało się to na lotnisku im. Chopina w Warszawie, który to port, owa banda bezmózgów, każe niebawem zaorać.

Ponoć w prehistorycznej stolicy polskiego lotnictwa - Baranowie, mają zbudować szpaler łuków triumfalnych dla kolejnych triumfalnych powrotów.
Swoją drogą to kaczka nie przemyślała wszystkiego przecież przemieszcza się tylko między Żoliborzem a Nowogrodzką.
Jakiś niewielki łuczek także i tam by się przydał.
Znów zapadłem się w wir oratorstwa, bo ja dziś przecież wcale nie o tym...

Od dwóch lat wiecznie słyszę o jakimś polskim interesie narodowym...
A to ktoś działa mu wbrew, a to nas okrada i wyprowadza nasze pieniądze, aby przechlać je później z kurwami w Panamie.
I nieodmiennie też powraca nazwisko: Soros.
Wszyscy go znają z nazwiska, ale prawie nikt nie wie kim jest.

A jest pisowskim strachem na nasze moherowe wróble. Trzeba się go bać, bo ma kasę i jest węgierskim Żydem. To wystarczy. Reszta to chuj.
Owóż to osiemdziesięcio ośmio letnie straszydło śmie finansować Fundację Batorego. To takie żydowsko-masońskie zgromadzenie największych szkodników Najjaśnieszej Kaczorowej.
To pewne, że oni ów "polski interes narodowy" mają w dupie.
Trza je wytępić!
Wszystkie sklepy powyżej 80 m2 trza wytępić!
Każdego biznesmena, od Słowacji po przylądek Horn, trza tyż wytępić!

No to już tak mniej więcej wiecie, kogo trzeba wytępić dla zabezpieczenia naszych interesów narodowych.
Aaaa! Jeszcze producentów prezerwatyw.
Jest taki kraj gdzie to zrobiono. Nazywa się Korea Północna, a jej wkład w światową demokrację jest niepodważalny.
Innymi słowy...
Globalizacja współczesnego świata jest BEEEE!
Wolno wyłącznie zarabiać i wydawać, a najlepiej oddawać, wszystko co się zarobiło, prawdziwym Polakom. Bo prawdziwy Polak ma żyć dostatnio z faktu bycia prawdziwym Polakiem. I cały świat ma na niego zapierdalać!
Obcy kapitał, z samej nazwy, jest "obcy", i wara mu od wszystkiego co polskie. Ma prawo tylko dawać!

Rozpisałem się...

Powiedzcie mi zatem, jak to tego wszystkiego ma się "nasz" katolicki kościół? To też aby nasz kapitał, który zostawia tu całe dochody? A może płaci jakieś podatki? A może nie trzeba go finansować? A może to taki nasz Jan bez Ziemi?
A może zwyczajna klika pazernych złodziei mająca w dupie nasz polski interes narodowy?
Panie Krzywousty! Zabierz pan połowę ich dochodów, to może uwierzę w dobre intencje tego waszego interesu, kurwa mać, narodowego!

I nie przyjmuj pan kwiatków w miejscach, które macie w planach zaraz zaorać, bo oprócz języków wypadałoby znać także savoir-vivre. 
Że o ekonomii nie wspomnę.


piątek, 15 grudnia 2017

Mój memoriał

Postaram się dziś obrazić kogo się tylko da...

Obudźcie się wreszcie do cholery! Wyleźcie z łóżka, zróbcie siku, umyjcie ząbki i nie zakładajcie szlafroka, a coś, w czym zwykle wychodzi się na ulicę. A jak już to coś na siebie wdziejecie, to pod żadnym pozorem nie włączajcie telewizora i zróbcie sobie śniadanie. Jajecznica smakuje o wiele lepiej bez oglądania telewizji. Od TVN24 do Trwam. A kiedy już się najecie, to nie zapieprzajcie od razu do telewizora, aby wysłuchać najświeższych wiadomości. I nie włączajcie radia! Przecież doskonale  wiecie co stało się dzień wcześniej i nie jest Wam potrzebny pięćdziesiąty do tego komentarz. Jeżeli zaś jesteście opętani taką potrzebą, to tym bardziej! Wysilcie własne mózgowe zwoje, przemyślcie to, co chcielibyście usłyszeć i... idźcie na spacer przemyśleć to jeszcze raz.
Skoro już musicie wyłącznie o tym myśleć...
A kiedy już się tak nagłówkujecie, to nie kupujcie natychmiast w mijanym właśnie kiosku żadnej gazety w celu sprawdzenia swoich przemyśleń.

Jeżeli jednak nie jesteście wciąż pewni czy macie rację, to wracajcie biegusiem na spacer!
Bo nie po to natura obdarzyła Was myślącym mózgiem, aby się on wam jedynie przelewał między uszami! 

Bardzo mnie brzydzą dzisiejsze czasy. Czasy, w których całym światem rządzi wyłącznie reklama.
Nie tylko ta tabletek na kaszel suchy i mokry (sic!) i nie tylko tony kretyńskich cukierków oduczających ponoć palenia.
Po pięć dych za sztukę.
I wcale nie tych, po którym Wasz wacek zadowoli całą dzielnicę okolicznych rozwódek, panien, wdów i niedopieszczonych mężatek.
Odpuszczę na chwilę obrażanie, bo przypomniał mi się dowcip.

Błaszczak spotyka kolegę ze szkoły i idą do knajpy napić się pepsi...
- No i co tam u ciebie? - pyta Mariusz.
- Mam firmę internetową. Ożeniłem się i mam dwoje dzieci...
- A te... sprawy?
- W sumie ok.
- Pokaż fotkę żony
- Masz! Z telefonu.
- No fajna! A może coś bez ubrania?
- Nie mam takich!
- A chcesz kilka?

Na moim blogu nie ma i nigdy nie będzie żadnych reklam. Tracę na tym z pewnością jakieś pieniądze, ale zyskuję niezależność.
Bo w reklamę zbyt często pakują się politycy.
W autoreklamę raczej...

To, przynajmniej dla mnie, takie kurewsko żałosne lokowanie produktu, w którym jedynym produktem są wyłącznie oni sami! Nie ma tu żadnego rozgraniczenia na prawo czy lewo, bo każdy z nich chce Was wyłącznie wyruchać. Może więc w trakcie porannego spaceru, pozwalającego na odpoczynek zamulonego polityką Waszego mózgu... takiego bez telewizji, internetu i gazet, dotrze do Was jakże oczywista prawda, że gość, mieniący się prezydentem Polski nie jest niczym innym niż tylko gównianym przykładem medialnej autokreacji. A wszystkie prośby o jego veto wyłącznie Was ośmieszają.
Duda od zawsze był wyłącznie podnóżkiem Kaczora, a wszystkie jego działania są tylko tego potwierdzeniem. To taki pistolet na wodę kompletnie nie umiejący strzelać. Nie szanuję go i olewam.
Panie Duda...
Może idź pan kiedyś sam na spacer i cokolwiek sam przemyśl. Ale nie na Nowogrodzką

Właśnie się doczytałem, że łódzki Plac Zwycięstwa ma być teraz placem im. Lecha Kaczyńskiego.
I co na to opozycja?
Łódzkie PO na takie dictum nawiedziła nagła sraczka, a SLD wykrwawia się w poszukiwaniu kolejnego swojego przywódcy. Kukiz opróżnia trzeciego Jasia Wędrowniczka, a PSL chyba chce zaorać nasz łagiewnicki las, ale żaden z nich, nawet przez sekundę, nie zapomniał o autokreacji.

Życzę Wszystkim miłego weekendu i długich spacerów o świcie na bardzo świeżym powietrzu.
Darek





środa, 13 grudnia 2017

Przedwigilijny Karp

Dawno nic mnie tak nie rozbawiło!
Ale może od początku...
Ten Karp ma imię... To Karp - Hanna, a więc właściwie to karpica.
Karpica jest wybitną wykładowczynią w szkole Rydzyka i światową sławą religioznawstwa, która swoje rybie zmazy publikuje w jakże poczytnym miesięczniku "Egzorcysta".
Doktor Hanna Karp, słowo honoru, że teraz nie zmyślam, jest z domu Karaś!
Nie mogę oprzeć się pokusie opublikowania dwóch zdjęć...
To jest karaś...

 
A to karp


Wybitne osiągnięcia dr Hanny Karp przypominają mi, jako żywo, innego doktora. Indianę Jonesa mianowicie. To niekończące się pasmo normalnie zajebistych odkryć.

Muszę napisać o tym kilka zdań!
Hanna "od ojca" nie okrywa głowy fedorą i nie obnosi się z biczem. Nie wyskakuje z samolotu w potonie i nie przekopuje Sahary w poszukiwaniu arki przymierza.
Ona naucza!
Nauczyła już Kaśkę Figurę i Kayah, wyedukowała Biedronia z Palikotem za ich uleganie niebezpiecznej modzie zgniłego zachodu objawiającej się obwiązywaniem lewego nadgarstka czerwoną nitką.
Dokładnie analizując doktorat pani doktor, wraz z falą kolejnych jej odkryć, szybko zorientujemy się, że praktyki wyznawców Ery wodnika, Szatana i Czarnej Makumby miały wiele wspólnego z sytuacją społeczno-polityczną w Polsce. Ale tylko do 2015.
Ojcem pani doktor nie był sir Henry Jones. Był nim jakiś Karaś z domu Karaś. Ale tylko fizycznym. Mentalnym zaś został jezuita Aleksander Postacki. Demonolog i autorytet toruńskiej wykładowczyni. Autor książki „Harry Potter i okultyzm”, który swoje osiągnięcia promuje obecnie Kazachom w Kazachstanie.
Biorąc pod uwagę powyższe fakty, nie powinno nikogo dziwić, że kariera naukowa dr Karp rozwija się nad wyraz pomyślnie, choć bardziej na styku z okultyzmem.
Niestety, to w zupełności wystarcza, aby doktor Karp, z domu Karaś, powołano na ekspertkę od mediów i nałożono karę na TVN24 w wysokości półtora miliona zyli polskich za telewizyjną relację z okupacji sejmowej mównicy.

Czasem mam tak, że zaczyna brakować mi słów już do określenia stanu skretynienia, w którym przychodzi nam żyć i cisną mi się na usta jedynie bluźnierstwa.
Nie chcę tego robić choć wierzcie mi, że mój zasób obraźliwych słów jest przeogromny.
Dodam więc tylko na koniec, że przygody Indiany Jonesa zarobiły już przeszło miliard dolarów. A toruński stawik z karpiopodobnymi tworami pokroju dr Karp, wygląda przy nim jak kupa nosorożca.

Pewnie czytają mnie teraz jacyś wędkarze...
Gdybyście chcieli złapać ogromnego, tłustego, kompletnie wam niepotrzebnego wam karpia, to zamiast robaka, załóżcie na haczyk pięć dolców i wywleczcie wreszcie z toruńskiej sadzawki cały ten śmierdzący chłam.
A gdyby się niechcący jeszcze odezwał... to od razu czymś ciężkim między oczy! I do śmieci!

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Pałac Kultury

Nie wiem czy wiecie, ale jest to najwyższy budynek w Polsce. Wraz z iglicą mierzy 237 metrów. Obrazowo rzecz ujmując...
Należałoby postawić na sobie stu czterdziestu jeden Jarosławów Kaczyńskich i dołożyć kota, aby pokonać wysokością ów dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego.

Nie jest to raczej najładniejszy gmach na świecie. Zaprojektował go pewien Lew na rozkaz jakiegoś Józka, ale...
Konia z rzędem temu, kto znajdzie mi w stolicy kawałek ładnej architektury. Całe jej socrealistyczne centrum jest przytłaczająco wstrętne i sprawia wrażenie obcowania z dnem wysuszonej studni. Takie klepisko otoczone betonem i porozdzielane trasami do wyścigu szczurów. Zawsze kiedy tam jestem marzę wyłącznie o tym, aby jak najszybciej stamtąd wyjechać.
Zwiedziłem w życiu kilka miast i wiem o czym piszę.
Zaraz pewnie dostanę stos jobów od Warszawiaków, ale jedźcie choćby do Torunia, albo do czeskiej Pragi... Wpadnijcie do szalonego Rzymu lub do Edynburga, pozwiedzajcie Pizę, Florencję, Sienę... angielski York i irlandzki Dublin, zobaczcie sobie Hamburg i duński Aalborg. To miasta z duszą, w których chce się zwyczajnie być. Czuć to na każdym kroku.

Pałac Kultury doskonale wpisuje się w ponury krajobraz nieładnego centrum Warszawy. Ospobiście uważam, że stanowi on nawet rodzaj wisienki na tym szaroburym torcie z betonu.
Ma tylko jedną wadę - jest za wysoki. O jakieś sto czterdzieści kaczorów plus kot. Bo wszystko co wyrasta ponad przeciętność jest wrzodem na dupie ludzi małych.

Pośle Kaczyński... Oprócz Pałacu każ pan także zburzyć budynki, w których mieszkało trzy i pół tysiąca rosyjskich robotników! I koniecznie zbudowany dla nich basen i kino. Później pozostanie ci przeorać jeszcze szesnaście grobów robotników, którzy zginęli podczas jego budowy, a na ich miejscu pierdyknąć jakiś obelisk ku czci brata.  

Jest w San Francisco taki most... Golden Gate.
Upodobali go sobie samobójcy i skaczą z niego namiętnie od siedemdziesięciu już lat. Nikomu z nich nie przeszkadza to, że aby na niego wejść, muszą zapłacić myto. Czego się jednak nie robi, aby zakończyć swoje życie w niebagatelnej scenerii...
Pałac ma podobny potencjał, a z tarasu widać nieodległą Wisłę.
Już w roku 1956 pewien Francuz, jako pierwszy, targnął tam się skutecznie na własny żywot. Kolejne próby, w wyniku których następni zdegustowani swoim życiem zapragnęli rozkwasić się o przypałacowy chodnik, były także udane.
Nie rozumiem myślenia ówczesnych komuchów, którzy, zamiast pobierać ekonomicznie wyliczoną opłatę za fatygę zdrapywania delikwenta z kulturalnych trotuarów, kazali szybko zabezpieczyć taras trzydziestego piętra stalową siatką. No i po co? Niech sobie skaczą do woli. Skok z takiej budowli powinien być zaszczytem. Trzeba raczej zacząć organizować wycieczki.
Samobójca@skokzpalacu.pl
Rzeczony już architekt Lew, Rudniew zresztą, przemierzył cały nasz kraj w poszukiwaniu narodowo-polskich cech projektowanej przez siebie budowli.
Optuję więc za zlikwidowaniem owej durnej siatki na tarasie trzydziestego piętra i gigantyczne rabaty dla skoczków. Szczególnie tych z pisu. Można by było im nawet za to dopłacać. I tak nie dolecą z kasą dalej niż na dół.
Czysta ekonomia! Krzywousty! Do roboty!
A jaka radocha dla gawiedzi! Niczym średniowieczne ścinki i podpałki. Można by dostawić kilka rzędów trybun i rozdawać lornetki krótkowidzom.
- Uuuuuuuuwagaaaaaaaaaaa! Naaaaaaaaa taaaarasie pojawiiiiiiiiiiił się koń o imieniu Maaaaaaaaazurek! Zagrajmy mu hymn.
- Na chuj nam swaboda polskiego naroda...
Albo...

Żółty jesienny liść,
Jak garsonka Beaty,
Leci właśnie z tarasu,
Obok lecą dukaty
La la la la la la la
La la la la la  la la


Zamawiam karnet.

P.s.

Nie wiem co powiedział wczoraj wuc na miesięcznicy, ale były to z pewnością słowa odkrywcze. Rozumiem, że cały czas dochodzi. Powiedzcie mi kiedy dojdzie.
Może wtedy zdradzi nam tajemnicę dokąd zamierza wywieść popałacowy gruz. Pewnie na mur wokół Nowogrodzkiej.


piątek, 8 grudnia 2017

Bezeceństwa czyli higiena części intymnych

Jest w pisie taki babsztyl, na widok którego ścina mi się białko. Nie pamiętam jak się wabi, ale jest ponoć profesorem i... wyjątkowo brzydką kobietą.
Zaraz ktoś zwróci mi uwagę, że nie powinienem tak pisać, że jestem niegrzeczny i takie tam inne...
Wybaczcie, ale jestem facetem i żebym nie wiem bardzo jak się starał, zawsze będę oceniał kobiety jako facet.
I daję głowę, że z drugiej strony jest tak samo.
To po pierwsze...
Po drugie zaś...
Uroda niejedno ma oblicze. Weźmy taką Dodę...
Owóż to coś, mieniące się profesorem, a słynące z niebanalnych poglądów zapewniło, że kobiety (faceci chyba też...) nie powinni myć się w okolicach krocza. Zważywszy, że jest to ekspertka Ministerstwa Edukacji i swoje słowa kieruje do młodzieży, wyrażam moje głębokie ubolewanie dla wszystkich nauczycieli WF, bo ich zajęcia, już niebawem, sprowadzać się będą wyłącznie do wietrzenia szatni.

Nigdy nie lubiłem bajek, bo są one prymitywnie głupie. Ich morały jeszcze bardziej. Zawsze pojawia się w nich przecież jakiś rycerz na białym koniu ratujący zaspane księżniczki. Oczywiście ów królewicz jest tuż po dramatycznej, acz zwycięskiej walce z trzygłowym smokiem. Ma pozłacaną zbroję i pachnie Old Spicem...
Powiedzcie mi zatem kochane moje księżniczki...
Naprawdę chciałybyście poczuć na swoich zaspanych karminowych usteczkach pocałunek księcia, który od trzech lat nie zsiadał z konia?  I nigdy nie miał czasu umyć sobie nóg, ani krocza, w pogoni za waszymi wdziękami? Choćby w mijanym strumieniu?
Nie przypominam już sobie, który to król chwalił się tym, że nie zdejmował całe lata butów, ale taki był.
Być może ciągnący się za nim smród przysparzał mu rzesze kolejnych kochanek, ale musiały to być kobiety wyjątkowo na ów smród odporne.

Kończę, bo już się wkurwiłem...
Gówno mnie obchodzi jakaś zmiana na stanowisku premiera. Myszka Miki byłaby lepsza. Odrażający fetor ciągnący się za faszystowską mafią zwaną pis, której jedną z twarzy jest owa "profesor" sprawia, że każda wzmianka o kimkolwiek z prawicy budzi we mnie organiczny wstręt.
A kaczorowe metresy, wyjaśniające katolicką wyższość smrodu nad czystością wyjaśniają, w którą stronę zmierzamy...
To bród, smród, ubóstwo i pożółkłe zębiska brzuchatego capa. I panie profesorki teolożki.
Sorki. Idę sobie zwymiotować.




środa, 6 grudnia 2017

Nie ma to jak modlitwa!

- "Szczera modlitwa owocuje poczęciem dziecka" - oznajmił niedawno biskup Wątroba.
Też dlatego gwałt nie owocuje poczęciem... - dodał inny facet w kiecce.

Gdybym chciał być bardzo złośliwy, wymieniłbym teraz kilka nazwisk pisowskich dziewoi, którym szczera modlitwa zaowocowała jedynie bolesnym obrzękiem kolan, ale oddajmy głos 

- "W rzeczywistości jestem bardzo ładna, bardzo miła dla miłych, życzliwa, łagodna i uśmiechnięta" - oceniła samą siebie Krystyna wstając pewnego popołudnia z sejmowej ławy w drodze do sejmowego wychodka celem wydalenia osiemnastego hamburgera.
Krycha! Mam to samo! To twój opis rodem z krainy łagodności. Jesteś ładna, miła i kropka.
Były to moje ostatnie w życiu słowa o tej osobie.

Przejdźmy zatem do ekonomii.
Nie tej globalnej, bo na niej kompletnie się nie znam, bardziej o domowej, czyli takiej, z którą wszyscy barujemy się każdego dnia.
Nieubłaganie nadchodzi koniec roku, a wraz z nim także święta i szaleństwo zbytecznych zakupów. Tylko po części rozumiem ich sens, bo nie wiem jak u Was, ale u mnie spora część niezwykle nieodzownych wiktuałów ląduje w śmieciach. Z wigilijnych potraw próbuję coś ponad połowę. Resztę ochrania "tradycja", z którą już nawet nie próbuję walczyć.
Tradition is tradition! 
Wrócę do tego za chwilę.

Ponieważ jestem bardziej mobilny, to zwykle ja robię zakupy. Rzadko kiedy zdarza mi się na zakupach zaszaleć. Nie widzę zresztą takiej potrzeby. Pieczywo, owoce, trochę wędliny, ser i warzywa; jakiś soczek. Czasem rybkę... Po cholerę nam więcej? Nie korcą mnie weekendy na Barbadosie i slalom wynajętym Bentleyem po Cyprze. Nie kupiłem nigdy konia pod wierzch i nie bywam w burdelach.
Zdecydowanie przedkładam gotowanie w domu nad fastfoodowe paskudztwa. Powiększa mi się  alergia na markety. Pokonywanie kilometrów z rozklekotanym wózkiem przed sobą jest bardziej niż bezsensownym zajęciem. Pobliski rynek zawsze dostarcza mi najświeższych produktów na miarę moich wymagań.
Po co nam więcej?
Jedna chata, jedno auto, jeden syn i święty spokój. Jeżeli komuś potrzeba czegoś jeszcze, to ok.
I tak większość wieczorów każdy z nas pierdzi w stołek przed komputerem lub telewizorem. Może jestem trochę tępy, ale kompletnie nie wiem czego więcej potrzeba nam na co dzień.

Nie użalam się nad sobą. Mam masę zainteresowań i spełniam się intelektualnie pisząc choćby tego  bloga.
Nie lubię pisać o sobie, ale teraz musiałem, bo kompletnie nie pojmuję po jaką cholerę musimy płacić największym nierobom w państwie tyle forsy! Do czego potrzebne takiemu Kaczyńskiemu pieniądze? Co on, kurwa, kiedyś sobie kupił? A może poszedł na siłownię albo na rower? Pojechał z zoną i dziećmi do Jastarni? Zaszalał na promocji lodów w Tesco?

I tak jest ze wszystkimi pajacami, którzy udają rządzących. A prawda jest taka, że wszędzie ich wożą, karmią i ubierają wyłącznie po to, aby mogli nas codziennie wkurwiać, ale... jak to czujnie zauważył Czaruś Pazura:

- Życie jest sinusoidą. Nie można grać całe życie...

Napychajcie się dalej hamburgerami i olewajcie polskie sprawy wyszukując jęzorem resztek żółtych zębów przed albumem z kotami. Zwiedzajcie Wietnam i pieprzcie dyrdymały w rocznice kolejnych rocznic. I kiście w skarpetach zarobioną kasę, bo niebawem zaczniecie doceniać marketowe promocje.
Ja zaś waszą przyszłość widzę tak:


Przepraszam tych biednych ludzi, którym zrobiłem niedawno to smutne zdjęcie.