wtorek, 30 stycznia 2018

Chyba to oczywiste o czym dziś napisałem...

Bardzo dawno nie przeczytałem w necie żadnego artykułu do końca. Zwykle już po pięciu zdaniach zaczyna mnie on nudzić. Zawsze jest w nim coś nie tak. Może nie tego oczekuję po przeczytaniu  wstępu, a może język zbyt drętwy? Nie wiem...
Żyjemy w epoce memów. Wszystkim zależy na czasie, a po książki rzadko kto już dziś sięga. Przelatujemy wzrokiem po tytułach, oglądamy obrazki i wiśta wio dalej! Chyba jestem nieodrodnym dzieckiem naszych czasów. Ale do rzeczy...
Pierwsza informacja o kłopotach Tomasza Mackiewicza i jakiejś Francuzki, podczas zdobywania K2, dotarła jakoś przed tygodniem. Moje reakcje na podobne informacje są najczęściej takie same.
- To nie łaź gdzie cię nie chcą!
Dalej pojawia się stek bluźnierstw, bo z jednej strony szkoda mi człowieka, a z drugiej... nie dociera do mnie jego namolna potrzeba zrobienia sobie krzywdy. Oglądanie świata z wysokości dziesięciu kilometrów jest dostępne w każdym samolocie rejsowym. Wystarczy kupić bilet przy oknie i przełknąć po drodze kilka razy ślinę. Plecak doleci osobno. Chyba się, kurwa, nie pogniewa?!

Odpowiedzią na moje dylematy stał się artykuł syna himalaisty, który zginął w najwyższych górach próbując pokazać swojemu plecakowi widok z ośmiotysięcznika. Nie wiem kim on jest, bo zachował anonimowość.
To okrutny tekst i nie będę go cytował. W delikatny sposób opisałem go powyżej.

Zapytano kiedyś pewnego  himalaistę czy natknął się na zakonserwowane zwłoki swojego kolegi po fachu, w górach.
- Owszem - odpowiedział - siedział skulony, w czerwonej kurtce, w załomku skalnym.
Taki bonusik do panoramy... z maską tlenową na gębie, serią zajebistych odmrożeń i chińską zupką w plecaku.
Ponoć jedynie dziesięć procent himalaistów ginie w wyprawach. Niegroźna statystyka. Gdyby jutro wymarło tylu pismenów i ich zwolenników, to byłbym prawie szczęśliwy i z niecierpliwością czekałbym na więcej.
Proponuję zorganizować wyprawę świętego penisa na Nanga Parbat jeszcze tej zimy. Jeżeli faktycznie jest taki święty, to przejdzie do historii jako pierwszy trójnogi himalaista. A jak zginie, to zawsze można słać do niego hurtowo moherowe bereciki.
I już za dziesięć lat, najwyższe góry świata, pokryją się siecią wydeptanych moherowych dróżek prowadzących najprostszą drogą do nieba.
No może nie najprostszą, ale drogi ku zbawieniu proste wszak nie są.   
 


poniedziałek, 29 stycznia 2018

To też wypadałoby wiedzieć czyli doganianie świata..

Pisanie bloga przypomina mi nałóg.
Przychodzi bowiem taki dzień, w którym człowiek zaczyna oglądać świat poprzez jego pryzmat.
Mam wśród swoich znajomych kilkanaście osób, do których to jednak kompletnie nie dociera i co parę godzin atakują mnie kolejną wywąchaną w necie atrakcją.
Wierzcie mi...
Zdążyłem już o tym wcześniej przeczytać!
A nawet jeśli jakaś informacja mi umknie, co mi kompletnie zresztą wisi, to owi znajomi bezapelacyjnie przypomną mi ją za kilka godzin. Najgorsze zaś jest to, że owe niusy są najczęściej gówno warte, bo traktują wyłącznie o polityce, czyli czymś, co mnie kompletnie nie interesuje.
Grzecznie więc proszę o nieinformowanie mnie po raz setny o historycznym spotkaniu Płaszczaka z Dudkiem i jego konsekwencjami dla zdrowia polarnych misiów.  I tak o tym nie przeczytam, a jak zaczną o tym pieprzyć w radio, to mam w nim taki przycisk - "wyłącz".
Wystarczy.

Wyobraźmy sobie, że oto lecimy samolotem, w którym nagle psują się wszystkie silniki. 
Pułap: dziesięć kilometrów. Wypadają maski tlenowe, a niezapięte pasami ludziska zaczynają lewitować.
Do ziemi jeszcze kawał drogi,  ale przy prędkości tysiąca kilometrów na godzinę czasu mamy niewiele i, oprócz gwałtownej sraczki, pojawia się dylemat...
- Zadzwonić do żony?
- Zmówić paciorek?
A może rozsiąść się w wygodnie, wziąć głęboki oddech i powiedzieć sobie rzeczowo:
- Za minutę przestanę istnieć, a mój mózg nie nadąży mnie o tym nawet, i na szczęście, poinformować.
Wyczerpaliśmy możliwości?
Są jeszcze dwie...
- Pilot zdoła nas uchronić przed katastrofą.
- Możemy też dofrunąć do kapitana jednostki i poprosić o sporządzenie testamentu.

To nie jest żart!
Całe światowe prawo przewiduje takie rozwiązanie. Nazywa się ono "testament podróżny".
Ale to jeszcze pikuś, bo...

- w Idaho prawo karze karać wszystkich, którzy chodzą po ulicach smutni.
- Na posterunkach policji w Miami zabroniona jest jazda na deskorolce.
- Homoseksualiści nie mogą mieszkać w Singapurze.
- W Arkansas psy nie mają prawa szczekać po osiemnastej.
- W Kalifornii auto bez kierowcy nie może jechać szybciej niż 60 mil na godzinę.
- W Rosji mycie zębów częściej niż dwa razy na dobę jest zakazane.
- We Francji nie wolno całować się w pociągach.
- W mieście, w którym mieszka mój syn, w Yorku w Anglii, można legalnie zabić Szkota pod warunkiem, że ma on ze sobą łuk i strzały.
- W londyńskich taksówkach nie można przewozić zwłok.
- Nie wolno umierać w brytyjskim parlamencie.
- W Danii obowiązuje zakaz noszenia masek.
- W Szwajcarii nie wolno suszyć prania podczas deszczu.
- W Dakocie nie wolno zasypiać w butach.
- W Wielkiej Brytanii nie wolno być pijanym w pubie.
- W Szwecji prostytucja jest legalna, ale nie wolno korzystać z usług prostytutek.
- W Salvadorze pijani kierowcy mogą zostać rozstrzelani.
- W Bahrajnie ginekolog może patrzyć na genitalia pacjentki tylko przez lusterko.
- Na Florydzie nie można brać prysznica nago.
- W Australii nie można chodzić w różowych majtkach w niedzielne popołudnie.
- W Singapurze seks oralny jest zakazany, chyba że jest formą gry wstępnej.
- Nie wolno wychodzić bez majtek w Tajlandii
- W Denver (Kolorado) nie wolno pożyczać odkurzacza od sąsiada.
Czytaj więcej na https://on.interia.pl/styl-zycia/ciekawostki/news-99-najglupszych-praw-swiata,nId,449299#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Przepisy obowiązujące w stanie Idaho nakazują karać wszystkich, którzy chodzą po ulicach smutni.

Czytaj więcej na https://on.interia.pl/styl-zycia/ciekawostki/news-99-najglupszych-praw-swiata,nId,449299#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Przepisy obowiązujące w stanie Idaho nakazują karać wszystkich, którzy chodzą po ulicach smutni.

Czytaj więcej na https://on.interia.pl/styl-zycia/ciekawostki/news-99-najglupszych-praw-swiata,nId,449299#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Przepisy obowiązujące w stanie Idaho nakazują karać wszystkich, którzy chodzą po ulicach smutni.

Czytaj więcej na https://on.interia.pl/styl-zycia/ciekawostki/news-99-najglupszych-praw-swiata,nId,449299#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
- Singapur zakazuje chodzenia po domu nago.
- Ciężarne Brytyjki mogą oddawać mocz wszędzie gdzie chcą.

Jeżeli zatem jesteś wąsatym facetem próbującym, przed niechybnym skokiem z wieżowca, po raz ostatni pocałować żonę, która chce sobie kupić kapelusz na twój rychły pogrzeb, to musisz wyrazić to wcześniej na piśmie. Nie możesz jednak skakać w Niu Jorku, bo będzie ci za to grozić kara śmierci. Wyprowadzka na Hawaje także nie jest wyjściem, bo możesz tam trafić do pierdla jeżeli nie kupisz sobie wcześniej łodzi.
No i najważniejsze!
Wielka Brytania, w 2006 roku, wprowadziła nakaz ujawniania poborcy podatkowemu informacji, których nie chcemy mu ujawniać.

Jakże nam jeszcze daleko do cywilizowanego świata!
Zatem...
Pasażerów tonącego Titanica, zwanego Polska, uprasza się o jak najrychlejsze konsultacje z kapitanem okrętu, bardziej znanego pod ksywą: "prezes" celem przekazana całego dorobku naszego życia na radio marysia.

A ja usiądę sobie wygodnie w fotelu i policzę do dwudziestu. Orkiestra wszak będzie grać nawet jeden dzień dłużej.


niedziela, 28 stycznia 2018

Sokratesowa Pięta Tarczyńskiego

Nastały takie czasy, - powiedział Sokrates, nie ja... - że aby z kimś mądrym porozmawiać, trzeba gadać z samym sobą.
Nie  mam zamiaru tą sentencją nikogo obrazić, bardziej dopieścić; wszak każdy z nas uważa się za najmądrzejszego na świecie.
I cóż z tego, że jedynym stworzeniem, które zawsze przyzna nam co do tego rację, jest wyłącznie nasz udomowiony czworonóg.
Skręcam teraz w niebezpieczne rejony, bo mam w domu tylko żółwia, który jest głuchy i bezmyślny jak kij do krykieta, ale przyznaję, że i mnie czasem dopada nonsensowna próba wyłożenia mu swojego zdania na jakiś temat. Pognębiając siebie do do reszty, przytoczę jeszcze raz Sokratesa...

- Kto będzie miał dobrą żonę, ten będzie szczęśliwy, kto będzie miał złą, zostanie filozofem.

Na swoją obronę muszę dodać, że ja filozofem nie jestem. Ufff! Chyba się wybroniłem...

Ze smutkiem zostawię Sokratesa w spokoju, choć mógłbym o nim marudzić przez wiele godzin.
Zmarł grubo ponad dwa tysiące lat temu i zostało niewielu takich, którzy go doceniają.
Dziś mamy filozofów na miarę naszych czasów.
Jakie to czasy?
Zerknijmy do annałów...

Kaczyński

- Chciałem rządzić, już gdy miałem 12 lat. Premierem zamierzałem zostać mając lat 34, a skończyć rząd, mając lat 91. To byłby rok 2040. To jeszcze strasznie dużo czasu.
- Fundamentem polskości jest Kościół i jego nauka.
- Głodówka to nie jest niezjedzenie kolacji. Jak będą w stanie głodu przez, dajmy na to, trzy dni czy dwa choćby, to wtedy będzie można mówić o głodówce. Na razie nie zjadły kolacji. To nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
- Historia Polski, jak każdego narodu, nie jest idealna. Mieliśmy bohaterów, mieliśmy i hołotę, to jest zupełnie oczywiste. Po 1945 roku ta hołota mogła tryumfować, socjalizm to był ustrój hołoty dla hołoty, można powiedzieć...

To powiedziałem ja, Jarosław Kaczyński, rocznik 1949.

Mazurek

- Patrzę na niego i myślę sobie: mój Boże, co ja bym zrobiła, gdyby to mój syn taki był?
 Z krzyżówki konia z osłem zawsze wychodzi muł, panno Mazurkówna!

Krycha

- Ja z takimi piersiami wstydziłabym się wyjść na ulicę, straszyć facetów!
Z takimi jak Beatka czy Jarek?

Pięta

- Ogłaszam przedświąteczny bojkot piwa Paulaner. Nie mam nic do piwa, ale menedżerowie firmy sprzedającej Paulanera w Polsce postanowili umieścić reklamę piwa w Wyborczej. To oznacza BOJKOT produktu (...). Czasami bywam w Warszawie, przy placu Trzech Krzyży jest taka mała knajpka Adler, tam chodzimy coś zjeść, zamawiamy Wasze piwo i rozmawiamy o polityce. Teraz już tak nie będzie, dalej będziemy tam przychodzić, ale Paulanera już nie tkniemy. Reklamujecie się w Wyborczej? Jak wam nie wstyd?! Reklamujecie się w gazecie, która popiera zabijanie nienarodzonych dzieci, homomałżeństwa i esbecką agenturę. Nie pijemy już Waszego piwa. BOJKOT.
- Jeżeli uczciwie głodują, to schudną.

Dżon Mery Jackowski

- Ten wynik 27:1 to jest totalny bullshit.
- Niemieccy bojówkarze o mentalności Hitlerjugend, którzy przyjechali do Warszawy, by bić polskich patriotów, są przedstawiani jako „antyfaszyści”. Jeszcze w pokoleniu przed nami homoseksualizm był oficjalnie uznawany za dewiację i chorobę. W 1991 r. pod naciskiem lobby homoseksualnego, na wniosek Parlamentu Europejskiego, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) usunęła homoseksualizm z listy chorób w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Zaburzeń. Dziś za nazwanie rzeczy po imieniu można trafić do więzienia.


 Jakie czasy - tacy filozofowie...

A co na to Sokrates?
- Puste worki nadyma wiatr, a bezmyślnych ludzi – próżność!
- Tyle tu rzeczy, których mi nie potrzeba!
- Weź tyle, ile potrzebujesz, daj tyle, ile możesz.
- Wypoczynek to największe z dóbr!

Na koniec wypada mi dodać tylko jedną myśl Norwida...

- Im więcej czytam o Sokratesie, tym mniej się dziwię, że go otruto. 


sobota, 27 stycznia 2018

Śmierć złotym rybkom!

Rybak złowił złotą rybkę, a ta go pyta:
- A coś ty taki smutny?
- Ta moja żona to straszna jędza!
- Wiem coś o tym - mówi rybka - ja właściwie to jestem rybek. I spełniam życzenia. Tylko trzy, ale to zawsze coś. Co  byś więc chciał zanim mnie wypuścisz?
- Pistolet
- Łopatę
- Alibi

Kawał stary jak świat, ale wciąż mnie bawi. I ma potencjał. Założę się bowiem o dychę, że każdy ma własne, jedyne i niepowtarzalne, życzenia do złotej ryki. Dobrze, że trudno je złowić, bo rozpętalibyśmy totalną anarchię.

Pewien zapalony wędkarz, o jakże wieloznacznych inicjałach - Dżej Kej - kiedyś ponoć taką rybkę złowił. Dramatyczne skutki wypowiedzianych wówczas życzeń lezą za każdym z nas od lat dwóch z hakiem. Wprawdzie nikt nie zna przebiegu negocjacji pomiędzy nadwędkarzem a rybą, ale sama wiara w zdarzenie wymagałaby porządnej serii elektrowstrząsów.
To wspaniała, niestety całkowicie już odrzucona, metoda leczenia kompletnych świrów. Zupełnie  niesłusznie.

Jak zapewne dobrze to wiecie - jestem zdeklarowanym wrogiem kleru. Świat bez oszalałych katoli byłby o wiele lepszy. Dotyczy to zresztą każdej innej religii unurzanej w ciemnocie i zacofaniu. Niestety..
Wszelkiej maści totalitaryzmy, w najróżniejszych formach, święcą wciąż triumfy. Bo chyba nikt rozsądny nie zaprzeczy, że religie nie są formą totalitarnych rządów!
A w takich zawsze chodzi o to samo. O rząd dusz mianowicie.
Niestety, głupota jest wpisana w nasze życie. Dlatego walka z nią jest tak trudna. Ludzie lubią być głupi. Jest im z tym dobrze.
Wyjdzie sobie taki jeden jełop z drugim na ulicę, pohajluje, da komuś w mordę, skoczy na piwo i dzień zaliczony. Jeżeli ma na dokładkę ciche przyzwolenie władz, no to po co myśleć? Jutro zrobi to samo.
Anarchia pączkuje, kaczoropodobni rżną głupa, a tak zwana "rozsądna inteligencja" wygładza zmarszczki na swoich dupach, w skórzanych fotelach, poszukując straconego czasu na kartach Marcela Prousta.
Pewnie jestem bardzo naiwny, ale chciałbym, aby na świecie zaczęli rządzić ludzie "środka".
Ani za głupi, ani za mądrzy; bez miliardów na kontach i, co najważniejsze, bez potrzeby ich posiadania; bez przerostu ambicji nad możliwościami, okrzesani i uczciwi.
Bo żeby ktoś, do końca moich dni, raczył mój odwłok rozżarzonym pogrzebaczem, to umrę w przekonaniu, że zawsze chodzi wyłącznie o kasę i władzę. Zresztą to jest to samo.
Pisałem przedwczoraj, że zakładam partię.
Partia to trochę wielkie słowo, ale i tak lepsze od określeń typu: Platforma, Komitet lub Związek.
Nie mam ambicji jej rejestrować, pisać statutów, ani zbierać składek na jej utrzymanie. Nie będzie wieców poparcia, wyborów władz i haseł przewodnich.
Stawiam na półtorakilogramową substancję zapełniającą czerep każdego z nas. Często całkowicie niepotrzebnie.
Kocham się w ludziach mądrzejszych ode mnie. Namiętnie chcę czerpać garściami z ich wiedzy.

Jeżeli odrobinę poczuliście objawy mojego szaleństwa - Zapraszam!
Wystarczy wpisać na Facebooku: IPNL


Będą na zachodnim krańcu Irlandii pstryknąłem taką oto fotkę... To Atlantyk. Resztę dopowiedzcie sobie sami.
Trochę chaotyczny ten mój dzisiejszy wpis, ale trudno. Niczego nie zmienię.


czwartek, 25 stycznia 2018

Nowa partia - IPNL

Moja cierpliwość się wyczerpała... Zakładam nową partię! Nazwałem ją IPNL czyli:                                
               
         INTERNETOWA PARTIA NORMALNYCH LUDZI


Przynależność do niej nie jest obwarunkowana żadnymi wymogami prócz jednego. Wszystkie wpisy muszą być wynikiem własnych przemyśleń, a każdy post nim nie będący, zostanie wywalony. Dość mam przeglądania setek stron powielających te same tematy w niekończących się odsłonach. Nie interesuje mnie co powiedział Kutasiński o Fajfusińskim i co Fajfusiński mu odpowiedział. Nie życzę sobie ankiet z poparciem dla kogokolwiek, ani kwiatuszków na dobranoc. To musi być coś nowego! Wyłącznie autorskie wpisy!
Zapraszam ludzi, którzy mają coś do powiedzenia od siebie. Każdy komentarz jest mile widziany pod warunkiem, że zostanie napisany i opublikowany jako jego własny. Żadnego kolesiostwa dla znajomych. Albo masz coś  do powiedzenia od siebie, albo "Pamelo żegnaj!"
Szkoda paluszków!
Nie zbieram żadnych składek na działalność partii. Jak macie za dużo pieniędzy, to kupcie dzieciom buty albo lizaka.
Poszukuję ludzi umiejących myśleć i wyrażać swoje uczucia w samodzielny sposób.
Zapraszam otwarte i odważne osoby do szczerych opinii na każdy temat.
Strona nosi tytuł IPNL



środa, 24 stycznia 2018

Buźki

Jak niemal każdy facet jestem wzrokowcem. Najpierw widzę - chwilę później oceniam. Wbrew pozorom nie dotyczy to wyłącznie widoku cholerne smakowitych pupeczek niewiast idących przede mną po ulicy.
Te oceniam szybko i nie bez satysfakcji...
Zdając sobie jednak sprawę z tego, że rzadko psu trafia się kiełbasa, wzdycham z rozrzewnieniem i idę dalej.
No co?! Mam przejść na drugą stronę jezdni? A nuż będzie po niej jechał jakiś inny wzrokowiec i też się zagapi?
To już wolę skopać nierówny krawężnik, a nawet zajechać w niego dziobem, ale przeżyć. Najniebezpieczniejsze jest lato. Niemal codziennie ryzykuję wówczas życiem.
Ale co to za życie bez ryzyka?
Ech! rozmarzyłem się trochę...
Chyba przedwczoraj... w piekarni, w której zwykle kupuję pieczywo, śliczna pani spytała mnie co podać?
- Cztery kajzerki poproszę.
- Cztery kasjerki? - zapytała mrugając figlarnie oczkiem?
- Nie te lata... Dziś to najwyżej dwie... I taczkę viagry.
A mówi się, że to kobiety są romantyczne.
Nieprawda! 
Nasz, a przede wszystkim mój romantyzm, oprócz swojej melancholijnej otoczki, ma jednak pewne granice. I kiedy widzę buźki pokroju lorelaj Sobeckiej, Pawłowiczówny, Mazurkówny, albo, nie przymierzając, takie coś jak pyski na opublikowanych niżej fotkach...






... to nie wiem, czy nie lepiej wleźć po pędzącego Tira...
Dlatego wolę jednak jeździć autem.

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Co się zdażyło w Madison County

Oglądałem niedawno amerykański film. Taki z gatunku fajans fikszyn. Niestety, chcę Wam teraz go  streścić. Obiecuję, że będzie krótko.
Hawaje zaatakowali kosmici.
Rozstawili swoje urządzenia na jakiejś wyspie, ale coś im się tam nie zeszło do kupy i musieli kilka godzin czekać.
Nie widziałem od początku, a więc trochę zmyślam...
W międzyczasie pomordowali okoliczną grupę Amerykańców, ale nie wszystkich, o nie! Zostali się sami najmądrzejsi. I jeden amerykański okręt z uwięzionym na pokładzie Japońcem. Z minuty ma minutę akcja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Ufoludki były niewidzialne dla radarów, ich okręty takoż. Japoniec jednak wiedział jak ich odnaleźć i rozpoczęła się krwawa walka. I kiedy zaczęło się już wydawać, że walka przechyla się na stronę Ziemian, kosmici wystrzelili ogniste piły tarczowe, które poharatały ostatni bastion obrony ludzkości w tak zwane pizdu. Najmądrzejsi z najmądrzejszych uciekli rakietowymi pontonami do Perl Harbor gdzie zastępca poległego kapitana doznał olśnienia.
Do całkowitego rozpieprzenia Ziemi zostało trzy godziny. W sam raz tyle czasu, aby uruchomić USS Missouri. To taki pancernik, stojący od sześćdziesięciu lat w porcie, robiący za muzeum. Na wszelki wypadek zatankowany węglem do napędu i uzbrojony jak, nie przymierzając, emerytowany pułkownik Matrix z filmu "Komando". Arni mógłby się wiele nauczyć. Chyba jeszcze żyje?
Trochę się boję być pewien, bo niedawno chciałem coś przeczytać o Bondzie i okazało się, że właśnie tego dnia Roger Moore wyzionął ducha.
Wracam do filmu.
Z pomocą bardzo emerytowanych, ale wciąż cieszących się końskim zdrowiem członków załogi pancernika, kilka klatek później, USS Missouri wypływa na morze w obronie ludzkości.
Po serii skomplikowanych nawrotów, dedykowanych bardziej wodnym skuterom, grupa kilkunastu obrońców ludzkości rozpieprza w trymiga całą flotę cholernych kosmitów.
Ziemianie oddychają z ulgą.
MGM, United Artists i Twenty Century Fox także.
To tyle dziś o amerykańskiej kinematografii.

Od dwóch lat czuję przemożną chęć napisania scenariusza do filmu. Mam już nawet tytuł i
zrobiłem też plakat...


Rzecz rozpoczyna się na Nowogrodzkiej w Warszawie...
Dwóch nieśmiałych młodzieńców umawia się na wspólne wypasanie bydła.
Wszystko się udało tylko wazelina za szybko wyszła i musieli wracać. Kosmici także, bo po wylądowaniu dostali ze śmiechu kolki na widok osła z mułem w dwójce bez tropiku i bez wazeliny.
Film produkcji polskiej
Reżyser - Antoni Krauze
Gdyby był to produkt norweski, dodałbym tylko przebitki zamyślonego mężczyzny w brązowym swetrze stojącego przez oknem. Mógłby go zagrać Otto Morten Halvorsen Macierewicz.
Resztę dopowiedzcie sobie sami.

sobota, 20 stycznia 2018

O ile dobrze kumam, to mamy dziś sobotę. No to może by tak olać choć raz naszą smutną rzeczywistość,  dać odetchnąć mózgom i pozwolić sobie na uśmiech? Ostatnio odnoszę bowiem wrażenie, że zaczynamy zachowywać się jak zgraja żuli na "Dzień Koła" i na okrągło pijemy.
Taki syndrom wycieczki po Paryżu... 
- Proszę wycieczki - mówi przewodnik - właśnie przechodzimy obok znanego paryskiego burdelu.
Dlaczego nikt nie zapyta:
- Dlaczego obok?
Odnoszę wrażenie, że coraz mniej umiemy się bawić. Marudzimy, zrzędzimy...
I dopiero kiedy z nostalgii wyrwą nas pełne troski pytanie najlepszego kolegi:
- Czy ty potrzebujesz pomocy psychologa?
Odpowiadamy:
- Już polewam.

Odrabianie pracy domowej nie zawsze wiąże się z posiadaniem domu. Odnoszę wrażenie, że coraz bardziej zbliżamy się do chwili, w której, aby poprawić sobie swój humor, mierzymy długość naszej parówki termometrem. To, że zawsze nam wyjdzie w okolicach 37 nic nie znaczy.

Sobota ma tę zaletę, że przechodzi w niedzielę. To dzień, z założenia wolny, w trakcie którego mogę się wyspać i wybyczyć, a potem sprawdzić czy mnie w ulubionym fotelu.
Ale stare wojskowe powiedzenie mówi:
- Kiedy atak idzie dobrze, to na pewno jest to zasadzka.
Muszę jutro rozebrać choinkę i zmienić wodę żółwiowi. Powinienem też pojechać po zostawione u teścia okulary.
W efekcie będzie jak w tym dowcipie o tym, co ma wspólnego murzyn z ośmiornicą...
- Pewnie szybko zbiera bawełnę.
Nie miałem ojca grabarza więc nie lubię bawić się w chowanego. Jakoś przetrzymam.
Włączę sobie dziś w nocy telewizor i pooglądam jasnowidzów. To świetny kawał telewizji. Z akcentem na kawał.
Najbardziej ucieszyła mnie kiedyś rozmowa dwóch wróżbitów na wizji, z których jeden powiedział:
- Będziemy mieli piękne lato tego roku...
A drugi dodał:
- Tak, faktycznie. Przypomina mi się lato 2094 roku.

Nie byłbym sobą gdybym na koniec nie wbił szpili w jakąś pisowską dupę.

Skoro na świecie czarni dominują w bieganiu, a biali w strzelaniu, to właściwie o czym to świadczy?
A jako mało spełniony plastyk wypada mi przytoczyć na koniec pewną odbytą (nomen omen) rozmowę w którymś ze sklepów.

- Poproszę rolkę papieru toaletowego.
- Jaki kolor?
- Pani da biały, odcień to już sam sobie dopasuję.


czwartek, 18 stycznia 2018

Historia chrześcijaństwa. Odsłona druga

Dwa miesiące temu opublikowałem wpis pod tytułem: "Przeczytajcie to z uwagą do końca", w  którym przedstawiłem suche fakty z dziejów chrześcijaństwa. Data i co się wówczas zdarzyło. Wydawałoby się, że to kompletne nudy...
Przeczytano go sto piętnaście tysięcy razy.

Życie postów jest krótkie. Trwa zwykle dwie lub trzy doby i topi się w powodzi kolejnych. Rozumiem to. Świat codziennie dostarcza nam tylu nowych informacji, że rajcowanie się "starociami" sprzed tygodnia zakrawa na idiotyzm.

Na szczęście nie zawsze tak jest. Prawdy oczywiste się nie starzeją.
Wracam więc dziś do tej samej opowieści.
Dzisiejszy post będzie długi, nudny i tylko dla wytrwałych.
Najsilniejszych zapraszam do lektury...

Pewna moja była znajoma z Facebooka, imieniem Violetta, jest ciężko zdziwiona, że jej wątpliwości wobec osoby Jurka Owsiaka napotykają na coraz wyższy mur niezrozumienia. I co rusz kolejny  bezmyślny ciołek wywala Violettę z grona znajomych. Duma Violetty nieustająco na tym cierpi, a jej umalowane paznokcie cyklicznie o tym informują pozostałych jeszcze znajomych.

Ośmieliłem się odwiedzić facebookową stronę Violetty...

I cóż możemy tam dostrzec?

Niekończący się szereg zdjęć obrazów matek z dzieciątkiem symbolizujących, tak myślę, matkę Jezusa z owym na rękach. Wiele z nich to fotografie malarskich dzieł sprzed wieków. Często nawet ładnych.
Zanim się jednak na ów sielsko-anielski widok rozpłaczę, zerknijmy do historii malarstwa...

Artyści sprzed wieków nie cierpieli od nadmiaru chętnych do pozowania matek z dziećmi. Musieli wykazywać się kreatywnością. Gdzie zatem szukali ładnych i chętnych do pozowania kobiet? Ano w kręgach zaprzyjaźnionych prostytutek. To ich twarze zdobią dziś większość świętych obrazów i to do nich składają modły moherowe bereciki.

Nie mam nic do prostytutek. To szalenie niewdzięczny zawód skazujący częstokroć kobiety na wieczne potępienie. To zdumiewające jak długo opiera się próbie czasu. Niebagatelną rolę odgrywa w nim także prezencja. Jeżeli więc lubicie się modlić do świętych obrazków, to miejcie także i ten fakt na względzie.
Jedźmy dalej.
Na starożytnym Bliskim Wschodzie krzyż był znakiem przynoszącym szczęście. Nie wiem dlaczego, ale tak było. Kiedy, dużo później, zaczęto go używać do przybijania do niego przestępców, stał się symbolem hańby i upokorzenia. Stosowano go w Asyrii, Mezopotamii i Persji w czasach, w których
Jezus nie był nawet w najdalszych planach. Do Europy zawitał trzy wieki przed naszą erą za sprawą Aleksandra Macedońskiego zwanego dziś Wielkim. Pewnie z powodu wymordowania znaczącej części ludów od Azji na zachód.
Krzyż, jako symbol wiary, pojawił się za sprawą pewnej wizji cesarza Konstantyna w roku 312 naszej ery. Krótko później jego matka, jakżeby inaczej, św. Helena, w jakiś cudowny sposób odnalazła jezusowy krzyż podczas swojego wypadu do Ziemi Świętej. Kult krzyża się wreszcie rozpoczął. Trochę poniewczasie, ale... chcieć to móc. Zainteresowanych modlitwą do kawałków połamanej celulozy odsyłam do Brukseli, Rzymu lub Paryża. W Polsce zaś na Łysą Górę, a także do Lublina, Krakowa, Warszawy...
Gdyby tak zebrać do kupy wszystkie pozostałe drewniane relikwie, to pewnie zabrakłoby gwoździ. Odwiedzających Łysą Górę życzę 594 metrów objawień.

Wracam chwilowo na ziemię.
Ta zakała ludzkości i kupa lewackiego gówna, Jerzy Owsiak, żyje tu i teraz. Można go nawet zobaczyć w telewizji i posłuchać w radio. Można z nim również się spotkać.
Inicjatywa WOŚP nie tworzy żadnych cudów i nie ma ambicji, aby napisać o nich biblię. Po prostu pomaga.
Jeżeli pomaganie bliźnim współczesny kościół uznaje za coś złego, to cała historia chrześcijaństwa bierze zwyczajnie w łeb. Na cóż bowiem cała ta legenda o ratowaniu ludzkości kosztem życia Jezusa? Chyba, że tylko jego życie i śmierć są ważne.
A co z tymi, którzy w grzechu niewiedzy zmarli przed Jezusem?

Jak to dobrze, że mamy Violettę, która wprawdzie niczego nigdy nikomu nie wyjaśniła, ale potencjał ma. Podobny do padającego właśnie śniegu. Albo stopnieje do rana, albo nie. Falenica kontra Otwock.
Powiedzcie mi...
Jak mamy się dziś zachować, kiedy jakiś prawdziwy Polak, z wytatuowanym na jajcach znaczkiem onr, da nam na ulicy w mordę i skopie naszą wątrobę?
- Och bejbe! Przebaczam ci! Jebnij mnie jeszcze po nerach. I w śledzionę! Z kopa!
- O tak!
- Jesteś boski!
Powiedzmy to wreszcie sobie otwarcie. Przyzwolenie czynienie zła prowokuje do kolejnego, a odpuszczanie win winowajcom jest najgłupszym pomysłem w historii ludzkości.
Bo z chrześcijaństwem jest jak psią kupą. Albo się w nią wdepnie i zostawi na butach, albo ominie. Polecam omijanie.

Nie znam żadnej publicznej osoby, która nie byłaby narażona na krytykę. Do pewnego stopnia odczuwam to także ja. Kiedyś ktoś mi napisał:
- I czym się baranie chwalisz? że masz na swoim blogu 144 obserwatorów?
Jezus miał tylko dwunastu... Jestem więc dwanaście razy lepszy!  
Jakie to szczęście dla chrześcijan, że bóg nie wymyślił iphonów dwa tysiące lat temu. Widocznie, w swojej nieokiełznanej mądrości, przewidział skutki sfilmowania prawdy... Jeżeli była jakaś prawda!

Czasem zazdroszczę ludziom wierzącym ich wiary. To takie łatwe wyrzucić komuś do ucha swoje winy i dalej czuć się bezkarnym i głupim. Efekty obserwujemy na co dzień. Cały rozmodlony pis jest tego dobitnym przykładem. Pomodlą się, walną pięścią w serce, i chociaż ten jedyny raz przyznają się przed samym sobą:
- Mea culpa! Mea maxima culpa!
Po czym włożą swoje osrane glany, aby dalej kopać nasze wątroby.

Serdeczne dzięki dla pani Violetty, która uświadomiła mnie, że wśród swoich znajomych wciąż jeszcze znajduje się grupa podobnych do niej, intelektualnych, popaprańców bożych.
Zaś osoby obdarowane łaską bożą proponuję ukrzyżowanie Zuckerberga. Po cholerę wam Facebook skoro porozumiewacie się wyłącznie przy pomocy pierdnięć i stepowania?
Jak to napisał mój mistrz, Kurt Vonnegut.
Nie tak zaplanowałem dzisiejszy wpis, ale znów górę wzięła moja wrodzona cholera.
- Mea culpa!






Bóg jest z wami!


poniedziałek, 15 stycznia 2018

Aborcja...

...to kolejny temat z gatunku tzw. "tematów odgrzewanych". Leżą sobie one po zamrażarkach czekając na czas, aż w lodówkach zabraknie świeżego mięsa. Widocznie ostatnio zabrakło...
Gdyby ktoś jeszcze nie zrozumiał, to tłumaczę...
Żadnego z polityków nie interesują losy płodów w łonie matek. Podobnie każdy klecha ma to głęboko w dupie, bo taki płód to ani ochrzcić, ani pochować... Biblia także o tym dyskretnie milczy zatem... brak odniesień. Więc o co tyle rabanu?
Ano dlatego, że każdy człowiek ma na ten temat własne zdanie, którego będzie bronił jak niepodległości. I jest kompletnie bez znaczenia, czy ma lat osiemnaście, czy osiemdziesiąt.

Zwróćcie uwagę...

Dlaczego ustawę o całkowitym zakazie przerywania ciąży nie referuje, na przykład, Pawłowiczówna lub Sobecka, a zawsze jest to jakaś młoda i niebrzydka niewiasta? Dlaczego na ulicach tak mało słychać głosów ludzi, których to potencjalnie może dotyczyć, a zawsze są to obleśne babska  krążące zazwyczaj między kościołem a zakrystią?
Bo liczy się elektorat. Ilość przechodzi tu w jakość. Tak zdobywa się punkty.
Gdyby ktoś mnie dziś spytał czy jestem za zabijaniem dzieci, to dostałby w mordę. Gdyby zapytał czy aborcja powinna być legalna, odpowiedziałbym - tak! To dwa jakże różne światy mające się do siebie nijak.
Zaraz usłyszę argumenty w stylu:
- A może z takiego płodu wyrósłby kiedyś jakiś drugi Einstein lub Archimedes?
A czemu nie Breivik lub Hitler?
Na tych drugich szansa jest większa.
Zostawmy przerywanie ciąży sumieniom kobiet, których ta sprawa dotyczy; a tych, którzy chcą na ludzkim nieszczęściu zbijać polityczny kapitał, wypierdolmy na śmietnik. Nie widzę innego rozwiązania...
Chyba że jest to rozwiązanie będące efektem miłości dwojga odpowiedzialnych ludzi, które doskonale zdają sobie sprawę z konsekwencji przywołania na świat nowego człowieka.
Ja nie zaznałem bowiem w swoim życiu większego szczęścia od faktu bycia ojcem.
Jeżeli wie o tym ode mnie więcej poseł Kaczyński, to, kurwa mać, słucham!






Czuję ogromny wstręt publikując zdjęcie tego skurwiela, ale ciekawi mnie co dziś sądzi o swoim synalku jego mama...



sobota, 13 stycznia 2018

Opozycja na San Escobar!

Powiedzcie mi do cholery, co się tu dzieje?! PO ogłasza, że za dwa lata przegra wybory, Nowoczesna za chwilę się pozagryza między sobą, w SLD dominuje Czarzasty, który jest zgrany jak Bolka trampki, a cała reszta, której, nota bene, prawie nie znam, ma tyle do powiedzenia co mój akwariowy  żółw.
Kiedyś o tych, z którymi nam nie było po drodze, mówiło się: "Oni". Doprawdy nie wiem o kim mógłbym dzisiaj powiedzieć: "My".
Pieprzona banda świrów z niemal masochistycznym parciem na szkło.
Przeżyłem przeszło pół wieku, ale takiego burdelu jak dzisiejszy, nie udało mi się nigdy nawet wyśnić, a wierzcie mi... moje sny bywają pojebane niemiłosiernie.
Trudno mi kontynuować ten temat bez steków bluźnierstw, ale postaram się je ograniczyć do niezbędnego minimum.
Opozycjo Ty moja gówniana!
Należy Wam się soczysty kopniak w Waszą opozycyjną dupę. A po nim poprawka. Po niej druga. I tak aż do skutku.
Od dwóch lat obserwuję Wasz intelektualny upadek. Kiedyś myślałem, że jestem zwyczajnie za głupi, aby to wszystko ogarnąć; bo Wy wiecie lepiej co jest dla kraju najlepsze, że wyszukujecie najsensowniejszych rozwiązań. Także tych kadrowych.
A może Wy wcale nie jesteście żadną opozycją?

Ciśnie mi się teraz na usta przykład z polskiego futbolu...
Dam sobie uciąć wszystko co mi wystaje poza korpus, że po każdym meczu piłkarze obu drużyn idą razem uśmiechnięci na piwo. Są wszak wszyscy z jednej wsi i każdy grał kiedyś z każdym w jednej drużynie.
A więc, po raz kolejny, moja kochana opozycjo!
Nie zrobicie z nas kiboli, którzy w imię waszych zawszonych interesów będą się napierdalać na jakiejś polance widłami w czasie, kiedy Kaczyński, tuż po tym jak Tarczyński zrobi mu loda, postawi Wam wszystkim piwo. I będzie wam tak cholernie wesoło, że tak niewielu udało się tak wielu wyruchać.
Nie chcę dziś więcej przeklinać.
Dobranoc



czwartek, 11 stycznia 2018

Intelektualiści

Chyba Bogumil Hrabal napisał takie zdanie:
- Napisz coś, o czym wszyscy wiedzą, a zobaczysz ile będziesz miał interpretacji...
Hrabal zmarł dwadzieścia lat temu i pewnie nie zażył rozkoszy obcowania z internetem. Pewnie napisałby jeszcze kilka innych mądrości o tym najgłupszym, ale chyba i najwspanialszym wynalazku ludzkości, z którymi musiałbym się zgodzić.

Widziałem w necie taki film...
Rzecz dzieje się przy budowie jakiegoś chodnika w mieście. Facet szpadlem ryje w ziemi. Obok stoi drugi z taczką. Pierwszy wsypuje ziemię do taczki, drugi myśli. Kiedy taczka się zapełnia przesuwa ją pół metra i wysypuje. Rzecz się powtarza do całkowitego znudzenia filmującego tę scenę...

Z internetem jest dokładnie tak samo.
Bezdenną głupotę jednych natychmiast powielają kolejni doprowadzając do kresu wytrzymałości nerwowej całą resztę.
Opublikowałem krótki wpis o zwycięstwie Kamila Stocha w Turnieju Czterech Skoczni. Niby nic, wydaje się, że by wypadało, bo to w końcu historyczne osiągnięcie. Na koniec zażartowałem sobie: Kamil Stoch na prezydenta!

- Cóż za idiotyczny komentarz! - przeczytałem...
- Dla Kamila brawa, dla autora powyższego postu widły, żeby sobie słomę z butów wygrzebał.
- Kamil Stoch to katolicki oszołom!
- Prawda, że to dobry skoczek, ale wcale nie musi być dobrym prezydentem!

Stawiam brylanty przeciw kartoflom, że napisali to ci od taczki i szpadla.

I tak jest z górą innych wpisów. Żebym nie wiem jak się starał dotrzeć do mózgu, trafiam w pustą przestrzeń po nim.
Czasem bywa tak, że ponoszą mnie nerwy i czuję potrzebę odpowiedzi takiemu idiocie. Zawsze wtedy najpierw sprawdzam kim on jest oglądając jego profil. 
Wicie... rozumicie... Staram się dowiedzieć do jakiego mam się zniżyć poziomu, aby mnie zrozumiał...
I czytam...
Magister fizjoterapii, inżynier budowlaniec, właściciel firmy...
Same wykształciuchy! Gdzie tam mnie do nich! Bezmyślnemu prostakowi po trzech klasach i kilku korytarzach.

Podczas naszego wypadu w góry, tuż przed kuligiem, rozdano każdemu po kieliszku na sznurku i po ćwiartce wiśniówki (kocham Unię, bo dopiero za jej rządów litr ma pięć ćwiartek). Sznurek służy do wieszania kieliszka na szyi, a flaszka, aby się polać wódką po odzieniu wlewając. Fajny gadżet, ale kompletnie nieprzydatny. Dokładnie tak samo jest z internetem dla głupców. Fajny gadżet żeby robić z siebie barana. 

Opublikowałem do dziś 736 wpisów na swoim blogu, na samym Facebooku mam do tej chwili 732193 otwarć i wierzcie mi, wiem o czym piszę. Ktoś mnie wczoraj ostrzegał, że z idiotami nie wygram, bo są w większości.
To lekka przesada, ale jakże smutne jest to, ilu z nich nie umie czytać, nawet najprostszych tekstów, ze zrozumieniem.
Wybaczcie, ale ja już prościej pisać nie umiem. Państwo intelektualiści...


 Tacy sami jak z tego zdjęcia.


wtorek, 9 stycznia 2018

Totalna ściema czyli rekonstrukcja "rządu"

Od dziś jest tak:
- Zalewska przeszła niedawno rekonstrukcję dolnej i górnej szczęki - zostaje!
- Gliński zrekonstruował teatry - zostaje!
- Ziobro jeszcze nie zrekonstruował do cna polskiego prawa - zostaje!
- Kempa wciąż rekonstruuje namiętne lizanie dupy Rydzykowi - zostaje!
- Jurgiel to baran, w sam raz od wsi - musi zostać!
- Rafalska, jako chodzący przykład anoreksji wielu polskich rodzin i bulimii polityki społecznej, jest w rządzie bezcenna, a więc zostaje!
- Szydło, z racji wrodzonego braku mimiki twarzy, zostaje na stanowisku ministra od niczego. Taka forma ukrytego bezrobocia.
- Kamińskiemu nie wystarcza zrekonstruowanej renciny i pozostał w rządzie członkiem

Wybaczcie, ale więcej rządowych mózgów nie znam. Usłyszałem za to o kilku nowych. No to lecimy...

- Brudziński. To chyba ten gość, który okradał samochody i od teraz jest minister od policji... Każdy gangster marzy o przejściu na jasną stronę mocy.
- Henio Kowalczyk zastąpił Szyszkę. Turlałem się po podłodze ze śmiechu po przeczytaniu, że to zapalony myśliwy. Zastąpili wilka lisem do pilnowania kurników.
- Jacek Czaputowicz będzie od dziś latał po świecie i ośmieszał nasz kraj po Waszczykowskim. Nie znam gościa, ale jak pierwszą wizytę złoży cesarzowi San Escobar, to ma u mnie przejebane jak w ruskim czołgu.

Na koniec zostawiłem sobie dwa kwiatuszki. Dziubek zastąpi Antosia! Krzywousty karmi nas satyrą na miarę Pietrzaka. Rozumiem, że jest to forma wymacania rozporka Kaczorkowi, bo z Dziubka taka ladna menścizna aż strach. I odpowiednio głupia. W sumie to żadnej zmiany w resorcie obrony nie da się dostrzec. Debil za debila, z tym, że jeden ma grzywkę. Ten bez niej sprawdziłby się jako minister od zdrowia. Któż inny lepiej zrozumie człowieka chorego jak nie inny chory?
W sumie wydaje mi się, że w nowym rządzie powinni być ministrowie wyłącznie od zdrowia. Psychicznego rzecz jasna! Swojego.
A naród sam się wyżywi, wyedukuje i wyleczy. Bez łaski.

Stetryczały Kaczorek, do spółki z Krzywoustym, zafundowali plebsowi kolejne igrzyska. Ale ani w nim lwów, ani gladiatorów. I trybuny jakieś puste...
Rozdawanie samej mąki też pozbawione jest sensu w sytuacji braku pieców do pieczenia chleba.
Dwa lata jakoś przetrwamy. Szyszko wyciął już tyle puszczy, że na opał wystarczy. A jak zabraknie to jest jeszcze jego stodoła i globalne ocieplenie.


Dobra. Idę se pochorować, bo mnie łamie w kościach.

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Hej kolęda, kolęda... dla WOŚP

Od wielu już lat każdy ksiądz, który przemierza moje rewiry wie, że do mnie nie wejdzie. Wie to tak dobrze, że nawet nie próbuje wysyłać swojego posłańca, aby się co do tego upewnić.
Jest więc tak...
Ja wiem, że oni to wiedzą, a oni wiedzą, że ja wiem, że oni wiedzą.
Pełna symbioza.
I tak ma być!
Bo żaden facet w czarnej kiecce nie ma do mnie wstępu i kropka. Niech sobie kopią we własnej piaskownicy albo spadają na bambus.
Dlatego tak strasznie irytują mnie podsyłane mi co chwila ankiety w stylu:
- "Czy przyjmiesz w domu księdza?"
- "Ile dasz księdzu na tacę?"

Po co ludzie to robią?
Nawet gdybym chciał odpowiedzieć, to odpowiedź byłaby zawsze taka sama...
- Chuj ci do tego!
Nigdy nie mieszam się do niczyjego życia, a jeżeli czasem o życiu opowiadam, to wyłącznie o swoim.
Proponuję więc wszystkim durnym publikatorom kretyńskich ankiet uczynić to samo. Szanuję swoją prywatność i cenię ją u innych.
Odpieprzecie się zatem ode mnie nawet z ankietami w kwestii poparcia dla WOŚP i Jurka Owsiaka, bo jeżeli ktoś ma jeszcze choćby połowę mózgu, to go popiera! Po diabła to wałkować? Zakładam poruszanie się w kręgu ludzi ludzi myślących...
Reszta won do piaskownicy lepić babeczki z Rydzykiem.
Swoją drogą...
Kościół popełnił ogromny błąd próbami oczernienia całej inicjatywy Owsiaka. Gdyby od początku się w nią włączył, a każdy klecha nosił z sobą także puszeczkę Orkiestry, to pewnie bym go przyjął. Ale tylko z jednego powodu...
Żeby mu udowodnić różnicę w mojej ofiarności dla ludzi naprawdę potrzebujących realnego wsparcia od tych, którzy na tym żerują.
Jestem pewien, że właśnie dlatego mają Jurkowi to za złe! Po prostu się go boją!
Zgnilizna wyłazi z kościoła niczym zaraza, najczęściej przez zakrystię, i próbuje wszystkim wmówić, że bardziej potrzebujemy do szczęścia stu nowych kościołów od choćby jednego wyleczonego dziecka.
To w kim, do jasnej cholery, siedzi ten diabeł i którego wolicie?


Siema!

niedziela, 7 stycznia 2018

Podróże kształacą

No tośtmy sobie pobalowali w Zakopanem. Miarą niech będzie rozmiar mojego kaca, który pozwolił mi w nocy odkręcić kapsel z mineralną otwieraną wyłącznie otwieraczem. Próbowałem to bezskutecznie powtórzyć za dnia. Otwieracz leżał obok butelek. Chyba ubawiłem Gośkę.
Wieczorna podróż Zakopianką to horror. Minus 5 stopni, lekka zamieć, roboty drogowe co kilometr, ani śladu jakichkolwiek pasów na jezdni, a z naprzeciwka niekończący się sznur oślepiaczy. Jakie to szczęście, że żonusia robiła za pilota i, tuż przed Zakopcem, do spółki z głupim esem, skręcili mnie w lewo na drogę pustą niczym kozacki bęben, Po objechaniu jakieś góry dotarliśmy tuż przed Zakopane...
I jak tu było się nie opić?
Nocne mocowanie się z cholernym kapslem osłabiło moje siły do popołudnia.
Później zjechaliśmy windą na basen. Właściwie to dwoma windami. Byliśmy w tym hotelu dwa lata wstecz (to był także ten czas, co do którego nie jestem za bardzo pewien, co wówczas robiłem), ale pamiętam nasze bezskuteczne próby odnalezienia pokoju. Taki rodzaj hotelowej dysleksji.
Po wlezieniu do basenu wreszcie poczułem jak trudno mi się oddycha pod ciśnieniem otaczającej mnie wody. Było źle. Na szczęście wieczorem zabrano nas na kulig. Dostałem płonącą pochodnię, a Gośka dwie setki wiśniówki.
Nie wiem teraz...
Miałem także jodłować? Chyba tą wiśniówką.
Po godzinnych torturach, tuż za pierdzącym koniem (jak mi szkoda tych zwierząt!), naszym oczom ukazała się knajpa. Ale nie żeby od razu było tak można do niej sobie banalnie wejść! Trzeba było najpierw osmolić nad ogniskiem kawał kiełbasy. W rytm góralskiej kapeli, trzęsąc się z zimna,  pozostawiłem na mrozie resztkę moich zębów swobodnemu miażdżeniu zabitej świni. O popiciu herbatą nie było mowy, bo pooblewałbym towarzyszy niedoli i mógłbym zarobić w ryj.
Na szczęście w knajpie było już ciepło, świetna micha i morze alkoholu. Wreszcie odżyłem. W   przeciwieństwie do żonusi, która nie zauważyła nawet świecącego się nad jej głową jelenia.
Jeleń wyglądał tak:


No! Tylko proszę mi teraz nie mylić jelenia z żonką moją najukochańszą, która do dziś nie może wyleczyć się z kaszlu po kuligu! I z wiśniówki.

Dwie doby permanentnej balangi skołatało nasze jestestwa przynajmniej do następnego roku.
Jakby tego było mało, w drodze powrotnej, w pewnym przydrożnym kiblu, natknąłem się na boisko piłkarskie w pisuarze. Była tam bramka i piłka zwisająca na sznurku z jej szczytu. Chybocząca się w rytm polewania. Tam dopiero wyleczyłem kaca. Trafienie w taką piłkę to nie lada wyzwanie!
A niech się się jeszcze zatrzęsie; ten ostatni raz...
Zrzut wolny!


I jak? Niezły wymyśliłem dziś tytuł? Gdzie indziej tak bym się dokształcił?

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Mój Noworoczny Koncert

Skoro już się wszyscy wyspali, obejrzeli kolejne zwycięstwo Stocha (Gratulacje!), wypili rosołek i pobudzili wymordowany balowaniem organizm wodą z chmielem... to mogę skreślić kilka słów na Nowy Rok.

Gdziekolwiek byłbym za granicą, zawsze natykam się na niewielkie markety wypełnione produktami okolicznych wytwórców. Na Wyspach to Cooperativy, we Włoszech Coopy... Na przykład.

Nigdy w życiu nie jadłem smaczniejszych oliwek niż w Toskanii, nigdzie nie widziałem bardziej leniwych sprzedawców niż w Italii.
Sprzedawcy są więc także wytworem okolic, z których pochodzą. Luzik i "O sole mio", klient może poczekać. Taka to już ich uroda i należy się dostosować. Niezmiennym pozostaje fakt, że jedzenie, i inne produkty, są wszędzie świeże, pachnące i najwyższej możliwej jakości.
Co ciekawe, a rzadko spotykane u nas...
Wszystkim zależy na tym, aby takie były. 
Bo promuje się najpierw siebie, a dopiero kogoś innego. Tak by przynajmniej wypadało...

Na całe nasze szczęście i w Polsce ów trend zaczyna być widoczny. Wystarczy włączyć telewizornię. Średnio bystry obserwator musi zauważyć namolne lokowanie produktów z grupy: "Po nas choćby potop", których wstępnymi twarzami są seksowne uśmiechy Adamczyka czy Holeckiej.
Przekładając to na bardziej zrozumiały język wychodzi mi, że sprzedawać to my już coś mamy, tyle że są to produkty zaśmierdłe, źle odważone, fatalnie opakowane i szkodliwe niczym arszenik.

Rozpoczęliśmy nowy rok, w którym, podobnie do lat poprzednich, w Biedronce królować będzie Portugalia, w Auchan - Francja, a w Tesco chyba... Anglia. 
I co z tego, że i ci nas pewnie dymają? Prawdziwymi mistrzami nie są wcale oni! To ta banda szkodników z Kaczorem na czele, mająca czelność nazywać się prawem i sprawiedliwością.

Najprawdopodobniej, za kilka dni, każą nam się zachwycać kolejnymi piruetami tego osła Dudy na stoku Kasprowego Wierchu, dochodzić do prawdy wraz ze świrem z drabinki, lub wysłuchiwać kolejnych pijackich spiczy Flaszki-Głodzia.

Fakt. Sprzedawców to my już mamy... Rzecz w tym, że nie mamy niczego do sprzedania.
W przeciwieństwie do Biedronki.

Życzę Wszystkim, w Nowym Roku, racjonalizmu. Życzę doczekania czasów, w którym to z dziką przyjemnością zajmiemy się krytykowaniem wysuszonych rzodkiewek w jakimś markecie.  A w  telewizji niech sobie nawet wówczas śpiewa jakiś Zenek w duecie z Marylą.
Odrobina oczyszczającego
debilizmu jest nam także potrzebna!
Ale nie zamiast!