sobota, 31 marca 2018

Mrowisko

Ponoć 1985 lat temu ukrzyżowano Jezusa z Nazaretu urodzonego w Betlejem. Kto chce niech wierzy.
Tylko po co się zachłystywać tym przez niemal dwa tysiące lat?
Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek lubił bajki. Robienie z nich interesu narodowego jest głupie i świadczy jedynie o tym, jak bardzo dajemy się wciągnąć w interesy bajkopisarzy. Mówi się, że tylko hindusi mają święte krowy. A kimże innym są polscy księża?


Farbowanych Cyganów dziś wielu
Bo i po co po świecie się tłuc?
Pełna micha i radio Maryja
I za bucem przechadza się buc...

To nie jest najbardziej znana wersja piosenki Maryli Rodowicz, tym bardziej, że wymyśliłem ją przed minutą, ale w dobie disco polo i tak wygląda jak Mickiewicz przy Zenku. Nie mam najmniejszego zamiaru zanudzać dziś Was swoimi wypocinami. Wpadłem tylko na moment, ale nie mogłem się oprzeć pokusie nawrzucania największym polskim szkodnikom.
Gdybyśmy byli mrówkami i mieli podzielony nasz świat na robotnice, żołnierzy i królową, a ja byłbym robotnicą, pewnie przyjąłbym swoją rolę bez szemrania. Niestety, nie mam takiego komfortu. U nas same królowe i żołnierze od Antka i Jarka. A ja tych darmozjadów karmić nie mam najmniejszej ochoty. I kompletnie mi wisi, jeżeli choćby jutro, przestaną sobie istnieć.

Usłyszałem dziś w radio takie życzenia:
- Życzę wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Wielkiej Nocy.
Znaczy co? Święta są dla nas czy my dla świąt?

Pozwolę sobie odwrócić kolejność...
Życzę wszystkim końskiego zdrowia do samej śmierci, wypchanych złotem skarpet i, aby każda setka w waszym barku, zamieniła się w 0,7. Nie przejadajcie się także, bo to jest bez sensu; i tak połowa każdego kęsa wyląduje po tronem.
Jak to mówi mój kolega medyk...
Do życia potrzebne nam najwyżej 20% tego co jemy. Z reszty żyją lekarze.
Za to mokrego dyngusa życzę z całego serca!
Kłaniam się
Darek



czwartek, 29 marca 2018

Świeta...

To może, na początek, dowcip...

Mąż wraca do domu...
- Gdzie byłeś?
- Grałem z Witkiem w szachy.
- To czemu czuć od ciebie wódę!
- A co ma być czuć? Szachy?

Ze świętami jest trochę podobnie. Świętowanie bowiem poprzedza długi ciąg czynności, które ze świętowaniem nie mają wiele wspólnego.

Mój syn przysłał mi dziś swoje uśmiechnięte zdjęcie ze skończoną pracą pracą doktorską, na którą ciężko pracował trzy i pół roku. Jestem z Niego cholernie dumny, bo to pierwszy doktor w rodzinie.

Ponieważ to jest mój blog, a każdy wpis zależy wyłącznie ode mnie, pozwolę sobie go zadedykować dla mojego Łukasza.
Cztery kraje, dwa kontynenty i dziesięć lat, od początku jego studiów, pracował na swój doktorat. Właściwie bez wakacji i urlopu. W międzyczasie został magistrem inżynierem biotechnologii i doktorem chemii. Czuję się przy nim Neandertalczykiem.

To cholernie ważne, aby nasze dzieci były mądrzejsze od nas! Obowiązkiem każdego pokolenia jest bowiem nieustanny rozwój; tylko on daje szansę na utrzymanie quo vadis kolejnych pokoleń.
Musimy się rozwijać, inaczej polegniemy w oparach absurdu serwowanych nam codziennie przez pisowskich trolli.
Równanie w dól nie jest żadnym rozwiązaniem, bo rodzi ono jedynie nacjonalizm, ksenofobię i faszyzm.
Powiem to najbardziej otwarcie jak tylko można...

Pierdolcie cały pis i kler!
Nie może być bowiem tak, aby klika opętanych kretyńską ideologią wszarzy uzurpowała sobie prawo do cofania osiągnięć naszej cywilizacji.
Mam dziś powód do bycia dumnym. I chrzanię ostatni tydzień jeżdżenia na szmacie. W chałupie pachnie czystością, a mój syn został doktorem.
Pokoloruję jutro jajka i ugotuję barszcz.
To pierwsze święta od wielu lat, przed którymi nie targa mną cholera.
Łukasz! Jesteś wielki!
Dziękuję.

P.s. 

A gdyby, jednak, targały kimś co do tego wątpliwości, to wiedzcie, że w Sosnowcu jest Biuro Informacji Turystycznej i zawsze można mieć dokąd pojechać, by móc się dotlenić...



wtorek, 27 marca 2018

Tata, a Marcin powiedział...

... że jest dziennikarzem niezależnym.
I to się zgadza. Głęboką niezależność tego fistaszka od jego fistaszkowego rozumku Marcin potwierdza w każdym swoim zdaniu. Krąży opinia, że Marcin jest chory umysłowo, ale Marcin się z nią nie zgadza. Marcin zgadza się jednak udowadniać to wrealu24. To taki pokój w Tworkach z dostępem do papieży, Napoleonów, Pietrzaka, Rosiewicza, Dedala, Kukiza na odwyku; i miejsce nawiązywania setek egzotycznych przyjaźni, o których długo by można pisać. Marcin mówi, że nareszcie może poczuć się wśród tej paczki jak delfin na manifestacji śledzi.
Śledziami, w tym przypadku, są faszystowskie i bezmyślne bladzie z czarnymi pieluchami na wstrętnych łbach i stare dziady obnoszące się z hasłami: Wara od mojej macicy!
Marcin nie potwierdza jakoby był autorem genialnej teorii poszukiwania przez faszystów faszyzmu u innych, celem odsunięcia od siebie podejrzenia o faszyzm.
Bo Marcin faszystą nie jest, a faszyzmem się brzydzi. Szczególnie tym kobiecym, określanym przez Marcina jako banda skończonych jełpów, durniów, nieuków i pasztetów z wąsem na spędzie femi-nazistek.

Otóż posłuchaj pan, panie Marcin, bo moja cierpliwość do grzecznego pisania się wyczerpała. Zanim się pan na śmierć zaplujesz w tym twoim pokoju bez klamek, to wiedz, że gdybyś najbliższe tysiąc lat siedział pod gorącym prysznicem, nie zmyjesz z siebie gówna, którym wysmarowałeś. I przejdziesz do historii jako najbardziej śmierdzący skunks na firmamencie skunksowego nieba.
Moja empatia wystawiona została na cholernie ciężką próbę.
I nawet nie dlatego, że moją żonę zaliczyłeś do wieszakowego paszteta z wąsem, ale dlatego, że  poczułem przemożną ochotę spotkać cię w ciemnej uliczce.
I wcale nie po to, aby cię ominąć! 
Być może, choć wątpię, zdajesz sobie skurwielu sprawę z tego, że z wieloma z tych jełopów i nieuków spotkasz się niebawem w sądzie.
Bezczelne chamstwo, nawet przy tak pojebanym rządzie, nie może obejść się bez kary.
A jak już dotrzesz z Tworek do Wronek, to nie łaź pod prysznic bez wazeliny.




Czy Kaczor je jajka?


Jest w języku polskim słowo, po usłyszeniu którego budzą się we mnie niemal mordercze instynkty. Słowo nadużywane do obrzydzenia przez wszystkich tych, którzy pozują na wielkich oratorów polskiej mowy, a którym, w pewnym momencie, zabraknie słów uważanych za "dopuszczalne". Te niedopuszczalne zaś trzeba najpierw opatrzyć przymiotnikiem "kolokwialny". To taka niby dezynwoltura słowna; taka prośba, że oto równam w dół, ale za to z jakim kunsztem! Nieodzownym jest także wykonać amerykański gest symbolizujący cudzysłów.
Proponuję wszystkim "kolokwialnym" poczytać jednak Białoszewskiego...
Bo... powiem tak kolokwialnie, że ja, przy całym swoim ogromnym szacunku do języka polskiego w mowie i piśmie, mam w dupie różnicę, która ponoć oba języki dzieli.
Zacząłem tak, bo możecie dziś odnieść słuszne wrażenie, że będę się posługiwał wyłącznie kolokwializmami. I będzie to wrażenie bardzo słuszne, bo projekt całkowitego zakazu przerywania ciąży jest kolejną próbą pokazania całemu narodowi jak głęboko pis ma nas w dupie. Jak niewielka grupa oszołomstwa, z jakże naturalnej, i pięknej idei posiadania potomstwa, zrobiła obwoźny burdel dla trędowatych. Jaki to dramat przeżywa pan Piłka opowiadając o tym, że płodom, tuż przed aborcją, najpierw przecina się struny głosowe, aby świat nie usłyszał ich wrzasku w trakcie aktu mordowania.

Dlaczego więc ta banda przeciwników aborcji domaga się przywrócenia kary śmierci?

- "O prawie do przerywania ciąży nie może decydować przypadkowe społeczeństwo" - rzekła jedna z tych "nieprzypadkowych" z prawicy.
- "Żyjemy dlatego, że nie wykonano na nas aborcji" - rzekł tuz intelektu Korwin Mikke.
- "Osoby o poglądach lewicowych częściej mają problemy z zajściem w ciążę" - powiedział Chazan.
- "Dzieci osób bezpłodnych przekazują swoją bezpłodność kolejnym pokoleniom" - dodał żyjący wyłącznie dlatego, że go nie wyskrobano, jakiś kutas z prawicy.
- "Tylko wybrani przez boga mają prawo używać organów, które stanowią sacrum w ciele ludzkim" - napisał w swojej deklaracji wiary nowy minister zdrowia  

To może, kurwa mać, zabronicie niedługo smażyć jajecznicy, bo zabijamy nienarodzone płody?
To może kazać wymordować wszystkie węże, lisy, kruki... i cholera wie co tam jeszcze; najlepiej wszystkie stworzenia, które czasem ośmielają się żywić jajkami.  No, a płody rolne?! Otwiera się przed wami niemal galaktyka nowych możliwości.

Skoro przed wami, to czemu nie przede mną? Jeżeli taki, za przeproszeniem, Jaki, może napisać sobie ustawę, to czemu nie ja?

Mogłaby ona zaczynać się jakoś tak:
Płody, które, niezrozumiałym wybrykiem natury, dorosły do wieku dojrzałego, a są kompletnie bezwartościowe dla społeczeństwa, bo:
- nie przekazały swoich genów następnym pokoleniom, bo:
- nie mają żadnych organów stanowiących sacrum w ich ciele, a mimo to:
- przypadkowe społeczeństwo dało im prawo do życia, i:
- żyją dlatego, że nie wykonano na nich aborcji, bo:
- są prawicowi...
... powinny czym prędzej walnąć baranka o najbliższy parapet nabity gwoździami.

A tak swoją drogą...
Nie ciekawi was zawartość tego jajka? Tego w garniturze...



sobota, 24 marca 2018

Pustka

Pisałem to już kilka razy, ale powtórzę. Proszę nie komentować moich wpisów przed ich przeczytaniem do końca!
Po cholerę skakać do basenu bez pewności, że jest napełniony wodą? Może by tak najpierw usiąść na brzegu i spróbować zanurzyć w wodzie dłoń?
Chociaż dłoń...

Opublikowałem we czwartek wpis pod tytułem: "Kaja i wszystko jasne". Przeczytało go 5070 osób. Zdjęcie do posta przedstawia Kaczora całującego w rękę Kaję Godek. Obok siedzi Płaszczak, bo rzecz ma miejsce na sali sejmowej. Wydawało mi się, że cały wpis, plus załączone zdjęcie, jest początkiem oczywistej krytyki zidiociałego pislamabadu. I raczej każdy, kto go przeczytał, ze mną się zgodził wystawiając w górę wirtualnego kciuka.
Co zaś z tymi, których nie stać na trzy minuty koncentracji nad zalewającym ich umysł niekończącym się pasmem ułożonych w zdania liter?
Ci oglądają zdjęcie, a czasem, ale tylko czasem, czytają też tytuł. I zaczynają komentować...
- Kaczyński to gej!
- Błaszczak zazdrosny!
- Świnia chce do koryta.
Geje, pedały, i najbliższe ich okolice, są najważniejszym tematem komentarzy.
Ci sami, chwilę później, oddaliby życie za Biedronia...
No to jak z Wami jest?

Może tydzień wcześniej opublikowałem wpis pod tytułem: "Gorące 30 minut Jamiego" (to Jamie Oliver, światowej sławy angielski kucharz), i dołączyłem zdjęcie ostrygi. Nie ma co ukrywać, otwarta ostryga przypomina kobiecą cipkę...
Oszczędzę Wam komentarzy...

I tak jest niemal z każdym moim wpisem. Żebym nie wiem jak starał się być jak najbardziej oczywisty - na wiedzących lepiej niż ja, o czym piszę, siły nie ma!
Przywykłem do tego.
Wybaczcie, ale średnia krajowa debilizmu nie ma żadnego przełożenia na opcję polityczną. Naiwnie zakładałem, że jest inaczej; że idioci popierają tylko pis i Rydzyka...

Musiałem to napisać, bo nie mógłbym chyba zasnąć.
Idee są piękne w teorii, w praktyce już niekoniecznie. Gdyby tak było, towarzysz Lenin, święciłby triumfy po wsze czasy.
I tak na koniec...

Mój blog, i wszystkie wpisy na moim profilu, kierowane są do osób myślących.
Po czterech latach jego pisania doszedłem do wniosku, że przejmowanie się tępakami nie ma żadnego sensu. Bo głupcy zostaną głupcami do śmierci.
Staram się zrozumieć wkurzenie kobiet po moim ostatnim wpisie i powiem szczerze... kiepsko mi się to udaje.
Na mojej żonusi nie zrobił on żadnego wrażenia. Może jest to kwestia poczucia humoru, a może, jednak, jej inteligencji?
Od samego początku popierałem każdą inicjatywę wkopania pisu kilometr pod ziemię i zalania go łajnem. Wystarczy przejrzeć moje wpisy sprzed roku lub dwóch.
Zatem...
Moje najukochańsze Panie!
Przestańcie się kłopotać moją żoną i jej popieprzonym mężem, bo, przy milionie moich wad, mam też jedną zaletę...
Nie boję się mówić otwarcie także o nich... (tych wadach...).

No to która z Was jest bez grzechu?
Ale tak uczciwie...
Kamienie w dłoń!

Już sobie wyobrażam komentarze do tego zdjęcia...


P.s.

Wpis, o którym dziś tak wiele napisałem wygląda tak:

"Moja źonusia poszła sobie pokrzyczeć na proteście. To chwalebne. Jak się tam nawydziera, to może spadnie jej produkcja adrenaliny w domu. Mam nadzieję, że nie dostanie w lampę, chociaż... czy ja wiem... :)
Tak czy owak... podobne protesty łączą przyjemne z pożytecznym. Podobnie ma się sprawa z najbardziej kobiecym sportem zimowym. Myślę o curlingu. Tylko tam może sobie powrzeszczeć i pozamiatać.
Ogólnie jestem "za". Wszak tylko baby mają dar tak dokumentnego równania z ziemią każdej przeszkody."


czwartek, 22 marca 2018

Kaja i wszystko jasne

Mam nową kochankę... Wabi się Kaja Godek.
Zakochałem się w niej śmiertelnie.
Nie ze względu na jej niewątpliwie oszałamiającą urodę, która mnie wcale nie oszałamia.
I nie dla jej powalającej inteligencji, która nie powala mnie również.
Zakochałem się niej z innego powodu...
Kiedyś już to napisałem, ale powtórzę...
Przy takiej kobiecie zbędne są nawet najgrubsze encyklopedie, bo ona i tak zawsze wie wszystko najlepiej.
Kaja także się nigdy nie kaja, Kai przekonania są jedynie najlepsze, bo Kaja ma misję!

Ale, żeby nie było, że jestem jakiś hetero...
Mam także kochanka. Wabi się Marian Piłka.
Urodą i inteligencją ci on tyż nie grzeszy, ale przekonania to ma!
Zapewne myśląc o Kai wypowiedział takie oto zdanie:

- "To kobieta piękna, łagodna i dobra. I zawsze uśmiechnięta. Dla niej rodzina jest podstawą, potrafi poświęcić dla niej swoje ambicje. Ona wie, co jest dla niej najważniejsze. To wychowanie polskich patriotów w naszej świętej katolickiej wierze".

Dobra. Dość tych miłosnych wyznań.

W filmie "Bodyguard", Kevin Costner, pija tylko sok pomarańczowy i je jabłka. Niestety, zakochuje się nieszczęśliwie w piosenkarce, graną przez Whitney Houston. Pewnego wieczora, targany  uczuciami, nalewa sobie soku do szklanki wielkości wazonu, ale tylko ćwiartkę. Do pełna dolewa ruskiej wódy, wypija połowę duszkiem i... nareszcie jest szczęśliwy!
Proponuję pani Kai i panu Piłce, zamiast codziennego pieprzenia głupot, podobne rozwiązanie. Najlepiej ze dwa razy dziennie, bo z was takie bodyguardy chroniące czyjeś życie, jak ze mnie amerykańska piosenkarka.      

- "Niestety, moje nazwisko nie pochodzi od futbolu, ale od piłki do rżnięcia. - rzekł Piłka onegdaj.
Od tej do rżnięcia głupa zapewne.
Nie wiem czy wiecie, ale Piłka był chwalebnym następcą Czarneckiego na stanowisku szefa ZCHN. Kto nastąpił po nim?
Kogut! Ten Kogut!
Normalnie MENSA i Chrześcijańska Unia Jedności w jednym.

Z panią Godek sytuacja wygląda jeszcze gorzej, bo tamci to tylko banda wygłodniałych hien. Ona jest tylko, tak najzwyczajniej w świecie, przerażająco głupia; a na to nikt i nigdy, nie wymyśli żadnego lekarstwa.
Zapewne zidiociała i bezdzietna stara panna, niejaka Krycha P., płonie z dumy, że ma godną siebie następczynię.

Jakie to szczęście, że żyjemy w najbardziej demokratycznym kraju na świecie i nikt nie ma prawa dyskryminować mnie za moje poglądy. Prawda?
Amen

wtorek, 20 marca 2018

Tak się rodzi religia, czyli... porcelanowy nocnik

Wyobraźmy sobie, że gdzieś w kosmosie lata porcelanowy nocnik...
Nie jest ważne, czy to prawda, czy nie...
Jeżeli może nawet i lata, to w tak odległej galaktyce, że żaden teleskop nie jest go w stanie zobaczyć. Jakiś znawca kosmicznych nocników ponoć to ogłosił pół wieku temu. Naukowcy mają tę sprawę gdzieś, ale przecież zawsze znajdzie się grupa entuzjastów kosmicznych nocników, o których Discovery zrobi program.
Już Was nudzę? To poczekajcie minutę...
Żyjemy w czasach pojawiania się, i umierania, tysięcy teorii o wszystkim. Mimo mojej fatalnej opinii o wiedzy i inteligencji ludzi współczesnych, trudno by mi było nie zauważyć, że gigantyczna większość jednak wie, że słońce to gwiazda, Księżyc to satelita Ziemi. a nocników w innych galaktykach nie ma.
No to teraz załóżmy, że teorię o kosmicznym nocniku wysnuł jakiś "mesjasz" dwa tysiące lat temu...
Rozgłaszał ją po świecie przez trzy lata zjednując sobie grupę wyznawców, którzy oddaliby życie za niego i nocnik.
Mało tego! Okoliczności sprawiają, że i on oddaje za ową teorię własne życie. Rodzi się legenda, a nocnik nadlatuje w okolice Mlecznej Drogi.
Jak zdołał się wyrwać spod grawitacji innej galaktyki?
A czy to ważne? Ważne, że się zbliża!
Zainteresowani rozpowszechnieniem teorii cudownego nocnika najmują, uczonych w piśmie, uczonych, do jego opisania.
"I czwartego dnia nocnik stworzył Słońce!" - piszą...
Ciekawe skąd wiedzą, że stało się to dnia czwartego, skoro jeszcze nie było Słońca?
Czy to aby nie Słońce determinuje ilość ziemskich dni?

Przez kolejne tysiąc lat teoria porcelanowego nocnika nabiera impetu, a on sam, niczym czarna dziura, zaczyna pożerać wszystkie inne.
Źle napisałem...
Rolę czarnej dziury przejmują wyznawcy.
Bo dziury są im potrzebne do łatania dziur we własnych teoriach.
I mija kolejnych tysiąc lat...
I kto się dziś odważy zaprzeczyć istnieniu porcelanowego nocnika?
Dwa tysiąclecia przemieniania bujdy w prawdę zrobiło swoje. Odpowiednio długo i namolnie opowiadana bajka przekształciła się w prawdę, na której żeruje zbyt wielu ludzi, aby można ją było teraz za bajkę uznać.
I co tu zrobić z takimi jak ja, którzy ośmielają się wątpić w istnienie porcelanowego nocnika?
Pod sąd i do pierdla!

Jedno mnie zastanawia...

Czy aby ów nocnik nie jest wypełniony zwyczajnym gównem?


poniedziałek, 19 marca 2018

Fraszki, czyli... pis jest jak jajko, trzeba je znieść

We środę zmarł Stephen Howking - człowiek, któremu przez ostatnie czterdzieści lat sprawnie funkcjonował jedynie mózg.
Trudno nie zadać pytania...
- Co jest lepsze? Bycie wysportowanym kretynem ze śladową umiejętnością czytania, któremu jedyną przyjemność sprawia oglądanie samego siebie w lustrze, czy pół wieku sparaliżowanego życia geniusza?
Kretyn odpowiedź zna, dlatego jest kretynem, geniuszowi trudno będzie na to odpowiedzieć.

Kaczyński ponawia próby znalezienia w swoim otoczeniu kogoś mądrego. Krzywousty to kompletny niewypał, zresztą taki sam, jak ta baba przed nim, a męki jego intelektu w trakcie niedawnego wystąpienia przed grupą profesorów, to zwykła żenada.
Podobne pierdoły to można klepać ciemniakom na miesięcznicach, bo do nich nigdy nie dotrze nic poza powietrzem.
Każda wypowiedź kogokolwiek z organizacji zwanej "pis", wprawia moje szare komórki w delirę i staję się agresywny. Dlatego też dawno przestałem oglądać wszystkie wiadomości; bo i po co mi to robić?
Zawsze pierwszy kwadrans i tak traktuje o pislamabadzie, jakby ten miał coś ciekawego do powiedzenia.
Marnowanie piętnastu minut mojego życia na podobne rozrywki uważam za akt masochizmu.
No i ci przepoceni sejmowi dziennikarze, którzy za wszelką cenę chcą wsadzić łapę z mikrofonem pod usta jakiegoś szajbusa, aby usłyszeć, że:
- Przestawianie mebli nie powiększy żadnego mieszkania.
To takie fascynujące!
Biedak pewnie awansował na pisowskiego Sztaudyngera i dostał niezłą premię za tak odkrywczy wytrysk inteligencji... 

Poprzeplatajmy więc sobie mój dalszy wpisz fraszkami kogoś, kto nie zniżył się do bycia politykiem. Sztaudyngera właśnie...
Pozwoliłem sobie pozmieniać tylko tytuły.

Pani Ogórek
- Jej drabina do kariery
  Miała cztery litery.

Kaczyński na miesięcznicy
- Szumi las
  Ma czas

Kryśka w sejmowej ławie
- Zwiększa smak potraw i miłości
  Ten, kto czasem pości

Rydzyk permanentnie
- Kiedy strzyżesz owieczki
  Opowiadaj im bajeczki

Hasło ZUS-u
- Daj w ziemię nura
  Najlepsza emerytura

O pisie
- Ilu samców
  Tylu kłamców

O Sobeckiej
- Każda jej pozycja
  To już propozycja

O wiadomej rozgłośni
- Dbam o was krowy moje
  Dlatego, bo was doję

O Macierewiczu
- Innej trzeba odwagi
  Do prawdy i do blagi

O dzisiejszym sejmie
- Jeszcze dzień, jaszcze chwila
  I koniec motyla

O Krzywoustym
- Lubię gdy mi płacą
  Nie wiadomo za co

O Terlikowskim
- Na śniadanie keks
  Na kolację seks

O pani Wróbel
- Pani wprawdzie trochę schudła
  Lecz pozostał zarys pudła.

O tym od przestawiania mebli
- Tu leży wieszcz
  Przechodniu nieszcz

O kościele katolickim
- Cnota to
  Kopalnia złota

O pisowskich politykach
- Któż tak równa
  Do gówna?

O mnie (żeby nie było, że ja tylko o pisie)
- Dzięki szatańskiej pysze
  Jednych nie słucham, drugich nie słyszę

O Kuroniu
- Jedni rodzą się za późno, a drudzy za wcześnie
  To wielka sztuka zdrodzić się współcześnie

Filozoficznie
- My zabijamy czas,
  A czas zabija nas

O opozycji
- Postępek męski
  Uśmiechem witać klęski

O Suskim
- Wielu zdaje egzaminy
  Z pomocą mądrej miny

O wakacjach nad morzem
- Najlepiej widać na plaży,
  Że kobieta nie ma twarzy

O Gowinie
- Gdyby Adam był z Krakowa
  Węża by w kieszeni schował

 - Gowinami brukowany Kraków
   Gówno ma z tych ptaków

O Jakim
- Nim swój język puścisz w taniec
  Załóż na mordę kaganiec

O Terleckim
- Jak się spodobać bogdance,
  Gdy ma się zęby w szklance?

O pani Mazurek
- Z taką nogą, z takim pyskiem
  Stu cnót mogła być siedliskiem

O Dudzie
- W pogon za ideałem
  Wszystkie świństwa popełniałem

- Jak grzeszyć, to ordynkiem
  Myślą, mową i uczynkiem

O Ziobrze
- Krakowiaczek ci ja,
  Krakowiaczek żwawy,
  Tylko przemyśliwam,
  Jak zwiać do Warszawy

Bardzo przepraszam za ten popis nie swojej erudycji, ale jak słyszę o tym przestawianiu mebli...

Lubię przestawiać w domu meble. Nie zmieniają mi one wprawdzie wielkości chałupy, ale zawsze można je postawić lepiej, tak, aby, przynajmniej optycznie, zajmowały mniej miejsca.
Pis stawia je wszystkie na środku największego pokoju, kibel montuje obok kuchennego stołu, a prysznic na korytarzu.
No to panie Kaczyński...
Albo jesteś pan geniuszem, albo niech do pańskiej pustej czaszki dotrze wreszcie, że:

- Mimo najszybszych samolotów
  Do wczoraj nie ma powrotów!


sobota, 17 marca 2018

Gorące 30 minut Jamiego

Ludziska!
Jest sobota!
Oderwijcie się od polityki!
Chlapnijcie drinka, lub idźcie do kina (uwaga, bo ślisko!), albo, skoro już i tak siedzicie przed kompem, to usiądźcie wygodniej i poczytajcie...

Moja żonusia, bezustannie najukochańsza na świecie, jest fanką Jamiego Oliviera, angielskiego kucharza, którego nawet lubię, ale też i nie znoszę za gigantyczną ilość wypowiadanych w trakcie gotowania przymiotników. Ponoć jednak kucharz z niego genialny. Nawet nie ponoć, bo jadłem w jego knajpie i gdyby mięso nie było ciut twarde i przeczosnkowane...
Nie ważne.
No ugotujmy coś po, hmmm... olivierowsku. Najlepiej w kwadrans, bo geniusz czasu się nie boi.
Muszę jeszcze dodać, że Jamie ma ostatnio fazę na oszczędzanie bezmyślnie wyrzucanych produktów. Może i ma trochę racji. Będę więc i ja próbować oszczędzać.

Subtelnym krokiem podchodzimy do naszej wyśnionej lodówki i miękkim ruchem uchylamy lśniące drzwi. Nasze chabrowe oczęta dostrzegają przepiękny widok kolorowego wnętrza, a w nasze kunsztownie wyprofilowane noski wpada cudowna woń najwspanialszych i najświeższych produktów z niebiańskiego ryneczku opodal. Nagle... A cóż to?
To zamrożony chleb!
Krasnolice plasterki nieziemskiego pieczywa swój upojny żywot świeżości mają już wprawdzie dawno za sobą, ale to one posłużą nam, jako podstawa stworzenia bajkowej potrawy. Zdumiewająco szybko dostrzegamy, spod swoich anielskich rzęs, cztery, niematerialnie wręcz urocze nóżki po pieczarkach i wczorajszy, posągowy, budyń.
No to podstawa już jest!
Zniewalające slipy, otulające jeszcze przed chwilą nasze tak pełne wdzięku krocze, przerywają gumkę i, lotem koszącym, spadają pod bufet.
Kokieteryjnym ruchem wkopujemy je głębiej i bierzemy w dłoń zeschniętą, acz jakże cudowną kromkę zamarzniętego chlebusia.
Teraz przydałaby się nam fenomenalnie naostrzona dzida, przy pomocy której wypieprzymy w chlebku idealnie okrągłą dziurę.
- Po co idealną? - Jesteśmy perfekcjonistami.
- Po co dziurę? - Bo dziur nigdy za dużo!
- Po co wypieprzymy? - No comment...

Z braku dzidy proponuję wycieczkę do sejmu. Tam jest ich co niemiara. Sęk w tym, że wszystkie tępe. Zakup szlifierki kątowej i odpowiedniej tarczy byłby wskazany. Ale to już Castorama.
Na wczorajszym budyniu układamy plasterek zmrożonego chleba i walimy w to jedenaście razy gumowym młotkiem.
Nie pytajcie się czemu gumowym!
W rozkwaszony budyń utykamy cztery najcudowniejsze nóżki pieczarek i wkładamy do mikrofali na czternaście minut.
- Czemu na czternaście? - Bo to wszystko, o czym napisałem powyżej, zajmie średnio mądremu szympansowi minutę.
No to teraz tylko ziarnka kolendry, czosnek, łycha miodu, jałowiec, szklanka anyżówki i cynamon.
Smacznego!
 
Do tego doprowadziło nas 123 lata rozbiorów. Dla pragnących schudnąć proponuję mój przepis powiesić sobie na lodówce.


P.s.

MBD... czy jesteś ze mnie dumna?

środa, 14 marca 2018

Gorsi od szarańczy

Opublikowałem wczoraj post pod tytułem: "Bez gorzały ani rusz".

Sądząc po ilości otwarć i komentarzy, w kilkunastu grupach, w których publikuję swoje teksty, wpis wzbudził niemal oszalałe reakcje czytelników. I, jak to zwykle bywa, niemała część z nich dotyczy wyłącznie zdjęcia i tytułu posta. Po jaką bowiem cholerę zadawać sobie trud przeczytania parunastu zdań? Zdjęcie nietrzeźwego Olka i tytuł mówią wszystko!

Jestem jebanym skurwysynem ośmielającym się napadać na Kwaśniewskiego!

Oszczędzę Wam kolejne steki bluźnierstw pod moim adresem, bo nie o nie tu chodzi.
Przeraża mnie to, jak wspaniale udało się pisowi skłócić z sobą wszystkich Polaków i jak głęboką wykopali między Polakami przepaść, która wyklucza jakiekolwiek porozumienie. 
Chcecie tu wojny domowej?

Moi najukochańsi rodacy! Dajecie się zwariować Kaczyńskiemu. Jesteście żałośni! Zniżacie się do poziomu, do którego ta zasrana kaczorowa bladź właśnie dąży!

Opublikowałem do dziś 770 postów. Trzy czwarte z nich piętnuje głupotę. Oszczędźcie mi kolejną ich falę.
Bardzo cenię Olka Kwaśniewskiego i nie uważam, aby jego zdjęcie "na gazie" uwłaczało czyjejkolwiek godności.
I do cholery...
Nie starajcie się być bardziej święci o papieża. I nie szukajcie wrogów tam gdzie ich nie ma, bo ja nim z pewnością nim nie jestem!
Proponuję także odrobinę pokory. Wywalcie w najbliższych wyborach cały pislamabad na śmietnik historii, bo z niego tyle korzyści, że równacie do jego poziomu!
To Kaczor, a nie ja, jest wygłodniałą i oszalałą szarańczą, a mnie się podoba zdjęcie Kwasa na bani. I nic na to nie poradzę.
Może jednak wolicie jego zdjęcie?
Proszę uprzejmie!



wtorek, 13 marca 2018

Bez gorzały ani rusz...

Jest taki jeden post, którego pisanie kompletnie mi nie idzie. Podchodzę do niego pewnie już z dziesiąty raz i klapa. Niby wszystko z nim jest ok, jest zabawny, nawet trochę odkrywczy, ale nie umiem go odpowiednio zacząć, ani skończyć. Zwykle pisanie postu zajmuje mi najwyżej półtorej godziny, a z tym męczę się już przeszło tydzień. Coś nie czujemy między sobą chemii.

Podobnie do pewnego prokuratora, który najebany wsiadł do auta i spowodował wypadek. Na szczęście mamy sąd najwyższy, który dopatrzył się, powtórzę to, w najebanym prokuraturze, okoliczności łagodzących.
Co to za okoliczności?
Ano takie, że biedak był tak przejęty czekającą go tego dnia sprawą, że nawalił się całkowicie nieświadomie, i bez świadomości, to akurat rozumiem, wpełzł do swojej gabloty, aby pojechać do sądu i sądzić w imię ojca syna i ducha świętego, kurwa, amen.
A że po drodze kogoś przejechał...  Nieistotny szczegół.
- "A my jesteśmy na ziemi, chodzimy twardo po ziemi i będziemy starali się się pomagać i robić wszystko, aby naszym ludziom żyło się źle" - powiedział przed kamerami, wcale nie najebany Duda od Solidarności.
Pamiętacie wypowiedź Zycha w sejmie? i jego oświadczenie?
Przypomnę...
- Nie po raz pierwszy staje mi... - oklaski - przed izbą...
A może słowa boga pisu, bezlitośnie zamordowanego na rozkaz Tuska w Smoleńsku...
- Jak można tak mówić? (Głos z tłumu).
- Panie! Spieprzaj pan! Oto panu powiem! Spieprzaj dziadu!
A może pamiętacie Kwaśniewskiego w Katyniu?


Do tego posta, który tak źle idzie mi pisać, powinienem chyba dostawić jakąś flaszkę dobrze  zmrożonej gorzały i dwa kiszone ogórki. I plasterek salami gdybym miał ochotę czymś zagryźć, bo ogórki to chyba tylko się wącha
I co? Można? Piętnaście minut i po bólu.

poniedziałek, 12 marca 2018

Won z marketu do kościoła!

Zacznę od pewnej historii...
Kilka lat temu pojechałem z kolegą popracować do Szwecji. Przed powrotem zabukowaliśmy bilety na prom w mieście Karlskrona. To spory kawałek od miejsca, z którego wyjechaliśmy i należało się spieszyć. Była sobota.
Jakoś w połowie drogi podjechałem na staję benzynową, chyba Shella. Coś znanego, nie pamiętam. Wsadzam pistolet do wlewu, naciskam i... nic nie leci. No to lezę do sklepu i pytam dlaczego nie mogę zatankować ropy?

- Skończyła się. Dostawa będzie w poniedziałek.
Zajebiście!
Na szczęście była w pobliżu inna stacja. Pełna samoobsługa. Wystarczyło wsadzić kartę.
Sęk w tym, że wszystkie napisy były wyłącznie po szwedzku. Z równym polotem kontaktuję się z wielorybami. Po dziesięciu próbach wciskania wszystkiego bez ładu i składu, coś poleciało. Założyłem, że był to olej napędowy i pojechałem dalej. Na szczęście był. Na parking przed promem dojechałem o 22,05. Lecę do kasy po bilety. Zamknięta. Czynne do 22,00
Walę w szybę.
- Miałem odebrać bilety!
- Too late!
- Ale...
- Too late!

Następny prom za czternaście godzin.
Przepytałem kierowców tirów i dowiedziałem się, że, chyba, z Norje wypływa inny prom kilka godzin później. No to zapierdalam do Norje na oparach ropy. Na miejscu okazuje się, że owszem, prom jest, ale nie odpływa w soboty, bo po szwedzkich sobotach jest niedziela, a Szwedzi mają wolne w weekendy. No to zapierdalam z powrotem i pytam kierowców tirów co robić?
- Jedź do Ystad. Tam coś będzie!
No więc zapierdalam do Ystad.
Prom jest, jakoś przed południem...
No to nabywam u polskiego kierowcy flaszkę gorzały, którą pędzlujemy na parkingu i idziemy spać.
W Świnoujściu jesteśmy późnym wieczorem. Do Szczecina sto kilometrów, a my bez złotówek. No to zapierdalamy do Szczecina, do kantoru. Jest jeden, całodobowy, w centrum miasta.
- Panie! - pytam - którędy stąd do Poznania?
- Trzeba bez przerwy skręcać tylko w prawo i pan wyjedziesz.
No to wyjeżdżam ze Szczecina i trafiam na piękną autostradę prowadzącą mnie do... Niemiec. Nie ma gdzie zawrócić więc wpadam do Reichu. Na szczęście Niemcy wymyślili ślimaki i po kilkudziesięciu kilometrach wracam w okolice Szczecina.
Bladym świtem, na horyzoncie, zaczyna wyłaniać się z porannej mgły figura Jezusa w Świebodzinie. No to, rzesz k...wa, wreszcie jesteśmy w domu!
Bo chyba nie w Rio?


Pytałem dziś właścicieli sklepów o ich wczorajszy utarg. Tak z ciekawości. Byli zachwyceni obrotami.
Pis to skoncentrowana forma kompletnego debilizmu i komunizm w czystej postaci.
Tylko patrzeć jak na każdym sklepie pojawi się niebawem napis: Tu sprzedajemy bilety na pociąg do Świebodzina!
I wystarczy.
Nieśmiało zaproponuję zakup większej ilości chleba w najbliższy piątek, bo moja droga ze środkowej Szwecji do Łodzi, w porównaniu z zakupem pieczywa na weekend, to pikuś.

czwartek, 8 marca 2018

Dzień Kobiet

W tym roku mija 108 lat od chwili, w której Socjalistyczna Partia Ameryki wymyśliła sobie Dzień Kobiet.
Wedle mojej wiedzy nie było w tym niczego odkrywczego, bo już w starożytnym Rzymie obchodzono święto nazywane: Matronalia. 
Nie zagłębiając się w szczegóły całej historii hołubienia kobiet, wypada uświadomić sobie, że owa amerykańska partia, nie wymyśliła niczego nowego.
No, bo czego by złego nie powiedzieć o facetach...
Fakt, że przez niemal całą historię ludzkości, kobiety wystawiane były na piedestał, jest bezsporny.
Słusznie, czy nie, to temat na inny wpis...

Faceci to taka nacja, która, wbrew logice, zapowietrza się na słowo: Kobieta.
Uwielbiamy kobiety i zakochujemy się w nich na zabój. Połowa światowej literatury nie powstałaby, gdyby nie było tej cholernej płci!
Odrobina szacunku należy się zatem i nam, mężczyznom, czyli tym, których obowiązkiem jest ów szacunek pielęgnować.
I o ile nie mam cienia wątpliwości, że gdyby nie kobiety, świat straciłby połowę sensu swojej egzystencji, tak nie mogę wciąż pojąć, czym sobie na to zasłużyliście!

I proszę mi się tutaj teraz nie wściekać, bo każda z Was wie, że z natury jesteście okropnymi jędzami; że pokroiłybyście nas najbardziej tępym nożem za najbardziej nawet błahą przewinę!

Za co Was więc tak kochamy?

Ano za to, że jesteście! Za to, że uprzykrzacie nam nasze męskie życie Waszymi, całkowicie niezrozumiałym dla nas preferencjami. I za to, że tak ładnie pachniecie i jesteście takie milusie w dotyku. I pewnie za milion innych rzeczy, o których nie napisałem.
Ale uważajcie!
Zalety muszą się, co najmniej, równoważyć z wadami. Inaczej: Dupa zbita!

Wszystkim kobietom życzę dziś tego, co zwykle życzę mojej najukochańszej żonusi przy każdej okazji...
Bądź lepsza.
To nie boli...

Pamiętacie "Skrzypka na dachu" i piosenkę po tytułem: Do you love me?
Czy aby na pewno trzeba czekać do czwartej zwrotki, by przyznać: Yes! I love you!
Czymże byłoby życie bez miłości?

Miliony całusków dla wszystkich kobiet i wielki szacun za Wasze istnienie. Niewątpliwie na nie zasługujecie. 
Jędze... :)



wtorek, 6 marca 2018

Klauzula sumienia farmaceuty

Klauzula, w sensie prawnym, to zastrzeżenie, postanowienie, lub warunek w umowie, umieszczane w kontraktach dla sprecyzowania praw i obowiązków umawiających się stron.
Stron! To najistotniejsze!
Innymi słowy...
Jeżeli wchodzisz do apteki i chcesz sobie kupić wiadro tabletek antykoncepcyjnych, a są one dopuszczone do sprzedaży we wszystkich aptekach na terenie kraju, w którym o nie poprosisz, to nie ma takiej siły, która zabraniałaby ci ją kupić!
A jeżeli jakaś otumaniona religią pani, lub pan, zza szyby, ośmieli ci rzec choćby słowo, że ci ich nie sprzeda, to masz niemal obowiązek dochodzić swoich praw na wszelkie możliwe sposoby owym prawem przewidziane. Oczywiście do czasu, w którym są one ogólnie dostępne i nikt nie może nam zabronić ich kupna.
Proponuję to sobie wreszcie uświadomić!

Jedna z moich znajomych, z Facebooka, opowiedziała mi taką oto krótką historię...
W ostatnią środę popielcową weszła do sklepu mięsnego po wędlinę...
W trakcie zakupów sprzedawczyni zasugerowała jej, że jest dziś dzień postny i raczej nie powinna kupować żadnych wyrobów mięsnych.
Jaka szkoda, że babsztyl zza lady nie trafił na mnie...

Jestem straszliwym wrogiem wszelkiego rodzaju napój energetycznych. Chemikalia z kofeiną, śmierdzące na dziesięć metrów od otwartej puszki zapachem landrynka w wiadrze wody, przyprawiają mnie o mdłości.
I co?
Będąc potencjalnym właścicielem spożywczaka mam wprowadzić zakaz ich sprzedaży?
Albo tłumaczyć każdemu, że to ohydztwo i trucizna? że z powodu moich przekonań nikomu tego nie sprzedam, a kupiłem je wyłącznie w celu uświadamiania klientów o jego szkodliwości?
A może tym ludziom one pomagają? Może jakieś Red-Bullo-podobne szczyny są właśnie tym, co ich organizm potrzebuje najbardziej?
Niech więc się nim szprycują, a biznes niech się kręci.
Czy aby rolą sprzedawcy jest zniechęcanie do produktów, które sami sprzedają?

No to może zerknijmy na to z innego punktu widzenia...

Idziemy do spowiedzi...

- Jestem bezpłodny! - płaczemy do oddzielającej kratki barana od pasterza.
- Bóg tak chciał...
- Jeżeli jednak seks - ośmielamy się na wątpliwość - to wyłącznie prokreacja, to znaczy, że do samej śmierci nie mogę bzyknąć własnej żony?
- Zostaw to bogu, a mnie daj swój adres i powiedz w jakich godzinach pracujesz. Cuda się zdarzają. Synu... 
Istnieje na świecie jeszcze ktoś, kto sądzi, że celibat jest czymś naturalnym? A gdyby nawet tak było, to skąd tyle seksualnych w kościele? Czy kościelne rozwiązania są wymyślone dla człowieka, czy też przeciwko niemu? Zatraciliśmy oczywisty obowiązek szacunku do swojego zdania, do siebie samych.
Podporządkowując nasze poglądy pod dyktando zgrai oszustów, obrażamy własną inteligencję.
Amerykanie powiedzieliby: Live and let live... czyli Żyj i pozwól żyć... innym.
Cała nasza cywilizacja opętana jest kretyńskimi filozofiami dla ludzi bez własnego zdania; dla tych, którym do życia potrzebna jest ingerencja w ich życie osób trzecich. Bezmózgowców powielających poglądy kretynów?

Wracając do klauzuli sumienia...
Jeżeli owa klauzula tyczy się wyłącznie ludzi o poglądach rasowych katoli, to ja mam ją głeboko w dupie.

"Do krwi ostatniej kropli z żył
Bronić będziemy ducha,
Aż się rozpadnie w proch i w pył,
pisowska zawierucha.

Nie będzie pislam pluł nam w twarz
Ni dzieci nam pislamił,
Orężny wstanie hufiec nasz,
Duch będzie nam hetmanił."

Tak to było w Rocie, czy coś pomyliłem?


To Konstanty Radziwiłł. 44 tysiące odprawy.

niedziela, 4 marca 2018

Przepracowani

Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, to w następną, i przyszłą niedzielę, nie wybierajcie się na zakupy. W wojnie pomiędzy tacą, a musztardą, ta ostatnia dostała srogiego łupnia. Jest bowiem niezwykle istotne, aby głodującemu kościołowi, każdego miesiąca, zapewnić dwa dodatkowe dni przychodów. Pewnie i bóg ucieszył się z tej decyzji, bo zapalą nie jego część większą pulę świeczek. Nic tak przecież nie cieszy Najwyższego jak stopiony wosk i seria modlitw ku jego chwale.
No, kurde!
Jak znam Kurskiego, to niebawem ogłoszą wyniki sondaży w tej sprawie; jakże przecież dla nas istotnej.
Zakładam, że i Gowin zainwestuje nie tylko w modlitwę, a i dołoży się ze swojej głodowej pensji na niewielką gromnicę.
Na Jarka nie liczę, bo ten tonie w długach i ma kurewsko żarłocznego kota. Podobno kiedyś zapożyczył się w Providencie  i dlatego musi bezustannie chodzić z obstawą, no bo któż inny ośmieliłby się molestować ojca narodu!
Przecież nie naród!
Bo my kochamy Jarka ponad wszystko na świecie!
A najbardziej kocha go Wąsik.
Och!
Te dwa ocierające się o siebie przepocone brzusie i spływająca między nimi ślinka!
Zdjęcia porobi Antoś, wszak to także jego ulubione klimaty.
O czym to ja dziś piszę? Rozmarzyłem się jakoś...
Wolne niedziele!
A może by tak zrobić wolne także i klechom? Oni tacy zapracowani...
Skoro wszyscy, to dlaczego oni nie?
Uwijają się biedaki przez siedem dni w tygodniu nawracając po leśnych parkingach niegrzeczne Rumunki, budują kościoły, prowadzą katechezę naszych pociech, a na dodatek zmuszani są pełnienia funkcji klasowych wychowawców! Czy to aby nie jest zbyt wiele dla mężczyzny w sukience?

Nieuchronnie nadciąga Wielkanoc. Pocałujmy więc naszych ojców przy jajku. Nic im tak nie podniesie bogobojnego ducha jak soczysty całusik w okolice świątobliwego krocza.
Mamy dziś niedzielę.
Nie dziwcie się, że nie chce mi się dalej pisać.
Może dlatego, że preferuję modę na spodnie.
Życzę udanego tygodnia jakże przepracowanym osobom ze zdjęcia.


piątek, 2 marca 2018

Ten wąsik, ach ten Wąsik...

Na twarzy uśmiech niby lampa,
Świecący poprzez świata mrok
I buty, zdarte buty trampa,
I taki niepokaźny krok...

Ten wąsik, ach, ten wąsik
Ten wzrok, ten lok, ten pląsik,
I wdzięk, i lęk, i mina,
I śmiech – tak jest, to ja!


Mamy oto nową gwiazdę na firmamencie pisowskego nieboskłonu.
Na początek...
Tak, aby dla wszystkich było zupełnie jasne!
Kompletnie mi wisi z kim Wąsik dzieli łoże i z kim wymienia się płynami ustrojowymi. Tak na moje oko jednak, to trzeba być bardzo zdeterminowaną jednostką, płci obojga zresztą, aby do ust Wąsika zbliżyć się na odległość wąsów.

Szalenie mnie bawią postacie przypominające mi oszalałego zbieracza grzybów, który ładuje do koszyka wszystko, na co w lesie się natknie. Grzybowy koszyk Wąsika wyobrażam sobie wypełnionym po brzegi Mądziakiem Ślicznym, który wygląda tak:


Nie jest on wprawdzie jadalny, ale ma coś w sobie... Prawda?

Co pewien czas atakuje mnie jasna cholera i na miejsce moich "tęsknot" włazi "prostak". Trudno mi z nim walczyć, bo jest on ważną częścią mojej natury. Mój świat opieram bowiem na kilku zasadach, które streszczę teraz w paru punktach...

- Miejsce psycholi jest w Tworkach.
- Niedopieszczone życiowo indywidua powinni się dopieszczać we własnym zakresie, a nie na nasz koszt i nie robić tego w świetle fleszy.
- Kler do Watykanu.
- Rolnicy do pługa.
- Apollo na Księżyc.

Prosty podział?
No właśnie!
Nie po to ewolucja wykształciła lemurom długi ogon, aby miały czym machać na do widzenia, a rekinom kilka rzędów zębów do przegryzania kokosów i wypijania kokosowego mleczka.
Natura jest prosta jak kij od szczotki i zajmuje się wyłącznie tym, co jest ważne dla przetrwania gatunku.
Niestety, w przypadku większości prawicowców, ewolucja kompletnie zawiodła.
Okazuje się bowiem, że każdemu takiemu, oderwanemu dynamitem od pługa, niedopieszczonemu burakowi w koloratce, wydaje się, że może zbudować rakietę mogącą spenetrować Srebrny Glob!
Właściwie to źle napisałem...
Widocznie natura uznała, że proces ich rozwoju osiągnął stadium, od którego można się jedynie oddalać.
Niejaki Wąsik jest tutaj przykładem klinicznym.
Jest przecież niebanalnej urody pięćdziesięciolatkiem z burzą wciąż buzujących hormonów, którą można nacieszyć się wyłącznie w trakcie obcowania z podobnymi do niego kryptogejami pokroju Macierewicza, Kaczyńskiego czy Płaszczaka.

Ten Wąsik, ach, ten Wąsik
Ten wzrok, ten krok, ten dąsik...
I wdzięk, i lęk, i mina,
Gdy mnie policja gna.
Ach panie, ach panowie
Tak trzeba, śmiech to zdrowie
Titina, ach Titina, jedyna piosnka ma!


Z niecierpliwością czekam na falę pozwów od wąsatych gejów, z którymi się nigdy nie odważyłem pocałować, że o innych uciechach nie wspomnę.
Zatem...

Jeżeli już, panie Wąsik, musisz pan dokumentować swoje całusy na fotografiach, rób pan to odrobinę dyskretniej i nie strasz później nikogo sądami, bo my Wąsika się nie boimy.
Dostałeś pan w ostatnich wyborach tyle głosów, ile będzie otwarć tego wpisu. Proponuję więc zacząć się raczej bać.