sobota, 30 czerwca 2018

Dlaczego pis rządzi

Przestańmy się wreszcie oszukiwać i powiedzmy to sobie szczerze, tak bez ogródek. Pis wygrał wybory, bo nasza światła inteligencja wolała wygładzać w fotelach  zmarszczki na swoich dupach, niż iść zagłosować. Bo wydawało się nam, przepraszam, że dołączam do grupy inteligentów, że pokonamy rydzykowych kołtunów "siłom i godnościom osobistom".

W moim podwórku, na parterze, mieszka młoda siksa, do której przychodzi w zaloty pewien dwumetrowy adorator. Ona wystawia głowę przez okno, a on stoi na podwórku. Nazywam ich Romeo i Julia, bo nigdy nie widziałem, aby ten gość wszedł do jej mieszkania. Gdzieś jednak i kiedyś musiał wleźć, bo Juli rośnie brzuch. To drugi brzuch w jej karierze zawodowej matki Polki i, z pewnością, nie ostatni. Daję głowę, że nie przepracowała ona ani dnia. Woli pracować nocą. W sumie to specjalnie się nie namęczy, chyba że facet ma dzidę proporcjonalną do wzrostu.
No wiec...
Gadają sobie odgrodzeni namiastką balkonu w formie okna, piją piwko, czasem poleci jakaś "kurwa"; ona się opala na parapecie...
Jedno dziecko jeździ już na hulajnodze, a drugie jeszcze na wacku tatusia.
Sielanka.
Za kilka miesięcy będą mieć pięć stówek, za półtora roku tysiąc. Ojciec Julii to śmieciowy biznesmen, który kilka razy dziennie odwiedza filie swojego przedsiębiorstwa.
Taka sobie historia bez morału, ale daję głowę, że prawie każdy mógłby opowiedzieć podobną.

To właśnie tacy ludzie podnoszą słupki poparcia pislandii.
Najgorsze zaś jest to, że oni nigdy nie przestaną na nich głosować, bo to jest ich przyszłość, za którą otrzymują comiesięczną gratyfikację. Wściekle wredna kalkulacja pisowców zapewnia im elektorat na najbliższe ćwierć wieku, a yntelygencja w fotelach.
Szkło Kontaktowe przed snem, kawusia z rana, a cały dzień dąsy i lament na niedobry rząd.
Dla kogo niedobry?

Zamontowałem niedawno w kuchni pochłaniacz nad kuchenką. Był mi on potrzebny jak zmarłemu obrączka, bo moja kuchnia jest duża i ma prawie cztery metry do sufitu, ale trudno, stało się. Od tego czasu, prawie zawsze kiedy gotuję, muszę o niego pierdolnąć ze dwa razy grzywą.
Pewnie z czasem wyrobię w sobie nawyk lekkiego pochyłu w trakcie pichcenia, ale to potrwa.
Obawiam się, że każdy zasiedziały w fotelu teoretyk-krytykant dobrej zmiany powinien mieć coś podobnego. Coś o co może się kilka razy dziennie jebnąć w pecynę. Tak dla przypomnienia...
Ja tu jestem i się nie ruszam, a skoro już mnie tu zamontowałeś, to albo zacznij myśleć, albo mnie wywal.
Na jedno wychodzi.
I to jest metoda na pislamabad.
Tak mi się wydaje...

Nie musicie komentować zdjęcia. Wolałbym komentarze do wpisu..


Miłej niedzieli
Darek

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Rosyjska trambambula

Wyjeżdżamy z mundialu na tarczy. To smutne nawet dla mnie, czyli dla kogoś, kto nie interesuje się futbolem. Powód jest oczywisty... Zwyczajnie nie lubię, kiedy robi się wokół czegoś totalny szum; kiedy na każdym rogu stawiane są kapliczki, wokół których wznoszą modły rozentuzjazmowani pasjonaci domniemanych cudów.
Ileż to razy słyszałem przed mistrzostwami o kontuzjowanym barku jednego z piłkarzy! A to wystąpi, a to nie, a to poleciał do Francji do najlepszych lekarzy, rekonwalescencja za miliony, kraj we łzach!
Jeszcze tylko nasi wypoczną na Karaibach, potem lot na Bahamy, bo mogli jeszcze nie wypocząć za dobrze.
Kąpielówki od Armaniego, garnitury z Szanghaju, hotele dla żon, milion na drobne wydatki, reklamy i klimatyzowane sracze z automatycznym podcieraniem dupy.  Może jeszcze wycieczka na, kurwa mać, Księżyc?
Doczytałem się dziś rano, że Lewandowski zarabia 128 złotych na minutę! Z pewnością nie jest wart takich pieniędzy, bo to tylko piłkarz! A to tylko forsa z kontraktu. Gdzie reklamy? Na co on wydaje pieniądze? Brakuje mu trzeciego samolotu w bordo kropki?
Żeby była jasność!
Niech mu płacą nawet miliard euro na godzinę, mam to w dupie.
Ale jeżeli już, te nasze piłkarzyki, podcierają się studolarówkami, a ich gówno zmywa tysiącletnia woda z lodowca, to niech pokażą coś, co choćby przez chwilę, ściśnie mnie lekko od pasa w dół!

Od przeszło ćwierć wieku jeździmy po świecie wyłącznie po to, żeby zbierać łomot. Zmieniają się nazwiska, trenerzy i zastępy współtwórców kolejnych klęsk.
A my zawsze chorągiewki na samochodach i nadzieja w sercu, że może, przypadkowo, tym razem, nie dostaniemy wpierdol.
Nie wiem kiedy są następne mistrzostwa, ale lepiej przegrajmy w kwalifikacjach, bo jeżeli tak ma wyglądać dzisiejszy polski sport, a my tak bardzo będziemy się nim rajcować, to nasze kwalifikacje do jego oglądania, są także coraz mniejsze.
Jeżeli nie umiemy niczego wygrać, to po jasną cholerę się za to brać!
Nawałka pewnie zaraz wyleci ze stanowiska, Boniek także. I co z tego?
Na ich miejsce przyjdą kolejni, którym zafundujemy kolejne wycieczki dookoła świata i miliony na konta, a oni rozłożą tylko ręce i powiedzą:
Tamci byli lepsi.
I słusznie.
Obawiam się, że za mojego życia nic się nie zmieni. Może tylko ilość flag na samochodach.
I to, w zasadzie tyle, mojego komentarza do tych mistrzostw.
Jeszcze tylko pogrom od Japonii i siemanko.

Chyba jednak wiem dlaczego faceci chodzą i oglądają... niekoniecznie mecze...


środa, 20 czerwca 2018

Jak to miło posłem być! Historia Dunajca.

Podobno pierwszy mózg najjaśniejszej dobrej zmiany z linii, za przeproszeniem, męskiej, niejaki Suski, bardzo lubi latać, na nasz koszt, do Chin. Nie wiem ile to kosztuje.
Rozumiem go. Chyba tylko w Chinach rozumieją jego bełkot.

Jego żeński odpowiednik, niejaka Krycha, poleciała do Japonii na Światowy Szczyt Kobiet za trochę ponad 23 tysiące złotówek. Poleciała oczywiście pierwszą klasą. Bratanie się z pospólstwem mogłoby się bowiem zakończyć awaryjnym lądowaniem Krychy w syberyjskich tundrach, czy jak to się tam zwie. Sto lat temu był już podobny przypadek. Nazwano go katastrofą tunguską. 
Dlatego ją rozumiem.

Ten obrońca maryśki od Kukiza, Liroy, czy jakoś tak... wyskoczył na koncert do Kanady za drobne czternaście i pół tysia. Nie wiem czy wziął ze sobą zioło, czy nabył na miejscu, ale nie ma nic bardziej fascynującego jak zakręcenie sobie marynarą na koszt podatnika.
Rozumiem go. Ponoć kanadyjska marycha ma wszystkie inne marychy pod sobą.

Najsławniejsza geodetka z pisu - Anna Paluch - poleciała do Chicago na otwarcie ulicy Jadwigi Kaczyńskiej za 18 100 złotych.
Tego nie rozumiem...
To specjalnie zbudowali dla świętej Jadzi jakąś ulicę? W Chicago? Jestem pod wrażeniem! Może chodziło o inną świętą Jadwigę? Tę z Andegawenów i żonę Jagiełły? A może o Jadwigę Śląską, Hedwig von Andechs, jakby ją określił jakiś niemieckolubny snob?
Była ci ona wprawdzie matką Heńka Pobożnego, a nie Jarka, ale przecież i nasz najukochańszy Jarek z Księżyca nie zleciał. Świętych Jadź ci u nas dostatek.

Zajebiście ważny, dla dwóch posłów pis i jednego z Nowoczesnej, okazał się kongres astronautyczny w Sydney.
Koszt? 90 tysięcy.
Powiedzieli później, że nie wyobrażają sobie tam nieobecności przedstawicieli 40-milionowego państwa. Jeżdżą na ów kongres co roku. W poprzednim byli w Meksyku.

Jedynie 76 tysięcy zapłaciliśmy za lot 13 posłów, którzy wręcz musieli zagrać w Parlamentarnym Turnieju Piłki Nożnej w Antalay, w Turcji. Krótką ławkę rezerwowych tłumaczy lot rabladora posła Jakiego, który robił za trenera. Niby kogo miał jeszcze wziąć... Schaba Terleckiego na środkowego obrońcę? A może Tarczyńskiego do ataku? Nawet rablador nie jest taki durny.
- Sport łączy! - rzekł po powrocie jeden z posłów, grający zapewne w obronie wartości. - Hau, hau.

Ponieważ szybko się nudzę wyliczankami, nie pociągnę jej dalej.

Dowiedzieliśmy się niedawno, że Budapeszt przecinają rwące strugi Dunajca z niezliczoną liczbą mostów łączących Peszt z Budą. I taka jest prawda! Byłem i widziałem. Dunajec leci dalej; trochę zwalnia przed Kasprowym, omija Świnicę i wpada przed Zakopanem na Zakopiankę, którą zapierdala do Pcimia żeby nawrócić potem do Wiednia.
To właśnie nad pięknym i modrym Dunajcem siedział se kiedyś Strauss i gryzmolił swoje idiotyczne robaczki na pięciolinii. Przełomy Dunajca systematycznie odwiedza Szydłowa z Jerzym Gondolem. Ojcem chrzestnym gondolierów znad Dunajca.
Tuż za Wiedniem Dunajec odwiedza Słowację. Zaraz za Bratysławą odbija tak zwany Mały Dunajec, który wprawdzie chuj wie dokąd płynie, ale są podstawy, by sądzić, że jest on źródłem Wisłoki płynącej przez Warszawę do Bałtyku.
Co ja wam będę zresztą pisał! Jedźta sobie sami.
Pis niech se jedzie nad Bug się pomodlić do świętej Jadwigi z Chicago, matki boskiej wszystkich świętych matek bożych. 
Czy jeszcze kogoś dziwi, że za wschodzie Polski najwięcej wyznawców kaczyzmu?



Nie dziwcie się Patryczkowi. Tak łatwo się pomylić.

To jak jest? Bóg czy Bug, panie Jaki... Jeszcze tyle wyzwań!

piątek, 15 czerwca 2018

Te pier... ne foki

Męczy mnie od pewnego czasu wystąpienie pislamabadzkiej posłanki, niejakiej Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk, o bałtyckich fokach. To taka lorelay o twarzy pogiętego szpadla, na który jakiś dowcipniś założył okulary. Bardzo przepraszam za czepianie się urody innych, bo i ze mnie żaden Adonis, ale w zestawie z jej bezdenną głupotą, przekonaniami i partyjnymi koneksjami, nie udaje mi się znaleźć delikatniejszego określenia owego tworu rodem z przepięknej Gdyni.
Aby uzmysłowić wszystkim głębię kołtuńskiego szaleństwa kaczolubów, ujmę to tak:

- Ziobrze przeszkadzają prokuratorzy i sędziowie.
- Rafalskiej niepełnosprawni.
- Jurgielowi dopłaty dla rolników.
- Szumowskiemu jego przenajświętszy kutas.
- Glińskiemu teatry.
- Brudzińskiemu protestujący.
- Bańce sportowcy.
- Błaszczakowi wojsko.
- Szyszce: puszcza i dziki 
- Kowalczykowi, temu nowemu od środowiska, przeszkadzają dziki, sarny, żubry, lisy, kuropatwy, łosie, dendrobeny, nietoperze, motyle, pszczoły i, kurwa mać, pewnie jeże też.
- Tchórzewskiemu przeszkadzają wiatraki, bo chuj je wie czy produkują wiatr z prądu, czy prąd dla wiatraków.
- Pięcie przeszkadza jego prącie.
- Szydłowej... niezatrzymujące się w największy węźle komunikacyjnym w środkowej Europie, w Brzeszczach, pociągi do Wiednia.
- Dżonowi Mary Jackowskiemu nie przeszkadza za to eksponowanie swojej żałosnej dupy.
- Kryśce rozsiewanie woni swojego potu za pomocą wachlarza...
... a Arciszewskiej przeszkadzają bałtyckie foki, które przywlekły swoje opasłe zady do świętego Bałtyku w celu wyżerania świętych śledzi ze świętych sieci przenajświętszych rybaków polskich. Trzeba je zatem wytępić.
Bo jak pis na coś nie ma wpływu, to musi to zniszczyć.
Jestem daleki od przypominania, którzy to zasiedlili wcześniej wybrzeże... Arciszewska i jej prześwietni przodkowie, czy foki... i komu należy się większy szacunek.
Byłem rok temu w Irlandii. Pewna część Dublina, taki Zgierz obok Łodzi, nazywa się Howth. To półwysep na wschodnim wybrzeżu.  Wyobraźcie sobie, że w tym, niewielkim wszak Morzu Irlandzkim, tuż przy brzegu, pływają sobie foki, których nikt nie chce zabić! Rybacy opływają je szerokim łukiem, a turyści nie strzelają do nich z niczego. Nikt ne rozpruwa im brzuchów i nie zostawia martwych na plaży, muzyczka gra, a wszyscy sączą powoli Guinnessa.


Normalnie sielanka.
Fok w naszej części wybrzeża Bałtyku naliczono około 22 tysięcy. W ostatnich wyborach na pis głosowało pięć i pół miliona Polaków. Nie foki zagrażają naszemu morzu, tylko miliony debili na brzegu. Od morza do Tatr zresztą.
To ich trzeba wyplenić! Pandemia głupoty zabije nas dużo wcześniej niż kilka bałtyckich fok.
Nie piszę dalej, bo się wkurwiłem.
Tak dla przykładu...
Kogo byście najpierw...



No właśnie!
To może jeszcze pozabijać wszystkie szpaki, bo wyjadają czereśnie!

czwartek, 14 czerwca 2018

Mundial i polityka

Ponoć dziś rozpoczynają mistrzostwa świata w piłce nożnej. W sumie to nawet dobrze, bo prawdziwi kibice zasiądą przed telewizorami i będą oglądać mecze, żony będą donosić piwo i fistaszki, dzieci spokojnie grały będą o tron, ulice opustoszeją, a sprzedaż flag dramatycznie wzrośnie.
Jestem z pokolenia, które pamięta sławny mecz Polska-RFN w strugach wody i basenie zamiast boiska. Byłem wówczas na kolonii w Policach. Nie mogłem na to patrzyć i wyszedłem. Od tego czasu nie wracam na żaden mecz żadnej drużyny o żaden tytuł.
To nie jest tak, że nie lubię piłki nożnej, po prostu nie interesuję się futbolem i tyle. Zawsze jak na coś przez chwilę popatrzę, to nasi dostają właśnie łupnia, a ponieważ życzę im jak najlepiej -  przełączam na inny kanał. Niech sobie wygrywają. Zawsze cieszą mnie osiągnięcia, a żenują klęski.
Nie wypadamy w rankingu zwycięstw najlepiej, a poziom zaangażowania oglądających jest odwrotnie proporcjonalny do wyników.
Poza tym, nie lubię się denerwować. Mecz był ładny, ale przegraliśmy. Jaka szkoda!
Wracamy wprawdzie przegrani, ale z tarczą. Za cztery lata będzie lepiej!
Poooolska! Biało-Czerwoni!
Nie zaczyna Was to już nużyć?
Wielu powie:
Ale te emocje! Ta nadzieja!
Jest takie powiedzenie o nadziei, którego nie przytoczę.
Skłamałem, a właśnie, że to zrobię!
Na przykładzie polityki, ale... po kolei...
Każde wydarzenie sportowe łączy się z emocjami. Emocje zaś, to krótkotrwałe reakcje organizmu przygotowujące go do odpowiedniej reakcji. Odpowiedniej dla danego organizmu rzecz jasna.
I w tym momencie rodzi się problem, bo jeden z radości wrzaśnie:
- Tak! Kurwa!
I grzecnie usiądzie.
A inny przez cała noc będzie wybijał szyby w mijanych sklepach. Pewnie także z radości...

Przedwczoraj jakiś totalny pojeb próbował namalować polską flagę na bramie, ale miał tylko czerwony i czarny spray. Namalował czym miał. Inny debil z pewnością go zrozumie. Liczą się wszak tylko intencje.
Macierewicz ogłaszał kilkadziesiąt razy zakup śmigłowców i jeszcze częściej przyczyny katastrofy. Poza swoim pieprzeniem nie zrobił kompletnie nic, ale intencje tyż miał! Jak ten od czerwono-czarnej flagi na mojej bramie.
Jestem kompletnie załamany skalą szerzącej się tutaj głupoty.
Jakiś zidiociały babsztyl dzwoni do elektrowni, że u Szczupaków świeci się światło, że spalili matkę boską różańcową, że ona jest święta i to wyczuła, bo ją Czarnieccy zagazowali. Inny psychol, i prawdziwy Polak maluje sprayem co tylko popadnie, a wszystkim rządzi stary cap, bez żadnych kompetencji, we współpracy z bandą kompletnych oszołomów.

Trzeba natychmiast wprowadzić do konstytucji wpis o obowiązkowym odebraniu praw wyborczych zdiagnozowanym świrom!
Na takie referendum z pewnością pójdę, bo to co proponuje klaun z prezydenckiego pałacu, mieści się pomiędzy wizjami Antka, a czerwono-czarną flagą patriotycznych zmaz naspidowanego bezmózga.
I jeszcze jedno!
Kibice piłki nożnej! Zróbcie coś żeby Klęczon nie pojechał na finał mistrzostw świata i mecz Polska-Brazylia, bo przegramy z kretesem.

Musimy wreszcie przestać myśleć tak jak ja myślę od wczoraj.
Kupiłem sobie otóż pół kilo czereśni i złapałem się na tym, że najpierw wyjadam te najciemniejsze i  najsłodsze. Na końcu zostaną mi zatem najgorsze.
Zrozumieliście morał?


To napiszę...
Na wygraną z takim kapitanem i w tym składzie nie mamy żadnych szans.

środa, 13 czerwca 2018

Dziś zero polityki

Kiedy żonka wyjeżdża na kilka dni, a mąż zostaje sam w domu, to ma dwa wyjścia...
- Albo pościeli łóżko
- Albo nie pościeli
Jeżeli pościeli, to ma dwa wyjścia...
- Albo kompletnie zdziczał pod pręgierzem baby
- Albo to już ten wiek, w którym posłane łóżko zaciemnia rzeczywistość na tyle, że brakuje mu do szczęścia jedynie corega tabs i pampersa super maxi
Jeżeli jednak jakaś jego szara komórka mózgowa jest w stanie jeszcze myśleć, to ma dwa wyjścia...
- Albo pierdyknie się bezczynnie przed telewizorem
- Albo nie
Jeżeli się nie pierdyknie, to ma dwa wyjścia...
- Albo zacznie sprzątać chałupę w strachu, aby żonusia go nie opierdoliła tuż po powrocie co i tak jest nieuniknione...
- Albo zrobi taką balangę żeby odebrało jej mowę już progu.
Bo nic tak nie odbiera babie mowy, jak setki walających się po podłodze puszek, spod których wystają łby po szampanie, brandy, siwusze i gołe dupy pijanych Rumunek.
Ponieważ jednak babom mowę odbiera zwykle na krótko, to mamy dwa wyjścia.
- Albo uciekniemy przed jej powrotem
- Albo nie zdążymy, bo nie udało nam się pokonać poimprezowych zasieków.

Mógłbym tak bez końca, ale lepiej napiszę, co należy zrobić w podobnym przypadku...
Mimo wszystko spróbować uciec, bo u żonusi, po pierwszym napadzie szału, zwycięży rozsądek i sama wszystko posprząta czule wspominając swoje wybryki na wyjeździe.
Co do cholery? Tylko ona może? A my to co?
Kijek od kaszanki?
Asnyk napisał...

"Trzeba z żywymi naprzód iść,
  Po życie sięgać nowe...
  A nie w uwiędłych laurów liść
  Z uporem stroić głowę."

Niech te słowa staną się naszym mottem, O mężowie! żon naszych najukochańszych.
Ja, w każdym razie, ścielić łóżka ani myślę.
Chińska zupka, jedenaście Rumunek i wieża na full. Kanapki zrobi Jerzyk, bo przyjechał ze swoją żoną kupionym na raty samochodem.
Rumunki załatwi ksiądz Marek. On zna się na tym najlepiej.
Jakieś zgłoszenia?
Do niedzieli jestem sam!


wtorek, 12 czerwca 2018

Oni tu naprawdę są!!!

Mój dzisiejszy wpis proponuję wydrukować, obkleić nim ściany i czytać codziennie bez ustanku.
Niewielki w nim mój wkład, bo jest to przepisana rozmowa pewnej pani z pracownikiem elektrowni spisana mozolnie słowo po słowie.

- "Pogotowie elektryczne...
- Dobry wieczór panu, mówi Anna Jękos. My się jeszcze nie znamy, ale ja pana bardzo mile poznaję i witam pana serdecznie, a mianowicie ci Szczupakowie to chcą spalić matkę boską częstochowską, matkę boską różańcową i matkę boską siedmiu boleści i, proszę pana, świeci się... pali się światło u Czarneckiego tam... w kuchni, i proszę coś poradzić, bo my go chcemy pogromić, proszę pana, ja dzwonię na pogotowie i energetyke i w ogóle, i jeszcze na policje i do tej pory nikt go nie może pogromić. Żeby mi u mnie światło nie zgasło i żeby mi nie wybiło (?), bo ja mam komputer i radio maryja, proszę pana!
- Ma pani światełko?
- Tak mam, w tej chwili mam.
- No to jaki jest problem?
- Żeby u nich się nie świeciło!
- Czemu?
- Bo gaśnie światło u mnie!
- A czemu ma się u nich nie świecić?
- No bo... no bo oni chcieli spalić matkę boską częstochowską!
- A co ma jedno do drugiego?
- To teraz już nie wiem, proszę pana...
- Nie bardzo rozumiem o co pani chodzi?
- Teraz już nie wiem jak to... Ta pani na pogotowiu, na Pułaskiego, powiedziała mi żebym zadzwoniła do was.
- Ale nie wiem o co pani chodzi? Co pani chce, żebym zrobił?
- No żeby pan zlikwidował światło u Szczupaka, ponieważ oni chcą spalić matkę boską częstochowską i matkę boską różańcową! Już teraz pan pojmuje?
- Nie.
- Nie?
- Nie.
- To może pan kogoś innego do telefonu da? Może jakiegoś pułkownika albo przełożonego...
- Ale ja jestem sam w tej chwili.
- To co zrobić?
- Niech pani poprosi żeby zgasili światło.
- Kto? Ja tam pójdę żebym oberwała?
- Ale ja nie rozumiem dlaczego ja mam im prąd wyłanczać?
- Bo się spali u nas radio maryja?
- A czemu ma się spalić?
- No, bo oni palili matkę boską różańcową.
- A skąd pani wie?
- Bo tak odczułam. Bo ja jestem święta, proszę pana!
- Ale jak pani to odczuła?
- No odczułam, bo źle się czuję, bo siedzę na... byłam nagabywana dzisiaj!
- Przez kogo?
- Przez Czarneckich i przez Szczupaków!
- To niech pani na policję dzwoni!
- Dzwoniłam już, ale mi powiedzieli żebym do pana zadzwoniła!
- No i co ja mam zrobić?
- Niech pan w tej sprawie zadzwoni na straż pożarną, bardzo pana proszę!
- Nie moim obowiązkiem jest dzwonić po innych instytucjach!
- To ja zadzwonię na straż pożarną."

Mówi się, i słusznie zresztą, że organ nieużywany zanika. To prawda, ale żeby coś mogło zanikać, to wypadałoby owe coś najpierw posiadać. Pani Anna umie wprawdzie już mówić i korzystać z telefonu, ale nie ma pojęcia po co to robi. Gdybyście więc kiedyś poczuli w sobie świętość poprzez słabość, że u Szczupaków pali się  światło, to w łazience macie słuchawkę, przez którą możecie nagadać się z bogiem i wszystkimi świętymi do swojej usranej śmierci.



niedziela, 10 czerwca 2018

Pamiętajcie, że niedługo będą wybory!

Zmarł Antony Bourdain. Gdyby ktoś nie wiedział... był amerykańskim kucharzem. Słabo brzmi?
Cóż...
Jeżeli ktoś woli zachwycać się zamkniętym mostem dla przejazdu kawalkady z Kaczorem, to może, co mi tam, ale gdybym swoje życie miał ograniczyć jedynie do nienawiści do pisu i kleru, za kilka miesięcy nie spojrzałbym na siebie w lustrze.
Pisałem to wielokrotnie.
Ludziska Kochane! Nie dajcie się opętać pisowi! On właśnie dąży do tego, żebyście przestali myśleć, najlepiej w ogóle, ale jeżeli już, to wyłącznie o nich! 
Niestety, widzę, że to się im udaje, bo ilość zafiksowanych wyłącznie na krytyce, bądź wychwalaniu pisu, stale rośnie.
Będę szczery...
Grzmienie do ekranu jest gówno warte! I tak ich nikt nie wypieprzy do wyborów, a ja boję się tego, że ci najgłośniejsi, wcale na wybory nie pójdą.
Chyba dlatego, żeby móc dalej kłócić się ze swoim laptopem. I to tym pis też wie! Może są tam sami degeneraci, ale wiedzą  co robią! Można ich ośmieszać, wyszydzać, i gnębić na wszystkie możliwe sposoby, ale nie wolno lekceważyć! Bo ten wściekły elektorat rydzykowych staruchów was zwyczajnie i po raz drugi... brakuje mi innego słowa... zajebie.
Nie chce mi się dziś długo pisać, bo jest mi gorąco, zmęczyłem się na basenie, wypiłem ze dwa litry różnych płynów i ciągle bym się czegoś jeszcze napił.
Musimy stanąć kaczorowej bandzie ością w gardle w najbliższych wyborach do samorządów, bo inaczej biada z nami.
Będziemy obijać się o pomniki smoleńskie, modlić przed stumetrowymi krzyżami i pozamykają nam granice, a tłem waszych selfi będzie kościół w Licheniu.
I jedźcie na wakacje do Francji w tym roku jeszcze, bo niedługo pojedziecie dupą po nieheblowanej desce.
To dobry koniec.
Dobranoc i miłego tygodnia.
Darek

P.S.

Bourdain powiesił się na swoim pasku w hotelowym pokoju, w Paryżu, podczas kręcenia nowego odcinka swojego programu. Nic o tym nie wiem, ale możliwe, że tydzień wcześniej odwiedził Jasną Górę.
Postrzegał świat w bardzo zbliżonej do mojej formie. Klął bardziej niż ja, wypijał więcej wódy i zwiedził cały świat. Z tym kulinarnym na przedzie.
Byliśmy dziś w restauracji ormiańskiej na obiedzie. To świetna kuchnia, ale gdybym nawet dostał dziś po niej gwałtownej sraczki, to i tak zadedykowałbym ją Bourdainowi.
On by to zrozumiał i może nawet się uśmiechnął.
Może zatem zrozumiecie i wy, że moje pisanie ma tysiące odcieni...
Cześć i nieustająca pamięć dla tego faceta, którego z pewnością nie wygoniłbym z łóżka.
Było mi bardzo miło Cię poznać, panie Bourdain!



piątek, 8 czerwca 2018

Milionerzy

Przyśnił mi się dziś taki sen...
Zmarła jakaś moja ciotka, która zostawiła mi w testamencie dwadzieścia procent swojego majątku. Owe procenty, jak się okazało, uczyniły mnie jakimś cholernym milionerem.
No i z biednego misia stałem się, z dnia na dzień, zapraszaną na salony personą, przed którą biją pokłony wszyscy ci, którzy nie mieli szczęścia posiadania bogatych, acz zmarłych, ku ich oczywistemu szczęściu, ciotek.
Wcieliłem się więc przypadkowo w rolę celebryty, milionera z przypadku, i gościa, który poza pieniędzmi w banku, nie ma niczego, czym mógłby zaszpanować.
Cholernie męczący sen. Obudziłem się zestresowany.

Nie nadaję się na milionera. Gdybym istotnie posiadał jakieś miliony, zapewne kupiłbym sobie niewielką winnicę w Toskanii i domek do remontu, w którym celebrowałbym pogodną starość w sielskim klimacie i gdzie nikt by o moich milionach nie wiedział.
Bo i czym się tu chwalić? Pieniądze nie przeszkadzają żyć, a wywlekanie swojego portfela powyżej własnych zasług jest żałosnym przykładem braku ofiarowania światu czegokolwiek innego poza szpanerstwem.
Nie moja bajka.

Ten przydługi może wstęp ma swój cel.
Od lat obserwuję bowiem przepoczwarzanie się chamstwa w ludzi ponabijanych kasą.
Jedyną ich zasługą, najczęściej, jest bycie spolegliwą świnią na usługach aktualnej władzy, jaka by ona nie była  absurdalna.
Weźmy, na początek, takiego prezydenciunia Dudę...
Nikt nie zna żadnych jego osiągnięć sprzed wygranych wyborów oprócz tego, że był jakimś fordanserem obtańcowującym pislandzką wierchuszkę z bliźniakami na czele. Teraz jest prezydentem. Milionów może jeszcze się nie dorobił, ale jedne miliony już go hołubią, a drugie... niekoniecznie.
Pewnie widzieliście jego reakcję na wiadomość o wygranych wyborach. Jeżeli jednak nie, to przypomnę...


Nie jest moją intencją pastwić się nad tym klaunem, ale tak właśnie wygląda radość małpy po znalezieniu kiści bananów na sośnie.
Rozsmarujmy teraz na palecie Krychę.
Jaka Polska długa i szeroka, taka w niej pustka w możliwości odnalezienia w niej podobnego głąba. Ale pięćdziesiąt tysięcy rocznie na taksówki ma.
Że też jeszcze nie znalazł się żaden taryfiarz, który by ją z niej wypierdolił!
Polska to kraj cudów.
Weźmy taką Beatkę... co tu ukrywać, wywalonego przez przeciwczołgową minę buraka wprost w środek pisowskiego szamba. Ale jakże jej dziś blisko do milionów na koncie!
Nie chce mi się przytaczać kolejnych przykładów śmundków żerujących na debilizmie bezmyślnej hołoty ciemniejszej od czarnych dziur.
Każdy inny, demokratyczny kraj, wywiózłby ten gnój do przydomowego obornika.
Ale nie my!
My jesteśmy lepsi.
Bo my od zawsze przedkładamy zapach swojskiego gówna ponad wraży smród Old Spice, Denim czy Chanel. 
Pewnie dlatego właśnie, w moim śnie o milionach, tak bardzo miałem ich dosyć, że musiałem się obudzić.
I tak już na sam koniec...

Panie Duda... Pańskie wyczyny zaczynają już tylko śmieszyć i przypominają wybryki Monty Pythona.
Ośmieszanie urzędu prezydenta musi mieć jakieś granice!
Wstydzę się za pana!
Kompromitujesz pan swój urząd i cały naród, a pańska kadencja to zwyczajna żenada.
Ja rozumiem, że taką rolę wyznaczył panu poseł Kaczyński, no, ale bez przesady! Może pan sobie wreszcie uświadomisz, że reprezentujesz pan czterdziestomilionowy naród, w którym ogromna większość jest przeciwko panu!
Ludziska! Dajmy temu gościowi kilka milionów i niech wreszcie spierdala na bambus. 
Każdy inny demokratyczny kraj wyniósłby go stąd dawno na kopach.
Przypomnieć wszystkim za co z urzędu wyleciał Nixon?
Ano właśnie...
A u nas?
Nieustająca Cucaracha.


A Od Nowogrodzkiej do Szaserów.
I z powrotem.
Gratulacje!
Monty Python rządzi!


Szerokiej drogi.

sobota, 2 czerwca 2018

Wytrzymajcie ten wpis do końca

Wyobraźmy sobie państwo, w którym nie ma, i nigdy nie było, żadnego kościoła, dokąd nie zawitał żaden duchowny żadnego wyznania, a w słowniku brak nawet określenia religia.
To oczywiście utopia, ale ciekawa.
Zaręczam wszystkim, że w takim państwie byłoby tyle samo ludzi porządnych, bandytów, homoseksualistów, cyklistów i ludzi noszących brody. Przestępczość utrzymywałaby się na podobnym poziomie, a średnia inteligencji narodu nie wprawiałaby w osłupienie innych nacji. Wybrali sobie mądry rząd. Pracują, płacą podatki i ponoszą konsekwencje niewiedzy w istnienie boga.

I cały kraj byłby sobie żył bez świadomości, że oto, gdzieś obok, jakieś rządy dają co roku dwa miliardy swojej waluty dla ludzi nieskażonych jakąkolwiek uczciwą pracą i zajmujących się robieniem wody z mózgu całej reszcie.
No i, na koniec, wyobraźmy sobie jeszcze, że do takiego kraju przyjeżdża jeden z nich i zaczyna opowiadać o bogu.
Celowo nie piszę tego słowa z dużej litery, bo ono nic dla mnie nie znaczy.
Domyślacie się dalszego ciągu?
Kolejny rok to szturm wszelakich religii na kraj pozbawiony jedynej i słusznej wiary. Ile by ich nie było... Jest potencjał! Kto pierwszy - ten lepszy!
Sprawa nie jest łatwa, bo przecież nikt nie miał babci, która by opowiadała o bogu i pokazywała święte obrazki. Sama zindoktrynowana w dzieciństwie, nieświadomie indoktrynuje najukochańsze wnuki. Wnuki mają to chwilowo gdzieś, ale nasionka kiełkują.

Mija kilka lat i w państwie powstaje pierwszy kościół. Funduje go kilka grup wpływów.
Pierwsi dogadali się z proboszczem, bo to mądra i ładna menścizna.
Drudzy szukają w tym interesu.
Trzeci są na tyle głupi, że zaczynają wierzyć w pozagrobowe życie i łykają każdą wypowiadaną bzdurę.
Jeszcze inni mają to wszystko w dupie. 

I w szczęśliwym państwie bez boga rodzi się konflikt.
Jakiś jeden boga zobaczył, inny nawet z nim pogadał.
Niczym grzyby po deszczu powstają z martwych zastępy neofitów, rozrastają się wpływy. Jedni robią na tym interes, inni łażą na kolanach... Każdemu według zasług!

Oskarżacie się mnie, że obrażam Wasze babcie o ich nieświadomą indoktrynację. Piszecie mi, że bóg to nie kościół. Mówicie, że posyłanie dzieci do komunii to nasza tradycja.

A ja myślę, że...
Gdyby nie było kleru - nie byłoby kościoła. Gdyby nie było kościoła - nie byłoby religii. Gdyby nie było religii - nie byłoby babć, którym ich babcie przekazały do waszych genów wiarę w boga. Gdyby nie wiara w boga - nie opowiadalibyście głupot o rozdzieleniu boga od kościoła. To właśnie kler, poprzez dwa tysiące lat permanentnej indoktrynacji, zaszczepił u większości wiarę w boga.
I mówcie sobie co chcecie...
Możecie mówić o mnie, że jestem idiotą, że posyłanie dzieci do komunii to nasz obowiązek, bo one i tak kiedyś za siebie zdecydują.
Dlaczego nie mogą zdecydować o tym będąc dorosłym? Kiedy Jan Baptysta ochrzcił Jezusa? Ilu wie co to baptysterium?
Czy Jezus był u komunii?
Nie był, bo to on ponoć komunię wymyślił.
Jakoś nigdzie nie mogłem się doczytać, że Jezus kazał chrzcić niemowlęta i posyłać do komunii ośmiolatków. I robić z tego fetę na dwanaście fajerek.
Bóg to kościół.
Bez kościoła boga by nie było i możecie mówić co wam się podoba, ale jesteście dziećmi kościoła. Boga w tym ani cala.
To kościół rządzi i kropka!
Czy się to komuś podoba czy nie.

Dziś jeszcze i ten ciołek.
Godfather z bożej łaski.




piątek, 1 czerwca 2018

Dodatki

Poskaczę sobie dziś po różnych tematach z polityką włącznie.
Doczytałem się właśnie, że:
- "Przejście się pod świętym obrazem poprawia ogólne samopoczucie, układ krążenia, przyczyny wszelkich niestrawności a także leczy z astmy, grypy i innych schorzeń" - koniec cytatu.

Artysta-uzdrowiciel, do swojego wpisu, dołączył zdjęcie świętego plutonu rydzykolubnych niewiast gramolących się pod jeszcze świętszym obrazem.
Hermetycznie zawiązane pod brodami chustki szczelnie odgradzają potencjalny intelekt od rzeczywistości, a frywolnie wypięte kuperki wyraźnie liczą na klapsa z niespodzianką od machającego pędzlem proboszcza.

I jak tu się nie dziwić, że wśród naszych "pasterzy" jest tak wielu pedofili? Po kilku latach uczestniczenia w podobnych sex-ceremoniach sam przeleciałbym jakąś kozę.
Przypomniał mi się dowcip...

Jasia uczyła bardzo płochliwa nauczycielka. Chłopiec wziął więc nadmuchał papierową torebkę i zdetonował ją obok pani. Niewiasta zemdlała. Do szkoły zawitał Jasia ojciec, a pani opowiedziała o głupim dowcipie syna.
- To jeszcze nic! - odpowiedział tata - Kiedyś posuwałem kozę, a Jaś zakradł się z nadmuchaną torbą po cemencie.  Jak pie...  to tylko rogi mi w rękach zostały.

Można się bawić?
Batmani o tym wiedzą najlepiej.
Bywają i takie zabawy, które mają zasięg ogólnoświatowy.
Jednym z nich jest wegetarianizm.
Nie czepiam się ludzi niejedzących mięsa, ale chyba wolno mi przedstawić swoje zdanie na ten temat...
Dzięki.
Weźmy taką rukolę...
Nie jem jej, bo czuję w niej wyłącznie gorycz. Podobnie rzecz się ma z innymi zielskami, które każą nam uznawać za zdrowe i smaczne. Osobiście traktuję je jako dodatki do potraw; im ich mniej - tym  lepiej. Odmrożona w mikrofali bułka z zapakowaną zieleniną, to mój niejeden nocny koszmar.
Opiszę to na przykładzie mody.
Sukienka, bądź garnitur - to kawał mięsa, a buty to pyrki... wystarczą dwa. Koszula, dżinsy, bielizna... - to kompot. Można włożyć, ale niekoniecznie. Reszta jest dodatkami.
Wegetarianin to dla mnie taki ktoś, kto ubiera się w same dodatki.
No to teraz wyobraźmy sobie takiego wegetarianina, na ulicy, ubranego po wegetariańsku...
Jego lewą kostkę rozświetla srebrny łańcuszek. Nadgarstek zegarek z Genewy, a szyję brylantowa kolia. 
I lezie sobie taki po Elizejskich Polach ogłaszając wszem i wobec:
- Tak się trzeba ubierać!
Dyndająca w pionie parówka zdaje się smętnie potwierdzać sugestie autora nowej mody. Paryż klęka, a Haute Couture ogłasza upadłość. Tysiące szwaczek popełnia zbiorowe samobójstwa, a modelki od Diora gremialnie powiększają swoje cycki do wielkości amerykańskich standardów. W końcu z czymś trzeba się pokazać! 
Szwaczki ręczne z Elizejskich Pól i okolic, którym udało się przeżyć, przerzucają się na handel perłopławami, a wiecznie modny Jacyków montuje sobie na wacku młyńskie koło.
Serdecznie przepraszam wszystkich bezmięsnych czytelników mojego bloga, ale, może... zamiast się na mnie obrażać, spróbujcie się uśmiechnąć. Dystans, także do siebie, nikogo jeszcze nie zabił.
Nigdy nie słyszałem, aby zmiażdżenie kawałka kiełbasy kiedyś uśmierciło jakiegoś ludzia.
Najlepiej świadczy o tym doskonałe samopoczucie Krychy P., której leciwy organizm ewidentnie temu zaprzecza.
Swoje dojście od rukoli do polityki uważam za niezły intelektualny wyczyn.
I, w przeciwieństwie do Jarka, zajęło mi to tylko godzinę, a nie 96 bezowocnych miesięcy.
I tak na koniec...
Jestem jak najbardziej za zbiórką datków na pałac dla Jarka. Proponuję go nazwać "Kaczownik". Żonusia podsunęła mi tę nazwę.
Dzięki Ci, o Pani!
A ja znalazłem pałac. Obecnie mieści się w nim wprawdzie rumuński parlament, ale... najświętszy Nicolae Ceausescu zbudował go dla siebie, ale najświętszy Jarosław byłby się w nim poczuł jak Sobecka przed lustrem.
Dla niewiedzących...
To najcięższy budynek na świecie.


W sam raz dla Jarosława,bo i niego przypadek nielekki.