wtorek, 31 lipca 2018

Świeto Łodzi

Zacząłem dziś pisać jakiś kolejny post o polityce, ale tak mnie on zbrzydził, że zmieniłem temat. Bedzie trochę kulinarnie.
W sobotę połaziliśmy po Piotrkowskiej. Było Święto Łodzi. Porozstawiano kramy, grała jakaś muzyczka i było upalnie. Każdy świętujący odsztyftował się jak szczur na otwarcie kanału i wyległ aby posmakować piwa na Festiwalu Piwa. Spróbowałem łyka jednego i dałem sobie spokój. Piwo to taki napój, który powinien smakować jak piwo. Nie potrzeba do niego dolewać pigwy lub maczać w nim cynamon. Taka oryginalność na siłę. Mnie ona nie kręci. Ja jestem prostak i jeżeli biorę do ust kawał mięsa, to nie mam ochoty czuć smaku brzoskwini z ananasem. Jedno bez drugiego doskonale może się obejść więc po co to łączyć? Znam osoby, które lubią tak jeść, ale mnie do nich daleko. Mięso to mięso i albo się lubi jego smak i je, albo nie. Po diabła udziwniać za wszelką cenę?
Jakiś kucharz powiedział, że woli poświęcić więcej czasu na przygotowanie dobrego posiłku bez walenia dziesiątków egzotycznych przypraw i skupić się na podkreśleniu smaku tego co gotuje. Mam dokładnie to samo. Jajecznica ma mieć smak jajka, a nie pomidorów, a robienie z kiełbasy bananów w lukrze jest wręcz wstrętne. Pewnie dlatego nie smakują mi owoce morza, bo one same żadnego smaku przecież nie mają i trzeba je dosmaczyć. Równie dobrze można by ugotować kij od szczotki, owinąć jakimś glonem, wepchną w to porcję ryżu, posmarować wasabi i pokroić w plasterki. Ale czad! Zdaję sobie sprawę, że właśnie obrażam połowę społeczeństwa, ale to mój blog i mogę wypisywać na nim co mi się żywnie podoba lub nie.
Dlatego moje kucharzenie jest proste jak rzeczony kij. Widać mam coś z kornika.
Jadłem kiedyś w żydowskiej restauracji porcję mięsa o smaku suszonych owoców utopionych w cukrze z miodem. Pomijając już fakt, że na cukier reaguję alergicznie, to co to za jedzenie? Postawić to wszystko obok mięsa i niech sobie każdy przegryza czym mu się żywnie podoba.
Wiem, że przynudzam, ale jeszcze tylko jedno...
Nie znoszę smaku pietruszki. Żonka to wie i nie sypie mi do rosołu jej natki. Kilka razy skropiłem rybę cytryną i jej nie zjadłem. Dla mnie są to smaki nie do pogodzenia.
Wracam na Piotrkowską.
Po wycieczce między przepoconym tłumem, dotarliśmy do Manufaktury głodni jak syberyjska wataha wilków zimą. Po mojej porcji marudzenia na widok różnorakich menu, zakotwiczyliśmy w Sphinksie. Liczyłem na shoarmę, bo to jedzenie dla ludzi. Mięcho, chlebek pita, trzy rodzaje sosów, widelec i piwo.
Na wszelki wypadek przejrzałem jednak kartę dań, a w niej jakieś "mezze".
Kasza bulgur z pomidorami i miętą, falafel, sos miętowy, sos z kminem, sos sezamkowy, kofta i humus. Pita i oliwki. Może coś tam jeszcze, ale nie pamiętam.
A co mi szkodzi spróbować?! W razie awarii pojem oliwek
Poprosimy.
Wyglądało to tak...


 Najgorsze w tym wszystkim były dwie rzeczy. Nie trawię mięty i wegetariańskiego jedzenia, a tam, z wyjątkiem kofty, czyli takich jakichś psich kutasków na patyku, wszystko z fasoli.
Wyobraźcie sobie, że to wszystko było całkiem smaczne! Nie jadłbym tego codziennie, ale też nie uciekłem do tryskającej obok fontanny.
Nie dość na tym! Dopiero kelner wywalił nas z knajpy, bo zamykali.
Pojechałem kiedyś busem do Danii mają w portfelu dowód od osobówki. I co? Można?
Wegetariańskie jedzenie nie jest takie złe. Można przyprawić je nawet miętą i kminem. Ale i tak, po powrocie do domu, ukroiłem sobie kawał kiełbasy. Bo jak tu żyć bez kiełbasy i karczku?
Pozdrowienia dla mięsożerców.


poniedziałek, 30 lipca 2018

Kora Jackowska i Tomasz Stańko

Duduś stwierdził, że wychował się na Maanamie. Niech mu będzie, ale świadczy to jedynie o tym jaki z niego jest cymbał. Nie przypominam sobie żadnego tekstu Kory o uwielbieniu dla faszystów i ksenofobów; chyba niczego nie zaśpiewała także o idiotach. Jedynym skojarzeniem z pisem mógłby być fragment piosenki pt. "Agresywne lato"

"Ginący na oślep szuka ocalenia,
Słońce schowało się głęboko w gniewie,
Nie kochamy tego co miłości warte!
Nie kochamy już nawet siebie"

Odnoszę wrażenie, że kiedyś już pisałem to, co chcę napisać teraz, ale skoro nawet ja nie pamiętam, to powtórzę...
W czasach mojego liceum, a więc za bardzo późnego Gierka, polska scena muzyczna wykreowała falę zespołów, które oklaskiwane są do dziś. To oczywiście "Perfect", "Budka Suflera", "SBB" czy, odrobinę później, "Lady Pank". No i, rzecz jasna, "Maanam".
Doczytałem się gdzieś, że powstał w roku 1979, ale ja odnoszę wrażenie, że trochę wcześniej.
Świetnie pamiętam pewien koncert w łódzkim klubie "Pod Siódemkami" (a bywałem w nim diabelnie systematycznie!), na którym to prezenter zapowiedział występ... tu nie dam głowy, ale chyba zespołu "Maanam" w składzie: Marek Jackowski, John Porter i Kora...
"Siódemki" to był niewielki lokal z bezładnie poustawianymi krzesłami, które kierowano w różne strony w zależności od ustawienia prowizorycznej sceny i barem z wysokimi stołkami, przy którym niezmiennie przesiadywał Bogusław Mec w kapeluszu i z drinkiem.
Byliśmy z żonusią w sobotę na Piotrkowskiej i specjalnie pstryknąłem zdjęcie tego budynku...

 
Zobaczcie... To tylko pięć okien na parterze.
W takim oto miejscu na scenę wyszedł łysiejący hipis z gitarą klasyczną, jakiś Angol z podobnym sprzętem i zaczęli rzeźbić coś, co mi się kompletnie nie podobało. Jakby tego było mało, po kilku minutach, wyskoczyła na scenę długowłosa szatynka w podartych dżinsach, zaczęła się dziwacznie wyginać i wyśpiewywać coś, co mi się wówczas także nie podobało.
- Ale nudy! - pomyślałem.
Końca tej opowieści nie pamiętam, wiem tyle, że był to mój pierwszy kontakt z zalążkiem zespołu "Maanam".
Ich późniejsza kariera wprawiła mnie w lekkie osłupienie, bo nie prorokowałem im żadnej kariery.

To, tak zwana, jedna para kaloszy...

Były to także czasy niezwykłych koncertów największych tuzów jazzu na "Jazz Jamboree". W ramach jednego z nich poszedłem do łódzkiej filharmonii na koncert Tomasza Stańki. Dostałem miejsce bokiem do sceny nieopodal ustawionych na niej głośników. Jakiś zespół wyszedł na scenę i coś zagrał, potem drugi i trzeci... Na koniec wyszedł Stańko z trąbką, solo, i jak pierdzielnął mi w lewe ucho swoim free jazzem, to mało nie spadłem z fotela. Już wówczas należał do elity światowych trębaczy.
Koniec tej opowieści pamiętam o tyle, że na dwie godziny ogłuchłem.

Kora i Stańko odeszli od nas na zawsze kilka dni temu. Oboje uśmierciło obrzydliwe raczysko.
Może mi słoń na uch nadepnął i nie wyczułem wielkości opisanych muzyków tuż po ich poznaniu, ale to wcale nie znaczy, że nimi nie byli. To tylko ja jestem zwyczajny muzyczny ignorant.
Nie przejmuję się tym wcale, bo w świecie tak rozpasanej ignorancji i tak chyba nie mam się czego wstydzić.
Zostały nam płyty, a mnie także odrobina wspomnień. Głupio mi to napisać, ale napiszę...
I fajnie!
Pewnie, z czasem, powrócę do free jazzu i postaram się go lepiej zrozumieć.
Z Korą sprawa wydaje się prostsza.
Lubię piosenki "Maanamu".
Pomyślcie przez chwilę nad nowym znaczeniem słów z ich piosenki...

"Czekam na wiatr co rozgoni,
  Ciemne, skłębione zasłony,
  Stanę wtedy na raz,
  Ze słońcem twarzą w twarz!"

Kora i Tomasz już stanęli.  I, niestety, Marek Jackowski także.
Cześć ich pamięci!



piątek, 27 lipca 2018

Orgia u Rydzyka

No to gdzie trafi niewydana forsa na referendum? Oczywiście, że do Torunia! To drobne sto dwadzieścia milionów złociszy, które Rydzyk już pewnie zagospodarował w swoim budżecie na ten rok dobrych kilka miesięcy temu.
Ale żeby nie było lipy...
Zaprosi wszystkich świętych pismenów, na ich koszt (znaczy na nasz koszt...), aby sobie mogli trochę pośpiewać i potrzymać się za rączki.
Telewizja "Trwam w Swojej Głupocie" pierdolnie przekaz z transmisji, podczas której zejdzie na udar siedmiu obrońców wiary i dwie jej obrończynie. Szyszko dowiezie porcje mrożonych pardw mszarnych prosto ze Szkocji i dwa rysie ze swojej lodówki.
Sam Rysiek Cz. dojedzie sam.
Antosia przywiozą prosto po relaksujących go elektrowstrząsach z Tworek, a Krzywousty Drugi jebnie zapewne jakąś odkrywczą mowę, a Jarosław zaprezentuje najnowszą swoją kreację na lato-jesień-zima-wiosna.
I jak oni wszyscy będą się cieszyć z przekazania toruńskiemu gamoniowi kolejnych milionów z Waszych kieszeni! Prawie tak samo jak z wkładania ich do swoich.

BOR, czy jak to się tam teraz nazywa, rozpieprzy z radości ze trzy beemy, Sobecka, po raz pierwszy w życiu przestanie się strzyc sekatorem, walnie sobie pasemka i zatańczy na rurze, a chora na syndrom Touretta Krystyna, każe im wszystkim wypierdalać.
Tylko biedny ratlerek Duduś zrobi minkę jak na pewnym filmiku, w którym wcale nie był najebany jak stodoła po żniwach, klęknie grzecznie gdzieś z tyłu, by wymodlić sobie nową obrożę.

Kurde...

Jak już zacząłem tę wyliczankę, to pojadę dalej.
Mazurkówna zarży ihhhaaa! czy coś w tym guście, Jojo skoczy do Brukseli okraść belgijskich żołnierzy na paradzie, a Ziobro zacznie jeszcze bardziej się ślinić.
Ten dzióbek, jak mu tam...  Płaszczak...
Tu moja inwencja niestety twórcza się kończy...
Pewnie zaśpiewa w chórze na dwa głowy z Klempom największy hit Sobeckiej.
Leci on jakoś tak:

- Radujmy się, że mamy radio marysia,
  Radujmy się, że mamy ojca Rydzykaaaaaaaaa!
  Radujmy się, bo już te chwiiiiille nie wrócąąąąą!
  A jeśli nawet wróóóócąąąąą, to tylko we śnieeeee.

Ja pierdolę! Niemal się rozpłakałem! Ale muza! Ustawię ją na swoim fonie jak będą dzwonić ze skarbówki.
A wszystkie te atrakcje macie za drobne sto dwadzieścia milionów!
Karczewski... czy... Kuchciński, sorki, ale nie rozróżniam tych gamoni, rzucą projektem zabarykadowania wschodniej strony Wisły od zachodniego stoku, nomen omen, Baraniej Góry, po północne Żuławy, na wypadek ataków ześwirowanych komuchów. Andruszkiewicz się zapluje i wyda czterdzieści tysięcy na paliwo do auta, którego nie ma, bo i po chuj mu auto, skoro nie ma prawka?
Jasio Pietrzak z Rosiewiczem zawiążą spółkę pod nic nie znaczącą nazwą: Lennon-McCartney i napiszą song pt. "Jarek In The Sky With Diamonds". 
Reasumując...
Chyba zapiszę się do pisu, bo nic mnie bardziej nie kręci od możliwości dania klapsika w jakże kształtną dupeczkę Sobeckiej i wygłaskania chorego kolanka Jarusia.
Będzie gites-majonez.

Ale najgorsze jest to, że niestety, całkowicie zapomniałem o czym ja chciałem napisać?!

Aaaaa!

Tuż po położeniu na tacę stu dwudziestu baniek i efektownym szpagacie Sobeckiej nad gromnicą, towarzysze przejdą do geotermalnych łaźni na gangbang przy krewetkach, ostrygach i kawiorze. Ale o tym marysia już nie poinformuje, bo i tak żaden z wyborców pislandii nie wie co to geotermalna łaźnia, ani krewetki.
A Rydzyk?
Może wreszcie pozwoli ucałować się w rączkę...



czwartek, 26 lipca 2018

O co tu chodzi?

Od pewnego czasu piszę wyłącznie dołujące posty. Dziś będzie inaczej. Wpis będzie ironiczno-satyryczny z nutką polityki w tle.
Zapraszam.

Do napisania go sprowokowała mnie wypowiedź dziennikarki prowadzącej Wiadomości. Niestety, nie znam jej nazwiska, ale powiedziała jakoś tak...
- Prezydencki plan referendum upadł dzięki głosom opozycji. Część posłów pis wstrzymała się od głosu, a część była "za".

Za Gierka krążył taki dowcip...

Breżniew z Gierkiem ścigali się na sto metrów. Wygrał Gierek. "Trybuna Ludu" napisała, że Gierek wygrał, a rosyjska "Prawda" ujęła to tak:
- Wprawdzie Breżniew był drugi, ale Gierek przedostatni.
Czy komuś potrzeba więcej analogii do tvpis?

Niedawno zszedł w naszego lez padołu Antoni Krauze. Dla niewiedzących... reżyser gniota pt. "Smoleńsk".
Kretynizm tego filmu przypomina mi pewien skecz Kabaretu Moralnego Niepokoju, w którym to syn przyznaje się tacie, że jest gejem. Ma na sobie odpowiednio tęczowe ubranie i makijaż. Ojciec się patrzy i mówi:
- Jeszcze sobie na dupie celownik narysuj!

Wszyscy się ostatnio rajcują brakiem zdrowia naczelnika państwa. Myślę o tym kmiocie, który zakłada lakierki do pidżamy i bezrękawnik na lewą stronę. Zapewne niebawem, pod Jasną Górą, będzie to obowiązujący strój każdego jasnogórskiego muła. Bo cysorz to takie skrzyżowanie celebryty z papieżem, tyle że bardziej świntym, który w każdej wypowiedzi podkreśla, że ón taki staroświecki idealista i chce mieć w Polsce tylko pańszczyźnianych chłopów.
A ja powiem tak...
Wsadziłbym jego durny łeb do ula i sprzedał kopa w jego cysorską dupę. Pszczoły z pewnością by mnie poparły i załatwiły resztę.
Pisowcy coraz częściej przypominają mi rzekę, którą koniecznie należy oderwać od koryta, bo każdy deszcz spowoduje przerwanie jeszcze istniejących wałów.

Wałęsa powiedział kiedyś do prezydenta Niemiec:
- Polska może wam dać wszystko, co tylko chcecie!
- Danke!
- Danke to nie...

A co do wałów...

Ktoś mnie niedawno spytał, czy czytam wpisy Giertycha, bo on taki mądry. Tak, czytam...
Opowieści Frankensteina rajcowały mnie 45 lat temu.

Lew Tołstoj napisał cegłę pt. "Wojna i Pokój". Nigdy nie przebrnąłem przez całość, ale chyba powrócę do lektury, bo my teraz stwarzamy sobie taką właśnie historię nieudanego małżeństwa w jednopokojowym mieszkaniu. Chyba o to tam biega...
Jakiś morał na koniec?
Hmmm...
Niech mi ktoś jeszcze wytłumaczy o co chodzi w piosence Ewy Demarczyk: "Grand Valse Brillante"?
Że nie nadaje się dziecku na imię Alfons?
Jestem na to wszystko za głupi.


poniedziałek, 23 lipca 2018

Burakowozy kontra świry

Jest taka wyśmienita włoska zupa o nazwie Solferino. Napisałem o niej kiedyś cały post i nie będę się powtarzał. Ciekawskich zachęcam o odszukania go w meandrach mojego bloga. Nie będzie to łatwe, bo nie pamiętam tytułu wpisu ani daty. Zdesperowani smakosze włoskiej kuchni pewnie go znajdą i ugotują, a watro, bo to jedna z najsmaczniejszych zup na świecie. Najlepiej smakuje zaś w lecie. Amatorzy grochówki na smażonym boczku, flaków i wiśniowego budyniu na deser, powinni teraz przerwać czytanie, chyba że nie popierają "dobrej zmiany" i wymiotują na widok posła Kaczyńskiego.
Dlaczego tak zacząłem?
Prawie każdy mój wpis, poparty zdjęciem kogoś z okolic prezesa, zbiera setki komentarzy w stylu: "Z kąd to hamstwo się bierze ?", "Ale syf!", "Tak wyglądaja dojżałe Polski", "Jebana banda", lub: "Wont z Polski". Szalenie mnie to drażni.
I choć rozumiem czyste intencje, to nie mogę pojąć kompletnego braku szacunku do pisanego słowa, które powinno być podstawą. Nie zniżajcie się do poziomu profesor (sic!) Pawłowicz, która nigdy nie nauczy się stawiać przecinków w odpowiednim miejscu, albo do obnibusa Jakiego z rabladorem w Budapeszcie nad Dunajcem.
Z moich wiadomości wynika, że w każdym laptopie i telefonie jest słownik języka polskiego, który, do kurwy nędzy, podkreśla źle napisane słowo i proponuje zamiennik! Może by tak wypadało to wreszcie ogarnąć, albo przestać się chwalić własnym nieuctwem! Niezależnie od politycznej opcji, którą się reprezentuje!
Chcecie, kurwa, zmieniać świat, to zacznijcie od siebie!

No to się wreszcie wygadałem.
Uffff!

Słyszałem taki dowcip...

"Amerykańce pojmali ruskiego żołnierza i dalej go brać na spytki.
On nic.
Podłączyli mu prąd do jajek, a on nic.
I co tu zrobić?
Założyli mu na głowę urządzenie pokazujące jego myśli.
W urządzeniu szum.
Dali mu setkę spirytusu.
Wypił i nic, szum...
Dali drugą.
Wypił i nic, szum...
Dali trzecią...
Na ekranie pojawił się kiszony ogórek."

Nie chcę nawet myśleć, że z Polakami jest podobnie, ale...
Obserwując naszą rzeczywistość, słyszę tylko szum.
Szum na różnych poziomach, zero kontaktów z rzeczywistością.
Ile musicie jeszcze wypić setek spirytusu, aby dotarły do ekranu wizje pięćdziesięciu busów Mercedesa wypełnionych policją? Zgromadzoną wyłącznie po to, aby zrobić Waszych z dup jesień średniowiecza?
Jak długo będziecie spokojnie wysłuchiwać kmiotów, którzy nie dość, że dostali całą władzę, to jeszcze obrażają wszystkich na potęgę każdego dnia?
Ile potrzeba czasu, aby dotarło do wszystkich, że to już najwyższa pora zrobić z tym porządek?
Mam 57 lat.
Ledwo pamiętam Gomułkę, ale pamiętam. Gierka pamiętam świetnie. Solidarność i Jaruzelskiego jeszcze lepiej. To moja świadoma młodość.
Co kilka lat dochodzi do władzy kolejny kutas, który uzurpuje sobie prawo do sprawowania rządu dusz. Chce mi się już od tego rzygać!
Czy w tym kraju nigdy nie będzie normalnie? Czy Polacy aż tak lubią permanenty rozpiździaj?

Czy bez niego nie umiemy już żyć, że trzy lata temu zafundowaliśmy sobie kolejny?
Kiedy na ekranach mózgów Polaków pojawi się wreszcie choćby kiszony ogórek, że o Solferino nie wspomnę...


 

niedziela, 22 lipca 2018

Zrobiliście już rząd, to teraz...

"Jeżeli ktoś zbyt często używa słowa "patriotyzm" to znaczy, że ktoś coś ukradł" - powiedział pewien rosyjski pisarz, którego nazwiska nie pamiętam. I już mamy pełny obraz dzisiejszej Polski.
Zaczynam być coraz bardziej skondensowany w swoich słowach, bo wystarczyły dwa zdania, a już napisałem wszystko to, com chciał.
Niestety...
Moja potrzeba nawijania ludziom makaronu na uszy jest jeszcze niedopieszczona i dlatego coś dodam...
Mamy dziś widocznie jakieś święto, bo egzekutywa nakazali pozamykać sklepy. Proszę mnie nie poprawiać, bo wiem, co piszę.
Pislamskie twory, dla mnie przynajmniej, płci nijakiej nie mają, a zatem mogę sobie żonglować odmianami wedle mojej wyobraźni.

Ta wiecznie obśliniona gnida, Ziobro, powiedziała chyba przedwczoraj, że coś tam jest zwycięstwem wszystkich Polaków.
No to posłuchaj mnie gamoniu...
Jeżeli choć jeden Polak się z tobą nie zgadza, to nie masz prawa wypowiadać się w imieniu wszystkich i więcej tak nie waż się mówić.
Zadziwiam sam siebie. Jakiż ze mnie dureń mysląc, że ta obśliniona menścizna to kiedyś przeczyta!?
A wierzcie mi - chciałbym!
Chciałbym, aby wpadło do mnie w nocy pisowskie ZOMO w odkurzonych mundurkach i rzuciło mną o glebę. Taki syndrom "Wąskiego" z "Killera", na który z pewnością choruje Zibi, i powiedziało:
- Wąski! Noga! Do budy!
I żebym mógł w swojej celi go spotkać i powiedzieć:
- Ziobro! Powiedz głośno: Aaaaaaa!
- Świetnie! A teraz zapamiętaj ten układ ust, bo to będzie twój stan permanentny.

Właściwie ten wpis mógłby traktować o każdym z pislamabadzkich tworów. Obśliniony jest tu tylko ich personifikacją. O każdym z nich musiałbym napisać to samo, ale chyba trochę szanujecie moją cieniutką inteligencję. Z wyjątkiem Kryśki, bo tej, w swojej celi, to bym nie zdzierżył pięciu sekund.



To taki mój optymistyczny wpis na początek tygodnia.

czwartek, 19 lipca 2018

Przeczytajcie i zastanówcie się nad moimi słowami

Zacznę od zdjęcia, które zrobiłem dziś na parkingu przed Biedronką. Najpierw jednak krótki do niego opis...
Władowałem zakupy i wsiadłem do auta.
Tuż obok pojawia się babsztyl, który stał za mną w kolejce do kasy. Wyjmuje kilogramową torbę z jakimiś paprochami ze sklepu i wysypuje zawartość na ziemię. Dwie sekundy później nadlatuje stado gołębi...


Niby nic, ale mnie nagle olśniło!
Chyba przestanę pisać tego bloga.
Co mają do tego gołębie? Prawie wszystko!
Może jednak od początku...
Jest ich o wiele za dużo, jak ludzi. Zrobiły się totalnie bezczelne, jak ludzie. Chcą tylko się nażreć,  wysrać i gruchać (się też...), nam także niewiele więcej do szczęścia potrzeba; najlepiej za darmo. "Dzięki" pisowi staliśmy się agresywni, bezmyślni i czekamy aż dostaniemy przekaz na 500 złotych.
To taka ludzka forma gołębiego żarcia z Biedronki. I tyle nam zaczyna wystarczać.
Kiedyś w Łodzi latały masy wróbli. Teraz ich w miastach nie ma. Zostały wypieprzone przez gołębie i wrony.
Nas też, już niebawem, pislandia wypieprzy gdzie popadnie, bo jesteśmy za mali i umiemy tylko ćwierkać, a oni są wiecznie dokarmiani przez pojebanych staruchów. I mają do obrony kruki i inne glapy, które robią z nami co im się żywnie podoba.
A moje pisanie jest o dupę rozbić, bo i ja jestem wróbel, który może sobie jedynie poćwierkać w krzakach za miastem. I niechbym tylko próbował się zbliżyć do jakiegoś wysypanego przed Biedronką żarcia, to zostanę zadziobany przez gołębie ścierwo do spółki ze skretyniałym babskiem.

Zerknijcie w niedaleką przyszłość.

Pozbawia się ludzi wszystkich demokratycznych instytucji i każe się tylko modlić; że niby jakaś pieprzona modlitwa ma nam całą resztę załatwić. A oni sypną ochłapami... Jacy kochani! Radujmy się!
Muszę wrócić do wróbelków.
Może mało kto to zauważył, ale i wróbelki stają się konformistyczne. Im bardziej dokręcają im śrubkę, tym wróbelki uciekają głębiej w las.
Kruczyska zawłaszczają sobie sądy, aby mogli oszukiwać w każdych wyborach, a my głębiej do lasu. Budują struktury mające na celu wróbelki wystraszyć, no to wróbelki w jeszcze gęstsze krzaki! Niedługo nie będzie już żadnego wróbelka po sejmem, bo wszystkie posrają się ze strachu przed glapami w mundurkach i krukami na urzędach.
Zrozumcie wreszcie to czym pis, od swojego zarania, kłuje was w oczy...
Chcą z Polski zrobić parking przed Biedronką, na którym jedynie głupie gołębie mają wszystko, a wy do lasu obgryzać korzonki. I to po cichu i w nocy, bo jeszcze ktoś was zobaczy...
Zawsze sądziłem, że Polacy to dumny i bohaterski naród. Pewnie nawet tak kiedyś było, ale pisowska mafia urwała Polakom wszystkie jaja i wypieprzyła w krzaki.
Opublikowałem pewnie ze sześćset postów na temat zagrożeń ze strony pisu. Jeżeli nawet udało mi się nimi otworzyć choćby dwie pary oczu, to i tak tylko na chwilę. Konformizm, uczucie bezsilności, lenistwo i przyzwyczajenie się do smaku gówna, zwycięża!
Dlatego nie mam już najmniejszej ochoty pisać o tym wszystkim, bo czuję się jak świeczka na grobie.
Tak, pamiętamy. Kiedyś żyliśmy normalnie, ale chuj z takim życiem! Było, minęło...
Usiądźcie więc na dachach obok Biedronki i czekajcie na durną staruchę, która podrzuci wam jakieś paprochy do żarcia. Tylko zmieńcie się najpierw w gołębie i wleźcie między wrony, by wspólnie pokrakać.
Pewnie niedługo minie mi cholera i wrócę do pisania, ale już nie w tym tygodniu. Wszystko przez te gołębie.

Nigdy o to nie prosiłem, ale teraz proszę...
Udostępniajcie ten wpis. Może komuś otworzy on oczy, a jego jaja odrosną.
Wstyd! Wstyd! Wstyd!

środa, 18 lipca 2018

Najbogatszy człowiek świata

Chwilowo nie jest nim jeszcze ojciec Rydzyk. To właściciel firmy Amazon, Jeff Brezos, którego majątek Forbes ocenia na 141 miliardów dolarów. Inne dane podają, że to tylko 112 miliardów, ale i tak jest bogatszy od drugiego Billa Gatesa o dwadzieścia wielkich baniek.
Obrazowo można ująć to tak...
Budżet całej Polski oscyluje w okolicach 400 miliardów złotych. Majątek Brezosa wyceniono, w przeliczeniu na złotówki, na około 521 miliardów. Innymi słowy ma on więcej forsy niż cały nasz kraj o jakieś 25 %.
Nikt normalny nie przyswaja takiego ogromu majątku u jednej osoby, a fakt, że zdobył on go w dwadzieścia lat, wydaje się być kompletnym nonsensem. 

Największe światowe inwestycje jedynie raz zbliżyły się do stu miliardów dolarów. Zgadnijcie gdzie...
To Al-Masdżid al-Haram w Arabii Saudyjskiej. Największy meczet i najświętsze miejsce Islamu w Mekce, będące celem rytualnych pielgrzymek każdego muzułmanina choćby raz w życiu.
Reszta, to warte po kilka gównianych miliardów centra rozrywkowe od Singapuru po Las Vegas.
Nie chcę przedłużać tego posta, więc ujmę to tak...
Niebotyczne dochody inwestorów oparte są na dwóch nogach. Jedna nazywa się rozrywka, a druga religia. Obie, do perfekcji, opanowały sztukę wysysania ostatniego grosza z kieszeni naiwnej i najgłupszej części każdego społeczeństwa na świecie. Bo każdy, z uśmiechem na ustach, odda ostatniego centa w imię wieczności w niebie, lub stania się milionerem. A jak się już nim stanie, to i tak wyda te swoje miliony na poczet wiecznego życia jakiemuś idiocie w sutannie. I nie jest ważne czy sprzedaje on pralki i lodówki, jak Brezos, czy jednorękiemu bandycie w Las Vegas. Tym bardziej wieczną szczęśliwość w niebie.
Nasz świat spoczywa w sponach bezdusznych cwaniaków żerujących na ludzkiej głupocie.

Nie kupujcie pralek od Brezosa, nie wydawajcie pieniędzy na ruletkę i przestańcie, do cholery, łazić do kościoła, a w kilka lat okaże się na jakich gównianych nogach podparta jest ta machina dzierżąca władzę na świecie!
Chyba, że jesteście aż tak głupi!

Dziesięciu najbogatszych ludzi na świecie dysponuje majątkiem w wysokości około ośmiuset miliardów dolarów. To prawie cztery biliony złotych. Dziesięć rocznych polskich budżetów!

Nie pojmuję... Jakim totalnym trzeba być debilem, aby finansować takiego pierdolonego złodzieja jak Rydzyk. A to właśnie on zaczyna oferować nam rozrywkę, religią i pralki...
I to właśnie on, już za kilka lat, położy na łopatki Billa Gatesa, Jeffa Bresosa, Warrena Buffeta i Zuckenberga.

Jedźcie już lepiej do Las Vegas. Amerykańska mafia oszukuje o wiele bardziej kulturalnie.





poniedziałek, 16 lipca 2018

Nasz armia jest zwycięska

Wysłuchałem niedawno ciekawej audycji o polskiej armii pod dowództwem Antosia. Nie zapamiętałem z niej wiele, ale podzielę się jej resztkami.
Najpierw jednak dodam coś od siebie.
Budżet naszego wojska to około 10 miliardów złotych. Każdy z nas, od zygoty do umarlaka, płacić musi rocznie na armię 263 złocisze rocznie.
Każdy z 38 milionów Polaków, każdego dnia, przeznacza 72 grosze na wojsko. Może nie zabrzmiało to zbyt patetycznie, ale pomyślcie o tym tak...
To prawie dwadzieścia osiem milionów codziennie. Tyle kosztują nasz kraj zabawy w kowbojów i Indian ludzi opętanych czołganiem przez pełzanie. Średnio rozwiniętych intelektualnie typków, przedkładających dżinsy i t-shirta, nad prześmierdłe potem moro. Walających się po pustkowiach z atrapą karabinu gamoni, którym wydaje się, że coś od nich zależy.
Przyznaję się. Nie znoszę wojska i wojskowych! Uważam ich za darmozjadów żerujących na sztucznie wywoływanych lękach przed wyimaginowanym wrogiem.
Nie żyjemy w czasach, w których (to pierwszy paradoks), ktokolwiek by nam zagrażał. To nie świat Jamesa Bonda i oszalałych miliarderów próbujących zawładnąć Ziemią.

Oglądałem niedawno fragment filmu "Mission: Imposible 5" z Tomem Cruise. Ktoś sobie wymyślił  porwanie brytyjskiego premiera, a niezmordowany Ethan Hunt musiał temu zapobiec.
No to teraz zastanówcie się...
Po jakiego wała ktoś miałby zadawać sobie trud i wykładać setki milionów dolarów na tak nonsensowne działania?
Porwą premiera i co? Świat odda się w ich ręce?

Żonusia mnie łaja, że przeklinam na telewizję. Niestety, mój próg odporności na oferowany w niej program ma pewne granice.

Antoni Macierewicz, największy szaleniec od czasów Piasta Kołodzieja, gość z facjatą, której widok są w stanie wytrzymać jedynie zaprawieni w wieloletnich bojach psychiatrzy, dostąpił zaszczytu pełnienia funkcji ministra obrony.
Jak bardzo przypomina mi on owych bondowskich świrów pragnących podporządkować sobie całą ludzkość! Tyle, że tamci byli: inteligentni, konsekwentni w działaniu i robili wszystko za własne pieniądze.
Aaaa! I byli odważni!

Odwagę zostawmy, inteligencję też, a o konsekwencji w działaniu to lepiej zapomnieć. Zostały pieniądze...

No to przypatrzmy się forsie.
Co robił Antoś i na co wydał 2% polskiego PKB przeznaczonego na armię?

- Kupił dużo konserw z terenów ogarniętych chorobą szalonych krów. Były zapewne w promocji...

- Mieliśmy fundusze na modernizację naszej armii. Polegała ona na naprawianiu sprzętu zakupionego w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, na których wciąż widnieje napis: Zdziełano w CCCP.

- Kupił, a jakże, samoloty dla Vipów.
Bo nic tak wspaniale nie wspomaga obronności kraju jak skórzany fotel pod dupą pisowskiego posła. 

- Zamówił plany (tylko plany!!!) ratowniczego okrętu ukrytego pod jakże niezrozumiałym kryptonimem  "RATOWNIK".
Jest on nam wręcz niezbędny, bo ratuje nasze okręty podwodne, których nie mamy.
Ale...
Mamy czołgi!
Najwięcej w europejskiej części NATO.
W większości są już w wieku zgonu Michaela Jacksona i kryją się pod kryptonimem Made in USSR. Mamy też niemieckie czołgi Leopardy. Sęk w tym, że te ruskie dawno się już popsuły, a do niemieckich nie mamy amunicji.

- Mamy również tak zwany: WOT...
Zgraję rozmodlonych ćwierćinteligentów kochających uganiać się po wsiach i strzelać do bocianich gniazd, bo nikt nie wpadł na pomysł udostępnienia im wojskowych strzelnic. Zresztą i słusznie, bo mogliby pozabijać się nawzajem. To też byloby słuszne.

- Postawił sieć patriotycznych ławeczek, a resztę posłał do Torunia.

Pełen szacun!
Budżet wykonany, Trump nas chwali, obrona terytorialna przekuwa kosy na sztorc, a Morawicki zawierza nas kolejnej matce boskiej.

Niebawem zaobserwujemy tysiące kilometrów dróg zawalonych pielgrzymkowiczami, ku chwale Jezusa i dobrej zmiany.
I wszyscy z nich będą święcie przekonani, że Pani Gersfdof jest potomkinią Krzyżaków, a Kaczor Piastem.
Jak głęboko mamy jeszcze spaść, aby przejrzeć na oczy?


Chyba jeszcze zbyt płytko...

sobota, 14 lipca 2018

A pizza ma ponad tysiąc lat

Ja wiem, że moje wpisy o gotowaniu i historii nie cieszą się zbyt wielką poczytnością w grupach, do których należę. Jeżeli zaś pojadę po pismenach i dołączę ośmieszające ich zdjęcie, no to kilkanaście tysięcy otwarć murowane!
I dlatego muszę, od czasu do czasu, przestać zawracać sobie dupę zgrają pisowskich szkodników i napisać o czymś ciekawym.
Dziś będzie o pizzy.
Zakotłowanych polityką uprzedzam, że będzie tylko kilka politycznych wtrętów!

Przeżywamy obecnie dwie wyjątkowo rozreklamowane rocznice. Stulecie odrodzenia państwa polskiego i 550 lat naszego parlamentaryzmu.
Obie rocznice są, przynajmniej dla mnie, kupą pseudo narodowego bełkotu dla idiotów. Dla pisu świat się zaczyna, i kończy, na ostatnich dwóch latach ich gównianych rządów. Reszta to oklaski klakierów. Zero w tym prawdy, zero wiedzy i zero zasad.
Igrzyska, w których zawsze złe lwy zżerają bezbronnych chrześcijan, a Tusk siedzi rozparty na tronie z kciukiem skierowanym w dół i się lampi.
No, w mordę! Jakie to szczęście, że nareszcie do władzy doszli ci, którzy potrafią docenić wkład Polski w dziedzictwo cywilizowanego świata!
Nie jestem cywilizowanym światem i pozwalam sobie powiedzieć, że to gówno prawda!
Cywilizacja zaczęła się w roku 997. To rok, a nie numer na policję!
Otóż...
W tym właśnie roku annały odnotowują pierwszy przepis na pizzę.
Wygląda więc na to, że banalny placek z serem i bazylią, historycznie rzecz ujmując, kładzie na łopatki cały nasz parlamentaryzm o pięć wieków. No, bo kogo na świecie, do diabła, interesuje dziś  jakiś walny sejm w Piotrkowie Trybunalskim w roku 1468? Daję sobie uciąć głowę, że połowa z Was także o nim nic nie wie! Bo i po co o tym cokolwiek wiedzieć?
Że zajmowali się podatkami na opłacenie żołdu dla armii zaciężnej, sprawami fałszywych monet, kompetencjami sądowych starostów, czy nakazem posługiwania się słowem pisanym w trosce o jednolite prawa w całym kraju?
Pozwolę sobie poodcinać dodatkowo wszystkie członki jeżeli ktokolwiek z pisu wie o tym sejmie cokolwiek.
Ale o pizzy wiedzą!
Bo każda pislandzka menda wyżera ich ze sto każdego roku. Skąd się biorą? Z telefonu.
997... Siara... I wszystko jasne!
To właściwie o czym ja dziś piszę?
Nawet pomidory zdążyli przywieść z Ameryki wcześniej niż zorganizowano pierwszy sejm.
Jeżeli zaś mielibyście ochotę na margeritę to wiedzcie, że z nie ma ona z panią (panem) Mazurek niczego wspólnego. Zasmakowała ona królowej Małgorzacie Sabaudzkiej grubo przed tym jak odzyskaliśmy niepodległość.
Ciekawe ilu z czytających ten post zrobiło samemu pizzę?
Z pewnością o wielu więcej od tych, którzy cokolwiek wiedzą o historii polskiego parlamentaryzmu.
Proszę zatem przestać mi pieprzyć głupoty o patriotyzmie i rocznicach.
Piwo, cola i pizza...
To jest tradycja!
O pięćset lat starsza.
A kiedy już napchacie się tym ciastem z bazylią i wydudlujecie browara, to pomyślcie...
Co jest dla Was ważniejsze...
Pieprzący głupoty Pączuś w namiocie za milion na dobę i oczekiwanie na zakaz sprzedaży wrażej pizzy, czy sejm w Piotrkowie Trybunalskim 550 lat temu...



wtorek, 10 lipca 2018

To jest prawdziwy król! Chamy!!

W maju 1962 roku powstał zespół The Rolling Stones. Jego założyciel, Brian Jones, był wówczas sprzedawcą w sklepie, Mick Jagger uczył się w London School of Economics, a Keith Richards szukał roboty. Reszty w zasadzie jeszcze nie było. Nie ma co tego wałkować. Wszyscy mieli fijoła na punkcie rock'n'rolla, dragów i panienek, czyli... byli normalnymi ludźmi od młodości.
Bo jeżeli ktoś, w wieku lat dwudziestu, myśli o przemijaniu, filozofii, modlitwie i podobnych duperelach, to jest jebnięty w dekiel. Oczywiście, że nie wszystkim wyszło to później na dobre, ale to już jest zupełnie inna historia.
Wszyscy ze składu Stonesów byli dziećmi klasy pracującej i byli prości jak dzida.
I nie mieli najmniejszej ochoty kłaniać się nikomu w pas lub udawać kogoś, kim nie byli.
Łatwo się dziś zorientować po czyjej stronie była racja.
Kapela istnieje 56 lat, a już 51 lat temu grali w Warszawie jako super gwiazdy. Podobno dostali za koncert wagon wypełniony wódką, bo przelicznik złotówki do funta był straszliwie chujowy, a nasz kraj wódką wszak stoi.
Gdzieś na początku mojego liceum, w czasach, w których Jagger obrabiał pewnie już drugą żonę, a ja pozowałem na wielkiego artystę plastyka i większość czasu spędzałem z ołówkiem w ręku, wpadło mi w oko zdjęcie Briana Jonesa. Znalazłem je dziś, ale opublikuję na końcu wpisu. Niestety, do czasu kiedy dorosłem, zdążył się utopić w swoim basenie.
Rysowałem jego twarz z pięćdziesiąt razy. Tak jak Morrisona, Hendrixa czy Janis Joplin...

Mick Jagger za dziesięć dni skończy 75 lat. Nie zrobił w swoim życiu niczego wielkiego. To tylko wokalista angielskiej kapeli. Miał kilka żon i ma sześcioro dzieci (chyba, bo nie mogę się doliczyć...), zaliczył ponoć cztery tysiące lasek.
Ma na swoim koncie dwieście milionów funtów i jest cholernie inteligentnym angielskim dżentelmenem.
I jeżeli mówi, że jest za stary na sędziego, ale nie tak stary, aby śpiewać, to...
... cała pislandzka hołoto!
Mordy w kubeł!
Prawdziwy król do was mówi!



poniedziałek, 9 lipca 2018

Jedno słowo... Rachoń

Nie wiem z jakiego powodu nie zająłem się dotychczas tym miśkiem. A to taki wdzięczny temat do wpisu. Muszę nadrobić zaległości.

Michał Rachoń prowadzi w telewizji, tej najbardziej publicznej, jakieś programy o tematyce informacyjnej. Informują one o tym, jakim wielkim Rachoń jest kutasem.
Już odpowiadam.
Jest wielki! Ma dwa metry!
Wieloryby: szacun!

Rachoń był onegdaj wybitnym drugoligowym koszykarzem. W sezonie 2004/2005 rozegrał dziesięć wybitnych meczów, w których zdobył 25 wybitnych punktów. Świat kibiców AZS Politechnika Gdańska do dziś męczą nocne polucje na wspomnienie owych wybitnych czynów Rachonia. Doszły mnie słuchy, że Scottie Pippen, Shaquille Oneal, Magic Johnson i Michael Jordan, w strachu przed Rachoniem, sprzedali swoje działki w Kalifornii i spierdolili na północ Republiki Czadu celem utopienia się w słoniowym gównie.
Rachoń przetrwał... jak, nie przymierzając, piramida Cheopsa i Atlantyk. Bo Rachoń zawsze i wszystkich rozkłada na łopatki. I w każdym z dziesięciu swoich kolejnych programów zdobywa 2 i pół punktu poparcia.

Świat Rachonia jest prosty jak kij od szczotki.
Kiedyś trener Rachonia powiedział Rachoniowi tak:
- Rachoń, ty ćwoku, popatrz! Tu jest piłka! To takie toto z gumy z powietrzem w środku! Czaisz chwilowo bazę?
- Ychmmm...
- A tam, na tej płycie, wisi takie toto okrągłe z siatką u dołu. Widzisz, barani łbie?
- Ychmmm...
- Jakby ci to teraz powiedzieć żebyś zrozumiał, ty tępa pało... Ta dziura... To mózg Kaczyńskiego. A twoim zadaniem jest się starać, aby nie naleciało do niej wody. Bo pada. Dotarło debilu?
- Ychmmm...
- To działaj!
I Rachoń działa!

Jak wygląda jego Info-program, wszyscy widzą. Głównym krytykiem teraźniejszości został bosy wieśniak Cejrowski, którego przesłaniem jest niezmienianie zbyt często majtek, a najskrytszym marzeniem... przeniesienie smrodu murzyńskiej chaty na nasz narodowy grunt.
I polski honor został uratowany!
Wolski pierdolnie o tym jeszcze wierszyk, Rosiewicz napisze pieśń, Pietrzak dostanie kolejne pół miliona na swoją fundację, a Rydzyk sto dwadzieścia melonów.

Szalalala la, zabawa trwa!

Posiedźcie w domu jeszcze dłużej.

sobota, 7 lipca 2018

Lato, lato wszędzie...

Nie każcie mi dziś pisać o polityce, bo jest za gorąco żebym chciał się denerwować. Nabazgrzę dziś o naszych narodowych przywarach.
A to taki ciekawy temat...
No to lecimy z koksem...
Nie jestem wielkim ekspertem w tych sprawach i, aby coś mądrego napisać, sięgnąłem do internetowych annałów. Otworzyłem pierwszą stronę i przeczytałem:
- Uważam, że Polacy mają wiele przywarów.
No i ch..j mi opadł.
Przestałem szukać dalszych przywarów. 
Właściwie to powinien być koniec mojego wpisu, ale ja nie poddaję się tak łatwo. Poszukam naszych przywarów korzystając z przywarów własnych. A jest ci u mnie takowych przywarów dostatek!
Jestem złodziej, wandal i alkoholik. Jestem totalnie nietolerancyjny dupkiem, który na widok murzyna ostrzy maczetę. Niemców i Żydów toleruję jedynie osiem metrów pod wodą, a cały świat homo wysłałbym na Jowisza. Nieco dalej posłałbym wierzących w matki boskie siedmiu boleści, częstochowskie, fatimskie i kaczyńskie.
Ogólnie rzecz biorąc, najchętniej zaorałbym wszystko, od Bałtyku po Tatry, zeżarł wszystkim wątroby i spierdzielił do Nowej Zelandii.
I wcale nie dlatego, że tam jest ładniej, choć jest, a dlatego, że jedynie tutaj żyje tak gigantyczna ilość kompletnych pojebów, których mam obowiązek tolerować.
A ja jestem prosty prostak, któremu się to, tak najzwyczajniej, kompletnie nie podoba.
Świat jest bowiem zbyt piękny, a nasze życie za krótkie, abym miał się tym całym gównem przejmować.
Zróbcie sobie w to lato wakacje życia.
Walnijcie się na Alaskę pooglądać wieloryby, a potem na Wyspę Wielkanocną. Popływajcie z delfinami na Kubie i powąchajcie wyziewy z wulkanów na Okinawie. Zachwyćcie się Moną Lisą w Paryżu i Dawidem we Florencji.
Kurde! Co ja będę Wam mówił!
Robienie sobie dobrze jaszcze nikomu nie zepsuło
wzroku.
Wbrew opiniom tych, co mają dużo przywarów.



piątek, 6 lipca 2018

Kolejny sukces Morawieckiego

 Jedynie za Gierka nasz kraj odnotowywał podobną ilość sukcesów, co za obecnych rządów. Gdzie by wówczas człek nie zerknął - tam był sukces. A gdzie był sukces - tam było na ludowo.
Bo pis, podobnie do Jaroszewicza i Gierka, kochali i wciąż kochają lud nasz i basta.
Tamci zbudowali Malucha dla mas, a ci wynieśli malucha masom do rangi cysorza.
Ktoś wątpi, że Gierek był uczciwszy? 

Nie pisałem chyba z tydzień, ale po publikacji 817 postów, można zrobić sobie kilka dni wolnego. Znając jednak siebie, zaległości odrobię w tydzień.
Pisanie bloga cholernie bowiem uzależnia i zawsze znajdzie się temat, który warto byłoby poruszyć.

Podobnie jest z władzą.
Nasi prominenci, żeby nie wiem jak wielkimi byli idiotami, czują genetyczną potrzebę wypowiedzenia się na każdy temat, niezależnie od tego, czy mają o nich jakąś wiedzę, czy nie.
Robienie z siebie nawet kompletnego wała, politycy zawsze będą uważać za swój niebywały sukces.
I tu widzę główną różnicę pomiędzy głoszeniem moich poglądów, przeze mnie na moim blogu, a nimi. Ja, jak nie mam niczego do powiedzenia, to zamykam dziób i milczę.
Pamiętacie to przysłowie o milczeniu i mowie...

Rozgadałem się. Wybaczcie.

Chyba to było w ostatni piątek...
Siedzieliśmy sobie grzecznie na działce przy zakrapianej kolacji, a z domku dobiegał głos z telewizorni. Produkował się w niej nasz najświętszy Krzywousty Dżunior. Coś tam pieprzył o niebywałym sukcesie na linii Polska-Izrael. Nie słuchałem tego gówna.
Po kilku dniach Mateuszek przeniósł się na Okęcie wspierając wiecznie psujące się silniki Rolls Royce z najnowszego Dreamlinera; na tle kretyńskiego usia siusia, w wykonaniu zespołu pieśni i tańca Mazowsze, zaczął pierdolić jakieś dyrdymały o wolności.

Jak ktoś nie ma niczego do powiedzenia, to natychmiast napusza się i wpada w patriotyczne nuty. Że ojczysty, że honorowy, że pełen narodowego wdzięku...
To niby ten samolot?
Litości!
Nic nie znaczące przymiotniki, takie sranie w banie. Pożywka dla tępego plebsu i odgrzebany Gierek.
Brakowało w tym tylko Patryczka Jakiego i pieśni rozpoczynającej się od słów:

"Na lewo most
Na prawo most
Dołem Wisłoka płynieeee!"

I gitarrrrra! Niech se płynie dalej, bo Mateuszek koniecznie musiał do Bruksellllli... gdzie
skala jego kretynizmu osiągnęła swoje apogeum. Nawet nie chce mi się przytaczać na to przykładów, bo wszyscy je znają bodaj lepiej ode mnie.

Opiszę to tak...

Jest kilka rodzajów klaunów.
- Pierwsi, to tacy naturalnie śmieszni. Na przykład Suski. Obiło mi się o uszy, że ów błazen zdał sobie ostatnio sprawę ze swojej głupoty i zapowiedział pozwy do sądu przeciwko jego suskości. Czekam z niecierpliwością na swoją kolej.
Kolejny żałosny bezmózg, oderwany dynamitem od opolskiego pługa, to oczywiście ten od rabladora. Nazwiska chyba nie muszę przytaczać.

- Są do nich podobni, ale z nutką bolesnej schizofrenii. Tu lista się wydłuża. Mamy Dudusia, który się nieustannie uczy, Staśka Piotrowicza, co go torturowała komuna, Tarczyńskiego, co jego dziadziuś wcale nie był szmalcownikiem, Mamy Szydłową od kolejnictwa i... tę... wiecznie uśmiechniętą bździągwę od szkolnictwa. Sorry, ale nie pamiętam jak się wabi. A jest jeszcze Pietrzak, Rosiewicz, Wolski...

- Kolejny rodzaj, to zwyczajni paranoicy i obłąkańcy. Na najwyższym stopniu stoi tu oczywiście Jarosław, którego spicze o dochodzeniu do prawdy już zajęły poczesne miejsce w annałach psychiatrii.
No i jest Krzywousty.
Drugie miejsce.
Człek ewidentnie chory, który wdrapał się na premiera po szczeblach grabi swojej poprzedniczki. Historyk nieznający historii, bankowiec od siedmiu boleści i premier od ośmieszania naszego kraju.

Czegoś tu jednak brakuje...
Może namiotu wypożyczonego na jeden dzień za milion złotych? Może Jakiego, wraz z jego oświadczeniem, że był w szkole prymasem.
Nie wiem.

Za żadne skarby nie oczekuję od rządzących odpowiedzi na proste pytanie:
- Dlaczego najpierw wywołano wojnę z całym światem o tzw."polskie obozy zagłady" i zmianę ustawy o IPN, a później zaczęto o tym negocjować z USA, Izraelem i cholera wie z kim jeszcze innym, a teraz, kiedy mądrzejsi ustąpili debilom, ci ogłaszają swoje zwycięstwo!!!
A może by tak wystarczyło nie wywoływać tej wojny i nie byłby sprawy?
Ale nie!
Bo pis zawsze zwycięża.
Najczęściej 27 do 1.
Przekładając to na język polski, brzmi to tak:

Kaczorowi apologeci są zbyt durni, aby cokolwiek z tego zrozumieć, ale wiedzą, że pis ma zawsze rację.

Mój poprzedni wpis przeczytał jakiś pisowski obłąkaniec i zaczął srożyć piórka, że to niby nie rozumiem idei pomocy najuboższym, a mój język to seksizm, bo określiłem mianem "siksa" bezrobotną od urodzenia niewiastę, żyjącą z dawania dupy kolejnym adoratorom celem zdobycia kolejnych pięciuset złotych na następne dziecko.
Odpisałem mu tak:
- Jesteś głupcem przyjacielu.
Co mi odpisał?
- Nie jestem twoim przyjacielem!!!
Czujecie to?
Nie zaprzeczył, że jest głupcem, obraziło go słowo: przyjaciel.

Musiałbym zlecieć z Giewontu na łeb, do Zakopanego, aby zeszmacić swój mózg na tyle, ażeby połknąć choćby jedno słowo wypowiedziane z ust tych oszukańczych tępaków z pisu.
I tak na koniec...
Oto najnowsza historia Polski...


Czy i Wam chce się teraz rzygać?