sobota, 25 maja 2019

Ostatni wpis

Witamy wszystkich czytelników bloga.

Darek odszedł od nas 22 maja. Dziękujemy za śledzenie wpisów Prostaka. Będziemy za nim tęsknić...

Rodzina

czwartek, 25 kwietnia 2019

Misiewcz jeszcze posiedzi

Dostałem wczoraj smsa. Otworzyłem. Jakiś "znajomy" poinformował mnie, że Misiewicz zostanie za kratkami. Dołączył też filmik.
Jakież trzeba mieć puste życie, aby rujnować je na rozsyłanie podobnych pierdół!
Panie koleś, którego dramatycznie nie chcę poznać....  Nie męcz się na przyszłość, bo historia Misiewicza jest mi doskonale obojętna i mam głęboko w dupie jego losy.
Nie czytam także żadnych wpisów o kimkolwiek z pisu, mam gdzieś wypowiedzi opozycji o pisie, a jak słyszę słowo  "polityka", to przed oczami staje mi Morawiecki z rozczapirzonymi łapskami, pieprzący kolejne kłamstwa na tematy, o których nie ma zielonego pojęcia.

Jakie to szczęście, że w piątek zepsuł mi się zasilacz do komputera i cały tydzień nie musiałem go włączać. Facebook w telefonie proponuje mi do oglądania wpisy o podobnie wybitnie intelektualnych walorach, a więc tego nie oglądam od dawna.

Wyjeżdżałem wczoraj z bramy. Jest otwierana automatycznie. Przed bramą stała jakaś niemłoda sarna i gapiła się w telefon. Brama się otworzyła, ja podjechałem pod wątpliwej jakości tyły owej damulki, a ona stoi.
Co jak co, ale klakson to mam cholernie głośny. No to jak jej zatrąbiłem...
Ludzie!
Życie jest takie ciekawe, a większość ograniczyła je do ekraniku, który dostarcza tyle wiedzy, co mina śpiącego na waszym łóżku kota. I tylko od was zależy, czy resztę życia spędzicie zachłystując się każdą pierdołą i każdym mrugnięciem przymkniętej powieki swojego pupila,
Mało kto czyta dziś książki. W radio słuchamy wyłącznie drętwej muzyki i reklam, a najważniejszą sprawą naszego życia jest to, czy Misiewicz wyjdzie z pierdla po trzech miesiącach. A ja nie wyjdzie - to nieokiełznany entuzjazm!
Co się porobiło, że aż tak udało się wyprać polskie mózgi?

I tak, na koniec, dla bardziej dociekliwych...
Przeczytajcie komentarze do wpisu, załączonego zdjęcia, i wyszukajcie choć jeden sensowny komentarz, a zrozumiecie o co mi chodzi.





piątek, 19 kwietnia 2019

Święta na opak

Kościół katolicki zostawia furtkę dla tych, którzy chcą go opuścić. Nazywa się ona aktem apostazji.
Opiszę jak to działa.
To bardzo ciekawe.
Przeczytajcie.

Przychodzi do proboszcza gostek z odpowiednim pismem w trzech egzemplarzach, koniecznie potwierdzonym przez dwóch świadków, i przedstawia problem.
Proboszcza zwykle nie ma. Sprawę załatwia więc wystraszony wikary, który pyta na wstępie tak...
- A do jakiego kościoła chcesz się zapisać?
- A co to pana obchodzi? Do żadnego!
- Rozumiem... - wikary udaje, że rozumie, ale drąży, bo ma obowiązek odwieść potencjalnego apostatę od jego decyzji.
- Ale dlaczego chcesz odejść z naszego kościoła?
Grzeczność za grzeczność.
- Nie wierzę w boga.

Przerwę na chwilę.

W owym piśmie muszą się znaleźć opisane poniżej informacje. W razie braku którejkolwiek z nich , nasza "prośba" jest o dupę potłuc.
Muszą więc być...

- dane personalne odstępcy
- wyraźna informację o woli wystąpienia z kościoła
- motyw czynu
- informację, że osoba występuje z własnej nieprzymuszonej woli
- informację, że odstępca jest świadom konsekwencji tego czynu
- dane o dacie chrztu i parafii

Pominięcie choćby jednego punktu dyskwalifikuje na starcie i dalej możecie pisać na Berdyczów.
No to teraz wyobraźmy sobie, że idziemy na zakupy.
- Poproszę masło.
- Nie ma masła, ale proszę napisać w trzech egzemplarzach odpowiednią notkę po chuj ci, człowieku, masło!?

Kościół nie sprzedaje masła. Nie sprzedaje nam nic. Handluje wyłącznie strachem zaszczepionym nam przez zapowietrzone średniowieczem babcie.
Współczuję klechom, bo goniąc króliczka, wyraźnie pomylili drogi i zapomnieli, ze coraz trudniej nabrać im wykształconych ludzi na biblijne brednie.
Dlatego przyjęli inną taktykę.

Wasze pisma o apostazję giną w kościelnych odmętach na wieki. I nie wiem jak byście byli zdesperowani w swoim akcie powiedzenia klechom:
- Odpieprzcie się wreszcie ode mnie!
Wszystko jest na nic, bo usłyszycie od wikarego coś w tym stylu...
- Wyślemy pana pismo do kurii i proszę czekać na odpowiedź.

Rzecz w tym, że kuria nie ma obowiązku takiej odpowiedzi wam przysłać i możecie czekać kolejne dwadzieścia lat. Wciąż więc jesteście dziećmi jedynego słusznego boga, a jak, w międzyczasie, pierdykniecie w ramy, to kościół zainkasuje odpowiednie opłaty za wrzucenie waszego truchła do dziury.

Pamiętacie zapewne nieśmiertelne słowa Jurka Stuhra w filmie "Kingzasjz"
- Ja wiem, że polococtowcy nas nie kochają, ale my tak długo będziemy ich kochać, aż oni wreszcie nas pokochają.

W tym zdaniu zawiera się cała filozofia kościoła.

Kilka dni temu spłonęła perła europejskiej średniowieczna perła architektury, katedra Norte-Damme w Paryżu.To wielki cios dla światowego dziedzictwa. Kilku bardzo bogatych ludzi przekazało na jej odbudowę wiele setek milionów Euro.
A co się dzieje u nas?
Krzywy Ryj rozłożył rączki i obiecał pomoc. Czysta groteska.
Rydzyk natychmiast zaczął sprzedawać cegiełki, z których wyniknie tyle samo, co z ratowaniem stocznią w Gdańsku.
Terlikowski zaś doszukał się działań szatana.

I karuzela się kręci.
Wielkie słowa, zero czynów...

Nie próbujcie oficjalnej drogi wyjścia z kościoła, bo szkoda Waszego czasu. Po prostu przestańcie obsługiwać i finansować tę gównianą instytucję raz na zawsze, bo nic tak dobitnie nie przemówi do wyobraźni kościelnych nierobów, jak odcięcie im kasy.

Od niepamiętnych czasów nie chodzę do kościoła ze święconką. Robi to moja żonusia, której wydaje się ciągle, że utrzymuje tradycję dawania na tacę za kilka kropelek brudnej wody. Nie wcinam się w to, bo nie lubię walki z wiatrakami.
I w tym właśnie problem.
Żebyśmy nie wiem jak, jako społeczeństwo, byli bezwyznaniowi, to i tak zakorzeniona siła średniowiecznej ciemnoty ma nad tak wieloma władzę, właściwie cały mój dzisiejszy wpis jest nic nie wart.
Trochę mi tego szkoda, bo gwarantuję, że nieświęcone jajka zachowują te same właściwości żywieniowe jak te, które udało się poświęcić za dychę. Może za wyjątkiem tych higienicznych.

Mamy dziś tak zwany Wielki Piątek. Kolejne święto wymyślone na potrzeby wyrwania pieniędzy z kieszeni naiwniaków.
Pamiętacje!
Kler nam nie odpuści do czasu, aż my nie o(d)puścimy kościołów.

I czego by tu Wam życzyć...

Wzbogaćcie się na tyle, abyście w czasie owych wielkich katolickich uniesień, pływali sobie na wodnych skuterach po błękitnych wodach Karaibów i wysyłali swoje selfiki proboszczowi.

 A Zdrowych i Wesołych dla tych biedniejszych.


Czy nie pora przestać na swoim grzbiecie wozić swoich prześladowców?

sobota, 13 kwietnia 2019

Debile i katastrofa w Smoleńsku

Debil numer jeden.

Andrzej Rosiewicz, którego onegdaj nawet lubiłem, powiedział, mniej więcej, tak...
- Ja to sobie przemyślałem! Taki samolot, którym leciał prezydent, to był samolot wojskowy, bo to był lot wojskowy pilotowany przez wojskowych. A taki samolot jest świetnie zabezpieczony i nawet jak wpadnie do lasu, to skosi pół hektara i poleci dalej. Co mu tam jakaś brzoza!

Cytat jest niedokładny, bo walę go z pamięci, ale sens raczej zachowałem.
Andrzej, którego kiedyś lubiłem...
Masz 74 lata, a wciąż nosisz muszkę cyrkowego klauna. Błagam! Nie zajmuj się już myśleniem.  Kontroluj nasączenie pampersa, chodź do geriatry, nie jedz masła.
A nade wszystko nie występuj przed kamerą! 

Miałem wątpliwą przyjemność dwukrotnie zbierać szczątki samolotów po katastrofach lotniczych. Wojskowych samolotów. Pisałem już o tym, ale powtórzę...
Samolotu po zderzeniu z ziemią zwyczajnie nie ma! Największymi kawałkami są zwykle silniki. Cała reszta to pył.
Kawałki mają wielkość paczki fajek.
Osobiście zebrałem może trzy kilo pilota. Przede mną lekarz zebrał do woreczków może dwadzieścia pięć kilo przez dwa dni i odpuścił. Mnie było łatwiej, bo nad nadpsutymi resztkami latały już muchy.
Nikt nie wie gdzie się podziało pozostałe pięćdziesiąt kilogramów.
Chcecie więcej realizmu?  Proszę bardzo.
Znaleźliśmy połowę ręki połamanej w dwudziestu miejscach i spalonej. Dolną szczękę z fragmentem policzka i kawałek pleców. Wszystko rozrzucone na połowie hektara. Reszty części nawet lekarzowi nie udało się rozpoznać.
Tyle zostaje z człowieka kiedy "opancerzony" samolot wojskowy się rozbija. Pusty Tu 154 waży 55 ton, paliwo jeszcze kilkanaście, a sto osób to jeszcze 7 ton. A gdzie bagaże i cała reszta, której nie wymieniłem? I to wszystko zapierdala 200 km/h.

Dawno temu jechałem ulicą na rowerze. Była niedziela rano i pustki. Ponieważ coś psuło mi się w przerzutce, co pewien czas zaglądałem między nogi. Nagłe usłyszałem głośny huk i już nie jechałem, a leciałem 2 metry nad asfaltem, bo jakiś kutas wystawił pusty śmietnik na jezdnię.
Dziesięć kilometrów na godzinę katapultowało mnie na dobre osiem metrów.
Przełóżcie to sobie teraz na 200 km/h!
Nawet, gdy jakimś cudem przeżyjesz, to wciąż lecisz. Twoje ciało rozrywane jest po drodze na strzępy i zanim wyhamujesz, jesteś podzielony jak gyros.
Koniec. Kropka.
Byłeś, a po sekundzie cię nie ma. Twój mózg nie jest w stanie tego nawet zarejestrować. Najpiękniejsza śmierć.
Nie szargaj więc, cymbale w groteskowej muszce, świętości ludzkiej śmierci!

Drugim debilem wcale nie jest Antoś. Nigdy nie zniżę się do napisanie choćby jednego zdania na temat tej kreatury.

Drugim jest Bierecki. Kurwa, senator. Człek o uśmiechu zdychającej na syfilis lamy, spółdzielca w mordę i hochsztapler,doklejony do kaczej dupy kaczym gównem. Patriota.

I tak jak Antoś, który, broniąc swojego zafajdanego poletka, czuje się dowartościowany jedynie wówczas, kiedy okrąża je rządową limuzyną, tak i ten twarzak zrobi wszystko, aby dobudować na swojej posiadłości kolejny basen.
Jaką traumą, dla normalnego człowieka, byłoby wynurzenie się z odmętów prywatnego kąpieliska senatora i zobaczenie takiego  uśmiechu jak ten...



To właśnie ten pysk uczy Polaków patriotyzmu.
To on, do końca swoich zafajdanych dni, będzie mi próbował wmówić, kto jest moim zbawcą, a kto nim nie jest.
Spierdalaj na bambus, mości Bierecki.

Zauważyliście pewnie tę pełzającą zmianę w stylistyce wypowiedzi pisowskich trolli...

- My jesteśmy tacy dobrzy, tak chcemy się ze wszystkimi dogadać! Usiądźcie z nami do okrągłego stołu, a my wam określimy warunki, na których będzie to możliwe.
Powiedzmy to sobie wprost...
Takich warunków nie ma!
Ma was wydusić dżuma, zeżreć cholera, a resztę zdziesiątkować syfilis.
Jest dla was jeszcze jedna szansa...
To operacje plastyczne.
Przeczytałem ostatnio taki spicz:
Dziecko Alicji Bachledy-Curuś będzie miało nową i piękną macochę.
Okazuje się, że Colin Farrell ujeżdża od niedawna Angelinę Jolie, a Brad Pitt zasuwa na ręcznym.
Świat jest ciężko popierdolony!
Nie tylko u nas.
I tym optymistycznym akcentem zakończę dziś moje słowo na niedzielę.
Niech będzie pochwalony.
Amen

środa, 10 kwietnia 2019

Lekcja historii

Prawicowcy piszą, że strajk nauczycieli nie powinien mieć miejsca, bo jest dotkliwy. A jaki ma być strajk?
W  roku 1981, w lato, strajkowała połowa Polski. Nie jeździła miejska komunikacja, wszystkie zakłady stały; już nie bardzo pamiętam co w ogóle działało, ale marzeniem wszystkich było wyjebanie komuchów spod żłoba.
I to się stało. Wymagało wprawdzie wyrzeczeń i zaciśnięcia zębów w imię celów wyższych, ale komunistyczna swołocz dostała w końcu łupnia.
Nie przypuszczałem w moich najbardziej mokrych snach, że po czterdziestu niemal latach, trzeba będzie powtarzać ten sam schemat.
Komuchy, te prawdziwe...
Ta pislandzka bladź bez krzty honoru, wrednie kłamliwa i jeszcze bardziej bezduszna w  zawłaszczaniu kraju niż stalinowskie komuchy, musi wyginąć z polskiej historii raz na zawsze.

W czasie tamtych strajków, gdzieś tak po swoją skórą, trochę się tego wszystkiego bałem. Kilka lat straszenia Polaków Kuroniem i Michnikiem zrobiło swoje. Nie wierzyłem im i nienawidziłem komuny.
W sklepach stał tylko ocet i zielony groszek w puszkach, a ja musiałem codziennie zasuwać do swojej dziewczyny dziesięć przystanków tramwajowych.
W mojej Łodzi rządził niepodzielnie pan Słowik z Solidarności, nieudacznik po dwóch klasach szkoły piekarskiej, ukrywający swoją indolencję pod płaszczykiem dziesięciomilionowego związku zawodowego i robiący raban w tramwajach.
To wyobraźcie sobie przez chwilę moje ówczesne dylematy...
Tu komuna, a tam ćwok.
W co zainwestować?
Tylko mi tu teraz proszę nie pieprzyć, że dziewiętnastolatek powinien to, czy tamto. Spytajcie dzisiejszych maturzystów ile jest 6x8!
Uroda owych czasów polegała wyłącznie na tym, że byłem młodzieńcem. Cała reszta to syf.
No i historia zatoczyła sobie kółko.
Buractwo przy władzy, a tępa, postkomunistyczna bryła przykościelnych debili, wciąż sra ze strachu na słowo Michnik.
Obawiam się, że jest to choroba, na którą jedynym lekiem jest śmierć.

Strajk nauczycieli powinien dzisiaj stać się dla tych, którym pis nie odebrał jeszcze umiejętności wyciągania własnych wniosków możliwością głośniej deklaracji co chcemy w przyszłości.
Bo...
Albo zabrniemy na kolejne czterdzieści lat w kaczą dupę, albo wypieprzymy tę sitwę średniowiecznych pojebów tam, gdzie jest ich miejsce.
W tak zwane pizdu

A cała reszta reszta, która nie jest w stanie tego zrozumieć, niech się pierdoli.

Napiszę to jeszcze raz...
Strajk nauczycieli daje nam dziś wielką ku temu okazję okazję, a naszym nadrzędnym obowiązkiem jest go popierać aż do zwycięstwa.
A jak stanie komunikacja to se kupcie rowery.
Albo benzynę.
I murem za nauczycielami, bo to dziś jedyna realna siła mogąca mogąca przerwać to pisowskie szaleństwo.




niedziela, 7 kwietnia 2019

Ile kosztuje nas krowa

Wielkiej piękności, a jeszcze większej mądrości, imć pan Kaczy Kuper, woli świnie od ludzi. I krowy woli tyż.
Oniemiałem wczorajszego wieczora. Do dziś targają mną sprzeczne emocje, ale spróbuję się wznieść powyżej swoich pierwotnych instynktów i nie rzucać wyłącznie bluzgami.
Oceńmy zatem na trzeźwo sobotni spicz cysorza i to, co z niego wynika.

Myślę sobie otóż, że ta drabinkowa bladź, po ośmiu latach dochodzenia, wreszcie doszła; i ogłosiła światu, że wytrysk kaczej spermy capi oborą i chlewem. Chyba trudno się z tym nie zgodzić...
Ale może wcale tak nie jest...
Równie  dobrze może być tak, że, w związku ze strajkiem nauczycieli, chciał nam przekazać swój stosunek do edukacji, a krowy i świnie posłużyły mu za przenośnię i mówi do nas tak...

- Ja pierdolę szkoły, przedszkola, nauczycieli i ich rodziców, a edukację waszych pociech mam w dupie. Popierający mnie mają być bandą spolegliwych kmiotów; cały świat powinien taki właśnie być, bo tylko wówczas ja będę mógł wami rządzić.
Koloratkowi pedofile głośno temu przyklaskują, bo to ich żywotny interes. Ich być, albo nie być... To ich 14 miliardów na rok!
Jest o co walczyć?
Jestem niemal pewny, że pieprzenie kaczora o krowach i świniach jest płaszczykiem do przykrycia kolejnych afer, które niebawem nam zafundują.

Stanę się teraz odrobinę pompatyczny...
Nadchodzi koniec rządów tej przebrzydłej formacji.
Zapewne widzieliście wiele razy jak to Hitler namaszczał piętnastolatków i wysyłał ich na front. Kaczor go przebija i wysyła do walki o własną Polskę krowy i świnie. Po części ma rację, bo nikt przy zdrowych zmysłach za tym piździelcem nie pójdzie.

Wracam zatem do mojego tytułowego pytania...
- Ile zarabia krowa?
Już odpowiadam:
- Kryska Pawłowicz zarabia w sejmie 72 tysiące.
- Zalewska 123 tysiące.
- Mazurek przyjęła prawie 200 tysięcy rocznie.

Może te trzy krowy wystarczą?


poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Prima Aprilis

Mógłbym teraz napisać, że Terlikowscy biorą rozwód, Kaczyński miał zawał, albo że Pawłowicz jest w ciąży z Rydzykiem. I pewnie wielu by się na to nabrało, a ja miałbym niezłą radochę.
Będąc dwa lata temu w Anglii podarłem sobie spodnie. Po powrocie do domu podarłem je jeszcze bardziej, właściwie to tak na zupełnego maxa, włożyłem je i opublikowałem zdjęcie z opisem, że oto właśnie kupiłem najnowszy krzyk mody od Armaniego za jedyne 149, 99 funciaków; i co wy na to?

- Lepsze spodnie kupisz na rynku za dychę! - odpowiedział jakiś obrażony na mnie mózg...

Słyszałem dziś w radio, że jakiś gostek, z tak zwanych "totalnych", napisał, że cysorz przekazał 50 tysięcy na konto Birgfellnera i ma w planach rozliczyć się z kolejnych niezapłaconych faktur.
Nawet gips na ścianach moich pokojów zorientowałby się, że to żart.
Ale przecież nie ten "koń, który mówi", ta bezdennie durna paniusia, Beata Mazurek, robiąca za rzecznika prasowego pislandii. Jedynie ona wywlekła przed kamery swoją końską urodę i zaprzeczyła. Nawet panna Pawłowiczówna nie była aż tak głupia!
Olać to.
Są przecież i inne kwiatki.

Kaczyński zapewnił mnie niedawno, że dał mi wreszcie wolność.
To tak, jakbym odciął sobie w robocie rękę, przyszyliby mi ją, a po dwóch latach rehabilitacji Jaruś by ogłosił, że to dzięki niemu mogę się wreszcie porządnie podetrzeć.
Jaruś!
Wal się ze swoją paranoją!
Ani myślę napisać, że jesteś mistrzem robienia ludziom wody z ich mózgów, bo nie da się zrobić wody z wody.
Kaczorze!
Mam swoją wolność od niepamiętnych czasów i żaden Gierek, Jaruzelski, Schetyna... a tym bardziej żadna kacza dupa, nie jest mi jej w stanie jej dać ponownie.
Ani odebrać!
Bardzo mnie teraz korci napisać coś o spędzie faszystów w sali przeora Kordeckiego na Jasnej Górze, ale nie napiszę, bo to dramatycznie przekracza próg mojej zdolności do rozumienia dowcipów.
Nawet tych primaaprilisowych.

sobota, 30 marca 2019

Oto Polska pis

Taka scenka na początek wpisu...
Jakiś basen. Dzieciaki się kąpią, dmuchane koła, póki co, utrzymują część z nich na powierzchni, słoneczko grzeje i nic nie zapowiada tragedii, gdy nagle na brzegu basenu siada grubo ponad stu kilowa locha i zaczyna golić sobie nogi płucząc maszynkę ze swojej szczeciny pół metra od głów siedmiolatków.

Jak zapewne się domyślacie, mój dzisiejszy wpis będzie cokolwiek kontrowersyjny, bo mam zamiar przywalić różnej maści debilom. W Polsce o takich nietrudno. Przykłady do naśladowań bowiem co niemiara.
Na pierwszy ogień pójdzie sprawa wychowywania dzieci przez pary homoseksualne, o której się tak ostatnio trąbi.
Proszę sobie spróbować wyobrazić, że jesteście synem faceta, który onegdaj miał żonę i ma z nią syna. Rozeszli się, bo ona olała obydwu i wybrała życie parkowej bladzi. Mało tego! Mąż okazał się być gejem i tworzy szczęśliwy związek z partnerem.
No i co ma zrobić? Oddać syna do domu dziecka? Zamordować? Wypieprzyć na ulicę?
Nie.
Wychowuje go wespół ze swoim (nie ma odpowiedniego określenia na taki układ, mężem, kochankiem, partnerem życiowym...), jak zwał tak zwał, dość na tym, że młody chłopiec zostaje uwikłany w posiadanie dwóch ojców.
I tu do sprawy wkracza nasze, kochające bliźniego swego jak siebie samego, państwo Kaczyńskiego i mówi kategoryczne "nie!".
Biskupi grzmią z ambon, Kaja Godek na gwałt uruchamia sześć swoich jedynych szarych komórek, bo wie, że każda polska telewizja, i każde radio, aż się ślinią, aby upublicznić jej głos na swoich antenach. Rycho Czarnecki zakłada wreszcie siodełko na swój rower i zapierdala do Brukseli po pensję w ojro, Jarosław to wszystko pierdoli w czapkę i robi drugie pranie w życiu.
Sobecka zmienia fryzurę na przylizaną grzywkę w lewo, przestaje się golić nad basenem Rydzyka i zapuszcza kwadratowy wąsik. Janek Pietrzak (niestety, jeszcze żyje), pisze dramatyczną pieśń ku czci spedalonych alumnów, a heteroseksualni więźniowie przestają badać sobie odbyty pod prysznicami.  
A wszystko przez dwóch gejów pragnących zapewnić świetlaną przyszłość swojemu dziecku.
Bo im, kurwa, nie wolno!
Wolno być debilem, ale gejem?!

Statystyka mówi, że 10% ludzi na świecie jest homo. W naszym grajdole mamy trzydzieści jeden tysięcy klechów, a więc macie pewność, że co dziesiąty ksiądz to pedał, zaś ogromna większość z pozostałych dziewięćdziesięciu procent zab'awiała się nie tylko swoimi świątobliwymi ptakami.
Może nadeszła już pora bezczelnie ich o to zapytać?

Piszą mi ludzie, że w kręgu ich znajomych są cudowni księża. I z pewnością tak jest, ale zawsze, gdzieś w tle, musi się pojawić pytanie:
- Wśród świeckich gejów to sami zboczeńcy?

Żadne badanie na świecie nie dowiodło, aby "syn", albo bardziej wychowanek dwóch mężczyzn był bardziej skłonny do zostania gejem.

Do jedenastego roku życia wychowywały mnie mama z babcią. Potem miałem obrzydliwego ze wszech miar ojczyma alkoholika. Na szczęście niedługo.
Wedle pisowskiej logiki powinienem więc teraz trzymać rękę w majtkach jakiegoś brodatego Rafała...
Pieprzenie!
Zaręczam wszystkim, że nie przekonacie żadnego heteryka do zostania homo.
Ani odwrotnie.

Jedyne co może mnie przekonać do zmiany orientacji, to ten przeobrzydliwy i tłusty babsztyl, który goli swoje obleśne kulosy w basenie z kąpiącymi się dziećmi.
Ech...
Nie chce mi się dalej pisać...

I to było moje obrzydliwe słowo na niedzielę.


sobota, 16 marca 2019

Kraj żywych trupów znaczy Polska

Napiszę dziś o czymś, co dla ogromnej większości Polaków jest kompletnie bez znaczenia.
Do określenia tego typu wiedzy nadaje się jedynie pewna retoryczna figura określana jako oksymoron.
Na przykład: żywy trup, albo "ciepłe lody". Trochę naciąganą jego formą będzie także tytuł programu: "Matura to bzdura", z którego setki tysięcy Polaków pękają ze śmiechu, ale gdyby tak część z nich zapytać choćby o hołd pruski, to mam poważne wątpliwości czy nie odjęłoby im mowy.

Bywa, że czasem i ja skuszę się do jego oglądania, ale już po kilku minutach mam taki przesyt debilizmu, że za cholerę nie potrafię się z tego śmiać, bo buzują we mnie same mordercze instynkty.
Jestem widocznie zdecydowanie za głupi, aby zrozumieć bezdenną głupotę innych i zdecydowanie za mądry, aby przejść nad nią do porządku rzeczy.
Powiedzcie mi moi drodzy nauczyciele, jak śmiecie przepuszczać do następnej klasy kogoś, kto nie wie czym różni się Słowenia od Słowacji? Jakim cudem gimnazjum skończył ktoś, kto mówi, ze w Warszawie mieszka cztery tysiące ludzi, a metro jeździ w 28 miastach Polski!?

W moim ostatnim wpisie broniłem nauczycieli, ale, kurwa mać, przestaję!
I nie pieprzcie mi teraz o obiektywnych przyczynach! Wy macie to literalnie w dupie! Tak samo jak uczniowie Was!
Taka symbioza.
Skóra, fura i komóra liczą się dla wszystkich jednako.
Odpierdolić swoje życie jak najmniejszym kosztem jest motywem przewodnim.
Gdyby dziesięć lat temu urodził się Kopernik, to nasza Ziemia przez następne stulecia zapierdalałby na pływającym żółwiu, a mały Mikuś zżerałby hamburgery i popijał dietetyczną colą, bo tak mu doradzili w telewizyjnej reklamie.
I gówno by go obchodziło, czy łazi po kuli, czy po płaskim...

Chciałem, wierzcie mi, że bardzo chciałem, napisać dziś o czymś o wiele bardziej doniosłym od szerzącej się fali niedouczonych ćwoków po gimnazjach i podstawówkach, ale już nie umiem.
Nie pojmuję  także jak można wychowywać swoje dzieci w podobnej ciemnocie, chyba że i wychowawcy są tak samo durni.
No dobra.
Zadzwońcie sobie teraz po wegetariańską pizzę i colę zero, która ma dokładnie tyle samo wartości, ile znalazło się w gorącym szale przy wychowaniu Waszych dzieci.
I koniecznie kupcie sobie nowego smartfona!
A co do oksymoronu, to napiszę tak:
Mądry Polak

I to było moje słowo nie tylko na niedzielę, ale na najbliższe sto lat.

P.s.
Aby unaocznić skalę tego problemu, opowiem krótką historię z dzisiejszego popołudnia.
Stałem w sklepie. Gość przede mną kupił hoop colę i sześć najtańszych piw. Okazało się przy płaceniu, że ma jeszcze jakieś wolne pieniądze na karcie. Wziął więc jeszcze dwa. Teraz trochę brakło, ale zaręczył słowem honory, że odda jeszcze dziś, przy następnym kursie, bo 500+ z karty mu właśnie wyszło.
To jest ten rozmiar naszego nieszczęścia.
Dobranoc

piątek, 15 marca 2019

Katecheci, biskupi i niesporczaki

Wczoraj miała miejsce konferencja episkopatu o pedofilii w kościele. Nie wiem czy dobrze nazwałem ten spęd purpuratów, ale temat traktował właśnie o tym.
Wyjątkowo żałosne widowisko, z którego jasno widać, że kler i zbrojony beton mają podobne właściwości i są równie odporne na warunki zewnętrzne jak niesporczaki na kosmiczną próżnię.
W tym miejscu przypomina mi się wręcz zajebiste osiągnięcie naszego polskiego papy o kryptonimie DżejPiTu, który, w swojej łaskawości, raczył się zgodzić z Kopernikiem i Galileuszem, że to jednak Ziemia krąży wokół słońca! Po trzystu pięćdziesięciu latach od śmierci tego ostatniego.
Zajebisty sukces!
To Ziemia nie jest jednak płaska i podpiera ją wielki żółw? A na czy ten stoi?

I właśnie tak samo jest ze wszystkimi kościelnymi bredniami. Żądza utrzymywania ciemnoty wśród  ludu ma za zadanie pozasłaniać im każdy skrawek ich rozsądku, dostępnej wiedzy, czy co tam ktoś sobie innego wymyśli.
Powtórkę tego mieliśmy okazję usłyszeć właśnie wczoraj.
- Tak. w ostatnich kilkudziesięciu latach było trochę ponad sześćset przypadków molestowania dzieci przez księży, ale jak to się ma do osiemnastu milionów dzieci w Polsce?!
Krótko rzecz ujmując to wielki chuj!

No to postawcie sobie teraz, w jednym rzędzie, nawet gdyby była to prawda, sześć setek dzieci, którym kościelni zboczeńcy spierdolili życie. Postawcie i powiedzcie:
- Nic się nie stało! Jesteście tylko statystycznym promilem! Módlmy się nad ciężkim losem biednych pedofili!
Staram się unikać wulgaryzmów, ale skala rozpasanego skurwysyństwa tych przebrzydłych kłamców w purpurowych kieckach zaszła już tak daleko, że nie widzę innego wyjścia jak tylko wprowadzić do kościoła nadzór świecki.
W armii może być, w policji także, to dlaczego nie tam?
Armia dostaje z podatków około 40 miliardów, a klechy kilkanaście.
Za co, ośmielę się spytać?
Za odwieczne pierdolenie głupot?
A nawet jeśli się teraz mylę to oświadczam, że za trzysta pięćdziesiąt lat wszystko odszczekam!

Nie pisałem cały tydzień, a że mam dziś wolny dzień i, zanim wstawię obiad, mogę się jeszcze odnieść do strajku nauczycieli.

Obawiam się, że może on przynieść skutki odwrotne do pożądanych.
Czego się obawiam?
Nie wiem jak to będzie wszystko wyglądać, ale szkół przecież nie pozamykają choćby z jednego powodu...
Do strajku nie przystąpią przecież katecheci i to na ich barki złożycie niebawem odpowiedzialność organizowania wolnego czasu Waszych pociech.
Piszę Waszych, bo mój syn to stary koń. 

Jednakowoż musicie pamiętać o tym, że katecheci to zgraja opętanych religią szajbusów, którzy udają, że wierzą w jedno niepokalane poczęcie przed dwoma tysiącami lat, że istniały gadające węże na jabłoniach, i że bezwzględnie należy o tym nauczać.

Radio Marysia tym się zajmuje i tyle powinno wystarczyć.
Oglądałem wczoraj, przez może minutę, tv trwam. Dzwonił jakiś fan tego szamba i swoim starczym głosikiem plótł jakieś dyrdymały o prześladowaniach katolików.
To pokolenie musi wymrzeć. Do nich kompletnie nic nie dociera.  Przerażające! 

Już tam episkopat rozpisuje zapewne dodatkowe zaciągi dla co bardziej jurnych adeptów szkolnej katechezy z tak popularną w koloratkowych kręgach, grą w kulki dziesięciolatków.

A teraz wyobraźcie sobie jak to może być...
Nauczyciele strajkują, a tymczasem w szkołach...
- Piętnaście godzin religii w tygodniu.
- WF prowadzony przez zboczonego księdza.
Potem...
- Różaniec i...
- Biologia gadających węży.
I znowu...
- Różaniec
- Fizyka zmartwychwstania.
- Różaniec
- Jedyna prawdziwa historia prałata Jankowskiego.
- Geografia Lichenia.
- Różaniec.
- Propedeutyka Nauki o Suskim
- Lekcja polskiego zacofania.
- Łacina.
- Różaniec.
- Przerwa.
- Dodatkowe zajęcia face to face z proboszczem w zamkniętej na trzy spusty zakrystii.

Nie twierdzę, że tak będzie, ale i moją wersję warto wziąć pod rozwagę.
Bójcie się, a ja idę gotować.


sobota, 9 marca 2019

Nasz ukochany kościół katolicki

Nasi kochani księżulkowie modlili się dziś z grzechy pedofili. Znaczy co? że mają one być odpuszczone? Chyba taka jest intencja modlących się za coś, bo że modlą się do lampy jest dla mnie oczywiste.

- Moja Ty kochana lampo! Spraw, aby żaden biedny i uciśniony pedofil w sutannie dostał szybciutko nową parafię z tysiącami dzieciątek, które tylko czyhają na jego świątobliwego wacka!

Dawno temu, kiedy byłem jeszcze na tyle młody i głupi, że słuchałem się mamy w temacie uczęszczania na msze i przyjmowania komunii, tak teraz sobie myślę, że zdarzyło się to może z dziesięć razy, robiłem to z wielkim trudem. Moja walka pomiędzy męczarnią uczestnictwa w niedzielnej mszy, bezbrzeżną sennością w jej trakcie, wysłuchiwaniem kakofonii zawodzących emerytek i przyklejonym do podniebienia kawałkiem wafelka na koniec sprawiła, że na widok wnętrza kościoła dostawałem wysypki.
Moja awersja do tej instytucji rosła wraz ze mną, by osiągnąć poziom, spoza którego powrotu już nie było.
Dzięki ci boże, że uwolniłeś mnie od podobnych męczarni po wieczność! Wyraźnie w tym czuję moc ducha świętego!
Bo każdy ma takiego ducha świętego na jakiego sobie zasłużył.
Ja widocznii zasłużyłem na takiego.
Co ciekawe, cholernie mi to pasuje i ani myślę czegokolwiek zmienić.
I to właściwie byłoby wszystko co miałem do powiedzenia ludziom, którzy wmawiają mi swoje wersje mojej dalszej ziemskiej przyszłości i tej w "zaświatach".

Nie wiem, czy ja się za dużo rozglądam wokół siebie, czy mam jakiś dar przyciągania różnej maści dziwaków, ale niemal codziennie spotykam kogoś, kogo można by takim mianem określić. Niedawno siedziałem sobie na ławeczce opodal bankomatu. Po chwili doszła do tej piekielnej machiny nawet niestara niewiasta. Wygrzebała z przepastnej torby kartę, potem kartkę A-4 z pinem. Pin napisany był wołami i każdy mógł go sto razy przeczytać zanim, po kilku minutach walki z szarymi komórkami owej paniusi, jej mózg nie wysłał informacji do nóg, że bankomat jest po jej lewiczce. Jakieś dwa kroki.
Kolejka rosła, pani walczyła i widać było w jej oczach duży ból. Po kilku ponaglających chrząknięciach z kolejki przeżegnała się i ruszyła po kasę.
Dupa blada.
Bóg ją opuścił, a duch święty olał. Jezus też miał widocznie ważniejsze sprawy na głowie, bo pieniędzy bankomat jej nie wypłacił. I dobrze zrobił, bo pewnie wysłałaby je do Torunia.

Kilka dni wstecz spotkałem moją mamę na ulicy. Wysiadłem z auta i gadamy. Kątem oka widzę   parę emerytów i paczkami ulotek w dłoniach.
- Oho! - myślę - Coma trzy! Nadciągają wyznawcy Jehowy...

- Czy mógłby nam pan poświęcić kilka minut?
- Oczywiście, że nie mógłbym! 
- Mam tu, na tej ulotce znaczy, kilka pytań.
- To niech se pan na nie odpowie.
- Jest tyle spraw, które wymagają odpowiedzi!
- No i...?
- Gdyby pan chciał się zastanowić....
- Gościu! Szerokiej drogi!
- Ale...
- Ale idź pan stąd!
Kobieta...
- My wiemy, że...

Szkoda mi czasu kontynuację tego dialogu. Każdy z Was zna go z autopsji. Najbardziej natrętne komarzyce łatwiej przegonić od tych zwolenników pierdzielenia o wieczności. 

I tak jest na każdym kroku. Gdzie by nie zerknąć sami szaleńcy opętani rozmową z lampą.
Czy ja chodzę po domach i nagabuję Was, że bóg istnieje?

I tu wypada mi się pokalać i powiedzieć, że istnieje.
I owszem.
Jednym objawia się on w postaci dobrej zmiany, a innym żałosnym konusem na drabince. Część widzi swojego boga na różnych karteczkach.
Niestety...
Zbyt pokaźna większość z własnej, nieprzymuszonej woli, chce zejść z tego świata w nadziei, że ich bezmyślność przetrwa ich głupotę.
I to jest nasza największa trauma.

I to właśnie było moje słowo na niedzielę.
Jutro obiecuję nie pisać.


 Tylko, kurwa, dziesięć?

piątek, 8 marca 2019

Aneks do popielca

Mój przedwczorajszy wpis wywołał kolejną burzę. I tak miało być.
Wbijanie kija w polskie mrowisko uważam za bardzo pożyteczną część mojego bloga.
Niektórzy się z tego pośmieją, a inni na mnie obrażą. Ktoś tam rzuci we mnie panienką, a inni uśmiechniętym emotikonem.
Staram się czytać wszystkie Wasze komentarze z wyjątkiem tych, którzy uparli się, aby komentować wyłącznie dołączone do wpisu zdjęcie.

Należę do kilkunastu grup, z których każda ma w swojej nazwie walkę z klerem, pisem, albo ciemnotą, co,w zasadzie, na jedno wychodzi.
Okazuje się jednak, że pośród wielu dziesiątków tysięcy współczłonków (bardzo brzydki wyraz...), niemała część wyraźnie czuje pietra, gdy ktoś przestaje owijać w bawełnę swoje poglądy i mówi to, co istotnie myśli.
I zaczyna się problem, bo to kurde... to nie taka prosta sprawa zgodzić się z tezą, że wszystkie religie to jedna wielka blaga i więcej wynikło w historii z ich istnienia zła niż dobra.
Ani myślę wytaczać teraz żadnego działa na poparcie swoich słów, bo piszę do ludzi inteligentnych. Martwi mnie co innego...

Jaką wielką krzywdę wyrządził w ludzkich głowach kościół, że aż tak się go boją?

Odpowiem na to pytanie fragmentem ze Starego Testamentu, którego znajomość, ponoć... każdy katolik ma w jednym palcu.

Gdy Mojżesz przebywał na górze Synaj, by otrzymać Dekalog, pozostawił Izraelitów samych na czterdzieści dni. Ci, bojąc się, że opuścił ich na dobre, poprosili Aarona o stworzenie wizerunku Boga, który wyprowadziłby ich z Egiptu, któremu mogliby oddawać cześć i który dalej by poprowadził ich przez pustynię. Aaron nakazał więc zebranie kolczyków Izraelitów, przetopił je i stworzył posąg złotego cielca oraz ołtarz, przed którym następnego dnia złożono ofiary.
Bóg jednak stwierdził, że lud mu się sprzeniewierzył i zaplanował jego wyniszczenie. Zaniechał tego wprawdzie, ale dopiero po gorących prośbach Mojżesza. Jednak Mojżesz, po zejściu z Synaju, nie był w stanie opanować swego gniewu i zniszczył trzymane w rękach tablice Dekalogu. Posąg spalił w ogniu, starł go na proch, wrzucił do wody i nakazał Izraelitom jej wypicie. Zażądał także wyjaśnień od Aarona, który przyznał się do stworzenia cielca. Mojżesz zebrał synów Lewiego i nakazał im zabicie wszystkich mężczyzn. Jakieś drobne trzy tysiące.
Udobruchany Bóg wezwał Mojżesza ponownie na górę Synaj, gdzie raz jeszcze wykonano zniszczone przez Mojżesza tablice Dekalogu.
I było gites.
Dobrotliwy bóg udobruchał się jedynie trzema tysiącami trupów. Wszystko z powodu odlanej w złocie krowy.
Tyle "historia".

Naprawdę nie wiem, w którym momencie mam zacząć czcić tego wszechwiedzącego, dobrotliwego  boga, wiecznie rozgrzeszającego nas, maluczkich, z naszych przyrodzonych wszak wad, do kolejnych poświęceń ku jego czci.

Że to niby co? Że nasza wiara jest zbyt mała? Że trzeba, tak na dzień dobry, zgasić żywot trzech tysięcy mężczyzn, aby nam to uświadomić?
Widzę kij, ale gdzie ta marchewka?
To te kamienne tablice z wypisanymi mądrościami, o których wszystkim wiadomo? Nie, to żadne mądrości, a jedynie oczywiste oczywistości. Ktoś, kogo one nie dotyczą jest dla mnie popieprzonym idiotą i nie widzę żadnego powodu, abym miał je czcić. Wystarczy uszanować.

- Zbliżamy się do prawdy! Jest ona coraz bliżej! I zbliżamy się do prawdy wielkimi krokami, a ta prawda wyjdzie na jaw, bo jesteśmy coraz bliżej prawdy! - rzecze naczelnik, cysorz, marszałek i ostoja polskości, przypadkowo tylko ulokowana nie w niebie, a na Żoliborzu.

Bóg niczego się nie boi. Jeżeli jest inaczej to znaczy, że to tylko kolejna żałosna wersja drętwego dyktatorka w wianuszku anielskich ochroniarzy, facetów bez szyi, kosztujących polskich podatników 100 tysięcy na miesiąc.

Wracając do mojego wpisu o popielcu...
Niemal wszyscy krytykujący mój ostatni post zarzucają mi to samo.
Że mam kompleksy, że nienawidzę ludzi wierzących w boga, a tym samym i w siebie.

Nie, moi drodzy krytycy. Ja nie cierpię tylko głupoty, którą to właśnie Wy tak chętnie raczycie epatować.
Jest mi całkowicie obojętne w co kto wierzy, ale wybaczcie...
W żadnej mierze nie jesteście uprawnieni do narzucania mi swojego światopoglądu, tak samo jak ja nikomu nie nakazuję wysłuchiwać moich racji.
Wystarczy nie czytać tego co napisałem i będziecie szczęśliwi! 
Weźcie także pod uwagę kolejną rzecz.
To jest mój blog i mam prawo do wypisywania na nim własnych opinii na każdy temat!
Jeżeli zaś komuś się to nie podoba, to załóżcie własny i serwujcie na nim swoje poglądy.
To proste.
Wystarczy znać język polski i trochę umieć się nim posługiwać. Także w piśmie; bo jak czytam komentarz w stylu:
- Głupie
I koniec...
To tracę wiarę nie tylko w inteligencję komentatora, ale także w resztki mojej, i tak już mocno nadwyrężonej, empatii. Odnoszę jednakowoż wrażenie, że wielu nie potrafiłoby poprowadzić nawet pociągu z początku "Teleekspresu". Delikatnie rzecz ujmując...

Nie silę się na żadne mądrości. Opisuję tylko naszą rzeczywistość, która, niestety, bardzo często mija się z moim pojmowaniem świata.

Szalenie mi miło, że wśród moich czytaczy, znalazło się sporo ponad osiem tysięcy ludziów, którzy mnie popierają. I piszę tylko o moim ostatnim poście.
A skatolicyzowani malkontenci, którym kościół wypłukał rozum do cna mogą się zasypać popiołem.



środa, 6 marca 2019

Popielec czyli ciemnota

Ciekaw jestem czy ktoś rozumie znaczenie słów: "Z prochu powstałeś..."
Obawiam się że niewielu.
Wytłumaczę.
Według biblijnego opisu świata człowiek powstał z prochu Ziemi. Właściwie to nie wiadomo, czy z prochu ziemi, czy Ziemi, ale biblia nie jest od tego, aby tłumaczyć takie szczegóły.
Czyli było tak...
Był sobie jakiś bóg od zawsze. Siedział na chmurce nad nieistniejącym jeszcze niebem i kombinował co by tu stworzyć.
Po nieskończonej ilości ziemskich lat wpadł wreszcie na pomysł stworzenia. I zaczął tworzyć. Zajęło mu to sześć dni, bo w siódmym tak się już zmęczył, że musiał odpocząć.
Najpierw więc stworzył dni, a potem widocznie naszą Ziemię, żeby móc jakoś rozplanować robotę.
Normalnie to mi go prawie szkoda, bo narobił się jak wół po nieskończonych wiekach nieróbstwa.
I pełen szacun dla boga, bo wreszcie czymś się zajął.
Kiepsko to wprawdzie świadczy o jego inteligencji, bo ja po dwóch dniach leżenia bykiem przed telewizorem dostaję takiej cholery, że tworzyłbym i tworzył do obrzydzenia. Ale ja się nazywam Dariusz Sobala, a nie bóg, i gdzie mi tam do jego temperamentu! Zresztą nie było przecież wtedy żadnych dni, czyli: punktu odniesienia.
Nieśmiertelność ma cholernie dużo wad.
Jak się już żyje, to się przecież wie, że ma się góra sto lat ma myślenie i dopasowuje się ten okres do możliwości.
W przypadku boga to wszystko się zwyczajnie jebie.
No, ale dobra.
Jak już stworzył nam Ziemię, wszystkie te pagórki i jeziora, kiedy zamienił dinozaury w kamienie, zasadził wszystkie drzewa z jabłkami i wynalazł gadające węże do ich ochrony rozsądnie stwierdził, że cała jego robota jest o kant dupy rozbić, bo nie ma amatorów jabłek.
No to wziął trochę ziemi (albo Ziemi), i jakimś cudem rąbnął sobie z tego Adama. Takie pierwsze in vitro z boskim dotykiem w tle. Zero owulacji i jajeczkowania, że o plemnikach nie wspomnę. 
I ów Adam szlajał się po raju niczym smród za wojskiem do pełnoletności. I byłby się zaszlajał na śmierć, gdyby bóg nie wyrwał mu pewnego dnia jedno ziobro i wynalazł Ewę; rozsądzając tym samym spór o to, co było pierwsze... jajko czy kura, bo dla wszystkich stało się jasne, że pierwszy był kogut.

Najpoczytniejsza bajka wszechświata jest dla mnie zbiorem kompletnych durnot, do których dorobiono jeszcze bardziej durną filozofię stworzoną dla durniów.
Zapewne nie byłby to mój problem gdybym żył w jakiejś Danii lub Szwecji, ale tutaj nie da się do tego nie odnieść.
Z jednej strony skazują nas za zżeranie jabłek, z drugiej za to, że z ich powodu mamy sraczkę. Lekarstwem na wszystko mają być rozanielone trolle z pisu i okolic, które, trzymając się grzecznie za rączki i bujając na boki w oszalałym chocholim tańcu pod wodzą fana Maybachów, wysysają z ludzi pozostałe resztki rozsądku.
Ależ oczywiście!
Idźcie dziś do kościołów, by pozwolić posypać swoje głupie łby resztami niedopalonego węgla z pieców waszych proboszczów!
I koniecznie czujcie się winni!  
Najbardziej zaś z własnej głupoty!

Ja zaś, ze swojej strony, oszczędzę części zabiegów boga i każę się spalić.

Jest taki miejsce w Irlandii, zapomniałem nazwy, w którym mieszkał i tworzył Georg Bernard Shaw. Miał on w swoim ogrodzie maleńki domek, może trzy na trzy metry. W nim powstawały jego najlepsze dzieła. Uwielbiał w nim przesiadywać i tworzyć. Domek ów, istniejący do dzisiaj, ma pewną niespotykaną cechę. Zbudowano go na jakimś obrotowym ustrojstwie i można nim kręcić we wszystkie strony choćby po to, aby przez cały dzień świeciło tam słońce.
Shaw przeżył 94 lata i kazał się po śmierci spalić, a prochy rozrzucić wokół domku.
I stało się zadość jego woli.
Leży więc Pan Shaw, w swojej sproszkowanej formie, dookoła ciupinkowanego domeczku po wieczność, a ja gwarantuję wszystkim, że jego eugeniczna filozofia życia jest o wiele więcej warta od boskiej.
Być może zamieniamy się po śmierci w proch, ale ważne jest to, jak ten proch wykorzystają żyjący.
Klepanie paciorków nad resztkami węgla z proboszczowego pieca to wynaturzony kretynizm dla tych, którzy kompletnie nie rozumieją sensu naszego życia.
A ten jest banalnie prosty.
Jaki?
Niech sobie każdy odpowie na to pytanie we własnym zakresie, bo ja już się wygadałem. 


niedziela, 3 marca 2019

Żołnierze wyklęci

Na rogu ulicy Piotrkowskiej i Tuwima w Łodzi były, a może jeszcze i są, podcienia. To takie przejście pod narożnym budynkiem wielkości dużego pokoju, w których można się schować przed deszczem, upałem, czy czym tam kto sobie chce i odsapnąć. W latach siedemdziesiątych jedna ściana owych podcieni służyła jako baner z reklamami wchodzących właśnie na ekrany nowych filmów. 

Taka ówczesna forma Facebooka, na którym publikowane było każde zdarzenie, zanim jeszcze ktokolwiek miał szansę się o nim dowiedzieć. 
Byłem tam częstym gościem, bo mieszkałem w pobliżu i interesowałem się kinem. 

Lata analizy owych banerów doprowadziło mnie do prostej konstatacji, że nie ma już chyba w naszym kraju takiego partyzanta, o którym nie nakręcono by jakiegoś filmu. Podśmiewałem się z tego wraz z kolegami.

Nie zdawałem jednak sobie sprawy, że moja ówczesna wiedza o partyzantach była żenująco cienka. 
Wszyscy słyszeliśmy o majorze Hubalu i dziesiątkach innych leśnych ludzików, którzy walczyli o naszą niepodległość wysadzając niemieckie transporty i tracąc przy tym życie. 
Jaki kraj, tacy bohaterowie. 

Kraj nasz diametralnie zmienił dziś swoje oblicze i komuch pokroju Hubala przepadł w niebycie, a na jego miejsce wywleczono z trzewi historii innych, nie mniej wybitnych dowódców, którzy może nie wysadzali torowisk do Oświęcimia,  ale mieli duży zapas zapałek do podpalania stodół z dziećmi i ich matkami.
Na arenę historii wkroczył więc wybitny partyzant o ksywie "Bury", dzięki któremu Polska wyeliminowała wraże dzieci niepolskiego autoramentu wraz z pokoleniami, które ośmieliły się je wyprodukować.

I co się okazało?
Ano to, że przejście całego frontu od Lenino do Berlina z jednej strony, a całej północnej Afryki i zachodniej Europy z drugiej, było wyłącznie jakąś śmierdzącą popierdółką, bo prawdziwi bohaterowie ostatniej wojny światowej kryli się tylko po lasach i to właśnie oni wyjebali faszystów z naszego kraju. 

Prezydent Komorowski, w hołdzie prezydentowi Kaczyńskiemu, klepną więc decyzję o ustanowieniu święta tak zwanych "żołnierzach wyklętych" licząc na głosy prawicowych tępaków.  
I w tym momencie dochodzę do ważnej sprawy...
Po wielokroć pisałem, że taplanie się w gównie może nas, co najwyżej, upaprać gównem. Silenie się na intelektualizm w obliczu panoszącej się głupoty jest przejawem, delikatnie rzecz ujmując, intelektualnych dąsów tych, którym wydaje się, że, siedząc w fotelu pradziadka, powstrzymamy zalew ciemnoty. 
Mam sporo komentarzy w stylu:
- Twój język jest brzydki!
- Można to było napisać delikatniej! 
- Z językiem to się nie popisałeś!

Oczywiście, że można tak było zrobić!
Mogę wszystko pisać trzynastozgłoskowcem i wierzcie mi, że dam sobie z tym radę, ale kto to przeczyta?
Nie mam ambicji trafić pod jakąś strzechę za czterysta lat. Piszę do normalnych ludzi, żyjących tu i teraz. I proszę mi tu teraz nie pieprzyć, że słowa, uważane za wulgarne, są Wam obce! 
Zresztą... 
Przeczytajcie nazwę mojego bloga.  

Wracając do rzeczy...

Ci cali "żołnierze wyklęci" są pieprzoną bzdurą stworzoną na użytek partykularnych interesów grupy aktualnie rządzącej. Jest kolejnym przykładem na to, jak się oszukuje i dzieli kraj w imię wynajmowania kolejnych willi w Szwajcarii i budowy następnych wież ku czci dwóch zasranych pokurczy z manią wielkości. 

Niech więc historią owych prawdziwych patriotów zajmuje się dziesięć tysięcy nierobów z IPN. 

Każdy rząd powstaje po to, aby mądrze rządzić. Nie po to żeby rozdawać cokolwiek za głosy poparcia. Inaczej jest dupa zbita, a do głosu dochodzi bezmyślna ekstrema. 
Zerknijcie na dzisiejszą Wenezuelę... 
Jeszcze niedawno był to kraj mieszczący się na podium krajów najbogatszych. 
A co mamy dziś?
Brud, smród i ubóstwo. 
I to nas także niebawem czeka; jeżeli nie przetniemy tej spirali wszechogarniającego skurwysyństwa pod wodzą bezdennego tępaka bez całych sznurówek. 
Przestańmy się wreszcie przypodchlibiać bezmózgowcom, a zacznijmy inwestować w ludzi mądrych, bo tylko od nich jesteśmy w stanie się czegoś nauczyć.


Panie Komorowski!
Pana to także dotyczy!

Publikuję zdjęcie Rajsa "Burego", Ewidentnego mordercy i wściekłego sadysty, któremu wczoraj bito pokłony. 

piątek, 1 marca 2019

Bardzo mi przykro, ale dziś będzie o gotowaniu

Dziś ani słowa o polityce i pisiorach niemytych. Kto chce niech przeczyta.

Zacznę może tak...

Głowę sobie dam uciąć, że połowa ludzkości nie umie ugotować jajek na miękko. Przyczyny są dwie. Jajka gotują się trzy minuty, ale czasu nie liczy się od momentu, w którym niemal wyskakują one z wrzątku, a minutę wcześniej, kiedy to woda już wrze, ale jeszcze tego tak ewidentnie nie widać. Jajka nie myślą w sposób:
- O kurde! No to mam już swoje upragnione 100 stopni i teraz już mogę zacząć się ścinać!
Ktoś, kto tego dotychczas nie rozkminił, niech gotuje jajka dwie minuty i nie marudzi, że znów mu się nie udało.
Bo kuchnia to jest takie miejsce, w którym obowiązuje nakaz myślenia i wyciągania wniosków ze swoich błędów. Ale po diabła się nad tym roztkliwiać! Gaz do oporu i heja! niech się dzieje wola boska!
Nie pojmuję dlaczego, nawet najbardziej zabiegani ludzie, te wszystkie tuzy biznesu z milionami na kontach, jeżeli już prostytuują się gotowaniem w domu, nie potrafią się zrelaksować właśnie w kuchni, która, przynajmniej dla mnie, jest oazą relaksu po całym dniu zapierdolu.
Nie biegamy tutaj na setkę, a pośpiech daje nam żarcie, a nie jedzenie.
Włączmy zatem sobie muzyczkę, otwórzmy dobre winko i zrelaksujmy się przy garach.

Ten nudny i zdecydowanie przydługi wstęp, doprowadził mnie to tak zwanego meritum.

Od dwóch miesięcy miałem ochotę na placki ziemniaczane. Nieczęsto je robię, bo diabelnie nie cierpię trzeć ręcznie ziemniaków, ale jeszcze bardziej mycia idiotycznych narzędzi, które podobno to ułatwiają.
Wczoraj mnie jednak naszło.
Mam okropny zwyczaj robienia wszystkiego za dużo, a dwa kilo ziemniaków dla dwóch osób na jeden posiłek jest totalnym przegięciem. To dziesięć dużych ziemniaków. Wystarczy pięć.żeby się objeść.
Przepis jest prosty jak bambusowy kij.
- Utarte ziemniaki
- Starta cebula
- Dwa ząbki czosnku (oczywiście utarte)
- Jedno jajko
- Mąka
- Sól i pieprz do smaku
Największy problem jest z ilością mąki i soli.

Mocno rozgrzewam mało oleju na patelni i kładę pierwszego placka wielkości pudełka od zapałek, powiedzmy... Po 30-40 sekundach powinien dać się łatwo odwrócić. Jeżeli nie, za mało jest mąki. Proponuję spróbować ze dwa razy zanim zaczniemy szaleć na dobre i dopiero wówczas dolać więcej oleju.
Mnie placki smakują najbardziej bez żadnych dodatków, ale można je zrobić na setki sposobów.
Fajna wersja jest "po węgiersku" z gulaszem.


Mięso, grzybki, cebula, papryka i prawie wygotowany sos, bo gulasz powinien być gęsty.
Mnie najlepiej smakują takie, których wchodzi na patelnię po trzy sztuki.

  

Smacznego!


środa, 27 lutego 2019

Pomnik prałata czyli Wańka-wstańka

Trójka Polaków, zapewne tych z gorszego sortu, wpadła na pomysł przewrócenia pomnika pewnego gdańskiego zbokola robiącego za księdza. Po całej ceremonii rozpowszechnili swoje dane, opublikowali film i poszli grzecznie spać.
Nasza intelektualnie wypasiona policja niemal natychmiast wpadła na ich trop.
Stało się to bez pomocy Interpolu, MI-5, Mosadu, CIA i Federalnych Służb Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej.
Zbrodniarze byli bez szans.
Grozi im kara pierdla chyba do lat pięciu, a może i dziesięciu? Tu nie jestem znawcą, ale ja to bym ich skazał na stryczek, spalenie i wystrzelenie ich prochów z armaty prosto w kosmos.

No, bo przecież...
Jak można, w dzisiejszej Polsce, bezkarnie przewracać żeliwny posąg jakiegoś kościelnego zboczeńca?

Nie można!

Na całe szczęście, że mamy Dudusia Mniejszego i jego przyodzianą w robocze ogrodniczki armię moherowych ludzików z ledwo co wyratowanej ze śmiertelnej zapaści Stoczni Gdańskiej!

- "Uratowani! Jesteśmy uratowani! Skoro posąg żyje to i my możemy!" - wrzasnęli dumni stoczniowcy cytując Jurka Stuhra w "Seksmisji" nomen omen.

Wiecie co...
Mam głęboko w dupie ten pomnik. Osobiście wysadziłbym go dynamitem i zawołał złomiarzy, aby go odwieźli tam gdzie jego miejsce.
A na resztach cokołu postawiłbym dwumetrowego wacka. I tak każdy by wiedział, kogo on symbolizuje.
A propos wacka...

Morawiecki...

Nie! Nie będę zniżał się do komentowania smrodu sraczki, która opanowała pislandię po ogłoszeniu spadających im notowań, ale zapytajcie Krzywoustego czy wyśle do maja załogową sondę na Jowisza i postara się wreszcie udomowić warany z Komodo.
Wymyślajcie zresztą co chcecie, a ja wszystkim gwarantuję, że na każde pytanie dostaniecie odpowiedź twierdzącą.
Z wyjątkiem jednego...

- Czy ty, skończony patałachu, kliniko fałszu i zakłamania, masz w sobie choć jeden promil takiego najzwyklejszego ludzkiego wstydu?

To nie są moje czasy, ale...
Nawet wówczas, kiedy byłem jeszcze przepięknym i wysportowanym młodzieńcem, a moja empatia dla szerzącego się komunistycznego skurwysyństwa była o wiele mniejsza nie przypuszczałem, że dożyję takich czasów, przy których najszczelniej zamknięte oddziały w Tworkach będą mi się jawić jakimś pieprzonym Eldorado.

Policjo nasz kochana! Kupcie sobie jeszcze parasolki i stójcie z nimi nad przewróconym pomnikiem, bo przecież jak stał, to nic na niego nie padało!
Jakież to wszystko jest obrzydliwe!


poniedziałek, 25 lutego 2019

O czym marzą Polacy

Jakaś pislamska kutasina ogłosiła, że kładą na stół taki program, który był marzeniem wielu Polaków.
Jeżeli "ich Polacy" marzą o tym, aby siedzieć w domach, oglądać tvpinfo, chlać wódę, gwałcić swoje dzieci i dostawać za to pieniądze - to się zgadzam. Pewnie jest takich wielu.
Jakie to żałosne i smutne, że czasy najciemniejszej komuny powracają do kraju, który jeszcze przed kilku laty był tygrysem Europy; któremu nie straszna była recesja na świecie i gdzie niemal każdy pracował na siebie i żył z tego co zarobił.

Chciałoby się teraz wspomnieć o średniowieczu, ale to jest bez sensu. Nie przypominam sobie bowiem, aby jakikolwiek ówczesny książę zajmował się rozdawnictwem z nadzieją na kolejną elekcję.
Bo chamów wszyscy mieli w dupie. Ich gównianym obowiązkiem było zapierdalać na szlachtę, a jak się to komuś nie podobało, to miecz i stryczek im to uświadamiał.

I tu widzę pewne podobieństwa.

Rolę karcącego miecza przejęły wprawdzie wybory, ale z założeniem, że jak nie zagłosujecie na pis, to przyjdą inni, ci źli, którzy poobwieszają wami wszystkie okoliczne drzewa, zdepczą kopytami wasze pociechy, podpalą chałupy, a was wezmą w jasyr i będziecie do końca życia wiosłować na galerach.
Bójcie się więc i głosujcie na nas!
Na ten nasz kochany pis, który powstał wyłącznie po to, aby robić wam dobrze. Nie musicie już siać ani zbierać. Niczego już nie musicie! My wam damy wszystko!

W najśmielszych swoich snach nie przypuszczałem, abyśmy skurwili nasze umysły to tego stopnia, by stać się aż tak tępą bandą przygłupów, którym można dziś wmówić, że przecież nie musicie wcale pracować, że pieniądze, i wasz dobrobyt, zależą wyłącznie od jakiego żoliborskiego skurwysyna i bandy jego przydupasów.
No i ośmielcie się powiedzieć, że nie po naszej stronie jest racja!

No to może zróbmy tak...
Rzućmy każdy swoją robotę, włączmy kurwizję i czekajmy na listonosza z obiecanymi milionami od krzywoustego.
Jeżeli po miesiącu życie jeszcze nie zweryfikuje potrzeby istnienia tej przebrzydłej bandy oszustów, to znaczy, że cały mój dzisiejszy wpis jest chorym snem psychopaty.

Gdyby zaś ktoś jeszcze nie wiedział do czego dziś piję to tłumaczę teraz...

Strajk generalny jest jedynym wyjściem! 
Nie takie skurwysyństwo udawało się w historii rozwalać, a ci, którzy zostaną w domach słuchając radia marysia - niech się walą! Im szybciej zdechną z głodu, tym lepiej dla nas.

P.s.

Miałem dziś napisać o moich niedzielnych flaczkach. I powinienem to zrobić, bo może były to ostatnie flaczki w moim życiu.
Ja na pedofilskich opłatkach długo nie pociągnę.


piątek, 22 lutego 2019

Kaczy cysorz


K...wa! Nie wytrzymałem...
Muszę dziś przywalić kaczorowi, bo dostanę kolki. Ta stara menda burzy mój spokój, a namiętne publikowanie kolejnych odsłon jego fizjonomii jedynie ostrzy moje kuchenne noże i rozmienia dychy na dwójki.
Wychodząc więc naprzeciw owym masochistycznym potrzebom bezustannego oglądania kaczego dzioba, dodam ich kilka od siebie z nadzieją, że kiedyś naoglądacie się ich do takiego bólu, że wreszcie dacie sobie z tym siana.  

Żaden ze mnie ornitolog, ale na potrzeby owego wpisu, zasięgnąłem informacji.
I co z tego mi wyszło?
Poczytajce.

Z czego składa się kaczka...
Zacznijmy od najważniejszego...

- Dziób.

Dzieli się na część górną i dolną. Zakończenie górnej części dzioba, stanowi tzw. paznokieć. Przy nasadzie dzioba znajdują się nozdrza.
Blaszki rogowe na krawędziach dzioba służą do odfiltrowywania nadwyżki wody pobranej z pokarmem. Dziób powinien być mocny, a w części środkowej harmonijnie połączonej z czołem. W odmianie dzikiej, u kaczora, powinien być oliwkowy z czarnym paznokciem. Natężenie barwy zależy od czynników środowiskowych.
Zilustruję to zdjęciem...


- Głowa.

Głowa ma być niezbyt duża, powinna tworzyć z dziobem harmonijną całość i być płynnie połączona z szyją. Czoło delikatnie wypukłe.
Niektóre kaczki posiadają na głowie czub. Nad okiem znajduje się brew delikatnie zarysowana. Policzki pełne i lekko wypukłe. Oczy okrągłe i wypukłe; barwa tęczówki ciemnobrązowa.


 - Brzuch.
Brzuch musi być dobrze rozwinięty i prawidłowo opierzony, ale nie suchy, obwisły lub nadmiernie wystający poza linię tułowia.


- Nogi.
Powinny być mocnej budowy, średniej długości, szeroko rozstawione i położone w środkowej części tułowia. Udo bardzo dobrze umięśnione i opierzone. Łapy są pokryte dobrze przylegającymi rogowymi tarczkami. Kaczki mają cztery palce zaopatrzone w błonę pławną. Palce są zakończone pazurem.


 Zaraz puszczę pawia.

Jaja, te do inkubacji, nie powinny być starsze niż 7 dni gdyż od ich świeżości zależą wyniki lęgu. Warto zacząć je obracać w okresie zbierania do momentu umieszczenia w inkubatorze, żeby żółtko nie przykleiło się do błony jaja.
Temat jaj uważam za zakończony.

Nie wymagajcie ode mnie następnej ilustracji...

Zajmijmy się teraz wnętrzem...
Układ pokarmowy tej pticy jest krótki i prosty niczym linia Mierzei Wiślanej. Od zamkniętego na wschodzie dzioba, wprost do odbytu na zachodzie, tworzy jedynie zjebaną parę pokrzywionych dwóch ósemek, która wygląda tak:


Kaczą super mocą jest brak nerwów i naczyń krwionośnych w płetwach. To oznacza, że żadne temperatury nie są im straszne. Pływanie w lodowatej wodzie czy spacerowanie po śniegu czy lodzie, nie sprawiają kaczkom kłopotu, bo nie odczuwają zimna. Przekłada się to niestety na poważne zmiany w wieku starczym...



Najbardziej zdeterminowane kaczki wykazują się godną podziwu wytrzymałością. W ciągu zaledwie jednego dnia potrafią pokonać dystans nawet ponad 500 kilometrów. Pokonanie odległości 1300 kilometrów z Warszawy do Brukseli zajęłoby niecałe 3 dni.

Kwakanie, które nierozłącznie kojarzymy z kaczkami, wcale nie jest ulubioną formą komunikacji tych ptaków. Zdecydowanie częściej porozumiewają się przy pomocy krzyków, ćwierków, szczebiotu, jęków, a nawet warknięć. Wachlarz możliwości komunikacyjnych kaczek okazuje się być całkiem złożony w porównaniu do naszych wyobrażeń. 


I na koniec...
Zwolennikom pewnych opcji politycznych może to się wydawać spełnieniem najgorszego z koszmarów, ale kaczki są wszędzie. Absolutnie wszędzie i na wszystkich kontynentach. Jedynym bezkaczkowym azylem pozostaje dotychczas Antarktyda. Tam kaczki nie występują. 
Jeszcze...

Jarek! Spierdalaj na Antarktydę! 

Napatrzyliście się już?
To amen

środa, 20 lutego 2019

Pedofile w sutannach

Wysłuchałem niedawno rozmowy z mężczyzną, który przez niemal dziesięć lat był gwałcony przez księdza ze swojej parafii.
Od samego początku nurtowało mnie pytanie, którego prowadzący oczywiście nie zadał...

- Dlaczego, w imię wszystkich świętości, ów niewątpliwie bardzo inteligentny facet, będący dziś w okolicach trzydziestki, z uporem maniaka, powracał do owego zboczonego pojeba, by mu dawać gwałcić się dalej?
Rozumiem, że w wieku dziewięciu lat mógł być na to jeszcze zbyt głupi, ale, do jasnej cholery! Mając lat osiemnaście, po dziesięciu latach traumy, mógł się wreszcie już opamiętać! Czy ktoś go zmuszał do łażenia na parafię w celu robienia proboszczowi loda?
Przez dziesięć lat?!
Przecież to jest chore!
Mało tego!
Po tym, kiedy wreszcie dotaeło do niego, że był molestowany, nie zwrócił się do organów ścigania, a  napisał wiernopoddańczy list do biskupa i czekał rok na odpowiedź, a potem kolejne pół na łaskawą audiencję.
Wybaczcie, ale logiki w tym nie ma za grosz.
Historia jest oczywiście dłuższa i miała jakiś tam finał w sądzie, ale to bardziej z ofiary zrobiono winnego. Zbokola w sutannie, zamiast do kastracji, wysłano do szkolenia innych dzieci, co jak myślę, czynił nie bez satysfakcji.

I co z tego, że papież całuje dziś w dłonie ofiary molestowań?
Ludzie!
Owi zboczeńcy to ci sami, którzy dostają od państwa czternaście miliardów rocznie za takie miwędzy innymi posługi! 

Nie wiem czy pamiętacie książkę Romana Kotlińskiego pseudonim: Roman Jonasz pt. "Byłem księdzem".
Tak się złożyło, że zaraz po seminarium został wikarym w niewielkiej miejscowości niedaleko, powiedzmy... Bełchatowa.
Cała moja rodzina wywodzi się z tych okolic.
Myślicie, że był w okolicy choćby jeden autochton, który by nie wiedział o wyczynach proboszcza z parafii, do której trafił młody ksiądz Kotliński? Widzieli wszyscy! To mała społeczność, a ludzie ze wsi kochają się w plotach.
Nie pamiętam już jakimi skurwysyństwami wsławił się ów wielki i święty kapłan, ale trąbili o nim wszyscy.
Oczywiście trąbili po cichu, boć to jednak ich proboszcz i nie wypada!


Nasuwa mi się teraz taka refleksja...

Każdy, komu wydaje się, że w jakiś niewiarygodny sposób, nieistniejący bóg, ma wpływ na ich życie, sam się podkłada pod księży i daje się rąbać na tysiąc różnych sposobów z tym analnym włącznie.
Przemoc pedofilska jest zaś tylko wierzchołkiem tej góry lodowej i najbardziej medialną jego odsłoną.
Większe zło czai się pod powierzchnią.
Dlatego żaden papież nie ujawni nigdy nawet procenta prawdy o największym syfie ostatnich dwóch tysięcy lat, czyli tak zwanym: kościołem katolickim.
Wściekła indoktrynacja facetów w czerni na to nie pozwoli, bo byłby to ich definitywny koniec.

Dlatego serdecznie współczuję ludziom, którzy jeszcze wierzą w boga i kościół. Temu molestowanemu panu, o którym napisałem, chyba najbardziej.

Nie rozumiem dlaczego mam mieć teraz jakieś opory w opublikowaniu zdjęcia pedofila w sutannie, który gwałcił czternastoletnią ofiarę w zamkniętej na klucz plebanii w Wyszkach,  a w wolnych chwilach dorabiał jako nauczyciel.


To właśnie on!
Nie rozumiem także dlaczego Wy, którzy wiecie o podobnych draństwach, dalej trzymacie mordy w kuble z księżymi odchodami!
Odechciało mi się dalej pisać.


poniedziałek, 18 lutego 2019

Bo generalnie jest kapitalnie

Są w Łodzi takie miejsca, w których zmiany ostatnich lat widać lepiej niż w innych. Znam ich wiele, ale nie o wszystkich napiszę.
Nasza wielka rewolucja kulturalna musiała odcisnąć, i odcisnęła, swoje piętno także na szeroko pojętej architekturze.
Było tak...
Niedaleko mojego domu była sobie w jezdni dziura. Co tam dziura!
To był krater!
Wpadałem w niego kilka razy to wiem. Widziałem kiedyś jak auto przede mną odsłoniło tam prawymi kołami wczesnopiastowską osadę.
Już w kilka miesięcy później, zapewne po długich i burzliwych naradach, włodarze naszego miasta wpadli na genialny pomysł i rozkazali postawić słupek na środku jezdni, który odgradzał ów krater od części jezdnej. I sprawa przycichła, bo była załatwiona rzecz jasna.

Tak się składa, że miejsce mojego zamieszkania należy do najbardziej wyuzdanych w swoim przepychu okolic centrum.
Nie można tu parkować bez bilecika z parkomatu, a wokół same wille milionerów i pełen przekrój gablot z gatunku Rolls-Roysów, Bentlejów i Porche. I słusznie, bo to żaden prymitywny Żoliborz.
Właściwie to codziennie się wstydzę wyjeżdżać swoją zdezelowaną drezyną z bramy, ale...
... jeśli już wyjadę, i ominę rzeczony wyżej krater, no to pełna kultura pcha się przez uchyloną szybę do środka auta z siła wodospadu.

Jednym z moich ulubionych miejsc są niedalekie okolice, przy których można się zrelaksować w oparach Chanel nr 5 i Lancome Poeme za trzynaście tysi flaszka.
Zilustruję to miejsce fotką...

Może jeszcze jedną...


Czujecie ten zapach?

Takie leżące drzewo to wręcz Eldorado dla pełnego pęcherza każdego pieska, a i jego pan może jebnąć porannego browarka i oddać butelczynę do skupu.

Wracaliśmy niedawno z Anglii. Wylądowaliśmy we Wrocławiu. Obok dworca kolejowego zbudowano niedawno ogromną galerię handlową o nazwie Wroclavia z dworcem autobusowym w podziemiach.

Od wielu lat skutecznie walczę z nałogiem nikotynowym i z każdym rzuconym niedopałkiem udaje mi się go rzucić. Ponieważ w galeriach palić nie wolno, więc wychodziłem na ulicę i rzucałem palenie do popielniczki. Miało to swoje dobre strony, bo śmierdzące kiepy trafiały w swoje miejsce, ale i złe, bo byłem narażony na skomasowane ataki wrocławskich żuli proszących o pieniądze lub fajkę.
Przyznaję bez bicia... nie trawię takich typów, ale także nie wiem jak się ich pozbyć. Czasem mnie też kompletnie osłabiają, a to, z kolei, prowadzi do prześmiesznych sytuacji. 

Kiedyś, pod okoliczną Biedronką, koczował taki jeden żul. Znałem go z wyglądu i wiedziałem, że jeśli tylko się pojawię, to zaraz mnie zaatakuje. Po kilkunastu takich atakach miałem go już serdecznie dość i kiedy doszedł do mnie po raz kolejny, otworzyłem szybę i powiedziałem:
- Wypierdalaj!
- Ale ja się chciałem tylko spytać która godzina...
- Piętnasta dziewięćdziesiąt sześć!

We Wrocławiu było trudniej. Ilość tamtejszych żuli na metr kwadratowy jest porażająca. Zastosowałem więc inny trik i na zaczepkę w stylu:
- Miszczu! Potrzebuję dwa złote na piwo...
Odpowiadałem:
- Sorry but I do not understand...
- Aha...
To naprawdę działa! 

Trochę mi szkoda tych ludzi, bo pewnie, w jakiejś części, nie są winni swojego losu. Niemniej jednak i oni dążą do poprawy swojego losu. Widać to w moich okolicach niemal na każdym kroku.
Zobaczcie zresztą sami...



Trudno mi spłodzić jakiś mądry morał do tego wpisu. Może tylko taki...


Z dziesięciu tysięcy metrów świat jest piękniejszy...

sobota, 16 lutego 2019

Kto będzie winien trzeciej wojny światowej?

Powiem to wprost, ale zanim odsądzicie mnie od czci i wiary, i wyślecie na leczenie do psychiatryka, przeczytajcie to do końca.

Winnymi będą wegetarianie!

Brzmi idiotycznie?

Tylko na pierwszy rzut oka.
Już tłumaczę...
Za każdym razem, kiedy w dużym nawet towarzystwie, pojawia się jeden wegetarianin, natychmiast pojawia się tam straszny zamęt. Soi nie ma, buraki tylko czerwone (trochę sobie oczywiście kpię...), ale rosół na kurze, schab ze świni, a nie z marchewki; no i flaki... najstraszniejszy koszmar każdego weganina. Kucharki w amoku, pani domu nie może dodzwonić się po pizzę z ananasem i brukselką, goście nie mają czym zagryźć wypitej lufy, bo na stole jedynie konglomerat zwłok, barszcz na żeberkach z białą kiełbasą i zimne nóżki.
Cała ta polska gościnność byłaby została uratowana, gdyby nie polska gościnność. Wystarczyłoby bowiem odesłać owego miłośnika korzonków ze szpadelkiem do przyległego lasu i kazać mu odrąbać co smaczniejsze porcje brzozowej kory i odrobinę pedów jałowca. Na szczęście jest rukola i kiełki rzodkiewek. Poleje się to wszystko kokosowym mleczkiem, pierdyknie pieprzem po wierzchu i impreza się rozkręci, bo przecież żadne zasady wegetarianizmu nie przeszkadzają uwalić się weganinowi na sztywno i puścić korzonkowego pawia pod kępą winogronowych krzaczorów.
Muzyczka zatem gra, nie grają tylko Beatlesi i zaczyna być gites majonez bez jajek. 
Nagadałem się i mogę wrócić do tak zwanego meritum...

Wyobraźmy sobie teraz, że cała ludzkość ludzkości przestaje jeść mięso...
Co się dzieje?
Bankrutuje miliard barów i restauracji na całym świecie. Ceny kukurydzy, soi i marchewki skaczą do nieznanego ludzkości poziomu. Giełdy całego świata sprowadzają banany z Saturna, sałatę z Urana, a brukiew ze Szkocji.
Jeżeli jeszcze nie widzicie w tym wpisie zarzewia wojny to lećmy dalej.

Chinole swoim miliardem dusz atakują przyległy Kraj Rad mordując każdą gazelę i każdego słonia w imię historycznej pasji zżerania słoniny z gazeli.
Ci zaś ruszają na zachód i, tratując każde napotkane pole koperku, wybijają pozostałą przy życiu populację dzików.
Najbardziej przejebane mają jelenie, bo nie dość, że ich rogi kojarzą się dwuznacznie, to są całkiem smaczne.

W poszukiwanie resztek mięs cały świat atakuje miliardowe Indie. Masowy mord ich świętych krów wznieca wojnę w pokojowej dotychczas części Azji. Arabusy wysadzają wszystkie chlewnie w Europie o okolicach. W Australii wymierają kangury. Wielka rafa koralowa pada ofiarą globalnego ocieplenia, a powód jest oczywisty...
Brak krowich pierdnięć!
Zapomniałem o najważniejszym...
Pozostali przy życiu Eskimosi cierpią głód  z powodu niemożności jedzenia fok, bo kiełki luceny ni chuja nie chcą rosnąć na kole podbiegunowym w tysiącletniej zmarzlinie.
Powiedzcie mi teraz po diabła martwić się polityką? Wystarczy zatrudnić wegetarian. Oni załatwią resztę.

To jakie zwierzęta zostaną?
Skunksy, papugi, pingwiny i żubry. Na całe szczęście, te ostatnie, to tylko te w płynie.
I tu widzę ratunek.



No właśnie! To było moje słowo na niedzielę.

czwartek, 14 lutego 2019

I to by było na tyle

Raczej definitywnie kończę z pisaniem o polityce. To nie ma sensu, Znający mojego bloga wiedzą, że prawie od czterech lat nie piszę o niczym innych. Czas wreszcie coś zmienić. Jestem tym wszystkim znudzony, zniesmaczony i nie mam już do tego serca. Światu nic się nie stanie. Ja już wymiękam. Jest tak wielu ludzi opętanych polityką, że nawet nie mam sumienia odbierać im satysfakcji dzielenia się swoimi poglądami na ten temat. .
Dostrzegam także, że coraz większa liczba osób ma w dupie ten temat i wcale im się ne dziwię. Każdy rozsądny obywatel powinien iść na głosowanie raz na kilka lat, oddać głos i dać sobie siana z polityką.
Oglądałem wczoraj kabaret Neo-Nówka...
Jest Wigilia. Przy stole spotykają się dziadek, syn i wnuk. Nie będę opowiadał treści, ale trzeba dodać, że dziadek jest zmurszałym staruszkiem, syn pisowcem, a wnuk popiera Platformę. Z takiego rozkładu sił wynika oczywiście wiele zabawnych konfliktów. Ojciec z synem wieczne się kłócą, a dziadek śpi.
W pewnym momencie się jednak dziadek się budzi i mówi tak:
- Pieprzyć pis i pieprzyć Platformę! Skłócili ze sobą wszystkich w każdej rodzinie!
I było to zdanie, po którym oklaskom nie było końca.
Obawiam się, że przez ostatnie lata ja także walnie przyczyniałem się do wzmożenia tego konfliktu. Nie jestem z siebie dumny i dlatego nie będę o tym więcej pisał. Niech sobie każdy we własnym zakresie odpowie na pytanie w jakiej Polsce chce żyć. Ja wyartykułowałem już swoją wersję i ani myślę to kontynuować.
Nie powiem dziś o czym będę teraz pisał, ale zaręczam wszystkich, którzy znają moje wpisy, że nie będę nudny.
Osiągnąłem swój cel, którym było milion otwarć mojego bloga na Facebooku i mogę teraz, z czystym sumieniem, zająć się tematami, które interesują mnie bardziej i mają potencjał na przyszłość.
Pewnie zawiodłem tym wpisem część moich czytaczy, ale nie przejmujcie się tym. Życie jest zbyt ciekawe, abym topił się w politycznym szambie.

Aby jednak trochę zachęcić do nowej formuły mojego bloga napiszę, że kolejny post będzie traktował o pedofilii w kościele.  
Pozdrawiam
Darek


Wracam do szkoły.

środa, 13 lutego 2019

Komputer w burdelu

 - Za PO... - rzecze Jakubiak - dzieci kradły sobie w szkole kanapki, a to, że dziś już nie kradną, to jest nasze wielkie osiągnięcie cywilizacyjne!

Fakt, ale większym osiągnięciem naszej cywilizacji jest dopuszczenie do współrządzenia kretynów, którzy wypychają nasz świat w nieznane dotychczas rejony skończonego debilizmu.

Jakubiak jest tu przykładem klinicznym.
Bardzo mnie smuci niestety i to, że internauci z gatunku tych, których wręcz mi nie wypada równać do tego wąsatego ciołka, choćby dlatego, że od zwolenników gorszej zmiany wymagam przynajmniej podstaw inteligencji, za wszelką cenę starają się mu dorównać.

W efekcie jest tak...
Włączam sobie fejsa i zaczynam czytać wpisy na moim profilu ogólnym.

Już na początku trafiam na rodzaj ankiet w stylu:

- Kogo uważasz, za lepszego premiera, Kaczyńskiego czy Tuska? 
- Czy Magdalena Ogórek powinna mieć swój program w TVPis? Głosuj teraz!
- Czy Jezus zginął na krzyżu, zabiło go auto na skrzyżowaniu czy uśmiercili Krzyżacy?
- Czy premier Morawiecki powinien podać się do dymisji? Zagłosuj!

Jadę dalej...

Peron dworcowy i dwie stare lochy w czerwonych narzutach z orłem.
- "Bóg daje życie i bóg ma prawo je zabierać!" - słyszę po raz pięciotysięczny. Nie wiem... Mam się z tego pięć tysięcy razy śmiać?

Następna scenka to ksiądz wsadzający do gęby przejeżdżających kierowców opłatki, a tuż poniżej  kolejna rewelacja powielona ze sto razy pod rząd.
- Trzy dni żałoby po śmierci Olszewskiego.
Czemu, kurwa, nie cały rok?
Wszak pięć miesięcy jego premierostwa, zakończonego słusznym kopem w dupę, to odpowiednio długo, aby Duduś nakazał opuszczenie narodowej flagi na najbliższy rok co najmniej, a żałoba należy mu się jak rolnikowi kosa! I to jeszcze w obliczu wrażego święta zakochanych!

Przeglądam dalej.
Co drugie opublikowane zdjęcie to rybi pysk Andruszkiewicza, a co piąte to zdjęcie Wałęsy obok zdjęcia świni.
Reszta to fotki śpiących piesków i reklamy samochodów.

Zaczynam zastanawiać się, czy w grupach, do których należę, najaktywniej funkcjonują pisowscy trolle, czy zwykli debile?

Przepraszam...
Bywają także i inne wpisy... Zacytuję kilka z brzegu...

- Miłego Wieczorka Kocham Was Aurelia z Żor.
Ja cię jakoś nie kocham, wybacz...
- Postawiłem po obiedzie klocka Ale mi dobrze i gitara.
Ciebie także jakoś nie kocham po tym wyznaniu. I gitara.
- Skandal w kościele! Ksiądz uprawiał z mężczyzną seks na ołtarzu!
Skandal, że w kościele, czy że na ołtarzu, czy że z mężczyzną? Poproszę o szczegóły.
- Prezydent Sosnowca wygrał internet.
To szczęściarz! Cały?
- Po dzisiejszej "kropce nad i" nie mam wątpliwości, że to przepajac.
Przecudny wpis, o którym od razu wiadomo kto go spłodził. Przegłub. 

Aurelko, mnie też kochasz? A czym ja Ci zawiniłem? To nie ja postawiłem tego zapachowego klocka tuż po seksie na ołtarzu, mimo że jestem mężczyzną. Widocznie w przeciwieństwie do księdza.
Nie umiem rozkminić co znaczy, że ktoś wygrał internet, ani słowa "przepajac", ale domyślam się, że chodzi o jakąś wielką sprawę.

Żeby jednak nie było, że jedynie potrafię krytykować to powiem, że bywają także wpisy sensowne. Niestety, nikną one w meandrach kretynizmu i wpierw człek dostanie rozwolnienia nim przeczyta jakiś inteligentny wpis.


Daukszewicz opowiedział kiedyś historię o pewnym baranim łbie, który chrzanił jakieś bzdury przez CB-radio. Po chwili odezwał się inny głos z taką propozycją...
- Te, koleś! Zaraz będziesz przejeżdżał koło Tesco. Jest tam wielki parking. Zatrzymaj się na nim, wejdź do marketu na stoisko z warzywami, połóż swój łeb na wadze i naciśnij przecisk z napisem "Burak".

Możecie się teraz na mnie zacząć obrażać, ale lepsza puenta nie przychodzi mi do głowy.