środa, 30 stycznia 2019

Kacze wieże

Powiedzcie mi, tak z ręką na sercu, czy ktoś z Was uważa, że nadąża za całym tym polskim syfem?

Ujmując rzecz kulinarnie...

Polska scena polityczna to taki bigos, do którego co i rusz, jakiś nawiedzony kucharz dorzuca, a to pomarańcze, a to kawał bambusa... i zaczyna nam wmawiać, że jedynie porcja przeżutego przez bezzębną murzynkę manioku doda nam ów specyficzny smak śliny, o który walczyliśmy, kurwa, pod Wiedniem i Beresteczkiem.
Źle zacząłem, bo od podobnych porównań mamy pewnego orła i patriotę, którego nazwiska nie pomnę, ale charakteryzuje tym, że łazi boso co i rusz eksponując swoje upaprane odchodami nosorożca stopki i marząc o strzeleniu sobie w czerep jeśli tylko pis przegra wybory.
Nie wróżę mu długiego życia i trzymam za słowo.

Naiwnie myślałem do niedawna, że nasz cysorz to jedynie konglomerat szaleństwa i starokawalerstwa wynikającego z ataku nadmiaru spermy na coś, co u ludzi normalnych nazywa się mózgiem, ale tak nie jest.
Kacza dupa jest stadem prehistorycznych T-rexów i mokrym snem Spielberga; przypadkowo tylko żyjącym długo po słusznym rozpieprzeniu ich przez meteoryt.

Przemoczone kapiszony pislandii zrobią dziś wszystko, aby bezzębną paszczę swojego wodza ubrać w uśmiech Sandry Bullock, ale to się już nie uda.
Kaczyński jest skończonym śmieciem bez przyszłości, a jego pis zdycha. Oni to wiedzą i dlatego, z taką determinacją, próbują walczyć o resztki władzy.
Zaplecze, nie będę przebierał w słowach, tego śmierdzącego gówna niebawem wymrze, a trolle pokroju Rybaka, Jakiego, Rydzyków, i innych miśków trafią tam, gdzie jest ich miejsce.
Na śmietnik historii.
Nie może inaczej być!

A niedoszłe warszawskie dwie wieże, ów symbol kaczej paranoi, niech zostaną w naszej pamięci. Ku przestrodze kolejnych pokoleń niedouczonych debili, dla których, na całe szczęście, nie powstały.


sobota, 26 stycznia 2019

Będzie politycznie

Jestem dziś cholernie przeziębiony i będę zrzędził. Nie czytajcie lepiej, bo mogę Was zarazić.

Krzywy Ryj Drugi, za którym fetor kłamstw wlecze się jak zapach szamba za szajsbeką, umyślił sobie pojednać całą społeczność zwołując spotkanie co ważniejszych person celem wytłumaczenia im, dlaczego wyłącznie on ma rację. Co ciekawe, niemal wszyscy się zleźli.
Taka jest polityka.
Jedni liczą na przekabacenie jakiegoś elektoratu wte, a drudzy wewte. W efekcie popieprzą sobie trochę, wydadzą jakieś oświadczenia, które gówno kogo obchodzą, i zatrą z zadowolenia wypielęgnowane rączki z dobrze wykonanej roboty.
Bo przecież oni chcieli, ale się nie dało...

Nie słucham tego, nie czytam o tym, bo świetnie mi idzie marnowanie czasu na mniej denerwujące czynności.
Czasem jednak i do mnie docierają jakiś szczątkowe informacje o czymś tam.
Dziś przeczytałem o Schetynie.
Nie lubię tego gościa.
To krętacz przypadkowo tylko ubrany w opozycyjne ciuszki.
Otóż, ów Schetyna rzekł, że po wygraniu wyborów zbrata się natychmiast z klechami.
Pisałem to już?
Taka jest polityka.
W niej nie można mieć żadnych ideałów, trzeba być jedynie świnią zawsze jak najbliżej koryta. Potrzeba władzy za wszelką cenę jest silniejsza niż uzależnienie od heroiny i bardziej galopująca od najokropniejszej sraczki.
I jest to pierwszy i ostatni powód, dla którego nie toleruję prawie żadnego polityka.
A jeśli któryś z nich zacznie jeszcze nawijkę o brataniu się z kościołem...

Znacie mój pogląd na tę najbardziej szemraną instytucję w historii świata, która, co tu mówić, przez dwa tysiąclecia tak pomieszała w ludzkich głowach, że nie sposób do nikogo dotrzeć.
I pamiętajcie! To wspaniała baza dla polityków. Dlatego wszyscy, i zawsze, będą chcieli z klerem spółkować.
PO istnieje raptem dwadzieścia lat, pislandia jeszcze krócej. Nikt nawet nie zbliżył się do powąchania przetaczającego się za klechami smrodu, ale wszyscy są na tyle wyrachowani, aby wiedzieć, że w naszym zaścianku bez plebana się nie obejdzie.

W pierwszej połowie szesnastego wieku, w Anglii, rządził Henryk VIII.
Znany ze swoich kolejnych i bezskutecznych podejść do zapewnienia sobie potomka.
Gruby, obleśny i syfilityczny dziad, któremu wszak udało się wybawić kraj od katolickiej zgnilizny. Prawdziwe jego intencje są tu bez znaczenia.
Zrobił to i do dziś Angole mają spokój.
Kazał zburzyć maksymalną ilość kościołów, a kochanych braciszków rozpędzić na cztery wiatry. Same korzyści, bo zwiedzanie ruin przynosi dziś krociowe zyski i żaden batman nie wpieprza się do polityki.

I tak powinno być wszędzie, bo gdzie wypada liczyć się z kościołem, tam kwitnie ciemnota.
Możecie teraz mówić co się komu żywnie podoba, ale kraje bez religii rozwijają się najlepiej i najszybciej.
Tylko proszę o nie podawanie przykładów sowieckiej Rosji, czy czegoś w tym stylu.
Rodzajów religii są tysiące. Mają one jefną wspólną wspólną cechę...

Tam zawsze jest jakiś bóg!

A czy on nazywa się Stalin, Kaczyński czy Jezus, to jest już bez znaczenia.
Odwoływanie się do wyimaginowanego porządku świata zawsze niesie za sobą wyłącznie nieszczęścia, dlatego... panie Schetyna...
Jeżeli czujesz się pan za krótki na rządzenie Polską bez kleru, to jesteś pan tylko kolejną marionetką w rękach kościelnej mafii.
Nam potrzeba Henryka VIII!

I to było moje słowo na niedzielę.
Amen



piątek, 25 stycznia 2019

Pierwsza dama i ZUS

Tak sobie myślę...
Nie wiem czy słusznie, ale zastanówmy się nad tym wspólnie.
Każdy emeryt płaci podatek od zusowskich świadczeń.
Innymi słowy jest tak:
Zarabiamy całe życie, a od zarobków płacimy haracz na ZUS. Nasza forsa przeznaczana jest na utrzymanie tych, którzy już nie pracują i znika w meandrach biurokracji. Nikt nie wie ile tego jest, ale każdy dostaje wiadomość, że jest tego za mało i biedne państwo musi dopłacać. Aby dopłacało mniej, tak to rozumiem, wprowadzono podatki od emerytury. I tak, od każdego tysiąca złotych, emeryci dokładają trzy stówy z pieniędzy, które już dawno sobie wypracowali. Nasi przywódcy wciąż jednak zrzędzą, że muszą dokładać z państwowej kasy kolejne miliardy, jakby to oni do niej wyłącznie musieli dokładać, a społeczeństwo, te cmentarne hieny, zżerali ich krwawicę pławiąc się w luksusie.

A może by tak nasi szanowni rządzący odpowiedzieli sobie najpierw na kilka prostych pytań...

- Po jaki chuj połowa zusowskich biurokratów zajmuje się doliczaniem podatku do emerytur i rent, a później odliczaniem go od podstawy wypłat tworząc miliony ton makulatury, zużywając prąd i zapychając sieć wyłącznie po to, aby stworzyć wrażenie przydatności?

W latach dziewięćdziesiątych pracowałem w państwowej firmie. Żona kierownika mojego biura pracowała zaś w ZUS. Był to okres przechodzenia tej gównianej instytucji na rozliczania komputerowe. Kierownik codziennie przynosił do pracy setki małych karteluszek i podrabiał podpis swojej żony sprawdzając ponoć jakąś zgodność z jakimś systemem, aby ów wpis mógł trafić do komputera.
Trójka ich dzieci robiła po szkole to samo. Każdy podpis był wart konkretne dodatkowe pieniądze, a ilość karteluszek liczono w miliony.

Kto za to płacił?
My!
Kto tu z kogo robił wała?
Oni!
Nie cierpię tego podziału na "My" i "Oni". Żyłem z nim całą swoją młodość. Zawsze byliśmy jacyś "My" i zawsze byli jacyś "Oni"; panowie i chamy, władcy i plebs...

- A może by wypadło kiedyś skończyć z szaleństwem wmawiania 99 procentpm społeczeństwa, że są jedynie kulą u nogi?
- A może by tak wypieprzyć połowę zusowskich darmozjadów i zlikwidować podatki od zapłaconych podatków?
- Czy aby nie nadeszła już pora szukania pieniędzy tam gdzie one się wysypują koszami, a nie pieprzyć o konieczności budowy nowych wysokościowców dla armii kolejnych nierobów?
Kawusia, ciasteczko, Tetris i... cyk - przerwa śniadaniowa. Potem to już z górki. Tetris, ciasteczko, kawusia i jakiś zidiociały petent.
Byle jeden!
Wystarczy!
Do okazałej budowli ZUS w Łodzi chamstwo ma dostęp tylko do pierwszego piętra. Pozostałe dwanaście dalej podpisuje pewnie karteczki.

Każdy prezydent USA może zabrać swoją żonę, w każdą zagraniczną podróż, jeżeli jest ona oficjalnie zaproszona wraz z mężem. Jeśli jednak nie jest, a on chce ją zabrać, to jego zarobki  pokrywają koszty takiej wizyty. Zarabia na to.
I kropka.
No, ale nie u nas! Nas stać.
Stać nas na utrzymywanie indywiduów pokroju Sobeckiej, Pawłowiczówny czy Tarczyńskiego? Możemy płacić miliony na obsesje dochodzenia do prawdy kaczej dupy... Antosia...
Możemy budować schody donikąd i wydawać setki tysięcy na jakieś, kurwa, ławeczki?

Nie, moi drodzy!
Nie stać nas na płacenie dożywotniej pensji jakiejś damulce z tego powodu, że jej Duduś ośmiesza nas przed całym światem od prawie czterech lat.
Nie!
Nie stać nas na napełnianie kies nieogolonemu butaprenowi na granicy rozpadu komórkowego, ani innym Kogutom.
Nie!
Nie, nie godzę się na finansowanie wrednych knurów w purpurach wożących swoją kupę gnijącego tłuszczu w pozłacanych karocach. 
I mam głęboko w dupie bojaźń pisowskiej bandy o los pierwszej damy!

Niech sobie kupuje waciki za pieniądze Siary-Siarzewskiego.


środa, 23 stycznia 2019

Muzeum

Nie jestem pewny czy chce mi się dziś pisać o polityce. Pewnie i tak wyjdzie mi z tego polityczny wpis, ale zacznę od naszej wizyty w muzeum miasta York.
Nie wiem dlaczego podczas poprzednich wizyt je omijaliśmy, bo należało od niego zacząć. I niech każdy, kto tam kiedyś pojedzie, tak właśnie zrobi, bo to jedno z lepszych muzeów w jakich byłem.
Pomysł został oparty ma odtworzeniu życia mieszkańców od szesnastego wieku do lat sześćdziesiątych ubiegłego. Są więc sklepiki, warsztaty... ba! nawet cała uliczka. Najciekawsze jest to, że każde miejsce ma również swój specyficzny zapach. U szewca pachnie skórą, w pralni uryną, a w okopach z pierwszej wojny światowej, wypchanymi trawą i piaskiem workami, chroniącymi przed kulami. Kakofonia zapachów. Często nieładnych, ale jakże zbliżających oglądających do epoki. Na uliczce zapada noc, słychać nawoływania do snu, rżą konie, a sprzedawcy zamykają kramiki.
Hollywood wymięka. Brakuje tylko Ani z Zielonego Wzgórza.
Popatrzcie zresztą sami...





No tak...
Zachwycając się tym pięknym miejscem, doszedłem do wniosku, że w Polsce mamy podobnie i wcale nie trzeba za to płacić po dziesięć funciaków od łebka. Wystarczy się tylko rozejrzeć...

Do żłoba blisko...


Jest gdzie usiąść i pomedytować...


Nasz transport staje się w powoli ekologiczny...


Powstają nowe lofty...


Zapachy macie także. W gratisie.

W owym angielskim muzeum jest jeszcze jeden ważny eksponat.


Takie głowy produkowano za pierwszej wojny na pęczki. Od spodu montowano długą tyczkę i wystawiano ponad okop. Wyborowi niemieccy strzelcy strzelali do owych sztucznych głów i było wiadomo, mniej więcej, skąd padają strzały.
Skąd strzelają do nas?
Chyba wiadomo...
Do jasnej cholery!
Dlaczego ja nie potrafię gdzieś sobie pojechać, by się wyłącznie odprężyć!

środa, 16 stycznia 2019

Musiałem to napisać!

Napiszę dziś post, z którym mogę nie dać sobie rady. Z góry przepraszam.

Zabójstwo Pana Adamowicza wywołało straszliwą falę skrajnych reakcji. Uległem im także i wcale się tego nie wstydzę, bo każde morderstwo tak na mnie działa.
Od zawsze byłem pacyfistą i nie godzę się na zachowania uwłaczające człowieczeństwu.
Nie toleruję żadnych wojen w imię żadnych priorytetów ludzi opętanych chorymi wizjami.
I w tym właśnie momencie zaczynam walkę z samym sobą. Pewnie rozumiecie dlaczego...
Jeżeli jednak nie, to spróbuję to wyjaśnić.

Polscy biskupi napisali onegdaj do biskupów niemieckich:
- Przebaczamy i prosimy o przebaczenie.

Nie wymagajcie ode mnie dziś takiej deklaracji, bo mnie na nią zwyczajnie nie stać. Nie studiowałem filozofii przebaczania i obawiam się, że musiałbym bardzo skłamać pisząc podobną herezje. Nie chcę dziś tego robić. Nigdy nie będę chciał, a przecież tak łatwo byłoby mi to teraz ogłosić.  To, że nie  wybaczę i nie poproszę o wybaczenie nie znaczy, że nie zależy mi na pojednaniu zwaśnionych części naszego społeczeństwa.
Dotarliśmy bowiem do punktu, w którym zło zwyciężyło dobro, a ja nie czuję się za nie odpowiedzialny, zaś ci odpowiedzialni kombinują tylko jakby się zamienić na chwilę w węgorza i wyślizgnąć się z rąk dziejowej sprawiedliwości.
To ja mam za to przepraszać?
I w tym miejscu wkracza na arenę prawo. które sprostytuowano tak bardzo, aby przestać się nim przejmować?
I to kolejna moja wina?
I znów to ja mam się korzyć?

Mój ostatni wpis nie jest konsekwencją gdańskiej tragedii. Od trzech lat jesteśmy świadkami mowy nienawiści, dzielenia Polaków na przeciwstawne i wrogie sobie sorty.

Z jednej strony oszalała banda lewaków, a z drugiej kochający patrioci.

Z jednej strony komuniści i złodzieje, a drugiej wypowiedzi kościelnych hierarchów o potrzebie litości i zrozumienia dla pedofili i morderców.

Z jednej strony, bredzący o dochodzeniu do prawdy, niewysoki władca świata w otoczeniu tysięcy policjantów, a z drugiej nagonka na słowo konstytucja.

I to znów ja mam za to przepraszać?
O wiele za daleko odeszliśmy od słów: przebaczamy i prosimy o przebaczenie/ Obawiam się, że powrotu do ich sensu już niewielu jest w stani nawet zrozumieć.
Mój ostatni wpis wywołał prawdziwą lawinę reakcji z obu stron.
Zostałem jebanym lewakiem nurzającym się w gdańskiej tragedii i pierdolonym hejterem, którego należy zajebać.

Mam za to przepraszać?
Zrobię to tylko wówczas, kiedy pan Kaczyński zbierze swoją świtę, i armię policji, stanie na drabince przed pałacem prezydenckim i ogłosi, że przeprasza za trzy lata wmawiana Polakom, że to on ma monopol na mądrość.
I znów dałem się ponieść...

W sobotę będzie pogrzeb Pawła Adamowicza, bestialsko zamordowanego Prezydenta Gdańska. Panie prezesie! Masz pan teraz jedyną okazję zjednoczyć naród słowami: Przebaczam i proszę o przebaczenie.

Stać cię na to?

Odcinając się, na koniec, od mojego wywodu, przypomnę końcówkę powieści Sienkiewicza "Pan Wołodyjowski" w mojej, dopasowanej do dzisiejszych czasów, wersji...

"Panie Prezydencie Adamowicz! Dla boga! Panie Pawle! Larum grają. Wojna! Nieprzyjaciel w granicach. A Ty się nie zrywasz? Szabli nie chwytasz? Na koń nie siadasz? Co się z Tobą stało? Żołnierzu... Zaiste dawnoś zapomniał swej cnoty,  że nas samych jeno w trwodze i smutku zostawiasz? Kto nieprzyjacielowi opór stawi? Kto wojować będzie? Kto podniesie upadłe serca nasze?"

Cześć Jego Pamięci!

poniedziałek, 14 stycznia 2019

To twoja wina, Kaczyński!

Po raz pierwszy kompletnie mnie zatkało. Wracaliśmy autem z finału WOŚP i dowiedzieliśmy się o Gdańsku. Podczas gdy cały kraj świętował i oglądał światełko do nieba, prezydent Gdańska zaczynał walczyć o życie po spotkaniu z nożownikiem.
Słowo honoru, nie umiem tego chwilowo rozsądnie skomentować. Mam tylko nadzieję, że ten jebany żoliborski pokurcz zesrał się w gacie ze strachu.
Bo on jest odważny jedynie w obwarzanku ochroniarzy i w sejmie.
Nie, kurwa, nie mogę o tym dziś pisać na spokojnie.
Muszę się z tym przespać.
Dobranoc na dziś. Mimo wszystko.

Musieliście się naczekać, ale dziś jest już jutro, a ze mnie opadły trochę emocje.

Pojechaliśmy wczoraj ok 19,00 na finał WOŚP do Manufaktury.
Pogoda była okropna, lał deszcz i wiało. Myślałem, że będą pustki. Nic z tych rzeczy! Gigantyczny plac był wręcz zapchany. Otarłem łezkę i wbiliśmy się w tłum.
Grał jakiś niezły zespół, potem niebo rozbłysło fajerwerkami i wszyscy poczuliśmy się zjednoczeni.
Tymczasem w Gdańsku...
Wiadomo...
Po powrocie opublikowałem komentarz wskazujący, jako winnego, kaczą dupę. Było to 15 godzin temu. Bardzo Wszystkim dziękuję za słowa poparcia dla mojej tezy, ale, jak to zwykle bywa, dostałem także joby.
Że jak to? Że sieję nienawiść. I takie tam inne rzeczy.
Tedy odpowiadam owym uczonym w mowie i piśmie, wycierającym wiecznie zmarszczki na swoich dupach w stuletnim fotelu po pradziadku tak:

Kiedy zaatakuje mnie na ulicy jakiś tępy oszołom, oszołomiony spidami, to nie położę się na chodniku i nie zakrzyknę:
- O tak! Jebnij mnie jeszcze z kopa w jaja! Cudownie! A teraz z kopa w ryj! Jestem twój! Jeszcze! I to wszystko! I do gabloty! Powtórz!

Nie... moi drodzy parafianie. Ja nie jestem z tej bajki.
Trzy lata szczucia narodu przeciwko sobie i tekstów w stylu...
- My jesteśmy panami!
- Jesteście kanaliami!
- Zamordowaliście mojego brata!
- To my najbardziej kochamy Polskę!
- Owsiak to oszust!
- Komuniści i złodzieje!

... w prosty sposób doprowadził do wczorajszej próby morderstwa prezydenta Gdańska.

Odium tego czynu już na zawsze położy się cieniem na rządach pisu, a Kaczor z całą pewnością siedzi od wczoraj na klopie z galopującą staczką, bo wie, że cały jego misternie utkany plan zrobienia z wolnego kraju katolickiej chlewni runął. 
Kaczor to dewiant, ale świetnie wie, że próba morderstwa prezydenta Gdańska, sprowadziła pis do roli bandy skurwysynów, która się do tego przyczyniła.
Ludzie im tego nie zapomną.
Wiem także, że za chwilę wyjdzie na nowo sprawa szaleńca z Łodzi, który zaatakował siedzibę pis. Takie przerzucanie odpowiedzialności, taka pożywka dla zamulonego plebsu zawsze działa.
Wierzcie mi...
Jakim wariatem nie byłby zamachowiec, pis za wszelką cenę będzie chciał go jak najszybciej odstrzelić, aby wykazać swoją pozorną troskę o nasze dobro, ale to gówno da.
Ta formacja, za sprawą jednego szalonego nożownika, odeszła w niebyt.
Nie wyobrażam sobie, aby mogło się inaczej stać. To dopiero byłby nasz definitywny koniec.
Wielce współczuję teraz Owsiakowi.
Finał WOŚP w przyszłym roku będzie strzeżony jak granica pomiędzy Izraelem a Syrią.
Idea chwalebnej pomocy dla chorych odeszła.
Został strach i skurwysyństwo.
Na nasze życzenie.
I jak się z tym teraz czujecie?

Ale mamy wyjście
Żółte kamizelki.
Do skutku

Żywię najszczerszą nadzieję, że Pan Adamowicz wyjdzie z tej opresji bez szwanku. Chwilowo rokowania są złe.
Tak samo jak pisdzielców, ale to mnie akurat nie martwi.

Ludzie!
Nie możemy, za żadne skarby, dać mandat na rządzenie przez kolejne lata tej zgrai hodowców ciemnoty, morderców wszystkiego co się rusza, a nie popiera skurwysyństwa na ogólną skalę.

Weźcie to sobie do serca.

Przepraszam za mój dzisiejszy, nieco chaotyczny wpis, ale moje emocje wzięły jednak górę.



sobota, 12 stycznia 2019

Nawrócony raper Tau czyli brońmy dzików

Sobotnie popołudnie zmieniło się w sobotni wieczór i mam nadzieję, że nie odpaliliście swoch kompów wyłącznie w celu uprawiania internetowego masochizmu i zżymając się na głupotę pis uparcie publikując ich gęby i wypowiedzi.
Jeżeli mam trochę racji, to przeczytajcie mój wpis i uśmiechnijcie się trochę, bo o rzeczach, które nas wkurwiają, można też na wesoło; i miejcie w pamięci słowa Napoleonka, który olewał wszystkie przekleństwa na swój temat, ale jakże słusznie bał się śmiechu oponentów.
Bo nic tak nie wkurwia rządzących jak właśnie nabijanie się z ich nieudolności.
Trzymając się tej mądrości, zrobiłem szybki rachunek sumienia i wyszło mi, że właściwie wkurwia mnie już prawie wszystko i dałem sobie spokój.
Co począć, to już ten wiek.
Na swoje usprawiedliwienie mam tylko jedno...
Mam otóż, do tych moich wkurwień, stosunek mocno ironiczny i nie przeszkadzają mi one w codziennym życiu za grosz dlatego właśnie, że, tu się pochwalę, umiem się z nich naśmiewać.

Wystarczy tego przydługiego wstępu i słowa "wkurwiać", za które dostanę słuszne joby od, zgorszonych moim nieparlamentarnym słownictwem, czytaczy. Jak w końcu wejdę do parlamentu to obiecuję się za grosz nie poprawiać.

Gdybym był w teraz w połowie odsiadki dożywocia i do mojej celi dokooptowano by wiceministra cyfryzacji, to miałbym wielki problem, bo tak...
Jego karpiowata morda zniechęciłaby mnie dramatycznie do chłopców, a kobitek w pierdlu niet. Jedyne co przychodzi mi teraz do głowy, a jest rodzaju żeńskiego, to krata, no ale wybaczcie... desperacja też ma swoje granice.
Wiceminister cyfryzacji, wielki ten, którego ocenić ma kiedyś historia, w dzielonej ze mną celi, miałby gorzej niż w ruskim czołgu.
Widzicie jak zgrabnie ominąłem słowo: "przejebane"?
Lećmy dalej.
Zakładam, że tytułowe: "brońmy dzików!?", jest Wam znane.
Pochodzi ono z wypowiedzi pewnego łysego młodzieńca w kapturze, który wprawdzie nie wie czym się różni Słowenia od Słowacji, ale policzył, że rokrocznie zabijane są 42 miliony ludzkich płodów w łonach.
I to ma być naszą traumą.
Zamiast bronić człowieków, homów sapiensów w kapturach, to my bronimy dzików!
A chuj(sorki) z dzikami!
Najważniejsze, abyśmy mogli bronić ludziów.
Bo taki wyedukowany do cna ludź, taki kochający Suskiego i Pawłowiczównę (nie wstydźmy się tego słowa!) ludź, to nasza najbardziej świetlista przyszłość rządów człowieków w dwóch kapturach i czapeczkach z wystającym spod nich daszków.

Zawsze zdumiewała mnie potrzeba ochrony łysych łbów kilkoma kapturami, ale już wiem. Jest ona odwrotnie proporcjonalna do zawartości wnętrza. I jakże łatwo to sprawdzić oglądając wystąpienia jenota i krzywego ryja dwa.
Panie "krzywy ryj"...
Noś pan kaptur! Chociaż jeden... na litość boską!

Cysorzowi zalecałbym jednak natychmiastową auto-utylizację, całemu klerowi sterylizację, a innym czubom w trzech kapturach, zwyczajny suicide.

Jutro gra dla wszystkich Polaków Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Dla wszystkich!
Wasza sprawa, bo ja nikogo nie namawiam z kim wolicie się bratać.
My z żonusią wybieramy Jurka...



...i idziemy bronić dzików.


czwartek, 10 stycznia 2019

Queen Mary 2 i wraże dziki

Przeczytajcie to bardzo uważnie ku przestrodze! Nie będę dziś zabawny.

Zapowiada się wojna świń z dzikami. Te ostatnie są na straconej pozycji, bo nie nauczyły się strzelać. I już raczej nie zdążą.
Zastanawiam się, co tak naprawdę przeszkadza pisowskim bydlakom w przyrodzie, że tak namiętnie ją niszczą? Jeśli po niewinnych lasach z kornikami przerzucają się nagle grubego zwierza, aby  nawąchać się krwi, to co będzie dalej?
Zaczną polowanie na nas?

Wyobrażacie sobie grubo powyżej dwustu tysięcy zwłok dzików?
Co z nimi zrobią? Pobudują, kurwa mać, krematoria do ich utylizacji?

Duży dzik może ważyć nawet trzysta kilo. 
Licząc średnio, mają w planach uzyskać przeszło trzydzieści tysięcy ton zwierzęcych zwłok! 30 000 000 ton!


Tak dla porównania...
Queen Mary 2 waży raptem dwa razy więcej.

Jak znam życie, podobnie do drzew w puszczy, owa nieprawdopodobna góra mięsa, także rozpłynie się w niebycie, bo w czym jak w czym, ale z znikaniu wszystkiego, to oni są mistrzami.  

Ta sadystyczna banda oszalałych pojebów, te wampiry nurzające się dziś w zwierzęcej krwi, chcą zostawić na terenie polski jedną dziesiątą dzika na kilometr kwadratowy. Według moich wyliczeń to dziesięć dzików na sto kilometrów kwadratowych.
To jedna wataha.
W całej Polsce!
Nawet w oddalonych o setki kilometrów miejscach od tak zwanego afrykańskiego pomoru świń.
Mało tego!
Miliony złotych wydają rokrocznie na ich dokarmianie i przyzwyczajanie zwierząt do buszowania w okolicach miast, a potem mają pretensje, że one tam chodzą!

Namawianie zaś myśliwych, aby przez najbliższe trzy tygodnie wymordowali maksymalną ilość dzików, to skurwysyństwo najwyższych lotów.

Ugryzę się na chwilę w język i wrócę do statystyk.

Załóżmy, że co trzecia kula zabije dzika...

Dwieście tysięcy zwierząt, to sześćset tysięcy naboi.
Rambo byłby wniebowzięty mając taki arsenał.
To żadna walka z pomorem świń, które siedzą w chlewniach i dziki nie mają do nich dostępu. To zorganizowana eksterminacja.
Poczytałem trochę na ten temat.
Żadne badania nie dowiodły związku choroby świń z populacją dzików, a ja nie umiem wytłumaczyć sobie tych faktów inaczej jak tylko nieokiełznaną rzezią, za którą idą jakieś ciemne interesy.

Ostrzegam zatem wszystkich, którzy są na tyle głupi, aby temu przyklasnąć...
Następni będziecie Wy!
Pisowski szacunek do życia ogranicza się do nienarodzonych.
Po urodzeniu to już tylko armatnie mięso!  
Im go zaś więcej, tym łatwiej za nim się schronić!

Przeklinam tę całą bandę i życzę im, z całego serca, najzłośliwszego raka.

Nie będę już na ten temat pisał, bo życie jest zbyt piękne, abym musiał okazywać swoje najniższe instynkty.

niedziela, 6 stycznia 2019

Najgłupsza bajka świata

Nie pisałem tu jeszcze bajek i czas nadrobić zaległości.
Trzech króli...
To takie święto, które obchodzimy dzięki byłemu prezydentowi Łodzi, niejakiemu Kropiwnickiemu.

Tytułem wstępu walnę najpierw kilka zdań o genezie owej bajeczki.

Dawno, dawno temu, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami, za siedmioma górami, ble ble ble, żyli sobie trzej królowie.
To pierwsza z wersji.
Druga jest taka, że byli to jacyś magowie, czarodzieje... znaczy.
Osobiści skłaniam się w stronę magów, bo któremu królowi chciałoby się zapierdalać 1860 kilometrów do stajni w Betlejem z kadzidłem, złotem i mirrą na wielbłądach?
A skąd znam długość trasy spytacie?
Pisał o tym już Marco Polo w czternastym wieku i pora byłoby to wiedzieć.
Start nastąpił w należącym dziś do Iranu mieście Sawe.
Zakładając, że ich wielbłądy są w stanie, średnio, pokonać 30 kilosów dziennie, to trasa zajęła 62 dni.
Matka boska rozpoczynała wówczas trzeci trymestr niepokalanej ciąży.
Zajebisty tajming magów musi i dziś budzić ogromny szacun.

Przejdźmy teraz do prezentów...

Konia z rzędem temu, kto dziś wie co to jest mirra, ale w wieku minus zero, zapewne była ona w codziennym użytku częściej niż dzisiaj jest Facebook.
Już tłumaczę.
Mirra to rodzaj eterycznego olejku z kory drzew balsamowców używanych jako lekarstwo w dolegliwościach układu pokarmowego, oddechowego i rozrodczego. Co ciekawe, wielką ilość mirry używano do balsamowanie zwłok.
Mirra jest także składnikiem kadzidła używanego podczas liturgii, a więc mag niosący kadzidło wyraźnie próbował zaoszczędzić. Najgorzej miał ten od złota, chyba że przyniósł kawał tombaku.

A teraz bajka.

Za górami, ble ble ble, trzej magowie, coś około 24 października, roku pierwszego przed naszą, jakże słuszną erą, wsiedli na swoje długodystansowe wielbłądy i ruszyli na zachód. Na pierwszym garbie zamontowali DżiPiEsy, oparli się wygodnie o drugi i zakrzyknęli zgodnym chórem:
- W drogę !
Sześćdziesiąt dwa dni podróży walnęły jak z wielbłądziego bicza strzelił. DżiPiEs doprowadził ich wielbłądy z dokładnością metra pod stajenkę. Zeskoczyli zawaleni prezentami na betlejemską ziemię i uchylili drzwi najświętszej stajenki w historii. Matka boska powiła właśnie, oczywiście w sposób niepokalany, swoje ósme dziecko, a Święty Józef, odgryzając pępowinę, westchnął...

- A taką miałem nadzieję, że to będzie dziewczynka...

Koniec


czwartek, 3 stycznia 2019

Dlaczego pis może wygrać wybory

Dla mnie sprawa jest oczywista. I nie gniewajcie się na mnie za słowa, które zaraz napiszę.

Przez Was!

Przez wszystkich tych, którzy mienią się pisowską opozycją, a jedynym ich zajęciem jest publikowanie niezliczonych postów wynajdywanych na stronach "dobrej zmiany" i rozpowszechnianych na tych innych.
Pisałem już o tym wielokrotnie.
Jak się z czymś nie zgadzasz, brzydzi cię to, albo nie możesz na to patrzyć, to naturalnym odruchem jest to zignorować.
A u Was odwrotnie!
Im głupszy wpis, tym bardziej jest reklamowany!
Tłumaczenie zaś zawsze jest jednakowe i pochodzi z "Samych swoich"...
- "Jak się tak napatrzę na to kargulowe plemię, to nienawidzę ich tak, że strach!"

Kiedy się wreszcie, do kurwy nędzy, napatrzycie?
Kiedy będę mógł otworzyć swój profil na Facebooku i nie będę musiał oglądać na nim kaczej dupy, krzywego ryja, jebniętego Antosia i całej tej ferajny debili?
Kiedy dotrze do Was, że Wasza bezmyślna krytyka jest odwrotnie proporcjonalna do zamierzonych efektów?
Żeby choć ktoś nieśmiało dodał na samym początku:
- Zobaczcie jaki ten Andruszkiewicz to tuman!
Ale nie!
Andruszkiewicz powiedział, Andruszkiewicz to, Andruszkiewicz tamto...
To jest jakaś nowa wersja masochizmu? Syndrom sztokholmski? Zakochujecie się w swoim prześladowcy?
Cholera mnie od tego bierze i dlatego dawno przestałem czytać wpisy na moim profilu. Bo i po co?
Zaraz dostanę opieprz, że i ja o nich piszę na blogu. Oczywiście, że to robię, ale zawsze ma on swój kontekst i nigdy nie zostawiam suchej nitki na bohaterach takich wpisów.
Dostrzegacie różnicę?

Za trzy tygodnie będzie finał WOŚP. I co widzę w większości wpisów?
Owsiak wyłącznie oszukuje, buduje sobie kolejne domy ze składek przemarzniętych dzieci i zarabia miliony. Nie dam grosza na Owsiaka!
Jeżeli popieracie szlachetną ideę Orkiestry, to pierdolnijcie się w swoje łby tuż przed opublikowaniem podobnych wpisów!
Odwiedzam czasem portale prawicowej swołoczy. Pomijając fakt, że prawie nie znajdziecie tam zdjęć polityków opozycji, a jedynie peany na cześć osiemdziesiątej wersji katastrofy w Smoleńsku, klauna robiącego za prezydenta, pochwały na cześć Krzywoustego i zachwytów nad ustawą o biciu żon, gwałceniu swoich dzieci i urodą karocy biskupa, uderza jedno.
Ich solidarność!

I jeszcze jedno...
Zamiast publikować kolejne ściemy pisowców o ich bezapelacyjnej przewadze w nadchodzących wyborach, skupcie się na tym, jak wyplenić to zło z naszej rzeczywistości.
I przestańcie, do ciężkiej cholery, propagować to wszystko, z czym się nie zgadzacie!

A teraz opublikuję zdjęcie Andruszkiewicza wyłącznie po to, aby przekonać się ilu przeczytało mój wpis do końca, a ilu komentuje tylko zdjęcie.
To bardzo ciekawa lektura świadcząca o głębokiej prawdzie mojego tekstu.


wtorek, 1 stycznia 2019

Zwierzęta boją się fajerwerków

Jeżeli sądzicie, że za nimi się wstawię, to lepiej nie czytajcie dalej. To trochę żart, ale nie do końca...
Nie nadążam za obsesyjną wręcz potrzebą wielu ludzi męczenia w swoich, najczęściej niewielkich mieszkankach, coraz większej ilości czworonogów. Mało komu wystarcza już jeden pies. Wielu pragnie mieć dwa, trzy...
To niby ma świadczyć o naszym niezwykłym człowieczeństwie, o wyznawanych jedynie słusznych  wartościach przejawiających się zwykle w ograniczaniu własnej wolności w służbie zwierzątkom. Nic bardziej mylnego! Każdy posiadacz pieska czy papugi ogranicza im wolność. Tworzymy im złote klatki w nadziei, że one to będą umieć docenić. W efekcie kupujemy specjalny stolik dla kotka, karmimy go srebrną łyżeczką o siedemnastej dwadzieścia cztery i przemykamy się na paluszkach kwadrans później po domciu, bo kotek chce spać.
Nasza obsesja przybiera jeszcze bardziej zboczone formy. Znałem kobietę, która wychodziła na spacer z psem, a jak ten zdechł, to kazała go wypchać, przymocowała do deskorolki, i wychodziła z nim dalej. Daję głowę, że każdy z Was zna podobne przypadki.

"Cywilizowany" świat ogarnęło ostatnio szaleństwo walki z fajerwerkami. Ptaki uciekają, konie się chwacą, papugi zaczynają kląć po francusku, a psy dopada delirka. A wszystkiemu winien jest Sylwester i pół godziny kolorowych rac na grudniowym niebie.
Czy znalazł się wśród owych przeciwników fajerwerków jakiś mózg, który obliczył dokładnie jaki procent, z tych strzelających, posiada w domu dwa koty i psa?

Ja nie strzelam w Nowy Rok. Powód jest tylko jeden. Szkoda mi na to pieniędzy.

Mieszkam w secesyjnej kamienicy w centrum Łodzi na pierwszym piętrze. Obok jest jednopokojowe mieszkanie. Właściciel nie znalazł w nim miejsca rower dla syna, który od roku stoi zepsuty na korytarzu, ale na wilczura i pekińczyka miejsce musi być. Każde moje wyjście z domu jest gruntownie przez nich obszczekane. Dołącza się do nich jakiś zmniejszony klon Yorka z piętra powyżej i nie da się otworzyć nawet drzwi mieszkania inaczej niż w kakofonii psiego ujadania. Ów zmniejszony York szczeka zresztą pod drzwiami jakieś 12 godzin na dobę, chyba że jest lato. Wówczas wskakuje na parapet i szczeka na ulicę. Piętro wyżej kolejny York, a w mieszkaniu obok pięć kotów przygarniętych z okolicznych podwórek. 
W klatce naprzeciw.
Od parteru. Po lewej kot. Powyżej pies, który ma tę właściwość, że jak wyprowadzają go przez drzwi, to zaczyna wydawać dźwięki porównywalne do zarzynanej wyjątkowo tępym narzędziem świni, na które natychmiast odpowiada pies z drugiego piętra i jakiś inny, którego nie mogę zlokalizować. Trwa to zwykle pięć minut. Dwa razy dziennie. 365 dni w roku.
Każde moje wyjście na ulicę to walka o niewdepnięcie w psie odchody, a pośród kilkunastu smyczy - kilka emerytek i wszechogarniający smród.

Nie moi kochani... Pokłady mojej empatii są ograniczone, a jeżeli tak bardzo kochacie zwierzęta, to zostawcie je w spokoju w ich naturalnym środowisku. Nie będą wprawdzie spać w egipskiej bawełnie i jeść złotymi łyżeczkami, ale doskonale dadzą sobie radę bez was. I gwarantuję, że ptaszki po Sylwestrze wrócą do macierzy zanim zdążą roztrzaskać się o wiadukty.
Każdy posiadacz zwierzęcia dokonuje wyboru za nie, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nie zmienimy świata i prędzej nauczymy pieski nie bać się sylwestrowych fajerwerków, niż ich właścicieli strzelać na wiwat. 

Nie zacząłem mojego bloga nazbyt optymistycznie, ale myślę, że bardzo szczerze.
No to czekam z niecierpliwością na krwawy rewanż.