sobota, 15 lutego 2014

Coś Wam powiem...
Na strychu rozsypującego się dworku pod Rzeszowem, znalazłem rękopis, który, jako żywo, coś mi przypomina... Może i Wam????????????? Tylko czasy jakby nie te...Oto fragment:
  • Widzicie Waszmościowie! – wykrzyknął niewysoki szlachcic wstając od stołu i wskazując na swojego kompana, który od godziny przekonywał wszystkich, aby na cesarza Austrii głosować – Młodzian to jeszcze, ale z jego ust sama mądrość płynie! Zgadzam się z nim tedy i na elekcji swoją kreskę na Maksymiliana daję!
  • Wierzysz więc, mości panie, że Niemiec najlepszym królem dla Rzeczpospolitej będzie? – odezwał się głos z końca sali.
  • Jako żywo! – potwierdził.
  • Zatem Tatar ani turecki sułtan nie zakłócają dobrego snu waszmości? – odezwał się głos z końca sali.
  • Nie! – odparł z dumą unosząc kufel.
  • Mam ci ja sporo ziemi za Lublinem i chcę niedrogo ją przedać. Może waść kupisz?
Ręka szlachcica zatrzymała się z napitkiem w pół drogi.
  • Mnie mojej ziemi na Mazowszu dosyć... – rzekł niepewnie i usiadł, a cała karczma zatrzęsła się od śmiechu.
  • Dobrze mu tak!
  • Ale go spostponował!
  • Cięty to jakiś język!
Naraz cała komnata stanęła przeciw cesarzowi, a na nieszczęsnego orędownika Habsburga posypały się zewsząd drwiny.
  • Niemiec na krakowskim tronie to hańba dla Rzeczypospolitej! - ktoś krzyknął.
  • Kup waść! – krzyczał inny – Ostatnio chwaliłeś się, że bąka na pięćdziesiąt kroków z krócicy w zadnią stronę trafiasz. Co ci tam jakaś ćma tatarska!
  • A otocz dobytek tęgą fosą i wal do nich z daleka.
  • Gorzej jak przyjdą w nocy... – upomniał inny.
  • To nie wiesz, że prawdziwy Tatar myje się jeno dwa razy w życiu? Jak go nie zobaczy to pewnikiem wyczuje!
  • Szkoda tylko, że jak fosę przelezą to i smród zginie.
  • Nie zginie!  W wodzie ostanie!
  • I cię w dyby wezmą...
  • Co tam! W najgorszym razie powiosłujesz parę lat na tureckich galerach, świata zwiedzisz i brzuch ci spadnie!
Nietrzeźwe towarzystwo miało coraz większą uciechę w dogryzaniu szlachcicowi, który kręcił nerwowo wąsy i coraz bardziej chował się za swój kufel.
Po kolejnej porcji drwin nie zdzierżył i zerwał się na równe nogi przewracając ławkę. Chciał coś powiedzieć, ale słów widać nie stało i wyszedł z izby trzaskając drzwiami. Szlachta zaś, nie mając obiektu drwin szybko powróciła do swoich tematów i nastała względna cisza. Względna, bo ciszy w onej karczmie nie było właściwie nigdy. Położona na szlaku z Krakowa do Warszawy była dla przejezdnych miejscem, w którym dobrze zjeść i wyspać było się można. Odwiedzał ją nawet sam król Zygmunt w drodze do swojego ukochanego Knyszyna. Sława jej rosła i coraz więcej zamożnych i dostojnych panów gościła pod swym dachem.
Również i tego wieczoru majdan zastawiał pokaźny rząd lekkich kolasek i jeden okazały powóz, przy którym kręciło się kilkunastu śniadych hajduków. Właściciel owego pocztu siedział zaś wewnątrz karczmy, przy suto zastawionym, stojącym nieco na uboczu stole, sącząc z kielicha czerwone wino. Był to może sześćdziesięcioletni, całkiem już siwy jegomość o wyglądzie hiszpańskiego arystokraty i manierach wprawiających w zakłopotanie spoglądającą na niego, zaciekawioną szlachtę. Zaczepki także zbywał dostojnym milczeniem, zatem po pewnym czasie przestano się nim interesować.
  • Gbur jakiś ludzkiej mowy nie znający.
Gdyby jednak ktoś uważnie spojrzał na owego mężczyznę, szybko zorientowałby się, że pod pozorem obojętności, wprost chciwie wsłuchuje się w każde wypowiedziane w izbie słowo, notując je głęboko w pamięci.
Kiedy więc za obśmianym szlachcicem zamknęły się drzwi, człowiek ów skinął na karczmarza i rzekł coś do niego cicho. Ten przytaknął, skłonił się i potruchtał w przeciwny kąt sali po młodego szlachcica, tego samego, który rozpoczął niedawną lawinę żartów nad poplecznikiem Habsburga
  • Witaj panie bracie! – rzekł niezłą polszczyzną, w której wyraźnie brzmiały cudzoziemskie akcenty – Usiądź i napij się ze mną, jeśli łaska...
  • Miłemu zaproszeniu nie godzi się odmawiać. – odparł drugi sadowiąc się za stołem – Byłoby mi jeszcze przyjemniej wiedząc, czemu akurat mnie ów zaszczyt spotkał, i do kogo pić będę...
Nieznajomy uśmiechnął się lekko, odstawił kielich i wyciągnął dłoń.
  • Wybacz mi waszmość brak ogłady. Jestem Jerzy Blandrata, włoski lekarz w służbie księcia Stefana Batorego.
  • Dawniej zaś lekarz królowej Bony. Jan Zagłoba - rzekł - szlachcic z Mazowsza.
  • Nie pogardzisz zatem paroma kieliszkami wina? – spytał lekarz.
  • Będę zaszczycony. Wasze zdrowie! – przystawiając do ust napełniony kielich. Upił nieco i jego twarz rozpromieniła się jak poranne słońce.
  • Ho, ho! – pokiwał z uznaniem głową – Nie chwal się waszmość zbytnio tym trunkiem, bo możesz mieć niebezpieczną podróż.
Znów coś na kształt uśmiechu przeszło przez twarz Włocha, ale rzekł ze smutkiem:
  • To ostatnia butelka.
  • Tedy i zaszczyt dla mnie większy.
  • Naprawdę masz waść ziemię za Lublinem? - zmienił temat.
  • Ja? Eeee... Głupoty jeno nie lubię.
  • Głupoty czy Habsburgów?
  • Nic ja do cesarza nie mam, jeśli, rzecz jasna, o krakowskim tronie nie myśli!
  • Tego mu zabronić nie możesz. Poza tym słyszałem, że to najpoważniejszy kandydat ze wszystkich.
  • Trudno zaprzeczyć, ale... może... przeszkodzić się uda. - uśmiechnął się Zagłoba mrugając figlarnie okiem.
  • Trudno będzie.
  • Zatem i satysfakcja niemała.
  • A znasz waść kogoś lepszego? – nie bez ironii spytał Blandrata.
  • Podobnie do pana Zamoyskiego myślę o Piaście, szkopuł w tym, że takiego w Polsce nie ma.
  • Jest Anna Jagiellonka.
  • Już raz próbowaliśmy dać jej męża i co z tego wyszło? Dziś krajowi nie bawidamków, jeno wojownika potrzeba, ale wiesz co, waszmość... – rzekł Jan z uśmiechem – Wyślij umyślnego do Waradynu, czy gdzie tam twój książę obecnie przebywa, aby o tron polski starania podjął, a ja, jakem Zagłoba, skaptuję mu tylu szlachty, że już może się polskim królem poczuć.
Uważny wzrok Blandraty ponownie spoczął na rozgrzanego śmiałym pomysłem młodzieńca.
  • Zacna to propozycja, za którą, w imieniu księcia, dziękuję.
Łyknęli odrobinę wina rozkoszując się jego smakiem.
  • Dziwne to wino – rzekł zamyślony Zagłoba – i trudne do opisania, jeśli jednak waszmość spytałby mnie, czy kiedyś lepsze piłem - bez wahania odparłbym – Nie!
  • To najszlachetniejszy węgrzyn i mniemam, że on był pierwej od waćpana na świecie.
  • Wysoki urząd musisz w Siedmiogrodzie dzierżyć, by takich smakołyków kosztować.
  • Jestem prostym lekarzem.
Tym razem to Zagłoba spojrzał uważnie na Włocha i rzekł:
  • Prostota to określenie, którym cała nasza gospoda aż po powałę przesiąkła, miej zatem litość nade mną i nie opowiadaj mi bajek.
  • Chciałem się tylko upewnić, czym odpowiednią osobę do stołu zaprosił...
  • Zatem książę Stefan o polski tron zaczął się już starać...
  • Nie przeczę.
  • Trudna to droga i dużo trzeba rozwagi. Ale cel wzniosły. Postępuj ostrożnie.
  • Tak też czynię na mądrość szlachty licząc...
  • Zaiste, większa to siła niż waść przypuszczasz i kto jej nie docenia – ten w Polsce przegrany.
  • Cieszę się przeto, że ciebie spotkałem.
  • I mnie nasze spotkanie uradowało, a choć żaden ze mnie trybun szlachecki - to szczytny cel godzi się poprzeć... przeto.... - Jan zawiesił na chwilę głos - Zali to naprawdę ostatnia butelka węgrzyna?
  • Niestety tak...
  • Pomogę waszmości.
  • Dziękuję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz