poniedziałek, 20 stycznia 2014

Jakiś Amerykaniec wyliczył, że trzeci poniedziałek nowego roku jest najbardziej dołującym dniem roku...
Przeliczmy to...
1. Nie chciało mi się rano wstać, ale to norma.
2. Sadzone jajko przypaliłem...
3. Auto stoi u mechanika więc do roboty musiałem zasuwać tramwajem z przesiadką na autobus.
4. Wypieprzyłem się pod jakimś warzywniakiem.
5. Boli mnie kostka i, cholera wie dlaczego, pięta...
6. Nieszczelne okna w robocie wpuszczały dokładnie tyle powietrza, abym cały dzień wsłuchiwał się zawodzenie wiatru.
7. Zmarzła mi morda w drodze powrotnej.
8. Zapomniałem kupić mineralnej...
9. Późnego obiadu jeszcze nie strawiłem, nie wypowiadam się zatem o potencjale moich kiszek. Zobaczymy jutro, chociaż kalafiorowa była ok.
Reasumując...
Dzień ja co dzień.
A mogło być tak...
1. Rozgrzana nocą blondynka ( rozmiary są oczywiste ), budzi mnie namiętnym całusem w policzek.
2. Śniadanie nie jest konieczne.
3. Kierowca mojego Bentleya usłużnie otwiera klimatyzowane wnętrze.
4. Laptop. Wig20. Daw Jones Industrial Average. Wszystko w górę. Napuchła kieszeń, nie kostka.
5. Cholera wie dlaczego...
6. O nieszczelności w Bentleyu brak dotychczas wpisów.
7. Godzina pływania. Balsamik, kremik, masażyk.
8. Rozpuszczony kawałek lodowej góry w mrożonej szklance. Cytrynka.
9. Skrzydełko nietoperza w sosie truskawkowym, naleśnik z geparda, wstrząśnięty arbuz, wołowa giczka rozmiaru satelity. Siedem gwiazdek. Siedem tysięcy baksów. Kibel darmowy.
I znów te tęsknoty...

1 komentarz: