sobota, 27 grudnia 2014

I jak tu nie świętować...

Bardzo lubię grudniowe święta! Jestem zawsze podekscytowany zakupami, ubieraniem choinki, zapachem suszonych grzybów w kuchni, lepieniem pierogów i mordowaniem karpi. Cały przedświąteczny galimatias zawsze się w końcu przekłada na najładniej wyglądający stół, najsmaczniejsze potrawy i najlepsze prezenty. Czasem także spadnie śnieg i w mieście robi się cisza. Każdy to wie, a mnie się nie chce Was zanudzać. Dziś będzie o jedzeniu.
Taki, dajmy na to karp, który nie jest specjalnie wykwintną rybą i w ciągu roku mało kogo interesuje... no, może prócz wędkarzy, w święta robi się drugim, po kolędach, których nie umiemy albo wstydzimy się śpiewać, problemem Polaków. Jedni, że za drogi, drudzy, że za mało, trzeci, że zabijamy. Zabijamy, bo jemy. Mamy go jeść na surowo? A może przerzucić się na komary, muchy albo glisty? A co będą jeść karpie? Może nas? Problemy brodaczy w sandałach są oczywistym nonsensem. Zaraz przypierniczą się do niedźwiedzi, że wyjadają płynące na tarło łososie.
Niedźwiedź polujący na łososia wygląda tak:




Zameldujcie, panowie ekologowie, niedźwiedziowi problem. Grzeczny misio tylko się uśmiechnie i zrobi jakoś tak:



Jeśli ekologowie nie czują się ostatnim ogniwem w łańcuchu pokarmowym to niech płyną na morze Sargassowe jako pokarm. Może i tam znajdzie się jakiś wykształcony grizzly i opublikuje protest przeciwko wyżeraniu podłysiałych grinpisowców w "Dzienniku Karaibów". 
Dobra, ryby załatwiłem.
Cała wigilijna uczta to wielki problem. Szczególnie dla żołądków. Zwykle wszyscy biesiadowicze zaczynają od opowieści jak to głodowali cały dzionek. Ja tego nie mówię, bo podżeram zwykle jakieś kiełbasy, szynki i popijam piwem. Efekt jest prosty... Zjem trochę i kicha wysiada. Ale czym się tu przejmować skoro pierogi najlepiej smakują na drugi dzień? Tak czy owak myśl o kolejnych dwóch dniach przy stole, w wigilijny wieczór, zwykle napawa mnie lękiem. Spoko, zawsze jakoś daję sobie radę, bo mózg co innego, a żołądek ma swoje racje. I tak oto, prostym sposobem, dotarłem świątecznego do obiadu, bo na śniadanie przełykam dwa łyki herbaty i gryza karpia. 
A w tym roku wymyśliliśmy sobie gęś.
Gęś wygląda tak:



Ma śliczne piórka i syczy. Zawsze się bałem gęsi łażących po wiejskich drogach i dlatego wolę ją w takiej postaci:



Ze szczególnym uwzględnieniem mojego stołu. To smaczna potrawa, ale chyba lekko przereklamowana. Mnie nie powaliła choć zjadłem ze smakiem. 
Drugiego Dnia Świąt, a według tradycji jest to dzień, w którym można jedynie odpoczywać i świętować, nasze żołądki są już tak rozepchane, że żadna ilość jadła nie jest nam straszna i atakujemy stół jak niedźwiedzie łososia. To miłe, szczególnie w tym roku, bo święta wypadły przed przecież łikendem i możemy do poniedziałku wcinać tylko pistacje... Czego Wszystkim życzy przejedzony Darek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz