sobota, 6 grudnia 2014

Technologie różne...

Jestem absolutnym entuzjastą nowych technologii. Jeszcze niedawno mogliśmy jedynie pomarzyć o bezpośredniej rozmowie z drugim końcem świata, a jeżeli już nam się to udało, cenę za to opłakiwaliśmy rzewnymi łzami. Dziś otwieramy Skypa i gadamy do bólu, za friko, z każdym murzynem w Botswanie, Eskimosem w w igloo, synem w Anglii i kochanką na wyspach Bergamutach. Ja w zasadzie to mam tylko do wyboru syna w Anglii, albo syna w Anglii. Wystarczy. Ze względu na rozmiar monitora, jego buźka jest w skali 1:1, głos dociera z niezauważalnym opóźnieniem, czuję się więc jakby siedział w pokoju i gadał bez pośrednictwa elektroniki. Idea takiej komunikacji to szał dzisiejszych czasów. Wspaniałe osiągnięcie! I cóż z tego, że nie widzimy się przez cały dzień? Mieszkając razem jest przecież tak samo. Mało tego... Taki przekaz powoduje mniej spięć i wiele rozmów jest zwyczajnie przyjemniejsza. Podobnie ma się sprawa z telefonami. Nie pojmuję dlaczego codzienna gadka z żonusią przez gsm owocuje sensowną wymianą informacji, a face to face zwykle zaczyna się kłótnią...
Na tym tle zaczynam rozumieć ideę pisania listów. Miłosne zaklęcia, czytane w blasku drżącego promyka świeczki, o wiele mocniej drażniły zmysły niż  dzisiejsze farmazony z hamburgerem w zębach i odbijającą się colą z przepony. I wyobraźnia działa wówczas inaczej. Miała czas rozpełznąć się po organizmie, sfermentować, czasem nawet wydać jakiś owoc... Osobiste spotkanie było tylko ich dopełnieniem.
Dziś brzmiało by to jakoś tak...
- Ach, Gosieńko Ty moja ukochana, cóż mam dziś kupić na obiad? (Zakładamy, że poczta działa z prędkością światła).
- Ach Ty Mój mężusiu najmilejszy, będzie rosół. Kury rankiem łaziły jeszcze stadnie po obejściu, ukręć więc łeb jakiejś i wrzuć do garnka, wyrwij kilka marchewek i seler, które to za stodołą rosną, wrzuć do garnka i gotuj. Jak przyjdę to wszystko posolę. Zmiel jeszcze mąki dobrej z kurzym jądrem a wodą, ciasta zagnieć w cienkie plasterki krojąc i do wrzątku wepchnij. Jak przyjdę, to posolę. I niech cię Bóg ma w swojej opiece jak nie upieczesz chleba, bo głodna do dom wracam niedługo. Mój Ci On! Znaczy Ty.
- Duszko Ty Moja! Uwijam się, a i wodę z solą zagotuję abyś wymęczone stopki, siedzeniem w tramwaju, wymoczyć mogła.
- Jadę rowerem. Amen
No i właśnie dlatego jestem entuzjastą technologii wieku dwudziestego pierwszego.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz