niedziela, 14 grudnia 2014

Pudliszki-Modliszki

Ostatniej nocy wyśniłem, hmmm... w zasadzie... scenariusz krwistego kryminału z gatunku Pulp Fiction. Wiecie... dziury w czołach po celnych strzalałach, jakieś wypływające bebechy, zgraje bandziorów próbujących mnie zlikwidować cholera wie za co, no i oczywiście mój strach, bo jakoś tak się składa, że nie mam filmowego temperamentu Chucka Norrisa. Już bardziej któregoś z Muppetów.
Nie pamiętam zbyt wiele, ale kilka scen pozostało...
W moich debilnych snach wszystko jest zwykle większe. Mieszkania mają komnaty rodem z Wilanowa i jest ich nieogarnięta ilość, przemieszczam się po nich metodą teleportacji spotykając na swojej drodze same dziwolągi. Właśnie będąc w grupie czwórki takich szajbusów, natknęliśmy się na kilku specjalistów od mokrej roboty, którzy posłali moich towarzyszy do lepszego świata celnym strzałem w czaszkę. Przysypany górką trupów - przeżyłem. I wstąpił we mnie Chuck Norris! Długo by pisać! Porozrzucałem gości po kątach, jednego upaprałem na brązowo w kiblu i zostawiłem. I spotkałem spokojnie siedzącego na parkowej ławeczce znanego mordercę na zlecenie. Pochwalił mnie za dobrze wykonaną pracę. Dumny jak paw poprosiłem go o papierosa. Niestety kończył palić ostatniego, a nie ma przecież nic przyjemniejszego jak walnąć sobie macha po dobrze wykonanej pracy. Brakowało mi fajki, cholernie, ale też jeszcze czegoś...
I ten brak stawał się coraz bardziej dokuczliwy.
Nie męczcie się z tłumaczeniem mojej opowieści. Freud oskarżyłby mnie pewnie o kompleks Edypa, bo jemu wszystko kojarzyło się z dupą. Sennik teścia wybrałby jakąś wersję niespodziewanego wyjazdu do zachorzałej ciotki w Kutnie, do której, jeśli zdążę, to jedynie na pogrzeb. Znawcy Tarota zażądaliby
najpierw 8,99 za minutę, a chiromacie nie podaję ręki ze względów estetyczno-intelektualnych. Dlaczego? Bo wszystkiemu jest winny gulasz w słoiku marki: Pudliszki i garmażernia produkująca kopytka o smaku jogurtu i coś, co określa mianem sałatki z czerwonych buraczków. Tak skonstruowany obiad na szybko rozszarpał bowiem moje kichy w środku nocy i zgadnijcie czego mi tak bardzo brakowało...



To nie jest fotka mojego sobotniego obiadu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz