czwartek, 11 grudnia 2014

Panta rhei

Z pisaniem bloga jest trochę tak, jak z kapelami z lat siedemdziesiątych - nigdy nie wiedzą kiedy przestać grać. Takie Led Zeppelin albo Deep Purple, mimo że członkowie tych zespołów wymierają już naturalną śmiercią, wciąż poszukują jakichś dolców na dokarmianie prawnuków. Takie odcinanie kuponów od niegdysiejszej sławy ma rację bytu tylko w sytuacji, kiedy naćpani młodzieńcy, gibający się wówczas w rytm "Smoke on  the water", nie jeszcze są porażeni ostatnim stadium Alzheimera, a na jedzenie mówią: pciapcia. Wymieranie pokoleń jest zatem konieczne, bo wraz z nim buduje się to, co powinno - świeżość. Rozumiem to. Nie znaczy żebym się z tym zgadzał. To smutne przejść do lamusa historii będąc niegdyś na piedestale. Nie piszę oczywiście o sobie. Ludziom pokroju Hendrixa trudno byłoby się dziś pogodzić z byciem siedemdziesięciolatkiem. Oni powinni umierać młodo, bo wówczas dłużej są doceniani. Albo taki Jim Morrison... Dziś miałby lat 71. Kpina! Która panienka poleciałaby na takiego pryka? Kiedyś sikały na jego widok. Wyłysiałby pewnie, a każda część jego doskonałej buźki upodobniłaby się do angielskiego buldoga. A fe!
Nie chciałbym żyć 27 lat, jak on... Mój syn jest dziś ledwie o dwa lata młodszy i nie wyobrażam sobie... Brrrr... Dlatego lepiej, że nie jest gwiazdą rocka.
Szczęście, że nie dotyczy to wszystkich. Tylko zazdrościć członkom zespołu Rolling Stones. Stare, łyse, siwe, powyginane reumatyzmem, ale ikra jak u samicy jesiotra. To świetnie, że świat jest skonstruowany tak idiotycznie. I każdy znajdzie swoje miejsce do zabawy.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz