poniedziałek, 6 czerwca 2016

Listopad

                                                               ROZDZIAŁ I


- Zrobiło się zimno..., - powiedział dziadziuś. - że też teraz musiała cię dopaść psia podagra! Łazisz już wolniej ode mnie stara pierdoło! Muszę kupić ci jakieś psie buty. Przejdziemy się kawałek. Jak dostanę emeryturę to kupimy. Chodź no tu! Owinę cię chociaż tym twoim płaszczykiem, w którym wyglądasz jak jakiś cholerny pancernik z Chile. Kiedyś jednego zdeptałem, a ten chciał mnie ugryźć. Gdyby nie te twoje zwisające uszy, siwy pysk i energia leniwca, oddałbym cię do zoo. Wypadła ci chyba połowa zębów! Myślisz, że będę gryzł za ciebie? Mnie brakuje tylko dwóch!
- Akurat! - pomyślał Koko - dwóch w sztucznej szczęce, których nie kazałeś zakładać dla żeby wyglądały jakbyś miał swoje.
- Mówię ci, ta Halinka z klatki "G" ostrzy sobie na mnie zęby. Jak umarł jej Kazik to jakoś wyładniała. Pewnie ma po nim emeryturę, bo zarabiał w stoczni jak poseł. Kupuje kremy, perfumy i baleron. Jeszcze trochę, a zacznie biegać. Przydałoby się, bo sflaczała. Może Kazik lubił spać z ciepłym workiem kisielu, ja lubię jędrne ciało!
- O czym ty marzysz...
- Marzy mi się ta... jak jej tam... Doda! Śpiewa jakby ją właśnie wilk w dupę ukąsił, ale ma wytatuowane skrzydełka na plecach i zawsze nosi te... springi, czy jakoś? Co to teraz ludzie nie wymyślą!? Żeby majtek w tyłku szukać? Kaśka nosiła wielkie majty. Takie barchanowe, prawie do kolan. Jak dałem jej klapsa, to zanim drgania doszły do tyłka, najpierw załopotały nogawki. Miałem ubaw! Kaśka... Panie, świeć nad jej duszą! Jutro do ciebie pojadę, bo dziś w autobusach ścisk. Tak, pojadę jutro. I kwiatki będą tańsze. Ech, Kaśka, Kaśka... Nie lepiej to ci było w domu? Nigdy nigdzie nie chciałaś jeździć, a jak już raz się wybrałaś to... Psi los, Koko. Twój bardziej, ale i mój nie lepszy. Tak, wyglądasz jak pancernik. Zjem jabłko i idziemy.
Koko leniwie rozłożył się na dywanie i ziewnął.
- I jeszcze do apteki, bo Nitro mi się skończyło, a jak mnie czasem ucapi to strach - dodał, krojąc skórkę w zwisający coraz niżej pasek. Czarny pudelek pociągnął nosem i go oblizał.
- Ale widziałeś jakie w tej aptece pracują dziewczyny? Wymalowane i uśmiechnięte, a wszystkie takie młode! Każda lepsza od nitro. A jakie grzeczne! Teraz to o klienta wszyscy dbają, nie to co za komuny.

- Czego?
- Jest coś?
- Ja jestem!
- Ciebie, babo, to wezmę jak mi koń zdechnie, do orania, boś silna i głupia jak but!

- Ale jak mają nie dbać? Apteka na każdym rogu, a cenniki to chyba za Szwajcarii ukradli. Gówniany kraj. Było mi w tej Szwecji zostać! Żyłbym jak panisko, woził wielki tyłek Gunhildy za koło podbiegunowe nowiutkim Volvo i wygrzewał dupę w saunie. Co ja mówię: wygrzewał! Razem z tą odrażającą teściową, która, mówię ci Koko, jak wlazła ze mną do sauny, to zawsze wiało mrozem. Jak później musiałem wskoczyć jeszcze do przerębla to wierz mi, Koko, moje rodzinne klejnoty nawet pensetą nie mogłem znikąd wydłubać! Dobre czasy. Człek był młody i zawsze mógł spierdolić do ciepłych krajów.
Znudzony pies zaczął pochrapywać. Odziany w pancernikopodobny uniform, wedle kaloryfera, przeszedł w stan psiego umysłu, który on niedawna polubił najbardziej.
Dziadziuś zerknął na niego, oparł głowę o wysokie oparcie fotela i zasnął także.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz