środa, 8 czerwca 2016

Naturalistycznie

Ławeczkę przy rynku co i rusz omija obładowany wiktuałami przechodzień z wbitym telefonem w ucho, który podtrzymuje ramieniem.
- No kupiłem smalec babuni, ale nie z grzybami tylko z cebulą!
- ...
- Nie było! Nie słyszysz? Tak, wracam niedługo, jeszcze tylko truskawki. - Drze się otyły gość w wieku średnim.
- Jak ją zobaczyłam wczoraj w tej białej sukience, to mało nie popuściłam w majty. Wyglądała jak ekran w I-Maxie. Takie proporcje. Powinno się na niej wyświetlać reklamy... - wcale nie plotkuje, wcale nie szczupła, lorelaj w japonkach.
- Panie! Tylko zeta... Tak mnie męczy od rana, do piwa mi brakuje..
- Wal się, koleś! Idź do roboty!

Z podobnych urywków rozmów można by jednego dnia sklecić niezłe opowiadanie o coraz to lepszych zmianach w kulturze i obyczajach naszego zabiedzonego kraju. Permanentny pościg za truskawkami spowalniają jednak ławeczki wokół rynku, na których wysiaduje tak zwany: Stary Portfel. Rozdygotane wiekiem starowinki, ściśnięte jak ryby w puszkach, po cztery na ławce, z obandażowanymi łydkami i w poczerniałych brązowych rajtuzach.
Tu króluje NFZ  i opowieści o nieszczęściach z nim związanych. Powtarzają je jak mantrę, tym żyją; jakoś im się nie dziwię...
- Osimset mam renty, jak żyć?
Zerknęła zza okularów na siedzącego opodal przystojniaka z papierosem...
- A pan to co w rękę zrobił. Pewnie boli?
Przysunąłem się bliżej babulinek i pokiwałem aprobująco głową.
- Boli jak diabli. Pozrywane ścięgna, złamany palec, a wszystko na dodatek się paprze.
- Trzeba do lekarza... - mądrze zasugerowała inna.
- Byłem wczoraj u chirurga. Pani Kochana! - świadomie przyjmuję formę wypowiedzi, którą babcie najbardziej lubią - Ale dobry lekarz! A młody! Przywitał się grzecznie, podał rękę i pozwolił usiąść.
- Pozwolił? Dobry lekarz - pokiwały głowami z aprobatą.
- Popatrzał na palca, a potem zaczął w nim grzebać. Czego on mi z niego nie powyciągał! Jakieś żółtawe, ciągnące się smarki długości zapałki, kieliszek ropy i zrobił mi w palcu drugą dziurę.
- Drugą? - zaszczebiotały z zachwytem.
- No bo jedna już była, jak go sobie przeciełem.
- Dobry lekarz.
- I co? I co?
- Przeciągnął jakiś sznurek przez dwie dziury, zabandażował, kazał moczyć codziennie w szarym mydle i wysłał na prześwietlenie, bo kości mu się nie podobały; latają jakoś... Właśnie wracam z prześwietlenia. Palec jest złamany.
- Boli? - w ich głosie zabrzmiała nadzieja...
- Nawet nie, ale muszę jeszcze do ortopedy.
- Tyż poszłam kiedyś do ortepedy, wyznaczyli za cztery miesiące.
- Ja mam na dwudziestego.
- Masz szczęście młody człowieku.
- Jaki tam ja młody...
Moczenie w szarym mydle jest całkiem przyjemne. Tylko ten sznurek... przypominający pęto zawieszonej na rzeźnickim haku kiełbasy jest paskudny. Jednak większy strach budzi we mnie nastawianie złamanego palca.
To jest definitywny koniec opowieści o moim paluszku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz