Mam nadzieję, że ostatnie cztery dni nie zawracaliście sobie tyłków ślęczeniem przed telewizorami i masakrowaniem wzroku kolejnymi odsłonami gęb pisowskich debili, a wyjechaliście nad morze, lub inne wody, celem przepłukania w jakimś nurcie rodzinnych klejnotów i złapania odrobiny słońca? Jeżeli jednak wolicie się wkurzać na telewizor... hmmm... można i tak. Tylko po co?
Ja, ilekroć mam okazję wyrwać się szarej jak skóra słonia Łodzi, robię to bez mrugnięcia okiem i nie pamiętam, abym kiedyś tego żałował. Przecież wylko nad wodą nawet kaczki są ładne.
Zilustruję to zdjęciem...
Tuż obok mnie moczą się wędki, a w cieniu ukryte jest piwko; słoneczko świeci, wiaterek owiewa to co potrzeba i nigdzie w okolicy nie ma nawet radia... Surwiwal to może i nie jest, ale każda godzina na "łonie" warta jest tygodnia z pilotem w ręku i otwartym laptopem.
Nie mam także bladego pojęcia co się w ów, mijający właśnie weekend, wydarzyło, i nie macie nawet bladego pojęcia jak mi z tym dobrze!
Opaliłem się, nawdychałem świeżego powietrza i wróciłem z taką ilością tlenu we krwi, że będę musiał się go pozbywać chyba przez miesiąc.
Nie dowiecie się więc dzisiaj ode mnie tego, co sądzę o najnowszej garsonce Szydłowej, ale zaręczam, że wolałbym zobaczyć w niej jej męża. Kompletnie mnie nie interesuje co powiedział prezydenciunio o czymkolwiek i kto mu na to cokolwiek odpowiedział. Mam głęboko w dupie obchody Cudu nad Wisłą, częstochowskie pielgrzymki i strażackie orkiestry w każdej wsi od wyspy Wolin po Bieszczady.
Wkurza mnie tylko to, że przez trzy dni łowienia ryb złapałem tylko jednego okonia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz