piątek, 8 marca 2019

Aneks do popielca

Mój przedwczorajszy wpis wywołał kolejną burzę. I tak miało być.
Wbijanie kija w polskie mrowisko uważam za bardzo pożyteczną część mojego bloga.
Niektórzy się z tego pośmieją, a inni na mnie obrażą. Ktoś tam rzuci we mnie panienką, a inni uśmiechniętym emotikonem.
Staram się czytać wszystkie Wasze komentarze z wyjątkiem tych, którzy uparli się, aby komentować wyłącznie dołączone do wpisu zdjęcie.

Należę do kilkunastu grup, z których każda ma w swojej nazwie walkę z klerem, pisem, albo ciemnotą, co,w zasadzie, na jedno wychodzi.
Okazuje się jednak, że pośród wielu dziesiątków tysięcy współczłonków (bardzo brzydki wyraz...), niemała część wyraźnie czuje pietra, gdy ktoś przestaje owijać w bawełnę swoje poglądy i mówi to, co istotnie myśli.
I zaczyna się problem, bo to kurde... to nie taka prosta sprawa zgodzić się z tezą, że wszystkie religie to jedna wielka blaga i więcej wynikło w historii z ich istnienia zła niż dobra.
Ani myślę wytaczać teraz żadnego działa na poparcie swoich słów, bo piszę do ludzi inteligentnych. Martwi mnie co innego...

Jaką wielką krzywdę wyrządził w ludzkich głowach kościół, że aż tak się go boją?

Odpowiem na to pytanie fragmentem ze Starego Testamentu, którego znajomość, ponoć... każdy katolik ma w jednym palcu.

Gdy Mojżesz przebywał na górze Synaj, by otrzymać Dekalog, pozostawił Izraelitów samych na czterdzieści dni. Ci, bojąc się, że opuścił ich na dobre, poprosili Aarona o stworzenie wizerunku Boga, który wyprowadziłby ich z Egiptu, któremu mogliby oddawać cześć i który dalej by poprowadził ich przez pustynię. Aaron nakazał więc zebranie kolczyków Izraelitów, przetopił je i stworzył posąg złotego cielca oraz ołtarz, przed którym następnego dnia złożono ofiary.
Bóg jednak stwierdził, że lud mu się sprzeniewierzył i zaplanował jego wyniszczenie. Zaniechał tego wprawdzie, ale dopiero po gorących prośbach Mojżesza. Jednak Mojżesz, po zejściu z Synaju, nie był w stanie opanować swego gniewu i zniszczył trzymane w rękach tablice Dekalogu. Posąg spalił w ogniu, starł go na proch, wrzucił do wody i nakazał Izraelitom jej wypicie. Zażądał także wyjaśnień od Aarona, który przyznał się do stworzenia cielca. Mojżesz zebrał synów Lewiego i nakazał im zabicie wszystkich mężczyzn. Jakieś drobne trzy tysiące.
Udobruchany Bóg wezwał Mojżesza ponownie na górę Synaj, gdzie raz jeszcze wykonano zniszczone przez Mojżesza tablice Dekalogu.
I było gites.
Dobrotliwy bóg udobruchał się jedynie trzema tysiącami trupów. Wszystko z powodu odlanej w złocie krowy.
Tyle "historia".

Naprawdę nie wiem, w którym momencie mam zacząć czcić tego wszechwiedzącego, dobrotliwego  boga, wiecznie rozgrzeszającego nas, maluczkich, z naszych przyrodzonych wszak wad, do kolejnych poświęceń ku jego czci.

Że to niby co? Że nasza wiara jest zbyt mała? Że trzeba, tak na dzień dobry, zgasić żywot trzech tysięcy mężczyzn, aby nam to uświadomić?
Widzę kij, ale gdzie ta marchewka?
To te kamienne tablice z wypisanymi mądrościami, o których wszystkim wiadomo? Nie, to żadne mądrości, a jedynie oczywiste oczywistości. Ktoś, kogo one nie dotyczą jest dla mnie popieprzonym idiotą i nie widzę żadnego powodu, abym miał je czcić. Wystarczy uszanować.

- Zbliżamy się do prawdy! Jest ona coraz bliżej! I zbliżamy się do prawdy wielkimi krokami, a ta prawda wyjdzie na jaw, bo jesteśmy coraz bliżej prawdy! - rzecze naczelnik, cysorz, marszałek i ostoja polskości, przypadkowo tylko ulokowana nie w niebie, a na Żoliborzu.

Bóg niczego się nie boi. Jeżeli jest inaczej to znaczy, że to tylko kolejna żałosna wersja drętwego dyktatorka w wianuszku anielskich ochroniarzy, facetów bez szyi, kosztujących polskich podatników 100 tysięcy na miesiąc.

Wracając do mojego wpisu o popielcu...
Niemal wszyscy krytykujący mój ostatni post zarzucają mi to samo.
Że mam kompleksy, że nienawidzę ludzi wierzących w boga, a tym samym i w siebie.

Nie, moi drodzy krytycy. Ja nie cierpię tylko głupoty, którą to właśnie Wy tak chętnie raczycie epatować.
Jest mi całkowicie obojętne w co kto wierzy, ale wybaczcie...
W żadnej mierze nie jesteście uprawnieni do narzucania mi swojego światopoglądu, tak samo jak ja nikomu nie nakazuję wysłuchiwać moich racji.
Wystarczy nie czytać tego co napisałem i będziecie szczęśliwi! 
Weźcie także pod uwagę kolejną rzecz.
To jest mój blog i mam prawo do wypisywania na nim własnych opinii na każdy temat!
Jeżeli zaś komuś się to nie podoba, to załóżcie własny i serwujcie na nim swoje poglądy.
To proste.
Wystarczy znać język polski i trochę umieć się nim posługiwać. Także w piśmie; bo jak czytam komentarz w stylu:
- Głupie
I koniec...
To tracę wiarę nie tylko w inteligencję komentatora, ale także w resztki mojej, i tak już mocno nadwyrężonej, empatii. Odnoszę jednakowoż wrażenie, że wielu nie potrafiłoby poprowadzić nawet pociągu z początku "Teleekspresu". Delikatnie rzecz ujmując...

Nie silę się na żadne mądrości. Opisuję tylko naszą rzeczywistość, która, niestety, bardzo często mija się z moim pojmowaniem świata.

Szalenie mi miło, że wśród moich czytaczy, znalazło się sporo ponad osiem tysięcy ludziów, którzy mnie popierają. I piszę tylko o moim ostatnim poście.
A skatolicyzowani malkontenci, którym kościół wypłukał rozum do cna mogą się zasypać popiołem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz