poniedziałek, 21 lipca 2014

Flądra

Zrobiło się piękne lato, którego mamy już serdecznie dosyć. No, chyba że przypadkowo, przebywamy na wakacjach z łatwym dostępem do wody, możemy zjeść świeżą flądrę i poszpanować nieopalonymi sznureczkami po bikini. Podtatusiali amatorzy przyplażowej gastronomii zamęczają wątroby olejem rzepakowym suto zakrapiając go browarem. Ale tylko do szesnastej. Później już tylko wóda. O dziwo! Żony stają się o niebo bardziej tolerancyjne i powroty bladym świtem z bilarda kwitują odwróceniem się na drugi bok, a nie przynależną wiąchą i wymachiwaniem patelnią. W większym towarzystwie przypominamy sobie nawet a-moll na gitarze i słowa "Domu Wschodzącego Słońca", "Dzikich Plaż" i "Dziewczyny z Albatrosa", wyjąc niemiłosiernie upaprani kiełbasą z patyka. Zawiązujemy dozgonne przyjaźnie bez wymiany adresów i pstrykamy setki zdjęć. Wakacyjny relaks doprowadza organizmy do granic wydolności, a kaca leczymy sikając do morza. I jak tu się dziwić, że co mniej odporni na wakacyjny stres wpadają swoim bolidem marki Fiesta na sopockie molo taranując co popadnie i ratując, jeszcze tych nie przepitych, wygodnym pobytem w klimatyzowanych szpitalnych salach z długonogimi pielęgniarkami i telewizorem za dwa złote na godzinę? Może, zamiast dręczyć ciałka zachodami słońca i narażać się na przychylność naszych żon, zasymulujmy jakiś uraz kręgosłupa... Przecież nawet świeżo złowiona flądra, upieczona na jakimś extra virgin to wciąż tylko pół ryby. Jak nasze wyśnione wakacje.
Chciałbym dać jakąś radę tym, którzy  nie smarują się jeszcze mleczkiem z filtrem i nie dygają przez wydmy objuczeni jak wielbłądy, aby wśród huku fal oceniać większą, bądź mniejszą, klepsydrowatość nie naszych połowic, bo prawdopodobnie i one oceniają Was. Na wszelki wypadek leżcie wyłącznie na brzuchu!
Amen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz