czwartek, 24 lipca 2014

Pan Samochodzik

Zaczynam czuć się jak starszy brat od tych... z braci Grimm, bo ciągle zaczynam od: Dawno temu... Trudno. Zasuwamy dziś na Mazury. Najpierw moim pierwszym Maluchem...
Pewnego lata pokonałem dystans do Ostródy w dwadzieścia jeden godzin. Kolażom z Tour de France zajęłoby to góra sześć, ale nasza ówczesna motoryzacja rządziła się swoimi prawami. Bolidy marki Fiat 126 P były w tej grupie klasą samą dla siebie. Nie cierpiałem organicznie tego fajansu, pokonany dystans 100 km powodował w moim organizmie wrażenie dalszej jazdy, który zanikał dopiero po wypiciu piwa. Również w Maluchu przeżyłem swój jedyny, poważny wypadek, na szczęście bez ofiar, i przyrzekłem sobie nigdy nie w życiu nie wsiadać do tej trumny na kołach.
Ujeżdżałem jednak toto dobrych kilka lat i moje podróże na Mazury, a właściwie Warmię, zawsze były jakąś pieprzoną gehenną z tysiącem awarii.

To jednak nic w porównaniu z nauką pływania na desce z żaglem. Zanim straciłem odruch dygoczących łydek po wyciągnięciu z wody żagla, zdążyłem się przeziębić. Zanim zaliczyłem trzciny na odległym o 150 metrów przeciwnym brzegu, przeziębienie minęło, a zanim zrozumiałem cokolwiek - skończyły się wakacje. Trzeba jednak przyznać, że kolejne lata na desce to frajda jak mało co i naprawdę trudno mnie było ściągnąć na brzeg.
Któregoś razu halsuję sobie obok jakiejś łajby z motorem, zakotwiczonej blisko trzcin, na której dwóch gości ostro drinkuje. Wiecie... ja w samych gaciach, niczego do picia, a ci mnie wołają... W końcu i tak pływa się zygzakiem...
Warmia i Mazury to wspaniałe krainy, które koniecznie trzeba poznać. Ileż to razy wędrowałem po niej wraz z Panem Samochodzikiem i Zbigniewem Nienackim po jego ukochanych Mazurach. To właśnie On wpędził mnie w miłość do historii i wędrówek. Wszystkie "Przygody Pana Samochodzika" czytałem setki razy, za szczawika, i znałem je prawie na pamięć. Był jeszcze James Oliver Curwood... Szara Wilczyca, Włóczęgi Północy czy Łowcy Złota...
Ileż nieprzespanych nocy! Jakie przygody! Ci, których nudzi czytanie książek, tracąc wyobraźnię - tracą ogromną część przeżyć, które takie opowieści świadczą nam w ilościach nieosiągalnych dla innych mediów. Ja wiem... komputer, tv, jakiś smartfon czy galeria sklepów umie nakarmić nas odpowiednią ilością piguł na tyle, abyśmy poczuli się syci, tyle że żadne z nich nie opowie nam historii, dla której warto zarwać noc i mieć co pamiętać przez kolejnych dwadzieścia lat.
Jedźcie nad Jeziorak, zobaczcie XIV wieczny kościół w Borecznie, kupcie wykrywacz metali i poszukajcie skarbów Templariuszy! Korzystanie z dżipiesa i Wikipedii nie jest konieczne. Wystawienie nosa poza komputer nie boli! Poczujcie smak przygody na własnym tyłku. Przygody w najczystszej formie, w środku lasu nad jeziorem, w ruinach krzyżackiego zamku, w jednej z siedemnastu wsi o nazwie Borki na Mazurach. Podejrzyjcie płynącego jeziorem zaskrońca i obejrzyjcie świt nad jeziorem bez kaca! Zaręczam, że spotkanie z prawdziwym żubrem jest bardziej ekscytujące.
Mazury to najciekawszy rejon w naszym kraju, fundujący darmowe przygody dla ludzi z wyobraźnią. Ale jeżeli upieracie się nabijać kasę fast foodom szalejąc w tacinej beemce - to proszę bardzo. Wierność zawsze była pożądana.
Przyjechała z USA moja koleżanka i stwierdziła, że coraz więcej chodzi po ulicach ogromnych grubasów. Też to widzę, ale dyskretnie przemilczam. Może niedobrze. To oczywiście wynik stylu życia, ale raczej nie w grubasach nasz problem. O wiele gorsi są ci, którzy robią z mózgu wodę, a my dajemy się na to nabrać, bo brak nam chęci do inwestowania w siebie niczego poza michą, gówno wartymi gadżetami i światem z ekranika. Ten poza nim ma znacznie więcej pikseli! Podnieście zatem wzrok i... dupy!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz