niedziela, 20 lipca 2014

Japonia....

Jest w Europie pewien kraik, w którym zdecydowana większość z nas miała... tu właśnie nie wiem, czy napisać "szczęście", czy też "nieszczęście" się urodzić. Jakkolwiek by tego nie określić, jesteśmy zakładnikami kultury, która dywersyfikuje nam poglądy i wtłacza w konformizm. Moja wątroba zawsze burzyła się przeciwko ugrzecznionemu niwelowaniu ryzyka, a na potencjalne zwiększenie zysku zawsze reagowałem zgagą. W dzisiejszym świecie to niewybaczalny błąd, bo ja nie umiem turlać się w grupie powiększających się śnieżnych kul, które kiedyś staną się bałwanami. I, mimo że pewna część owych pozlepianych mrozem struktur, broniąc się przed roztopieniem, przesiada się w klimatyzowane wnętrza Bentleyów i obwiesza łańcuchami pereł, jakoś niespecjalnie robią na mnie wrażenie. To kolejny błąd, bo nasze czasy wymagają zachłystywania się dokonaniami innych i podążania ich drogą. Dziś nazywamy to wyścigiem szczurów. Dodałbym jedynie - osranymi kanałami. W jednym z moich ukochanych filmów: "Skazani na Shawshank", z doskonałymi rolami Tima Robbinsa i Morgana Freemana, ucieczka kanałem pełnym ekstrementów jest wybawieniem,  a u nas, w sumie, także... Jeśli tylko polubimy ten zapach.... Mnie on doprowadza do wymiotów.

Są jednakże tacy, którzy doczekali się swoich pięciu minut w najnowszej rzeczywistości. Weźmy choćby takiego Kurwina-Mikke, który grzecznie czekał dwadzieścia dwa lata, wpierniczając ochłapy, aby wreszcie walnąć w pysk pana Michała Boni za jakąś pradawną potwarz na swoim jąkającym się i rozregulowanym nerwicą ciałku. Teraz wreszcie mógł, bo został ełroposłem. Klasyczny przykład staczania się po równoległym  zboczu w nadziei dostania marchewki zamiast nosa. Intelektualne dno. Mam wielką nadzieję, że zrobi coś, co pozwoli innym posłom wywalić go z ełroparlamentu z wilczym biletem, bo zasługuje na to jak mało kto. I jeszcze ten jego język, od którego Szekspir, nawet po śmierci, zagryza szczęki ze zgrozy.
Dobra, pomarudziłem sobie trochę, ale jest to przyczynek do optymistycznego ciągu dalszego. Jak się pochwaliłem w krótkim wpisie na fb, mój syn zakończył dwa dni temu studia broniąc tytułu magistra.
Młodzi ludzie, na szczęście, o wiele lepiej radzą sobie w naszej gównianej rzeczywistości. Jeśli idzie za tym także odrobina zdolności połączona z odpornością na łzawe zrzędzenie prawicowych bubków, to z pewnością ich życie rysuje się w bardziej kolorowych barwach. I właśnie o to chodzi. Brednie o utracie tożsamości narodowej być może łapią za serce tych, którzy z własną tożsamością nie umieją sobie dać rady. Młodzież ma ją w głębokim poważaniu.  No... może z wyjątkiem bandy zakapturzonych łysoli, którzy okrywają łby czapeczkami pod kapturem w strachu, aby resztki ich ptasiego móżdżka nie porwał pierwszy przeciąg. Jestem jak najbardziej za tymi, którzy wyjeżdżają z Polski w nadziei normalnego życia. Znają języki, są młodzi, energiczni i mają w dupie kretynów pokroju Kaczora (Niestety, żyje...). Taką drogą podążył mój syn. Wrócił po dwóch latach z Uniwersytetu w Virginii z pełną sakiewką, skończył celująco studia i za niecałe trzy miesiące jedzie pisać doktorat do Anglii. I wszystko to za pieniądze, o których 70% Polaków nawet nie marzy? Aplikując do Japonii zwiedził Okinawę, przeleciał połowę świata za pieniądze ichniego instytutu, a 200 baksów, które wydał, to prezenty... I właśnie dzięki synowi mam okazję spróbować oryginalnej sake... :)




A także zobaczyć tą znaną z historii wyspę...





I zobaczyć japońską wódę z węża :)






Albo chociaż fragment lotniska w Tokio...



Zatem....
Do czasu kiedy nie wypieprzymy z kraju debili zatruwających nam mózgi ideologią, będzie jak teraz...

Kraj to obywatele i to im ma być dobrze. To jest baza. Ideologię, do czasu dobrobytu, wsadźcie sobie w dupę, Panowie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz