poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Marność nad marnościami, marność...

Od wieków nurtuje mnie pytanie jakby tu zarobić i się nie narobić? Zapewne można wygrać w totka dziesięć baniek, albo okraść Biedronkę z jej dziennych utargów i ulotnić się do Surinamu przez Birmę i Palau, bo polska policja nawet nie wie o istnieniu takich krajów, i zakupić milion hektarów w południowym Lesotho za osiemnaście dolców, nasprowadzać tam trzysta najzgrabniejszych mieszkanek Wagadugu wraz z rocznym zapasem prezerwatyw dla Dżibuti, a później żyć jak pączek w maśle do kresu dni swoich.
Można.
I pewnie są tacy macherzy, ale ja do nich nie należę.
W latach dziewięćdziesiątych poszliśmy na piwo ciotką z Australii. Zaproponowałem EB.
- EB?
- Toż to firma tego przekrętasa od nas, z Australii, który zwiał z kasą do Europy!
- Możliwe, - odparłem - ale piwo robi świetne.
Minęło może pięć lat i EB wywiało z rynku, a ów biznesmen spieprzył gdzieś na wschód, gdzie go jeszcze nie znali, albo nie chcieli znać...
Za odpowiednią opłatą rzecz jasna!
Dziś owa marka wraca do polskich lodówek opłotkami i bez zbytecznego rozgłosu, bo zaiste nic tak nie dołuje świetnych biznesmenów jak kończące się rynki zbytu.
Patrząc na to z drugiej strony...
Na brak popytu narzekają dziś wszyscy. Żadna sztuka dziś coś wyprodukować, sztuką jest to sprzedać! Ale i to nie jest specjalnie trudne. Trzeba tylko być na tyle bezczelnym i zamożnym, aby móc pozwolić sobie na wypięcie się na lokalne układy i biznes się kręci!
Jest i u nas taka instytucja. Miażdżąca na swojej drodze każdego, kto ośmieli się choćby spróbować postawić przed nią szlaban; dysponująca wodospadem gotówki i pozbawiona jakichkolwiek zasad z wyjątkiem jednej...
Zawłaszczająca sobie prawo do sprawowania rządu dusz...
Zorganizowana o niebo lepiej od Kamorry, Yakuzy, Rosyjskiej Mafii...
Mająca więcej parceli w Europie niż psich kup na ich trawnikach...
Rozkochana w sprawiedliwości i oddaniu...
Kochająca nas dłużej niż nasz kres...
O jakieś dwadzieścia lat co najmniej...
Jeśli spadkobiercy zapomną opłacić daninę to tylko tyle...
I najważniejsze!
Nigdy na tyle strachliwi, aby dokądkolwiek uciekać.
Mistrzowie przewlekania słonia przez igielne ucho i zdeklarowani fani Audi A6 3.0 Turbo.
Niezłomni budowniczowie strzelistych wież.
Fani sukienek.
I oto...
Owym geniuszom biznesu, filantropom z przedrostkiem "pseudo", także kończą się pomysły na przyszłość. Ich armia zaczyna się kurczyć i wymierać, moher linieje i nie daję się rozczesywać, a dupy zaczyna ogrzewać piekielny ogień.
A to takie rodzaje płomieni, które rozniecają ich najzagorzalsi zwolennicy, i których nie można już stłumić. Cieszmy się zatem, ale i smućmy, że oto i naszych mistrzów dopadła demencja.
Chyba już pora na jakiegoś biznesmena z Australii.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz