wtorek, 4 sierpnia 2015

Udało mi się....

Dziś rano, jadąc autem, poczułem się bardzo źle. Tak źle, że pojechałem do najbliższego szpitala.
Lubicie takie historie?
Pewnie tak.
To ją opowiem od początku...
Siedzę sobie w aucie na światłach, na prawym pasie czteropasmowej jezdni. Tuż przede mną, po lewej, zatrzymuje się radiowóz. Ja oczywiście bez zapiętych pasów. Kątem oka dostrzegam, że policjant na mnie patrzy. To drogówka. Szybciutko je zapiąłem i siedzę dalej. Skręciłem w prawo, a policja włączyła koguta i jedzie za mną. To wówczas poczułem się źle, ale jadę paląc głupa, że niby ich nie widzę. Nie wyprzedzają mnie to co mam się przejmować? Serce mi wali jak pneumatyczny młot, a mózg jest na granicy zatarcia. Mam sto pięćdziesiąt i trzy punkty! Nie wywinę się, chyba że...
Zaraz po lewo jest szpital.
A co mi tam!
Wjechałem za bramkę.
Policmajstrów zatkało. Nie skręcili za mną. Postali dokąd nie wjechałem i odjechali, a ja skorzystałem tylko z kibelka na portierni, bo moje zawory przestały trzymać! Zapłaciłem trzy złocisze przy wyjeździe. Nie wiem czy mam się czuć dumny ze swojego manewru? Jak to mówią w reklamach: oszczędzasz sto pięćdziesiąt złotych! Nie kupiłem tego mandatu więc zaoszczędziłem sto czterdzieści siedem, że o punktach nie wspomnę.
Od dziś moje auto staje się oazą prawa i porządku. Wsiadam i zapinam pasy, nie ma odwołania! Po diabła mam aż tak się denerwować, żeby moją dupę musiał ratować szpital? Wystarczająco często odwiedzam je przy okazji  różnorakich odwiedzin.
Po powrocie szybko rzuciłem się w wir robienia gołąbków celem ustabilizowania sobie pulsu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz