sobota, 15 sierpnia 2015

Ochładza się podobno...

Na mój parapet spadło jedenaście kropli deszczu. Wisiałem pół godziny za oknem licząc na ulewę, a tu siąpi. Grzmi i leje chyba gdzieś w okolicy Dąbrowy i tam musi być fajnie.
Dawno temu, chyba za czasów końcowego Gomółki, będąc na wsi u cioci, pierwszy i ostatni raz w życiu przeżyłem burzę bez deszczu. Cała wieś wyległa przed domy, aby oglądać to zdumiewające zjawisko. I każdy z mieszkańców niemal trząsł się ze strachu, by w jego kryty strzechą dom, nie walnął piorun. Wówczas zdarzało się to dość często i sam byłem świadkiem kilku pożarów związanych z piorunami. Teraz tylko kablówka, i to jedynie czasem, nawala po burzy. Jednak na wsiach do dziś, w czasie burzy, każdy rolnik wykręca korki i siedzi po ciemku. W sumie nawet mnie to nie dziwi, bo przecież o własny dobytek należy dbać.
Mam nadzieję, że dzisiejsze trzydzieści pięć stopni zakańcza nieznośną falę upałów i da mi popracować bez trzykrotnej zmiany ubrania... Zawsze lubiłem ciepełko i nigdy nie przypuszczałem, że mi ono tak okropnie zbrzydnie. Wertując internet doczytałem się, że za dwadzieścia pięć lat takie temperatury staną się normą. Ale za dwadzieścia pięć lat będę już na chleb mówił pciapcia i jakakolwiek temperatura zwisała mi będzie niczym arbuz na krzaku arbuzowca.
Zorganizowaliśmy sobie dziś niewielką balangę na działce u koleżanki.
Ja, jako namiętny entuzjasta grillowania, piekłem całe fury smakołyków, którymi opychaliśmy się do bólu i... wiecie co wszystkim najbardziej smakowało?
Wyrobiliśmy sobie taki patent...
Po rozpaleniu grilla, wkładam między węgle owinięte w aluminiową folię ziemniaki i zapominam o nich do końca pieczenia na ruszcie, a później je wyjmuję. Tak przyrządzone ziemniaki, przekrojone na pół, z czosnkowym masłem to potrawa, której nikt, nigdy, nie mógł się oprzeć. Obojętne czy lubi czosnek, czy nie. Wystarczy widelec i lufa. Nawet bez lufy smakują wybornie.
Po co to wszystko piszę?
Ano...
Bo zdumiewa mnie, że jest w naszym kraju tak wielu ludzików, których życie spełza na siedzeniu w necie i zachłystywaniu się jakimś, w mordę! Dudą, który zrobił dotychczas tyle, co koty na moim podwórku. Szczury omijają, bo są za groźne, a zresztą... i tak nikt ich dotychczas nie nigdzie widział. Nie dają się rozjechać, bo są szybsze od samochodów, a jedyny efekt ich życia, to ślady pazurów na karoserii. Domyślam się, że macie już dość moich opowieści o podwórkowych kotach, ale mam już tak serdecznie dość tych zwariowanych półanalfabetów z prawicy, że każde porównanie ich z osobnikami, które, jak to próbują nam wmówić pajace w czarnych sukienkach, nie mają duszy, jest na tyle dosadne, że trudno mi się od takich porównań powstrzymać.
Burza poszła gdzieś w stronę Tomaszowa, temperatura spadła może o dwa stopnie zostawiając na moim t-shircie powysychane pasemka soli. Na szczęście jutro niedziela i możemy rzucić się w wir leżenia bykiem przed telewizorem. Polecam, do kompletu, szklankę i butelkę mocno schłodzonego i niegazowanego "Żywca". którego stałem się ostatnio zawziętym fanem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz