sobota, 10 czerwca 2017

Takie myślenie

Chciałem uciec od teraźniejszości choćby na chwilę, przestawić myślenie na tory cokolwiek bardziej optymistyczne i napisać o czymś innym niż nasza gówniana rzeczywistość. Chciałem, ale się nie da. Bo w dzisiejszej Polsce, niemal każdy, tak bardzo zafiksował się "w temacie polityka", że zaczyna  brakować miejsca na cokolwiek innego.
Mój ostatni wpis o piesku Bobbym, który przez czternaście lat nie chciał odejść od grobu swojego pana, zaczął mieć konotacje polityczne. Okazuje się bowiem, że ja tu sobie piszę o pierdołach w czasie, w którym kraj się wali! To całkowicie niestosowne, wręcz obraźliwe, jak śmiem!
W nagłym przypływie gniewu opublikowałem krótki wpis o tych, którym kaczorowe fobie tak już kompletnie zrujnowały życie, że nabyli własnych, a jedyną ich pasją jest przeglądanie internetu, publikowanie milionów zdjęć zidiociałego pokurcza i rzucanie mięsem. Oczywiście nie jestem idiotą i doskonale rozumiem wściekłość na dzisiejsze rządy; sam, z dziką przyjemnością,  wykastrowałbym całą tę machinę rozmodlonych skurwieli i utopił w gnojówce, ale do cholery...
Dajemy się zwyczajnie zwariować!

Zbliżają się wakacje. Każdy z przyjemnością zanurzyłby tyłek w Bałtyku lub wszedł na Giewont; popływał kajakiem po Mazurach albo wyskoczył na Kanary zobaczyć wulkan. I cóż z tego, skoro wszędzie tam zawleczemy swoją nienawiść do pisuarów.

- Ale wielkie fale!
- W sam raz takie, aby utopić w nich Macierewicza!

- Piękna pogoda, zobacz jak wyraźnie widać dziś Rysy...
- A jak pięknie zaprezentowałby się spadający z nich Błaszczak!

- Wyobraź sobie rybko - myśli mazurski wędkarz - że ten robal na haczyku to ta bladź Pawłowiczówna. Zeżryj go, a ja zeżrę ciebie...

Rozumiecie o co mi chodzi?

Może jednak ładniej byłoby tak...

Jest w Edynburgu pomnik misia, którego nazwano Wojtek. Dochrapał się stopnia kaprala służąc w polskim wojsku. Nosił skrzynie z amunicją, pił piwo i palił papierosy. Nigdy nie przyszło mu do jego misiowej głowy narazić kogokolwiek na spotkanie ze swoimi zębami. Był kochany i kochał ludzi. Ci zaś odwdzięczali jego misiową miłość swoją własną i miś o tym doskonale wiedział. Przeszedł cały szlak bojowy z dwudziestą drugą kompanią zaopatrywania artylerii w korpusie generała Andersa. Brał udział w bitwie o Monte Cassino. Uwielbiał owoce, a nocami przytulał się do śpiących żołnierzy. Często siadał w szoferce udając, że prowadzi ciężarówkę. Po wojnie trafił do edynburskiego zoo. Wojtek zmarł w roku 1963. Zbyt wcześnie jak na misia. O jego śmierci poinformowały wszystkie stacje radiowe na Wyspach.


Moja podróż do Edynburga byłaby mocno niepełna gdybym nie stanął przy jego pomniku z łezką w oku. Stanąłem. A teraz, po raz drugi, oddaję misiowi hołd.
Wlej, Wojtuś, w nasze dusze, odrobinę bezinteresownej miłości. Jesteś wszak jej symbolem! I spraw, aby nasze życie bardziej kierowało się w stronę przytulania i, mam nadzieję, takiej zwykłej, Wojtkowo-misiowej, dobroci.


Dobranoc


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz