czwartek, 22 stycznia 2015

Melancholia

Co to za gówniana pogoda!!! Parę metrów z auta do domu, a wszedłem trzęsąc się jak w delirce. Trochę mi przeszło, bo zjadłem chińską zupkę curry za coś ok. złotówki od dania. Dziś więcej nie przełknę. Czasem należy się sprostytuować, także kulinarnie. Chodzą za mną flaczki. Takie prawdziwe.
Dawno temu, będąc na weselu w Pruszczu Gdańskim jadłem najlepsze flaki w życiu.
Czujecie to...
Poweselny kac, ciało przy ciele splecione gdzieś między podłogą a łóżkiem i nagle do nozdrzy dociera zapach odgrzewanych flaków w garnku wielkości Kanady. Samo gęste; właściwie drugie danie, a do tego lufa bimbru. Aż się pośliniłem od wspomnień. To dopiero rozgrzewa i stawia na nogi.
Oj...
W tym Pruszczu byłem na trzech weselach i na każdym zdarzyło się coś, co pamiętam do dziś. Był tam pewien kelner, który co godzina przychodził coraz bardziej pijany i coraz grzeczniejszy. Miał na imię Romuald, które to imię kojarzy mi się już tylko z pijanym kelnerem; i był wędzony łosoś... Wątpię aby ktoś jadł coś bardziej smacznego. Serwowali go w kawałkach wielkości paczki papierosów i przez całe wesele zażerałem się nim jak w amoku. Piękne czasy. Dziś pan młody nie żyje, rodzina rozleciała się po świecie w niezgodzie, ale smak łososia zostanie mi do końca życia. Te skrawki sprzedawane w marketach nawet się do tamtego nie umywają. Sprzedają wprawdzie na rynku opodal coś, co nazywają "końcówki ogonka z łososia", ale to jedynie echo pruszczowskich wspomnień.
Drzewiej to się jadało! Poświęcę temu tematowi kolejny wpis, bo dziś już nie mam siły.
Deszcz wali monotonnie parapet; podwórkowe koty nie mają ochoty się marcować, a pąki na bzach rozkwitają, mimo że mamy styczeń. Pogoda się popieprzyła do cna. Mam wrażenie, że powinno się przesunąć pory roku, a już na pewno zlikwidować w Polsce zimę. Powinni wymyślić jakieś sanki z kółkami i, koniecznie, zamiennik kulek śniegowych. Kiedyś byłem mistrzem podwórka w wysokości rzucania kulkami ze śniegu. Trenowaliśmy na dziesięciopiętrowym PiZetJu i tylko ja wrzucałem śnieżkę na dach. Ogólnie byłem dobry w rzucaniu wszystkim, mięsem także. Na blogu trochę się z tym hamuję, ale czasami bierze mnie .......... i .............. na tych .................... i na tamtych, bo ................. mnie strzela jak widzę tych ................... itp.
To tak na koniec, by wyzwolić trochę adrenaliny, bo zrobiło się jakoś melancholijnie...  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz