Bo z życiem nie jest tak jak z bigosem. Nie da się go (tego życia), wsadzić w pewnym momencie do zamrażarki i przerwać nieubłagany proces rozkładu. Nasz osobisty final countdown postępuje z każdą wybitą sekundą. Możemy go odrobię zwolnić jedząc marchewki i brokuła, możemy się nakremować ponad miarę i polatać w dresie po parku; nie zmieni to w znaczący prostego końca naszej ziemskiej egzystencji.
Wierzący mają poniekąd lepiej, bo przy życiu utrzymuje ich przekonanie, że świat nie kończy się w chwili ostatecznego zamknięcia oczu. Trwa dalej, tylko... Cholera wie po co? Nie wyobrażam sobie zysków płynących z wiecznego życia, a poza tym...
Czy nasze, powiedzmy to optymistycznie, stuletnie życie, zasługuje na miliardy miliardów miliardów miliardów wiecznego potępienia? A czegóż takiego straszliwego mogliśmy się w jego trakcie dopuścić, żeby tyle cierpieć? Jeżeli przebaczenie ma tak mały zakres tolerancji to po cholerę w ogóle się nim przejmować? Nie lepiej nagrzeszyć do bólu? przecież i tak jedna grzeszna myśl wyśle nas do piekielnego kotła na wieczność?
Twórcy tych nonsensownych gróźb może i przestraszyli średniowieczną ciemnotę, ale dziś są raczej na wymarciu.
A propos...
Zmarły niedawno abp Gocłowski, z takim dramatyzmem opłakiwany przez wiernych, do nieba raczej trafić nie powinien, bo nagrzeszył niemało.
Dla nieuświadomionych...
Jest, a właściwie to był, ojcem Mieczysława Wachowskiego, znanego kierowcy i Szefa Gabinetu Prezydenta RP Lecha Wałęsy. Wybitnego technika elektryka.
Jak myślicie? Czy ktoś mu trochę pomógł w dochrapaniu się funkcji?
Ależ skąd!
Był młody, zdolny, miał prawo jazdy i rzadką przypadłość niepokalanego poczęcia. W tym przypadku były to niezidentyfikowane plemniki, które, jak ogólnie wiadomo, poruszają się bez ładu i składu w Matrixie, aby w tajemniczym momencie uderzyć znienacka.
Wszyscy manipulują własnym, a jeżeli mogą to i cudzym życiem. Ambicje i potrzeba władzy siedzi w każdym z nas, kochamy rządzić. Uwielbiamy stać na szczycie łańcucha pokarmowego i zerkać z niego na miliony podporządkowanego sobie chamstwa ze świadomością, że jesteśmy od nich lepsi. Pozory!
Im jesteśmy wyżej, tym bardziej narażamy się na śmieszność, której nie chcemy, rzecz jasna, widzieć. Sądzimy, że taplając się w swoim rozbuchanym ego jesteśmy od kogoś lepsi, a ważąc każde słowo, od wszystkich mądrzejsi.
I staje się jasne dlaczego Bóg nie odzywa się do nikogo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz