Korci mnie dziś żeby wsadzić kilka szpilek w smakowity kawał grillowanego karczku.
Wracałem wczoraj z pracy grubo po osiemnastej zakładając, że może nie być już korków. Może i mogło, ale były. Była cała fabryka korków, korkowy ocean! Trójmiasto wyglądało jak katastroficzny film, w którym burmistrz ogłasza, że za dwie godziny w centrum LA pierdzielnie meteoryt i jedyna szansa przeżycia sprowadza się do natychmiastowej ewakuacji. Co lepszy zięć pakował więc teściów do bagażnika, grilla na tylne siedzenie, a może odwrotnie, i ruszał z piskiem opon gdy nagle, na widok Lidla, przestawał uciekać. Nie miał przecież musztardy, a piwo zostało w lodówce. Teściowa też w biegu zapomniała o podpaskach dla teścia. No a gdzie macerujące się szaszłyki? Zapomniałem!
Katastrofa!
Bo jak spada meteoryt - odpowiednia ilość żarcia to podstawa ucieczki.
Napoleon powiedziałby o tym więcej niż ja.
A dokąd tak gnamy?
Z dala od cywilizacji rzecz jasna.
"Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, a na niej z rzadka ciche grusze siedzą.
Gdzie grill rozpalony tłuszcz z szaszłyków topi,
Wódeczka się leje, deszczyk tylko kropi...
... jak to pisał pewien wieszcz, którego przytoczony fragment inwokacji może odrobinę różnić się od oryginału, ale wkuwałem go bodaj w siódmej klasie podstawówki i mogę nie pamiętać szczegółów.
Za nim jednak dostąpimy zaszczytu obcowania z dziką przyrodą, na jej łonie, musimy pozatykać wszystkie kasy w Lidlu i każdym osiedlowym sklepiku; kupując najmniej nawet przydatną rzecz, bo a nuż się przyda...
A potem musimy koniecznie zatarasować każdy wyjazd z każdego grodu spiesząc się i wpieniając na kierowcę przed nami, że jest już zielone, a ten k... jeszcze nie rusza!
Gdybyśmy z takim zacięciem gnali co rano do roboty - moglibyśmy śmiało wrócić już o czternastej.
Piszę to wszystko z lekką zazdrością, bo też chciałbym mieć takie problemy. Kocham wręcz kucharzyć przy grillu popijając piwko, wdychać jego dym i gasić pożary pod kaszanką i kapiącą tłuszczem kiełbasą.
Grillu! Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie,
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie...
... kto się nie wystał w kolejkach przed wyjazdem na długi weekend.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz