czwartek, 18 maja 2017

Tęsknoty słomianego wdowca


Miałem dziś nie pisać, ale siedzę sam w domu, a nie mam granatu, by się rozerwać, więc jednak coś nasmaruję.
Ponieważ żona sobie pojechała w delegacje i żyję w ogromnym strachu o nią, bo podróż daleka, a autostrady okupują kibole, udałem się więc do apteki i grzecznie mówię:
- Poproszę nervosol.
- Co proszę?
- Chyba, kurwa, mówię! NERVOSOOOOL!!!

Moje nerwy, w połączeniu z nadwrażliwością żołądka (czytaj - sraczki) i bezwzględnie postępującym Altzheimerem, to najgorsze połączenie wszystkich chorób, bo jak mnie dopadnie to trzeba przecież biec.
Pojawia się jednak problem dokąd?
Podobno najlepszym lekarstwem na podobne dolegliwości jest zwykły smalec... (taki dżem ze świni...) i mało znane warzywo zwane bestseller.
Problem oczywiście nie dotyczy hipsterowych wegetarian grających w rosyjską ruletkę, którzy kładą na talerzu sześć pierogów, w tym jeden z glutenem...

Dzień bez żonusi prawie zawsze obfituje w niestandardowe przygody. Akumulator w moim aucie pokazał mi fakersika i zostałem zmuszony do poruszania się komunikacją publiczną. Niestety, nowe trasy autobusów w Łodzi są zagadką nawet dla tych, którzy je opracowali, a coś dopiero dla mnie, korzystającego z nich trzy razy na dekadę! Mają jednak pewną zaletę...
Znalazłem otóż, w autobusie, portfel z dokumentami na nazwisko Stasiek Kowalski i okrągły tysiąc złotówek. Szybko zadzwoniłem do toruńskiego radia...
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica.
- Na wieki wieków synu! Z czym dzwonisz?
- Znalazłem portfel, a w nim prawo jazdy i tysiąc złotych...
- Słucham cię synu uważnie...
- Może puśćcie dla Kowalskiego jakąś ładną melodię?
- Nie lepiej przekazać pieniądza nam? W imię Boże...
- Wolę za nie kupić walutę i iść do fryzjera.
- Rozumiem, ale zapewne wiesz, że Maryja nie chodziła do fryzjera...
- A Jezus jeździł Mybachem? - grzecznie pytam.
Piiiiiiiiiiiiii...
Krótko potem przysiadła się do mnie bardzo brzydka dziewczyna i pyta:
- Nudzisz się koleś?
- Aż tak to nie...
Byłem wściekły więc mówię:
- Pocałuj konia w dupę, bo popękały ci usta!
- A taki całus je nawilży?
- Nie, ale powstrzyma cię od ich oblizywania.
- Oj przestań! zagadnęłam cię, bo chcę się o coś spytać... Mam takie małe piersi. Jak je powiększyć?
- Musisz codziennie przecierać się między nimi papierem toaletowym.
- I to pomoże?
- Nie wiem, ale na wiele kobiecych dup pomaga...

Oczywiście, że jestem seksistą... i bardzo śmieszy mnie dowcip o teściowej, która poszła do piwnicy po ziemniaki, potknęła się, skręciła kark, a zięć zrobił spaghetti.

Nie przeczę że jest w tym trochę winy żonusi, która kiedyś, w przypływie melancholii, rzekła do mnie:
- Gdybym kiedyś miała funkcjonować tylko dzięki jakiejś maszynie, to proszę, odłącz mnie.
- Nie ma sprawy.
- Ej! Co ty robisz? Zostaw ten router!

Może, tak na koniec, opowiem jakiś seksistowski dowcip?

- Dobry wieczór. Czy ja mogę z Jolą?
- Żony nie ma w domu.
- Pytałem tylko czy mogę...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz