wtorek, 16 maja 2017

Zdechł pies

Cały czas próbuję doszukiwać się w dzisiejszych czasach czegoś zabawnego. Dla kogoś, kto kocha drwić z napuszonych idiotów, wytykać im ich wady i bezmyślność, to złote czasy. Przykładem jest choćby "Ucho Prezesa" bijące, od pierwszego chyba odcinka, rekordy oglądalności w necie.
I super!
Każda satyra, drażniąca do szpiku kości rządzących nami oszołomów, ogromnie mnie cieszy. I choć nie jestem wielkim fanem "Ucha...", jego idea zasługuje na olimpijskie złoto.
To właśnie Robert Górski, Klaudia Jachira i... hmmmm... niewielu innych, robią dziś to, co mojemu sercu jest najbliższe.

Wciąż nie mogę pojąć, jak mogliśmy dopuścić, aby jakiś gówniany człowieczek, nie sprawujący żadnej realnej władzy, trząsł naszym krajem, a wokół jego słów toczyła się cała polityka jednego z większych państw w Europie!
Jego teatralnie nadęty, patetyczny, pozerski, kabotyński i megalomańsko-wściekły styl wypowiedzi, przestał mnie już nawet denerwować. Pieprzony kreacjonista! 
Jestem tym wszystkim, tak zwyczajnie i coraz bardziej, zniesmaczony.

Być może dlatego pokazywana przez Roberta Górskiego wizja Kaczora, takiego dobrodusznego dziadziusia, choć z podtekstem: "To ja, wasz Józek Stalin", nie mieści się w moich kategoriach pluralizmu.
Takich ludzi trzeba tępić, tu ośmieszanie na nic.
Dostrzegam radykalizowanie się moich poglądów. Coraz trudniej mi dostrzec w rządach zidiociałych faszystów śmieszności.
Macierewicz, Szyszko, Ziobro... Pojeby z onr...

Kogoś z Was to jeszcze śmieszy?

Pieprzu dosypujecie także i Wy komentując moje wpisy tak mało parlamentarnym językiem.
Trochę zazdroszczę Robertowi Górskiemu wciąż jeszcze kabaretowego spojrzenia na naszą rzeczywistość.

Mój dzisiejszy wpis jest po części efektem wysłuchanej audycji niedawno o byłym księdzu, Wojciechu Gilu, zasranym zboczeńcu, gwałcącym na Dominikanie dzieci, a odsiadującym karę siedmiu lat pierdla za pedofilię. Ich spółka z biskupem Wesołowskim, którego bóg, na szczęście, powołał już do swojego nieba na pasterza przebywających u siebie owieczek, była ze wszech miar owocna, ale mnie przyprawiła o torsje. 
Z tego nie da się kpić! Zabiłbym podobne kreatury bez mrugnięcia okiem, a ktoś, kto ma własne dzieci, musi przyznać mi rację!
Mam dziś ochotę zwyczajnie zjebać wszystkich których nie cierpię, ale się nie da. Za dużo tego i za bardzo się rozlazło.
I właśnie w tym momencie wyratować mnie może tylko dowcip...

Partyjne zebranie...
Wstaje jeden i mówi:
- Nazywam się Walczak, walczyłem - walczę i będę walczył!!!
Zrywa się drugi:
- Nazywam się Pieprz...
- Siadajcie towarzyszu...

A jednak można :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz