piątek, 14 grudnia 2018

Przychodzi do lekarza gość po zawale na kontrolę...
- Musi pan zmienić dietę, zacząć uprawiać sport, rzucić palenie...
- Panie doktorze, a co z alkoholem?
- Przynosić!

Trzy lata temu nasz kraj przeszedł rozległy zawał, w wyniku którego polskie serce bije na alarm. Zastawki nie działają, niedotlenienie mózgu jest niemal zerowe, a nasz lekarz pijany.
Zostały nam dwie drogi. Natychmiastowa wymiana nieudolnego konowała, albo niechybna śmierć.
Wybór wydaje się prosty. Czy aby dla wszystkich?
Zamulone mohery, których niedotlenione szare komórki łakną jak najszybszego zbratania się z bogiem, widzą w karykaturalnych tworach pokroju kaczej dupy, żałosnego klauna dzierżącego funkcję prezydenciunia i notorycznego łgarza na stanowisku premiera, nadciągającą wieczność.
A całej rzeszy świetnie opłacanych pielęgniarek, wynoszących po nich, (nomen omen), wylewające się i pełne ekstrementów kaczki, życzą smacznego.

Zaraz zaczniecie mieć do mnie pretensje, że czepiam się emerytów.
To nie jest tak.
Znam wielu ludzi żyjących z Zus-u, którzy nie są podatni na pieprzenie o zbawieniu i mających głęboko w dupie pislamską swołocz. Ci zemrą w spokoju.

Opowiadałem już ten dowcip, ale powtórzę go teraz...

Szpital. Noc.
Na łóżku leży umierająca starowinka, a obok siedzi zięć.
- Gorąco mi! - rzecze teściowa - Otworzysz okno?
- Dla mamy wszystko!
Przez uchyloną szybę wpada po chwili mucha i zaczyna krążyć po pokoju, a wymęczone oczy teściowej śledzą jej lot.
- Niech się mama nie rozprasza!

Nie rozpraszajcie się i wy, wygłodniali do ostatka pislamiści! Zemrzyjcie w spokoju!
Amen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz