sobota, 1 grudnia 2018

Przedświąteczna opowieść

Jakby to powiedział imć Zagłoba w powieści "Ogniem i Mieczem" do Bohuna...
Chodziłem przed laty "w koperczaki", do jednej dziewczyny z podwórka obok. Była, a może nawet i jeszcze jest, oszałamiającą blondyną, ze wszystkimi atutami razy dwa. Faceci na jej widok walili bańką w latarnie i potykali się o porzucone na chodniku zapałki. Ja czasem też. Miała jeszcze jeden atut. Pracowała w delikatesach na Piotrkowskiej, które były mekką Łodzian w zaopatrywaniu się w towary w innych sklepach nieznane. Rzucali tam pomarańcze przed świętami, czasem nawet arbuzy, i sporo innych wiktuałów znanych ówczesnym Polakom wyłącznie z książkowych reprodukcji.
Dość często zaglądałem do owego łódzkiego El Dorado, bo raz, że mieszkałem niedaleko, a dwa - dla owej blondyny i trzy: bo dostawałem towar spod lady.
Ela była zawsze dla mnie uczynna i miła, ale coś za coś.
Ela była bardzo mało inteligentna niestety. Rozmowa z nią o czymkolwiek przypominała orkę na ugorze, a ja czułem się jak zaprzęgnięty do pługa przez swojego ojca Tomuś Czereśniak z "Czterech Pancernych".
Ona mówiła, a ja słyszałem:
- Ciągnij Tomuś, ciągnij...
Co tu ukrywać...
Nie uciągnąłem.

Ten nieco przydługi początek jest bardzo ważny dla mojej dzisiejszej opowieści.
Obawiam się bowiem, że nawet gdybym dzisiaj był owym młodziutkim Darusiem z tamtym malutkim rozumkiem, to ilość młodziutkich blondyn z atutami razy dwa, a może i cztery, rzuciłaby mnie w odmęty homoseksualizmu. Nie żebym był jakimś nałogowym hetero, bo Morrisona pewnie z łóżka bym nie wyrzucił, ale świadomość obudzenia się o poranku w objęciach jakiejś bogini, która na jakże fundamentalne pytanie o poranku...
- Z kim Polska walczyła w 1920 roku pod Warszawą?
Odpowiada:
- Z Krzyżakami.
... sprawiłaby, że pług, ciągnięty przez Tomusia, wydałby mi się być lekki jak waga szarych komórek wielkiej części współczesnej młodzieży.
Nie winię jej za to.
Tylko Zalewską, i cały pis, który trzeba natychmiast spalić na stosie, zapakować prochy w armatę i wystrzelić w tak zwane pizdu.


 I to było moje słowo na niedzielę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz