sobota, 29 grudnia 2018

Tylko najlepsze składniki

To nie jest wpis kulinarny, choć o kulinariów zaczynam. 

Szanowani kucharze z całego świata nie kupują produktów na swoje potrawy w sieciówkach. Zwykle na okolicznych targach, albo od lokalnych i sprawdzonych producentów, bo tylko one dają gwarancję jakości.
Postępuję tak samo.
Każdy kupiony przeze mnie kawałek jedzenia, od mięsa do marchwi, jest świeży i pachnący swoją unikalną zawartością.
Czasem, kiedy próbuję z lenistwa na czymś oszukać, zawodzę się srodze.
Inna rzecz, że mieszkam opodal rynku i jest mi łatwiej zachować wysoką jakość kupowanych rzeczy. Sprzedawcy mnie znają, a ja znam ich, i nie ma mowy o żadnej lipie.

Od pewnego czasu ckniło mi się za bigosem. Wielu mówi, że to taki przegląd miesiąca składający się z pomrożonych kiedyś ochłapów i kapusty. Nie wierzcie tym ludziom, bo, albo mają niską tolerancję na smaki, albo kucharzenie uważają za zło konieczne i jest im całkowicie obojętne co zjedzą, byle się napchać. Ten drugi powód doprowadził do powstania fast foodów i stworzył nową gałąź krawiectwa pod rozkosznym sloganem: "dla puszystych".
Nie mnie oceniać ilość pochłanianych kalorii na dobę przez osoby, które, gdyby ich wzrost był proporcjonalny do wagi, musieliby mierzyć sobie trzy metry, ale jak to się pięknie przekłada na resztę naszego życia, to już tłumaczę...

Byłem wczoraj w sklepie spożywczym. Przede mną stała ciężko otyła niewiasta i kupowała totka. Zacisnąłem zęby i czekam. Kupiła, a ja odetchnąłem z ulgą. Zapłaciła, zapakowała kupony do przepastnej torby i zaczęła kupować jakieś cholerne zdrapki. Jak już je kupiła, a było ich ze dwadzieścia, schowała je do przepastnej torby płacąc 92 zyle i nagle... kurwa mać! przypomniała sobie, że nie kupiła flaszki o nominale 07 zgłoś się.
Myśłe tak...
Zaraz babsztyla uśpię jednym celnym ciosem niezbudowanym jeszcze krzesłem ze stadionu, na który właśnie wyłożyła pieniądze.
Kupiła flaszkę, zapłaciła i znów sobie przypomniała, że nie kupiła połówki jakichś słodkich szczyn w kolorze brązowym najlepiej. Sklepowa coś tam znalazła, ale babsztylowi skończyła się gotówa i Huston zaczął mieć problem. Grzebała w tym swoim worze ze dwie minuty i wyczaiła kartę. Przeszła na szczęście przez terminal, bo niechybnie byłbym ją już zabił, a ja nareszcie mogłem kupić sobie puszkę Moniki o kocim spojrzeniu.

Posumujmy teraz cały wpis.

Jemy byle co, kupujemy byle taniej i byle przed północą, Marzymy o księciu na szpakowato-miodowym ogierze, unoszącym twory pokroju owej damy ze sklepu w siną dal do zamku na szkockim wzgórzu, gdzie będzie ona nareszcie mogła owe kurewskie zdrapki pozdrapywać, odkorkować 0,7 i przepić koktajlem w kolorze prawidłowej kupy. 
Nie, nie! To jeszcze nie wszystko!
Polski kretynizm objawia się w swojej najczystszej postaci w polityce.
Bo czymże jest pis?

Śmierdzącym, przeterminowanym i trzykrotnie zamrażanym ochłapem z jakiegoś gównianego Tesco, kupowanym w promocji przez klientki, pod którymi złamie sobie kręgosłup najtęższy nawet koń.
A księciem jest zawsze kacza dupa.

Gotuję od dwóch dni bigos. Siedzę w kuchni. Pachnie mi grzybami i kapustą. Najlepszą kapustą jaką mogę w Łodzi kupić. Za dwa dni będzie gotowa. Jeszcze tylko śliwki, wino i jeden składnik, którego nie zdradzę, bo moje wpisy czyta żonusia. Zjemy ją na Sylwestra. Mamy w planach doskonałą zabawę do rana w doborowym towarzystwie.
Resztę można by olać gdyby nie fakt, że we wtorek obudzimy się jednak w tym samym kraju.
Wśród tych samych wariatów.

Znajdźcie więc w sobie siłę, w 2019 roku, na pozbycie się pisowskiego gówna i żyjcie długo i szczęśliwie w zdrowiu, szczęściu i z pełnym portfelem, aby, w razie czego, móc stąd spieprzyć.

Szczęśliwego Nowego Roku.
Darek


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz