sobota, 26 stycznia 2019

Będzie politycznie

Jestem dziś cholernie przeziębiony i będę zrzędził. Nie czytajcie lepiej, bo mogę Was zarazić.

Krzywy Ryj Drugi, za którym fetor kłamstw wlecze się jak zapach szamba za szajsbeką, umyślił sobie pojednać całą społeczność zwołując spotkanie co ważniejszych person celem wytłumaczenia im, dlaczego wyłącznie on ma rację. Co ciekawe, niemal wszyscy się zleźli.
Taka jest polityka.
Jedni liczą na przekabacenie jakiegoś elektoratu wte, a drudzy wewte. W efekcie popieprzą sobie trochę, wydadzą jakieś oświadczenia, które gówno kogo obchodzą, i zatrą z zadowolenia wypielęgnowane rączki z dobrze wykonanej roboty.
Bo przecież oni chcieli, ale się nie dało...

Nie słucham tego, nie czytam o tym, bo świetnie mi idzie marnowanie czasu na mniej denerwujące czynności.
Czasem jednak i do mnie docierają jakiś szczątkowe informacje o czymś tam.
Dziś przeczytałem o Schetynie.
Nie lubię tego gościa.
To krętacz przypadkowo tylko ubrany w opozycyjne ciuszki.
Otóż, ów Schetyna rzekł, że po wygraniu wyborów zbrata się natychmiast z klechami.
Pisałem to już?
Taka jest polityka.
W niej nie można mieć żadnych ideałów, trzeba być jedynie świnią zawsze jak najbliżej koryta. Potrzeba władzy za wszelką cenę jest silniejsza niż uzależnienie od heroiny i bardziej galopująca od najokropniejszej sraczki.
I jest to pierwszy i ostatni powód, dla którego nie toleruję prawie żadnego polityka.
A jeśli któryś z nich zacznie jeszcze nawijkę o brataniu się z kościołem...

Znacie mój pogląd na tę najbardziej szemraną instytucję w historii świata, która, co tu mówić, przez dwa tysiąclecia tak pomieszała w ludzkich głowach, że nie sposób do nikogo dotrzeć.
I pamiętajcie! To wspaniała baza dla polityków. Dlatego wszyscy, i zawsze, będą chcieli z klerem spółkować.
PO istnieje raptem dwadzieścia lat, pislandia jeszcze krócej. Nikt nawet nie zbliżył się do powąchania przetaczającego się za klechami smrodu, ale wszyscy są na tyle wyrachowani, aby wiedzieć, że w naszym zaścianku bez plebana się nie obejdzie.

W pierwszej połowie szesnastego wieku, w Anglii, rządził Henryk VIII.
Znany ze swoich kolejnych i bezskutecznych podejść do zapewnienia sobie potomka.
Gruby, obleśny i syfilityczny dziad, któremu wszak udało się wybawić kraj od katolickiej zgnilizny. Prawdziwe jego intencje są tu bez znaczenia.
Zrobił to i do dziś Angole mają spokój.
Kazał zburzyć maksymalną ilość kościołów, a kochanych braciszków rozpędzić na cztery wiatry. Same korzyści, bo zwiedzanie ruin przynosi dziś krociowe zyski i żaden batman nie wpieprza się do polityki.

I tak powinno być wszędzie, bo gdzie wypada liczyć się z kościołem, tam kwitnie ciemnota.
Możecie teraz mówić co się komu żywnie podoba, ale kraje bez religii rozwijają się najlepiej i najszybciej.
Tylko proszę o nie podawanie przykładów sowieckiej Rosji, czy czegoś w tym stylu.
Rodzajów religii są tysiące. Mają one jefną wspólną wspólną cechę...

Tam zawsze jest jakiś bóg!

A czy on nazywa się Stalin, Kaczyński czy Jezus, to jest już bez znaczenia.
Odwoływanie się do wyimaginowanego porządku świata zawsze niesie za sobą wyłącznie nieszczęścia, dlatego... panie Schetyna...
Jeżeli czujesz się pan za krótki na rządzenie Polską bez kleru, to jesteś pan tylko kolejną marionetką w rękach kościelnej mafii.
Nam potrzeba Henryka VIII!

I to było moje słowo na niedzielę.
Amen



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz