środa, 23 stycznia 2019

Muzeum

Nie jestem pewny czy chce mi się dziś pisać o polityce. Pewnie i tak wyjdzie mi z tego polityczny wpis, ale zacznę od naszej wizyty w muzeum miasta York.
Nie wiem dlaczego podczas poprzednich wizyt je omijaliśmy, bo należało od niego zacząć. I niech każdy, kto tam kiedyś pojedzie, tak właśnie zrobi, bo to jedno z lepszych muzeów w jakich byłem.
Pomysł został oparty ma odtworzeniu życia mieszkańców od szesnastego wieku do lat sześćdziesiątych ubiegłego. Są więc sklepiki, warsztaty... ba! nawet cała uliczka. Najciekawsze jest to, że każde miejsce ma również swój specyficzny zapach. U szewca pachnie skórą, w pralni uryną, a w okopach z pierwszej wojny światowej, wypchanymi trawą i piaskiem workami, chroniącymi przed kulami. Kakofonia zapachów. Często nieładnych, ale jakże zbliżających oglądających do epoki. Na uliczce zapada noc, słychać nawoływania do snu, rżą konie, a sprzedawcy zamykają kramiki.
Hollywood wymięka. Brakuje tylko Ani z Zielonego Wzgórza.
Popatrzcie zresztą sami...





No tak...
Zachwycając się tym pięknym miejscem, doszedłem do wniosku, że w Polsce mamy podobnie i wcale nie trzeba za to płacić po dziesięć funciaków od łebka. Wystarczy się tylko rozejrzeć...

Do żłoba blisko...


Jest gdzie usiąść i pomedytować...


Nasz transport staje się w powoli ekologiczny...


Powstają nowe lofty...


Zapachy macie także. W gratisie.

W owym angielskim muzeum jest jeszcze jeden ważny eksponat.


Takie głowy produkowano za pierwszej wojny na pęczki. Od spodu montowano długą tyczkę i wystawiano ponad okop. Wyborowi niemieccy strzelcy strzelali do owych sztucznych głów i było wiadomo, mniej więcej, skąd padają strzały.
Skąd strzelają do nas?
Chyba wiadomo...
Do jasnej cholery!
Dlaczego ja nie potrafię gdzieś sobie pojechać, by się wyłącznie odprężyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz