niedziela, 16 listopada 2014

Macie jeszcze wybór!!!

Przez pierwszych 27 lat życia mieszkałem na Wólczańskiej, na  wysokości Hortexu przy Piotrkowskiej. Zawsze 1 maja stała tam główna trybuna dla przewodniej siły narodu. I zawsze budziły mnie rozwieszane nocą na latarniach szczekaczki, przez które, już od ósmej rano, darł się jakiś dupek z informacjami kto przed ową trybuną właśnie maszeruje. W Łodzi produkowało się wówczas dużo różnych rzeczy. Drałowały tabuny szwaczek, zasuwali wytwórcy gramofonów, przetaczali się energetycy i roztańczeni piekarze ze "Społem". Radość ściskała dupy maszerującym i oglądającym. Tuż za Honorową Trybuną owa ekstaza przybierała na sile, bo skacowane chłopy rzucali w bramie kije po szturmówkach, szmaty chowali w kieszeń i znikali w przejściówkach na Kościuszki, aby się móc wreszcie ochlać. Kijów ci mieliśmy zatem dostatek. W sklepach sprzedawano naręcza serdelków, kiełbasy zwyczajnej i piwa o smaku: "Próbka Tego Moczu Wskazuje, Że Koń Ma Cukrzycę". Wszyscy, tak myślę, preferowali więc wino "Patykiem Pisane", po którym chuch przewracał słonia i wódę "Z Czerwoną Kartką". Zionący, ale szczęśliwi, wracali do domów, by móc oglądać towarzysza Edwarda, Leonida, Nicolae i innych osrańców, gramolących się na trybuny z pomocą dźwigów. Było spoko. Cholera wie dlaczego, w pewnym momencie, większości zaczęło to przeszkadzać. Zachciało się naraz zarabiać w walucie, mieć w sklepach papier toaletowy i szynkę. I zaczęli wyłazić na ulicę niezależnie od wyszczególnionych świąt, także ze szturmówkami. A kije przydawały się bardziej. Byłem trochę za, trochę przeciw, ale ogólnie - spoko. Radio i tv jakoś przycichły. Tu byłem bardzo "za".
Nie mam zamiaru zanudzać Was tym, co było dalej. Było coraz bardziej spoko. Teraz toaletowego mamy tyle, że służy jako serpentyna co mniej oszalałym kibolom, a serdelki jedzą tylko psy. Źle piszę, teraz cały przemysł dba o każdy narząd naszych ulubieńców, a chamski serdelek gnije na półkach. Osobiście kupuję jeszcze "zwyczajną" - najlepiej sprawdza się na grillu. W sentymentalnym geście ktoś wprowadził na rynek "Czerwoną Kartkę". Odrestaurowujemy Syrenki, Trabanty to wypas. Przewraca się w główkach od dobrobytu, na który każdy tak psioczy. Kolejne święta może nie są aż tak radosne - za zapał to nieporównywalny! Luda dużo, twarzy jakby trochę mniej. To lepiej, bo na owych twarzach także jakby mniej rozumku, oczka zachodzą bielmem encyklopedycznej głupoty, a skoksowane ruchy mówią wyraźnie: Nie chcemy papieru toaletowego! Dziś rzucamy kostką brukową!


Właśnie żonka przyniosła niusa, że w Łodzi zwyciężyli pislamiśmi. Spoko. Kaczor... (niestety żyje), pewnie już się zasrywa w samozachwycie. Boję się tego oglądać...
A już miałem zjadliwą pointę.
Jak to fajnie, że mam piwo...
Polacy to taki naród, który preferuje chaos, nieszczerość, wyimaginowanych wrogów i pochwałę głupoty. To przywara większości Słowian. Za niedługi czas będziemy się zżymać na tzw. "prawicę". Także jutro, mój pracownik, o którym już pisałem, wzorem swojego guru, będzie zasrywał się swoim: A nie mówiłem? Poszedłem dziś wyrzucić śmieci i zobaczyłem taki oto obrazek...




Ogromna porcja łososia, za którą ktoś w sklepie zapłacił więcej niż ja za osiem szaszłyków, postawiona gustownie obok kubłów na śmieci, czekająca aż przeżarty kocur wyliże swoje klejnoty na masce któregoś z aut i skusi się na odrobinę katorżniczej pracy norweskich rybaków, stoi nienaruszona. Wiem, bo wyrzucałem śmieci także wieczorem.
Tak właśnie teraz się czuję.
Nie zjem najdroższych łakoci z łap najważniejszego Kaczora RP z jednego powodu...
Nie jadam w śmietniku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz