Jeszcze pomarudzę...
Wpadło mi w oko jedno smarowidło z ogromną reklamą: "Z masłem!" Kupiłem, bo byłem bez okularów. W domu doczytałem... Bez kitu!
- Zawartość masła: 0,05%
Nie chcę być wulgarny, ale w naszych kupach zawartość masła chyba jest większa!
Chyba już o tym pisałem, ale przypominam sobie, może końcowego Gomółkę i moje wakacje na wsi, podczas których ciocia przynosiła schłodzone, świeże mleko, wlewała z dziesięć litrów do kierzanki (to taka machina do wyrobu masła), a ja, wykonując dwuznaczne ruchy z góry na dół, produkowałem maślany osad na ściankach tegoż urządzenia. O ile pamiętam, pozostałość wypijały świnie. Ciekawe czy dlatego ich mięso pachniało inaczej, bo zjadały do maślanki...? (Niech mnie ktoś poprawi jeżeli się mylę!), uparowane ziemniaki, które my namiętnie im podkradaliśmy. Oczywiście nie z koryta! Z parownika. I zjadaliśmy je właśnie z owym kierzankowym skarbem z milionem procent cholesterolu w tle.
Dziś wmawia się nam konieczność zdrowego żywienia. Powinniśmy zajadać się marchewką i szparagami, koniecznie bez soli i cukru, uparowanymi w chlorze. Żonka lubi mi wmawiać, że przyrządzona w cudaczny sposób marchew smakuje jakoś inaczej. Otóż nie! Marchew zostanie nią na zawsze i kropka. I albo się ją lubi, albo nie. Ja ją toleruję.
I gdyby ktoś mnie spytał na łożu śmierci na jaki posiłek mam chrapkę to, bez wahania, powiedziałbym: Smażona kiełbasa z cebulą i plasterkiem wyparowanej "Tyrolskiej". Jak umierać to z klasą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz