piątek, 28 listopada 2014

Osiemnaście mieć lat to nie grzech.

Minęła właśnie 23 wieczorem, a więc nadeszła odpowiednia pora wziąć się za gotowanie obiadu. Spoko, nie będę szalał. Mam pachnący wywar po gotowaniu boczku z warzywami. Kilka pyrków, suszone grzybki i barszcz, góra pół godziny.
Ależ mnie dziś dowartościowała kasjerka z Biedronki... Nie chciała mi sprzedać piwa w obawie, że nie ukończyłem osiemnastu lat! Jednak po głębszym spojrzeniu w mój otumaniony wzrok i lekko siwiejący, nieogolony zarost, wybiła browara na następnym rachunku. Podziękowałem serdecznie i wyszedłem dumny jak paw krokiem marynarza. I tu przypomina mi się podobna historia Kevina Costnera sprzed, chyba, dziesięciolecia. Gostek miał wówczas tyle wspólnego z osiemnastolatkiem, co ja dziś, lekko pooranego dzioba (mam to samo), hemoroidy, podagrę, sklerozę, demencję i cały pakiet innych dolegliwości kwalifikujących nas gdzieś na drodze z Tworek na Powązki. Tyle że tamten ma 8 cm więcej. Wzrostu. Bez przesady...
Pomyślałem wtedy, że trzeba mieć wzrok Steve Wondera żeby palnąć tak horrendalne głupstwo. Dziś myślę inaczej. Mówcie tak do mnie! Legitymujcie przy zakupie flaszki! Rzucajcie się na mnie maturzystki! W mordę, ale radocha! Przecież posiadanie osiemnastki na karku i półwiecznego doświadczenia kładzie na kolana każdą babę. Wprawdzie nie biegam już do tramwaju, bo i po cholerę, skoro mam auto, nie grałem w tenisa pewnie ze sześć lat i bałbym się wyjść na jelenia w walce z przeciwnikiem innym niż ściana, ale wciąż jaki głupi byłem, taki jestem. Dlatego kompletnie nie rozumiem sposobu myślenia większości zdziadziałych emerytów, którym dzień schodzi na spacerkach z psem i wsłuchiwaniu się w odgłosy zza ściany. I czy ktoś ośmielił się nie zamknąć drzwi od korytarza, bo im zawiewa. Bodajże Jim Morrison nosił koszulkę z napisem: Umieraj młodo - Będziesz ładnym trupem.
Dobra, dość tego.
Mój świętej pamięci wujek powiedział w wieku 46 lat, że już by chyba nie przebiegł więcej jak sto metrów, ale czuje się znakomicie. Tego samego roku zmarł, więc może już ominę ten temat, bo nigdzie mi się nie śpieszy.
Ale pachnie tymi grzybkami w barszczu! To jeden z najpiękniejszych zapachów na świecie. Zawsze, chodząc po lesie, upajam się nim bez końca. Szkoda, że nie udało mi się  pojechać w tym roku na grzyby po raz drugi.



Dobra, barszczyk ugotowany, można iść lulu. Czujecie ten zapach? Mniam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz