sobota, 29 listopada 2014

Po Trzeciej Krucjacie.

Dziś to Wam natruję!
Czemu?
Bo pierwszy raz, od Trzeciej Krucjaty, usiadłem do kompa przed osiemnastą, a jutro nie mam zamiaru wstawać przed dziesiątą, jestem zasmarkany i opieprzam każdego, kto mi przetnie horyzont. I podobnie do mojego szesnastowiecznego idola, Stefcia Batorego, leczę się piwem z miodem na ciepło. On wprawdzie przedkładał nad piwo węgrzyna, węgierskie wino, najczęściej Tokaj, które kosztowało wówczas w Polsce krocie, bo ok. 100 złotych za beczkę. Niezły koń wart był 20 zł, a para butów kosztowała 20 groszy. Fałszowano więc Tokaja na potęgę w Koronie i na Litwie dolewając jakichś polskich siuśków. Schamiałym gardłom ówczesnej szlachty było to obojętne, bo i tak chodziło jedynie o to żeby się nawalić, zatem...
Popyt wśród zamożnej części społeczeństwa przerastał podaż.
Dziś ten styl handlowania przejęli Chińczycy.
Wynaleźli coś, co ochrzcili mianem Gwiperi...




które jakoś mocnawo kojarzy się z Fiatem Panda, albo taki Mercedes...




Który nazywa się BYD F8.
O ciuchach, zegarkach i innej elektronice dla ubogich nie ma co wspominać. Chinole rąbią każdy dobry pomysł, zmieniając nazwę i mając całość w swojej czterojajecznej dupie. Lubię ich. Budują cztery tysiące kilometrów autostrad rocznie. 
Czarek Grabarczyk od autostrad... (mam tu jakąś jego fotkę sprzed lat)...




...mógłby się sporo nauczyć, bo gitara nie stała się jego żywiołem. 
I żeby nie było, że tylko krytykuję innych...




I ze mnie nie wyrósł Jimy Hendrix, choć włos mi wciąż rósł na boki i w górę.




I rósł... i rósł... aż zaczął wypadać. I choć nie zatkałem do dziś nimi wanny po ich umyciu, cieszę się, że się pozbyłem tych okropnych kudeł, których zazdrościła mi każda dziewczyna. W mordę! Nawet na ostatnim zdjęciu byłem dobrze po osiemnastce. Co tej babie z Biedronki namotało się w pecynie?
Z niecierpliwością czekam na dzień, w którym podeślę Wam swoją fotkę z trzystoma wenflonami pod kroplówką na Oiomie, po wypadku spowodowanym starczą ślepotą. Chwilowo jednak strasznie mi dokuczają dziadkowie w kapeluszach z wypiekami na twarzy i wierszykiem w rodzaju:

W uszach świst,
W oczach mgła,
A na liczniku czterdzieści dwa.

Widziałem jednego takiego próbującego zaparkować po marketem. Mógł być wyznawcą Allaha, bo kilka razy próbował stanąć czołem do Mekki. Nie dał rady, bo zajmował pół parkingu swoim Pajero. Tyłem nie wypadało, bo obraza. Zidiociały staruszek, któremu mózg miażdży demencja i Alzheirmer, potrzebujący 30 minut na zaparkowanie na lotnisku, to plama na honorze mężczyzn. W Holandii ludzie kończący pięćdziesiąty rok życia mają nieomal obowiązek uczestniczenia w kursach dla potencjalnych debili, u  nas każdy stulatek może zapychać bezkarnie drogi i jeździć pod prąd autostradą.

Pod "Biedronką", zaparkował niedawno jakiś osiłek w Land Roverze, któremu mocno dymiło się spod maski. W panice otworzył klapę silnika i zaczął węszyć. Stał tuż obok mnie i od razu zauważyłem, że nie ma nakrętki na wlewie pojemnika płynu chłodniczego. Z otworu buchał  gejzer. On tego oczywiście nie zauważył. Za dużo suplementów? Skomplikowany skład proszku na rozrost bicepsa fatalnie wpływa koncentrację, bystrość gałek ocznych i transport informacji do resztek szarej substancji między uszami a czerepem? Po kilku minutach zamknął klapę i poszedł kupić kolejny płyn na poprawę swojej sylwetki. Zapewne coś pomiędzy dopalaczem a wywarem z landrynka w wiadrze wody. Tak pachnie Red Bull z Austrii. Skręca mnie gdy go poczuję.
Nie pojmuję także dlaczego facet odbierając rozmowę z komórki natychmiast zaczyna chodzić? Czyżby rozmowa w pozycji: "stoję i gadam" odbierała mu dar logicznego myślenia? Zwykle jest to ogolony na zero palant zasiadający za kierownicą BMW serii 3, z silnikiem 1,8 i stiuningowanym wydechem, z którego dochodzą rzężenia, od których zbiera mi się na wymioty.
Niespecjalnie wiem dziś o czym dziś pisałem. Popitoliłem sobie i tyle. Żonusia mi nie daje się wygadać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz