piątek, 6 marca 2015

Abby Road

W pewnym momencie, jakieś cztery dni temu, zorientowałem się, że mam w aucie taką podłużną kieszonkę, w którą można wsunąć płytę CD i z głośników popłynie muzyka, przemówienie Kaczyńskiego ze zjazdu kosmitów, albo trzynasta księga "Pana Tadeusza". Ponieważ wszystkie tego typu czytniki, w naszym domu, już dawno się popsuły, a co noc słychać błagalne szepty ze stojaka na płyty: puść mnie! puść mnie..., zabrałem pięć sztuk do auta i wcisnąłem guziczek: play. I magia zadziałała! Jestem z gatunku ludzi, którzy muszą słuchać muzyki w samotności i głośno. W domu, niestety, tak się nie da. Auto jest jedynym takim miejscem. Jeździłem więc po mieście wtórując Beatlesom i Billy Joel'owi i wydzierając się w niebogłosy jak debil. Następnego dnia zaatakowałem Bee Gees, Budkę Suflera i wróciłem do Beatlesów. Dawnymi czasy miałem ambicję nauczyć się grać ich wszystkie utwory. Udało mi się w jakichś 60 %. Nie wiem czy dziś potrafiłbym zagrać dziesięć. Nieważne. Kiedy już ochrypłem, zacząłem wreszcie słuchać. Nie chcę zanudzać nikogo przykładami, ale ta czwórka geniuszy nagrała wszystko przed wszystkimi. Gwarantuję, że gitara Harrisona brzmi czasem jak z zespołu Queen albo z Santany, Led Zeppelin zlizywał z nich co smaczniejsze kąski, a cały Heavy Metal jest wytarzany w Abby Road. Cała ta muzyka oczywiście trąci dziś myszką, ale dla mnie Beatlesi są jak loty na księżyc... Rozwijamy się, technika gna naprzód, a na Srebrnym Globie byliśmy 45 lat temu i wciąż nie możemy tego powtórzyć. I, tak szczerze mówiąc, wisi mi, że śmieją się ze mnie jakobym zatrzymał się w tamtych czasach; że jestem zamknięty jak kasa pancerna. Moja słabość do wszystkiego co nowatorskie i genialne jest o wiele większa od potrzeby obcowania z lansowaną nachalnie modą dla zbicia kasy. Przypomnijcie mi, bo może mam sklerozę, ale ile było zespołów, lub solistów, w historii muzyki, wylansowało sto światowych przebojów? Konia z rzędem temu, kto ich wymieni. 
Toż nawet już polski Sopot musi dodawać "Trendy" do wypełnienia widowni. Bo my za wszelką cenę musimy być trendy. Tego od nas wymagają, a my musimy się podporządkować. 
Zasiądźcie tedy SAMI w Waszych autach, włączcie ulubioną muzykę i delektujcie się linią basu odczuwaną najlepiej w lędźwiach. No chyba, że macie fotel z masażem...
Żeby jednak nie było, że jestem takim stuletnim pięćdziesięciolatkiem to powiem wprost... Mnie także podoba się współczesność. Najbardziej Viagra i stringi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz