wtorek, 24 marca 2015

Trochę o kminku

Pomarudzę jeszcze chwilkę o jedzeniu. Zdumiewa mnie, jak dzisiejszym masarzom udaje się tak doskonale zmienić smak każdego swojego wyrobu, aby nie przypominał on tego, z czego powstał. Zakładam się o milion funtów, których nie mam, że nikt z zawiązanymi oczami nie odróżni szynki od baleronu, a karczku od polędwicy. Już nie mówię o takich niuansach jak wędzone udko z kurczaka z wędzonym udkiem z indyka.
Na mój prostacki rozum... Właśnie po to robi się różne wyroby, aby różnie smakowały, ale oczywiście mogę się mylić. Żonusin karczek ma, o dziwo, smak karczku, a ów smak ma się nijak do tych sklepowych. Kopytka z garmażerni capią najtańszym jogurtem na mleku w proszku, którego moje nozdrza nie znoszą, rzodkiewki to właściwie ogórek, a ogórek ma smak kiblowej wody. Nie żebym próbował, ale bez kilograma soli właściwie nie da się go przełknąć bez narażenia się na zeza i rozedmę płuc. Pełna unifikacja. Z wyjątkiem nazw, ale o tym już pisałem... Kiełbasa z kija... Porno dla ubogich.
Ale w dążeniu do kompletnego zniesmaczenia nam życia, na czub peletonu wyjechał jakiś kretyn z rządzących zakazując dodawania pieprzu, majeranku i czegoś tam jeszcze, co zwyczajowo poprawia smak wszystkiego, co zjadamy w mlecznych barach i w domu. Przyznaję, nie bywam w nich klientem, nawet nie wiem gdzie jakiś jest, ale cholernie popieram tych desperatów, którzy muszą walczyć z tak rozświetlonym kretynizmem w imię czynienia, przy okazji swojego biznesu, odrobiny dobra. I założę się, że gdyby nie medialny szum wokół tego zarządzenia, wszystkie bary udałoby mu się zlikwidować. Gratulacje, ty łysy capie z brzuchem nieumiejący z pewnością przekroić chleba i wpieprzający banany ze skórką, bo nikt mu nie powiedział, że da się ją obrać! Nie wiem jak on wygląda, ale mój opis musi się zgadzać w dziewięćdziesięciu procentach. Wychyl czasem swój pusty łeb znad papierów.
Na szczęście coś przebąkują o wycofaniu się z tego. Po pięciu miesiącach! Czemu nikt nie krzyczy, że chciałby zobaczyć gębę osoby, która wpada na takie pomysły? Ile jeszcze trzeba stracić pieniędzy i jak długo musimy sponsorować bezmyślność? Dlaczego nie znajdzie się nikt, kto by zwyczajnie wypieprzył z roboty takich zasrańców?
Ano dlatego, że ten, który by mógł, także się pod tym podpisał i, w tym momencie, tworzą się schody do nieba, na które nikt nas nie wpuści. Mam nadzieję, że na tych schodach nie ma chociaż poręczy...
Ale i tak trzeba by huraganu, żeby ich zmieść, bo to nie lada alpiniści.
Szalenie lubimy niszczyć oryginalność. Nie pasuje nam do fast foodów i rzędów blokowisk z talerzami na balkonach. Podobnych foteli w podobnej odległości od ekranów wyświetlających tego samego X-factora. Przepraszam jeżeli kogoś obrażę, ale prostactwo takiego przekazu... Nie kontynuuję...
I na koniec...
Beatlesi tylko raz zostali oczarowani przeróbką własnego przeboju. "With a little help from my friends", w wykonaniu Joe Cockera jest ponadczasowy, a ja miałem nawet zaszczyt usłyszeć go na żywo z ust samego mistrza. Jeżeli już uważamy się za aż takich geniuszy, aby zmieniać dorobek pokoleń na własną modłę, no to pliss... konkurujmy z najlepszymi, a nie z kminkiem i laurowym listkiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz