poniedziałek, 30 marca 2015

Szkolenie...

Jakoś tak mam, że przestaję oglądać filmy z aktorami, którzy stosunkowo młodo zmarli. Nie wiem dlaczego, ale tak mam. Ostatnio jest tak z filmami z Patickiem Swayze, którego pokonało raczysko, chyba... trzustki. Mam wrażenie, że mnie dołują.
Ciekawe, dlaczego zupełnie odwrotnie jest z muzyką?
Wielu wybitnych muzyków zacząłem doceniać właśnie po śmierci. Na początek poszedł Queen i Freddy... Coś mi nie pasowało w ich muzyce od czasów szkolnych do roku 1991, kiedy to Mercury przeniósł się na łono Abrahama. Wielka to była postać! Ogromna! Cały zespół taki był! Mam w aucie ich "Innuendo" i jakiś "The Best". Rewelacja. Niewielu aż tak pozytywnie wytarmosiło moje trzewia jak Queen. Drę dziób jak idiota przy "Another wanna bast the dust", a "Show must go on" działa na mnie jak fotel z masażem. Nie jestem jednak aż takim sadystą, aby chcieć śmierci wszystkich najwybitniejszych postaci tylko po to, by móc zacząć ich lubić. Nic z tych rzeczy! Dziś siedemdziesiąt lat skończył Eric Clapton i niech mu się żyje kolejnych tyle samo.
Są wszakże kapele, których zwyczajnie dotychczas nie odkryłem  na swoje potrzeby. Z różnych względów. Ale odkrywam... Niedawno stało się tak z Fleetwood Mac i ich śpiewającymi gitarami, które same w sobie są osobnymi utworami i nie mogę się tego nasłuchać. W jakimś wywiadzie perkusista, Mick Fleetwood powiedział, że lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte to okres, co do którego nie bardzo jest pewien, co wówczas robił. Kłamie! Szalenie lubię jego dyskretną i wyrafinowaną perkusję. Takich rzeczy nie robi się na haju! Kolejna wielka postać.
Spytacie po jaką cholerę tak dziś przynudzam...
Ano, bo tak sobie myślę, że drogi do ludzkich serc prowadzą szalenie krętymi ścieżkami i najczęściej zwykły przypadek zrządza, że zachwycamy się tym lub owym. W świecie tak natrętnej wizualizacji trudno jest wybrać coś wartościowego i fajnie byłoby czasem zatrzymać się na chwilę i przemyśleć z jakiego powodu przypadło nam coś do gustu. Dla mnie to ważne, bo ja lubię wiedzieć dlaczego... Dlatego wiem także czemu czegoś nie lubię i nie wiem, czy to nie jest jeszcze ważniejsze. Oskarżają mnie, że jestem malkontentem. Pewnie to prawda, ale chyba bardziej drażni rozmówców to, że mogę wszystko poprzeć odrobiną wiedzy. I prawie nigdy nie wypowiadam się na tematy, na których się nie znam i kompletnie mnie nie interesują. Dlatego nie nadaję się na polityka, bo oni muszą znać się na wszystkim i wychodzi z tego to, co wychodzi. Śmiejemy się z Amerykanów, że nie wiedzą gdzie leży Europa. Dlaczego zatem właśnie wśród nich jest największa liczba noblistów? Przestańmy być na potęgę lekarzami, politykami, fryzjerami, bo, jak to mówią o nas w Ameryce: Polak nie może mieć dłuższej przerwy w pracy niż pół godziny, bo potem, od początku, trzeba go szkolić.
Złośliwość?
Złośliwość jest wówczas, kiedy kopiemy dół na zwłoki i znajdujemy inne zwłoki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz