Nie wiem czy pisałem, ale będąc w Anglii kupiliśmy raz pomidorki koktajlowe, które były tak pyszne, że poleciałem zaraz kupić kolejną porcję. Nie wiem ile było w nich chemii, ale u nas takich nie jadłem. Czasem zdarzają się niezłe malinowe, ale to już nie to co tamte. Miałem fatalne zdanie o angielskiej kuchni, która zawsze kojarzyła mi się z jakimś rozciapcianym ciastem utopionym w czekoladowym kefirze i herbatą z mlekiem, a okazało się, że nie miałem racji, bo są tam także potrawy dla ludzi prostych o podniebieniach niewyrafinowanych takich jak choćby Full English Breakfast czy Linconshire Sausage, albo Sunday Roast, który z początku brzmi znośnie, bo jest to zwykle pieczone mięso z sosem, pieczonymi ziemniakami i warzywami, ale już dodatki w postaci puddingu miętowego lub jabłkowego mnie przerażają.
W Skalnym Mieście w Czechach jest mały staw, w którym nie można łowić ryb. I słusznie, bo wcale nie trzeba. Wystarczy wsadzić rękę do wody i wyjąć potężnego karpia lub płoć, wypatroszyć i położyć na grilla.
Mokre sny wędkarza...
Znów zrobiłem się głodny!
Ale żeby nie było tak, że ja tylko wciąż siedzę w domu i nawijam o pierdołach, to przyznam się, że czasem także pracuję. I tak, w wolnych chwilach, powstawało z takiego czegoś...
Takie coś...
... co może nie jest mokrym snem hollywoodzkiego dizajnera, ale nie obraża ich gustu. Od jutra mam kilka dni wolnych, które mi dają czas na zakończenie nieustających prac u mnie w domu, a później do roboty.
Lajf is brutal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz