piątek, 31 lipca 2015

Muszę o Janie Kulczyku...

Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałem ile zalega w domu rzeczy niepotrzebnych. Dziś wpadłem w dwa pudła zdjęć i slajdów, które były kopalnią śmieci i kawałem historii od Średniowiecza począwszy. Trzy dobre godziny roboty, a efekt mizerny. Coś tam wprawdzie wywaliłem do kosza, ale żeby to przejrzeć i uporządkować potrzeba by tygodnia. Zawsze myślałem, że dokumentuję historię rodu, a tu wyszło na to, że jestem śmieciorobem. Gosiunia siedzi na ławeczce... pięćdziesiąt póz; Łukaszek na spacerze ze mną, babcią i mamuńcią... trzysta osiemdziesiąt; wczasy w Bułgarii anno domini '86... sto przelatujących mew na tle morza, dwieście slajdów z oceanarium i dwa z osłem i żonusią. Te ostatnie zostawiłem... Bez podtekstów proszę!
Ależ te dwudziestodwulatki (nie wiem jak się to pisze... Razem czy osobno?) były cudne, aż miło popatrzyć, echhhh... Rozmarzyłem się...
Ale ja dziś nie o tym...
Przeglądając internet najważniejszym niusem jest oczywiście śmierć pana Kulczyka. I słusznie, bo to ważna postać współczesnej Polski, a co za tym idzie osoba, którą maluczcy mogą teraz zacząć krytykować.
Całkiem niedawno, po śmierci Macieja Kuronia, wszedłem na stronę z kondolencjami.
No i się zaczęło!
- Zdechło wreszcie to Żydzisko!
- Pies go j...ł!
I takie, tam podobne, rzygać się chciało.
Mamy dziś powtórkę z rozrywki.
Nagle ci niedopieszczeni dostali pałera.
- Jak on śmie mieć tyle pieniędzy? Dzieci głodują, a on ma samoloty, jacht z basenem i kilka pałaców. Świnia! Żony sobie zmienia na młodsze... pisze dziś jakaś niedopieszczona Ula.
Uleńko droga! Gdybyś spotkała Kulczyka na swojej brukowanej ulicy w otoczeniu rozsypujących się kamienic, Twoje majty natychmiast zrobiłyby się mokre i do końca życia opowiadałabyś sąsiadom o swojej przygodzie. Ale teraz Kulczyk umarł i możesz się ogrzać przy jego trumnie. Bo skoro ja Cię przeczytałem, to pewnie zrobi to jeszcze ktoś inny i poczujesz się dowartościowana. Żenada.
Fakt, że gość z jego pieniędzmi zmienił sobie żonę na młodą dziewczynę jest konsekwencją życia na pewnym poziomie bogactwa. Wszyscy oni tak robią, ale użalanie się nad poprzednią żoną Kulczyka przypomina mi lament grzechotnika nad losem ugryzionej ofiary.
Nie wyobrażam sobie, aby owa pani, po trzydziestu latach małżeństwa, tak namiętnie pragnęła czuć bliskość mężulka w sytuacji, kiedy pod jej bramą ustawiają się setki młodzieńców gotowych skorzystać nie tylko z niej, ale także ze stu milionów dolarów na jej koncie. Problem polega jedynie na tym, że owa pani, nagle, z konsumenta, zmieniła się w inwestora i musi zmierzyć się podejmowaniem trudnych decyzji komu by tu oddać odrobinę swojego majątku. Dwadzieścia wystarczy? A może dwadzieścia osiem? Zaszalejmy. Siedemdziesiąt centymetrów, a co! Współczujecie jej dylematom? Kobietom przyzwyczajonym do bycia jedynie piękną i bogatą nie tak łatwo przeistoczyć się w bizneswoman. Oficjalnie, bo co do alkowy...
Nie zazdrośćcie miliardów komuś, kto umiał nie nie zapracować. Ktoś, kto to robi jest w moich oczach żałosnym karłem próbującym przerzucić własne kompleksy na barki tych, którzy takowych nie mają. Poznęcam się trochę...
To jacht Kulczyka...


  To jego samolot...



A to dwa z jego domków porozrzucanych po świecie...



Jeżeli komuś wystarcza życia aby na to zapracować tylko po to, żeby nie mieć czasu się tym wszystkim nacieszyć, to wypada jedynie kogoś tylko takiego żałować. Żal mi Kulczyka, bo musiał to być świetny facet. Z wizją.
A ja lubię wizjonerów.
Tylko tacy zmieniają świat. Pani Uli także...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz