sobota, 15 lipca 2017

Stać Was na sobotni luzik?

Zastanawiam się... Jest sobota wieczór, jest dziwnie cicho i spokojnie, a ja zjadłem przepyszną kolację...
Ku uciesze wegetarian dodam, że żadne zwierzątko nie poniosło przy naszej kolacji żadnego uszczerbku na zdrowiu i życiu, więc po co mam się denerwować tymi pieprzonymi fajfusami z gównianego pisuaru? 
Pomidorki z serem Ricotto, bazylią, czosnkiem, oliwą i oliwkami, na grzance, łagodnie drażnią mi wątrobę. Moja śledziona rozmarzyła się jakoś, nerki odpoczywają, a grasica nareszcie doszła do wniosku, że może ponownie zacząć bezkarnie produkować tymozynę, że o tymostymulinie nie wspomnę. Dlaczego więc miałbym się właśnie teraz zaczynać denerwować jakimiś imbecylami z podgatunku kaczej dupy?
W lodówce czekają jeszcze zgrabnie pokrojone kawałki arbuza, na którego chwilowo nie mam już miejsca. Na wszelki wypadek także i piwo. Jest prawie sielankowo i chyba zaraz zdejmę spodnie, bo nic tak nie cieszy zadowolonego organizmu, jak ich brak. Zapewne i Wy teraz czujecie taką potrzebę. Ściągajcie zatem portki i nałóżcie na talerz kolejną porcję grillowanego karczku, słuszną łychę  musztardy; albo wgryźcie się w kaszankę. Oczywiście bez pominięcia zmrożonej lufy w plastikowym kubku. Bo życie nie składa się wyłącznie z masochizmu. 
Zidiociały kaczor do jutra nie zdechnie!
Czy Wy naprawdę myślicie, że jakiś fiut z pisu myśli teraz o kimkolwiek z Was? 
Zaręczam, że oni wszyscy mają Was teraz głęboko w dupie. Chlają za Wasze pieniądze wszystko to, co chla się właśnie na Karaibach. Z uśmiechem kostuchy... 
Na swoich kłamliwych gębach!
Najedzcie się więc dziś na tyle, aby jutro rano mieć siłę wstać, wsiąść w pociągi do Warszawy i pojechać rozpieprzyć to tałatajstwo raz na zawsze.
Ja się dziś chyba trochę za bardzo najadłem, a poza tym - nie lubię Warszawy. Kiedyś jednak przyjadę, ale na głodnego.



Bo polityką zajmują się wyłącznie głodni.
Smacznego!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz