Ponieważ kompletnie nie interesuje mnie wizyta Trumpa ani opinie na jej temat, nie mam zamiaru napinać się na żaden komentarz. Ten milion znawców globalnej polityki, od prawa do lewa, w zupełności wystarczy. Mój głos jest więc zbędny.
Nie wiem także co wyczynia nasza prawica i jak bardzo prosi się o dziesięć lat pierdla za swoje dobre zmiany. Osobiście wolałbym wpuścić ich wszystkich na gęsto usiane pole minowe gdzieś pod... białoruską granicą. Komu się uda przeleźć - będzie u swoich. Stamtąd już tylko krok do Korei Północnej i ich mistrzów... ding dongów, czy jak oni się tam wabią.
Opowiem dziś bajkę.
W czasach, w których Toruń nawet nie przypuszczał, że na świecie pojawić
się może ojciec Rydzyk, a Wisła zachęcała podróżnych do kierowania się w opisywany rejon ze względu na łatwy do przebycia bróg, na ulicy Kopernika urodził się jeden Mikołaj. Po latach nudnej nauki został prawnikiem, lekarzem, matematykiem, chemikiem, ekonomistą, wojskowym strategiem i wynalazcą chleba z masłem...
W wolnych chwilach tłumaczył wiersze z greckiego na łacinę.
Chyba rozumiecie dlaczego, dzięki takim ludziom, ów okres nazywamy Odrodzeniem... Smarując na jutrzejsze śniadanie chleb jakimś smarowidłem z Biedronki pomyślcie jak bylibyście durni gdyby nie Kopernik.
Zapewne wówczas przeczuł przyszłe najazdy ciemnoty na Toruń i Mikuś do Torunia więcej nie wrócił.
Zakotwiczył nad Zalewem Wiślanym, we Fromborku, opodal ruskiej granicy, i zajął się tym, co prawdziwe tygrysy lubią najbardziej.
Wlazł z krzesłem na dach, otworzył flaszkę i zaczął bezmyślnie gapić się w niebo.
Tymczasem w torunianie zamartwiali się, że ich miasto nie ma jeszcze nazwy. Z pomocą przyszli im nieudolni budowniczowie, którzy po pijaku wzięli się za budowanie. I wyszła im krzywa wieża.
Nawet Wisła się wtedy wkurwiła i zalała swoimi wodami brakorobów wraz z ich brakoróbstwem.
Krzywa wieża zaś, nie mogąc wytrzymać uderzeń fal, pełna strachu wrzasnęła do rzeki:
- Wisło, Wisło, nie podpływaj tak blisko, bo ja
runę!
A rzeka odpowiedziała:
- To ruń!
Prawda, że lubimy bajki?
Niesiony echem krzyk Wisły dotarł do mniej inteligentniej części mieszkańców miasta bez nazwy... Nazmyślałem co niemiara, ale w bajkach wszak wyłącznie chodzi o morał. Będzie i on.
Nawalony niemieckim sikaczem Kopernik, lukając na nocny nieboskłon zobaczył, że coś mu się przesuwa, płynie i jeździ przed oczami. Siadł więc i napisał powieść: "O obrotach sfer niebieskich".
Nie było to dzieło rangi "Kodu da Vinci" i słusznie trafiło na listę ksiąg zakazanych na lat przeszło dwieście. To także ono doprowadziło pewnego euro entuzjastę, o imieniu Galileusz, do jakże słusznej izolacji do końca życia.
"To ruń" trwa nienaruszony dzięki najsławniejszemu torunianinowi w historii, ojcu Tadeuszowi... I jego wizjom powrotu do odrodzenia średniowiecza. Trzymajmy ten kierunek z naiwną myślą, że kiedyś nareszcie nadejdzie prawdziwe odrodzenie.
Niewiele dziś napisałem o "ojcu" Rydzyku, mimo że to właśnie on miał być tematem przewodnim mojego wpisu, ale niewiele wiem o fiucie. Fiucie, który tak bardzo zohydził mi przepiękny Toruń, który zawsze był, po mojej ukochanej Łodzi, drugim miastem, w którym chciałbym zamieszkać.
Torunianie!
Wywalcie wreszcie tę gnidę ze swojego miasta, bo Wisła jeszcze nie powiedziała swojego ostatniego słowa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz